IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Here in the forest, dark and deep...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Ben Watts
Ben Watts

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptySob 12 Wrz 2015, 23:22

Opis wspomnienia
Wspólne odrabianie szlabanu mogło się jednak skończyć dużo gorzej - ale co przeszli, ile krwi napsuli to ich. Czyli o tym jak Zakazany Las i żyjące w nim paskudztwa przypadkiem popchnęły znajomych z dzieciństwa z powrotem w swoje objęcia.
Osoby:
Jasmine Vane, Ben Watts
Czas:
jesień 1975
Miejsce:
Zakazany Las
Ben Watts
Ben Watts

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptySob 12 Wrz 2015, 23:22

Ciemność nocy, która rozpościerała się nad błoniami, nie była zbyt zachęcająca. W połączeniu z jesiennym chłodem zdawała się raczej sugerować uczniom, by znaleźli w swoich pokojach wspólnych przytulne miejsca, otulili się kocami i spędzili wieczór w cieple oraz bezpieczeństwie oferowanym przez zamkowe mury. Ben dałby w tej chwili wiele, by móc czmychnąć do wieży Krukonów z kubkiem kakao oraz dobrą książką. Choć nie, może nie książką. To właśnie wynoszenie woluminów z biblioteki po ciszy nocnej sprawiło, że miał teraz szlaban do odrobienia. Gdyby pani Pince akurat się nie odwróciła, kiedy już już znikał za rogiem...! Ale nie. Stara, ślepa i jak sądziło wielu posiadaczka ptasiego móżdżku, musiała w najmniej odpowiednim momencie udowodnić, że tak naprawdę była bystrą, zabójczą harpią, jeśli tego chciała i potrafiła wywęszyć najmniejsze przewinienie w obrębie swojego bibliotecznego królestwa. Dostać szlaban za książki. Panicz Watts chyba nie mógł bardziej udowodnić, że tiara przydziału słusznie umieściła go w Ravenclawie.
Wzdychając cicho, chłopak zerknął na Hagrida niosącego w ręku parę lamp oraz kuszę – gajowy pofatygował się pod zamek, by odebrać dwójkę uczniów, ale jak widać jedno z nich się spóźniało. Wraz z zimnym podmuchem Szkot wzdrygnął się mimowolnie, podciągając wyżej brzegi szalika w domowych barwach. Zrobił to właściwie tak mocno, że spod niebieskich pasów widać było tylko oczy – zupełnie jakby miał tak dość, iż chciał przyspieszyć proces kładzenia się do grobu poprzez samodzielne zmienianie się w egipską mumię. Choć w tym przypadku trafniejszym określeniem byłoby prawdopodobnie pierwszy przypadek mumifikacji ucznia Hogwartu, śmierć przez zblazowanie. Bo tak po prawdzie Krukon nie czuł złości z powodu dostania szlabanu, szybciej irytację na samego siebie, że dał się tak głupio złapać i teraz miał w perspektywie bieganie po Zakazanym Lesie zamiast miłego wieczoru przy kominku. Co też w ogóle przyszło do głowy gronu pedagogicznemu, żeby posyłać piątoklasistów po nocy do lasu? Jeśli chcieli się ich pozbyć, istniały dużo dyskretniejsze i bardziej ekonomiczne sposoby.
Najzabawniejsze, że Ben w ogóle nie wiedział, z kim przyjdzie mu odrabiać ten szlaban – ilekroć ktoś przechodził korytarzem, unosił głowę, przez otwarte drzwi podążając wzrokiem za sylwetką przypadkowego ucznia. Gdy piąty raz jak kretyn odprowadził spojrzeniem jakiegoś chudego jak szczapa Gryfona, porzucił to zajęcie, zerkając ku stopom, którymi bezwiednie zaszurał na trawie. Mogliby już iść, marsz pozwoliłby się trochę rozgrzać.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptyPią 18 Wrz 2015, 13:22

Doprawdy, nie wiedziała, jak to się stało, że pozwoliła się przyłapać w tak paskudny sposób. Dać się złapać nauczycielowi, po nocnym warzeniu eliksiru w lochach? Morgan i Merlinie, co za wstyd. Chyba nie powie nic dziadkowi, bo ten wyśle jej wyjca z reprymendą. Jak mogła zapomnieć o środkach bezpieczeństwa. Potrzebowała zaledwie paru składników, a Filch nie zaglądał do sali eliksirów z jednego, prostego powodu. Chantal zabroniła mu węszenia po tej klasie. Sama zajmowała się utrzymywaniem tu porządku, czyli zachowaniem odpowiedniej dekoracji w postaci szkieletów szczurów i pajęczyn. Wiedział o tym każdy Ślizgon, temu więc Jas uznała, że nie dość, iż uzyska parę wartościowych ingrediencji, tak jeszcze nikt nie będzie jej przeszkadzał. Zajęła się namiętnym warzeniem eliksiru transmutacyjnego, który od dawna chodził jej po głowie. Przepis był dość skomplikowany, więc musiała parę razy czytać instrukcje. Przepis to jedno, ale Jasmine starała się non stop przeliczać proporcję, szukać nowych rozwiązań i sposobów. Dlatego, kiedy przygotowała eliksir wedle wskazań, zajęła się ponownym warzeniem z własnymi udoskonaleniami. Musiała przyznać, kiedy przetarła już zmęczone oczy, że jej wersja wydawała się być o odcień ciemniejsza, ale jak było z działaniem - nikt nie wiedział. Musiała znaleźć jakąś parę szczurów by przetestować eliksiry. Przelała je do fiolet, odpowiednio odpisała i wyszła jakby nigdy nic na korytarz. Prosto w łapy nauczyciela. Ten oczywiście o wszystkim doniósł komu trzeba, a sama Chantal nie mogła zbyt wiele zrobić. Tyle, że udało jej się zminimalizować karę do wędrówki z Hagridem do Zakazanego Lasu. Lepsze to niż czyszczenie sreber.
Z grymasem na twarzy opuściła gabinet Chantal i udała się do sypialni. Rzutowało to na cały jej kolejny dzień, a sprawę pogorszyła sowa z listem, gdzie i o której ma się stawić. Żeby tego było mało, na skutek wielu niekorzystnych zdarzeń w pokoju wspólnym, gdzie trzecioroczni oblali połowę kolegów z domu jakimś glutem w tym Jas, była prawie spóźniona. Nie skończyło się na samych wrzaskach wściekłej Ślizgonki, lecz oblała każdego z nich wodą z różdżki. Pobiegła się przebrać i minutę przed ustaloną porą wbiegła po schodach, chcąc zdążyć na szlaban. Nałożyła na ramiona ciemny płaszcz i zarzuciła na szyję szalik w barwach domu. Parę minut po ustalonej godzinie wyszła naprzeciw Hagridowi, nie widząc jeszcze, kto stoi koło niego. W sumie nawet się ucieszyła, że gajowy nie będzie się skupiał tylko na niej. Może szybciej minie ten szlaban.
-Przepraszam, coś mnie zatrzymało. -mruknęła, gdy Hagrid zaczął coś mruczeć o spóźnieniach. Podniosła wzrok na Krukona obok niej. Myślała, kto to mógł być. Uderzył ją kolor włosów i oczu.
-Watts? -syknęła cicho, kiedy oboje ruszyli za Hagridem. -Za jakie grzechy Morgano mnie tak każesz. -mruknęła, zapinając guziki płaszcza.
Znali się z Wattsem od zamierzchłych czasów. Tak się składało, że ojciec Wattsa i ojciec Jasmine byli dobrymi znajomymi. Często zabierali swoje małe pociechy na te spotkania, ale chyba jakaś nieznana im już sytuacja spowodowała, że ich zabawy kończyły się zapasami albo okładaniem się zabawkami. Poza tym, gdy już nauczyli się mówić zaczęli się przezywać i dogryzać. I nikt nie wiedział dlaczego. Chyba był za to winny tylko i wyłącznie charakter. Na ceremonii przydziału Jasmine odetchnęła, kiedy wylądowali w osobnych domach. Jednak do teraz nie szczędzili sobie "czułości". Jak widać.
Ben Watts
Ben Watts

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptyPią 09 Paź 2015, 22:48

Dlaczego zawsze jeśli coś może pójść źle, to pójdzie jeszcze gorzej?
Ben liczył na jakiegoś cichego towarzysza szlabanu – możliwie ogarniętego, chcącego jak najszybciej załatwić to, co załatwione mieć było, nie robiącego zbyt wielu głupich komentarzy. Innymi słowy kogoś, kto nie zawracałby mu tyłka bez potrzeby i z kim praca narzucona przez grono pedagogiczne nie okazałaby się niepotrzebną udręką. Krukon generalnie lubił ludzi, szczególnie tych inteligentnych, ale głęboki introwertyzm, którym się czasem niemal szczycił sprawiał, że bateria przewidziana na socjalizację kończyła się w tempie szybszym, niż normalnie – a to oznaczało, że w okolicach wieczora pan Watts zmieniał się w zgryźliwego pustelnika.
Bardzo się starał mieć do tego wszystkiego jak najlepsze nastawienie, ale walka z sobą samym zawsze była najtrudniejsza. Dlatego też, gdy przez próg zamku przeszła zakutana w płaszcz Jasmine, chłopak jęknął cicho w czeluściach niebieskiego szalika. Vane. Dlaczego to musiała być Vane.
Dziękując w duchu półmrokowi, w którym się zanurzyli, ruszając za Hagridem, blondyn przewrócił oczami, z niezadowoleniem marszcząc brwi. Dłonie wciśnięte naprędce do kieszeni szaty, chciały zaciskać się w pięści, nieelegancko byłoby jednak okazywać otwarty brak sympatii – od zawsze wpajano mu, by zachowywał się jak dżentelmen. W większości się udawało.
Chyba.
- Ciebie również miło widzieć w ten uroczy wieczór – odparł, podnosząc nieco głos, by zostać usłyszanym przez warstwę szalika zasłaniającą usta i koniuszek nosa. Choć słowom nie pozwolił ociekać jadem, sposób ich wymawiania pozostał wybitnie sarkastyczny. - Wybacz, że nie ucałuję dłoni na powitanie, panienko Vane. Jak się miewa ojciec?
Nieco mgliście przypominając sobie zasady przerysowanej etykiety, którą od najmłodszych lat próbowali wpajać mu rodzice, dopóki ich rodzina nie rozpadła się jak domek z kart, Ben podjął decyzję, że osłonięcie się nią pozwoli jakoś łatwiej przetrwać ten wieczór. Wbić się w rolę arystokraty, który połknął kij (tudzież kij ten został mu wepchnięty w pewną część ciała), schować się za maską chłodu i niejakiej obojętności. To było tak bardzo niedorzeczne, że aż śmieszne, gdyby chcieć spojrzeć z pewnym dystansem na wspomnienia łączące Jasmine i Bena. Gdyby nie odpowiednie statusy krwi, nigdy by się nie poznali, a tak od najmłodszych lat za sprawą ojców zostali skazani na swoje towarzystwo i co gorsza, nie przypadli sobie zbytnio do gustu. Wyzywanie, kopanie się pod stołem, tarzanie po drogich dywanach w dziecięcej wersji śmiertelnych zapasów – tak się zwykle kończyło, kiedy zostali choć na moment spuszczeni z oka. Czemu właściwie? Nikt do końca nie wiedział. Faktem natomiast pozostawało, że ulubioną formą uprzykrzania życia Benowi przez pannę Vane, było namiętne okładanie go dziecięcą miotłą, za co w odwecie wielokrotnie obrywała celnie wymierzonymi ropuchami podwędzonymi z akwarium pana Wattsa.
Trawa skrzypiała im pod nogami, jak w zapowiedzi nadchodzących śniegów, ciemność coraz chętniej rozlewała się po błoniach.
Wyciągając różdżkę z kieszeni szaty, Krukon mruknął krótkie Lumos rozświetlając drogę zarówno sobie jak i Jasmine, ratując przed ewentualnym wpadnięciem na plecy Hagridowi, który sunął przed nimi jak góra.
- Co właściwie mamy robić w lesie? – spytał, starając się na moment zapomnieć tożsamość sunącej obok Ślizgonki.
- Byndzim szukoć źrebaka, centaura. Odłączył się od stada, mają cinżki problem, żeby go znaleźć.
Jeśli było to możliwe, brwi Szkota zmarszczyły się jeszcze bardziej wraz z napływem kolejnych punktów, dlaczego poszukiwania te były naprawdę złym pomysłem.
A) było ciemno,
B) nie umieli tropić,
C) w nocy uaktywniały się różne drapieżniki,
D) … czy naprawdę tyle nie wystarczyło i musiał kontynuować?
Zdusił w sobie jednak protest, zaciskając usta w wąską linię, czego naturalnie nie dało się dojrzeć zza gęsto obwiązanego szalika, dochodząc do wniosku, że im szybciej pokręcą się trochę wśród drzew, tym szybciej wrócą do zamku. Bo nie, jakoś wcale nie miał w sobie nadziei, że faktycznie znajdą zaginionego centaura.
- Dobra, wy dziecioki pójdziecie lewą ściżką, ja prawą – przekroczywszy linię lasu, gajowy wskazał (wielką jak bochen) dłonią na wyraźne rozwidlenie, poprawiając kuszę na ramieniu - Trzymojcie się drogi, byndę niedaleko. W razie czego, wystrzelcie z różdżek iskry.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptyPon 09 Lis 2015, 01:05

Życie byłoby o wiele piękniejsze, gdyby ten szlaban odbyłby się bez Wattsa. Tyle, że Los wydawał się kpić z panny Vane tak okrutnie, że nie dał jej tej satysfakcji ani spokoju. Musiała odbyć szlaban wobec szkoły i wobec samej siebie, skazując się na towarzystwo Wattsa. Ile to już minęło od ich spotkania na rodzinnym bankiecie? Chyba dość sporo. Jasmine uśmiechnęła się mściwie pod nosem, gdy przypomniała sobie jak okładała małego berbecia dziecięcą miotełką w ramach zemsty za rzucanie w nią żabami. Do dzisiaj ich nienawidziła. Nawet na eliksirach. Potrafiła je tłuc w moździerzu w zimnej furii, by dostać jakiekolwiek zadośćuczynienie za lata dzieciństwa.
Ruszyła za Hagridem, drepcząc obok Wattsa.
-Byłby bardziej uroczy gdybym mogła spędzić go bez Ciebie. -mruknęła, opatulając się szczelniej płaszczem. Wsadziła ręce do kieszeni i starała się nie rozpoczynać żadnych rozmów z Wattsem ani z Hagridem.
-Doskonale. A Twój? -zapytała, a na jej ustach pojawił się zimny uśmiech. -Dalej nie żyje?
Pytanie to zakrawało o chamstwo i wredotę, ale Jasmine nie dbała o to. Wybitnie nie było jej po drodze z dobrym humorem, więc Watts obrywał rykoszetem. Bolesnym.
Dalej szli w milczeniu, kierując się do lasu. Jasmine zastanawiała się, co im przypadnie do pracy. Byle to było coś, co mogą robić osobno... tyle, że gajowy słynął z dziwnych, nierzadko niebezpiecznych pomysłów na szlabany. Lepiej było trafić na zrzędzącego woźnego, a wrócić cało do łóżka niż iść z Hagridem do lasu i wylądować w skrzydle.
Gdy dotarli do skraju lasu, Ben zaświecił różdżkę. Jas nie chciała go papugować, ale musiała, nie chcąc wyłożyć się na leśnej ścieżce. Wyjęła swoją różdżkę i mruknęła ciche Lumos. Wolała nie spoglądać na pełną satysfakcji twarz Krukona.
Skrzypiąca trawa nie brzmiała dla niej optymistycznie, spodziewała się, że to szukanie źrebaka skończy się niekoniecznie dobrze.
-Centaury są dość antyspołeczne, nie mogą go znaleźć same swoimi sposobami? -zapytała z pretensją, ale wiedziała, że nic to nie wskóra. Westchnęła tylko i rozejrzała się po lesie. Było ciemno, głucho i roiło się w nim od niebezpiecznych stworzeń. Nie, żeby była przerażona, ale czuła się niepewnie. Zwłaszcza, gdy Hagrid powiedział im, że pójdą sami razem. Nie zdążyła się odezwać, nim zniknął.
-No nie wierzę. On jest totalnym kretynem. -wydusiła i spojrzała na Wattsa ze złością. -To chodźmy, znajdźmy tego parszywego końskiego bękarta i wracajmy do swoich dormitoriów. -mruknęła. Ruszyli głębiej w las. Jasmine co chwila czepiała się o wystające gałęzie, nie odzywając się za bardzo do Krukona.
-Chyba coś słyszę... -rzuciła, marszcząc nos. Zrobili wspólny krok do przodu...
I z ust Jasmine wydarł się głośny krzyk bólu, kiedy ziemia się pod nimi zarwała, powodując tym samym krótki lot i bardzo bolesny upadek. Jasmine podparła się na ramionach i spojrzała w górę. Na krańcu wylotu dziury dojrzała dwa świetliste punkty.
-Kurwa mać. Nasze różdżki. -zaklęła soczyście. Podniosła się na nogi, otrzepując z ziemi. Wylądowali w dość głębokim dole, który przy dnie miał wiele, nieco mniejszych dziur. Jakby korytarzy. W kostce pojawił się ostry ból, zwiastujący zwichnięcie. Nie chciała się jednak do tego przyznać.
-I coś narobił?! I co teraz zrobi...my? -wyrzuciła ze złością. Wiedziała, że nic to nie da. Fuknęła, dając upust złości. Po raz pierwszy spojrzała wprost na Wattsa.
-Żyjesz? -zapytała. Taki upadek mógł skończyć się dość boleśnie. -Nie pytam z troski tylko nie mam ochoty taszczyć Cię na górę. -dodała szybko, marszcząc nos.
Ben Watts
Ben Watts

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptyPią 11 Gru 2015, 17:03

- Tak, wciąż jest radosnym trupem – odparł chłodno Ben na bezczelne i zaliczające się do tych poniżej pasa pytanie Jasmine. Choć słowa Ślizgonki zapewne w założeniu godziły chłopaka prosto w serce tam, gdzie miał być najbardziej bezbronny, w miejscu w którym powinna leżeć miłość do rodziców, chybiły o całe lata świetlne. Chybiły, bo panicz Watts nie posiadał już dla wspomnienia swojego ojca ani odrobiny ciepłych uczuć. Miast zranić, Jasmine smagnęła czerwoną płachtą przed oczami spokojnego dotąd byka, a Ben nie zamierzał jej w tym uświadamiać. Nie zamierzał uświadamiać nikogo w tym, kim po odejściu matki stał się dla niego Archibald Watts, co zrobił w przeciągu roku, który spędzili tylko we dwóch i jak pozostawił po sobie rany oraz skrzywienia tak głębokie, że Krukon nie wiedział, czy kiedykolwiek da radę się od nich uwolnić. Był to temat, jakiego pod żadnym pozorem nie należało ruszać, nawet przy pomocy długiego kija.
Poirytowany oraz niechętny do jakiejkolwiek interakcji z innymi przedstawicielami gatunku (ponoć) homo sapiens, blondyn sunął przed siebie za Hagridem, starając się wyłączyć te wspomnienia, które mogły w tej chwili jedynie przeszkadzać oraz przedłużać wykonanie za... No nie. Szukanie źrebaka centaura? Ktoś tu upadł na głowę wymyślając coś takiego, a potem jeszcze ktoś inny miał napad głuchoty słuchając tej propozycji. Skoro stado nie mogło znaleźć swojego małego, a znało ten las jak własną kieszeń, to jak oni, dwójka nastolatków mieli odnieść sukces tam, gdzie zawiedli eksperci?
Jeśli było to w tej sytuacji możliwe, Ben nachmurzył się jeszcze bardziej, odczuwając rosnącą potrzebę, by przyłożyć komuś lub czemuś.
- Nie marudź i chodź – mruknął wreszcie, gdy Hagrid zwrócił się ku swojej ścieżce, a on został sam z Jasmine, którą wciąż pewną częścią siebie chciałby zepchnąć z wysokiego urwiska. Albo wepchnąć ropuchę w gardło i zadusić wredną żmiję.
Światło sączące się z dwóch różdżek sprawiało, że Ben czuł się jak wystawiony na odstrzał – zwracali na siebie uwagę w lesie pełnym stworzeń, dla których mogliby stanowić jedną z pozycji w menu. Nie wspominając już o drgających, długich cieniach rzucanych przez drzewa, migoczących punktach w pewnych momentach utrudniających widzenie tego, co znajdowało się na ścieżce. Watts z natury nie należał do grona osób tchórzliwych, ale tylko głupi nie poczułby nawet odrobiny niepokoju czy smagnięcia strachu w miejscu takim jak to. Mając do wyboru powrót do ciepłego, bezpiecznego dormitorium a dalsze brnięcie w las, bez mrugnięcia okiem wybrałby krukońską wieżę. W miejscu, w którym gałęzie wisiały bardzo nisko, chłopak niemal zgiął się w pół, wciąż czując jak mniejsze gałązki gdzieniegdzie chwytają za szatę na jego plecach i ciągną materiał.
- To tylko drzeWAAAAA! – zaskoczone krzyki dwójki uczniów zlały się w jeden dźwięk, gdy ziemia bez żadnego ostrzeżenia zarwała się pod ich stopami. Krótki spad i bolesne zderzenie z dnem dołu na moment wydusiły dech z krukońskiej piersi, przed oczami wywołując istną ferię roztańczonych, świetlistych punktów. Ben nie próbował podnosić się od razu na wzór tego, co zrobiła panna Vane – powoli poruszył nogami i rękoma, upewniając się najpierw, że niczego nie złamał i dopiero wtedy usiadł na zimnej ziemi, otrzepując z niej nieco zdarte dłonie.
- Co JA zrobiłem? – warknął, pierwszy raz tego wieczora nie próbując odzierać swojego głosu ze złości i zniecierpliwienia. - Tak, bo o niczym nie marzyłem tak bardzo, jak wpaść z tobą do pieprzonej dziury.
Wystarczyło zwrócić wzrok ku górze, by dojrzeć dwa błyszczące punkty u wylotu wyrwy, do której wpadli – bez wątpienia różdżki wciąż płonące od podwójnie rzuconego Lumos. Krukon podniósł się powoli na nogi, czując pieczenie na prawej połowie twarzy. Nie mógł tego zobaczyć, ale zdarł sobie nieco skórę, a wilgotna ziemia gdzieniegdzie zostawiła brudne smugi. Słysząc pytanie szybko zamaskowane wrednym komentarzem, Ben uniósł jasną brew, na moment obdarzając Jasmine spojrzeniem przenikliwych, niebieskich oczu.
- Jasne – rzucił oschle, nie mając ochoty wdawać się w dyskusję, kto tu kogo bardziej nie znosi i kto by chętniej zostawił drugie, żeby zgniło na dnie tego dołu.
Chłopak rozejrzał się krótko dookoła, stopą sprawdzając niewielkie dziury w podłożu, które jednak nie zdawały zapadać się dalej, po czym podszedł do jednej z nierównych ścian wyrwy, sprawdzając jak bardzo zbita była ziemia dookoła nich. Fakt, że miękko wchodziły w nią palce i się osypywała, nie stanowił dobrego znaku. Watts zmrużył oczy, z cichutkim świstem wypuszczając powietrze przez zęby.
- Podsadzę cię – powiedział wreszcie, obrócony plecami do Ślizgonki, z którą wylądował w tym bałaganie. - Spróbujesz wyjść albo złapać którąś różdżkę. Chyba, że masz lepszy pomysł.
Ryzyko pozostania samemu w dole, gdyby panna Vane zdecydowała się go porzucić w przypływie wredoty, w opinii Bena było bardzo wysokie, ale tak po prawdzie, jakie mieli inne wyjście? On był za ciężki, by spróbować samemu wdrapać się na górę, jeszcze zwaliłby im na głowę ziemię i zasypał jak w przedwczesnym grobie...
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptyPią 05 Lut 2016, 16:04

Ostrzeżenia dyrektora, aby nie zapuszczać się samemu do Zakazanego Lasu miały swoje podwaliny i Jasmine nie miała najmniejszej ochoty ich podważać. Oczywiście jak to ona, miała już styczność z Lasem, ale nigdy tak daleko się nie zagłębiała. Wszystko, czego potrzebowała miała w zasięgu parunastu metrów za granicą drzew. Czasami robiła krok czy dwa dalej, ale z reguły było to związane z ucieczką przed woźnym czy jakimś nauczycielem. Teraz wystawiali się z Wattsem jak przynęta dla każdego, zamieszkującego Las stworzenia. Legendy głosiły, że czaiła się tu taka groza, której świat czarodziei jeszcze nie znał. Vane nie chciała być tą pierwszą, która by odkryła monstrum. I tak by się o tym nikt nie dowiedział. Skończyłaby żywot w paszczy krwiożerczej bestii, której spokój zakłóciła. Wraz z Wattsem.
Ślizgonka nieco naburmuszona wizją błąkania się po ciemnych ścieżkach, gdzie wszystko mogło ich zaatakować, a szansa odnalezienia źrebaka była bliska zero, szła tuż obok Bena. Może świt nadejdzie szybciej, niż im się zdawało? Wtedy zakończą poszukiwania i wrócą do zamku, każdy do swojego łóżka.
Nagle zapadająca się pod stopami ziemia wydarła krzyk z dziewczęcego gardła. Po szybkim poderwaniu się i oględzinach wyszło, że kostka mogła być lekko zwichnięta, ale przy zagryzieniu warg ból nie był taki mocny, a rozchodzony dość znośny. Poza tym, adrenalina działa cuda.
Jasmine wydała z siebie ostre fuknięcie, chcąc wyładować swoją złość. Może nie śniła nigdy o wpadnięciu w dół razem z Wattsem, którego nie lubiła po siedmiokroć, ale koniec końców pocieszało ją, że nie była tu sama.
Rozejrzała się po dole, widząc wryte w ziemie dziury. Z początku nie przyszło jej na myśl, czego to jest oznaka. Olśnienie miało przyjść w bardzo bolesny sposób.
Podniosła głowę na propozycję Bena. Jeszcze raz przyjrzała się pułapce i musiała przyznać Krukonowi rację.
-Dobra. -zgodziła się, podchodząc do blondyna. Wspólnymi siłami udało im się stworzyć ludzką wieżę. Jasmine mocno trzymała się ramion Krukona i zadarła głowę do góry. Od skraju dołu dzieliło ją jeszcze sporo, więc będzie musiała się mocno nagimnastykować. Zaczęła naciągać swoje ciało, aby chociaż złapać którąś z różdżek.
-Tylko mnie nie puść, bo...-zagroziła, ale nie skończyła, słysząc jakiś dziwny odgłos. Jakby... bulgotanie? Ziemia przy dziurach zaczęła się osuwać. Jakby coś chciało się wydostać. Jasmine zmrużyła oczy. Otworzyła je szerzej, gdy poznała stworzenie.
-Watts... mamy towarzystwo. -rzuciła, rozpoznając korniczaki. Te zaczęły pojawiać się masowo, dziwnym odgłosem wyrzucając z siebie dziwną, budyniowatą substancję, która niesamowicie parzyła przy kontakcie ze skórą. Jeden  pocisków trafił Jasmine w rękę, na co syknęła. Skóra poczerwieniała i piekła mocno. Nie było czasu do stracenia. Jasmine ze wszelkich sił starała się złapać różdżki, mimo chwiejącego się od pocisków Bena.
-No jeszcze trochę... no już... MAM! -krzyknęła uradowana, łapiąc końcówkę różdżki.
-Accio różdżka! -rzuciła, przywołując drugi badyl. Podała go Krukonowi, zeskakując z jego ramion. Nie było to najlepsze posunięcie, gdyż korniczaki pojawiały się na potęgę i zalewały nogi parzącym budyniem.
-Czym to załatwić?! -rzuciła w przestrzeń, rzucając w stworzenia wszystkie możliwe zaklęcia. Te oszałamiające działy nie najgorzej,  gdyż korniczaki na chwile martwiały, by później znowu wrócić do ataku. Jas w akcie złości kopnęła jednego ze stworów w najdalszy kąt dołu.
-Masz pomysł jak się stąd wydostać? Jest ich za dużo. -syknęła do Krukona, obrywając znowu rozgrzaną substancją. Jedyną możliwością była ucieczka. -W końcu to Twój dom jest dla bystrzaków!
Ben Watts
Ben Watts

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... EmptySob 02 Lip 2016, 17:37

Niektórzy lubili mówić, że jeśli kiedyś Krukon i Ślizgon postanowią wspólnymi siłami podbić świat, należało uciekać, gdzie pieprz rośnie, bo nic nie będzie w stanie ich powstrzymać. Domy Salazara i Roweny ponoć miały w swoich założeniach ten zabójczy rodzaj kompatybilności, który czynił z nich naturalnych sprzymierzeńców oraz partnerów w zbrodni. Szkoda tylko, że jakoś nikt nie lubił się pochylać nad możliwością mówiącą o tym, co działo się, jeśli nie dochodziło do porozumienia i jak potencjalnie mogło się to skończyć.
Ben miał przeczucie graniczące z pewnością, że ten szlaban skończyć się śmiercią jego lub Jasmine, ewentualnie trwałymi uszkodzeniami ciała, wliczając w to obcinanie kończyn. Szkot wcale nie był zadowolony z faktu zostania użytym jak drabina, zagryzając mocno zęby, by utrzymać dziewczynę i nie zacząć z nią dyskusji, kiedy wbiła mu kolano w policzek, a potem w czoło, wspinając się wyżej. Niech ją hipogryf stratuje, mantykora urwie łeb, a stado gumochłonów zeżre resztki. To nic, że nie miały zębów, były najżałośniejszymi stworzeniami na świecie i końca w ich żołądkach właśnie życzył Ślizgonce. Bezgłośnie. Bo to nie był najlepszy czas na kłótnię. Przekonali się o tym z całą pewnością, kiedy ziemia na dnie dołu nagle zaczęła się poruszać. Watts zdał sobie z tego sprawę dopiero po komentarzu Jasmine, bo jej szata opadła mu na twarz i właściwie to nie widział wiele, gotując się ze złości, gdy mięśnie ramion coraz wyraźniej zaczęły dawać znać, że długo nie wytrzymają. Ile ona ważyła, na Merlina! I miotła się pod nią nie załamywała na meczach?
- Szlag by to...! – wydusił z głośnym, przeciągłym syknięciem, kiedy stworzenia podobne grzybom, które właśnie wypełzły spod ziemi, zaczęły pluć parzącą substancją. Ben czuł jej działanie przez warstwę ubrań, bezwiednie zaciskając mocniej palce na łydkach dziewczyny, która aktualnie stała mu na ramionach. - Streszczaj się! – warknął na ułamek sekundy przed tym, jak Jasmine wreszcie pochwyciła jedną z różdżek, o mało nie przewracając się wraz z nią, gdy poruszyła się gwałtowniej. Jeszcze mu za to wszystko zapłaci, zemsta najlepiej smakuje na zimno. Póki co mieli ważniejsze sprawy na głowie, a tak konkretniej – jak nie utonąć w obrzydliwej, parzącej wydzielinie stada grzybopodobnych stworzeń. Nauczyciel ONMSu powinien zadawać im takie tematy prac, może zdobyliby w ten sposób niepowtarzalną, praktyczną wiedzę. Ciskane w korniczaki zaklęcia zdawały się nie robić zbyt wiele, coraz boleśniej uświadamiając Krukonowi, w jak niebezpiecznej sytuacji faktycznie się znaleźli. Czy te stworzenia były mięsożerne? Nie mógł sobie przypomnieć... Jedno było pewne, obserwując ich wściekły marsz – otaczały dwójkę uczniów, którzy zakłócili im spokój, atakując coraz zacieklej. Jak nic po zakończeniu tego szlabanu powinni pójść do Skrzydła Szpitalnego, Ben miał wrażenie, że chyba tracił czucie w ręku, którym rzucał zaklęcia.
Zabawne, że to właśnie wściekły syk Jasmine podsunął mu najprostsze, najbardziej genialne rozwiązanie w tej patowej sytuacji. Miał zabłysnąć bystrością? Proszę bardzo. Bezczelnie i bez pytania chwycił Ślizgonkę w pasie, przyciągając ją do siebie, po czym wycelował różdżką w górę, rzucając twarde:
- Ascendio!
Niewidzialna siła wyrwała ich w górę, wyrzucając kilka kroków od brzegu dziury pełnej stłoczonych i wściekłych korniczaków. Ben stracił na chwilę dech w piersi, rzucony na ziemię i przygnieciony ciałem panny Vane, która w ostatnim momencie została mu wyrwana z uścisku, aktualnie niemal siedząc chłopakowi na twarzy. Mało wygodne i w tej sytuacji niekoniecznie przyjemne, czego zresztą nie omieszkał zamanifestować ni to odsuwając, ni to zrzucając z siebie rówieśniczkę, by wstać i powoli podejść do dziury. Uczucie nieprzyjemnego gorąca w miejscu poparzeń nie było tak istotne w chwili, w której Krukon skierował koniec różdżki na dół, rzucając stanowcze:
- Incendio.
Nie, nie potrafił w tej chwili znaleźć w sobie litości dla stada stworzeń, które potencjalnie mogły go zabić. Jego i Vane.
Sponsored content

Here in the forest, dark and deep... Empty
PisanieTemat: Re: Here in the forest, dark and deep...   Here in the forest, dark and deep... Empty

 

Here in the forest, dark and deep...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-