IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Hufflepuff nie taki puszysty...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  EmptySro 19 Sie 2015, 18:04

Opis wspomnienia
Kiedy dwa puszki muszą się dotrzeć, świat okazuje się nie być tak miękki jak mogłoby się wydawać. Co zrobić by obejść się bez ofiar i zniszczonych mebli?
Osoby:
Jason Snakebow i Allan Callas
Czas:
Początek roku klasy VII
Miejsce:
Pokój wspólny Puchonów



Chory musi przeto umieć utrzymać właściwy kurs, sterując pomiędzy Scyllą zbytniego marazmu, a Charybdą nadmiernej impulsywności. Myśli, zajmujące umysłowość młodego czarodzieja, dotyczyły kwestii niezmiernie dla niego ważnych. Allan,  nie dowiedziawszy się od specjalistów niczego niezwykłego o swojej domniemanej chorobie, postanowił sam zgłębić temat i poddać swoje podejrzenia weryfikacji. Nie zdziwił się, gdy wszystkie podjęte przez niego działania doprowadziły do ostatniej niewiadomej, której precyzyjne określenie wskazało na… Cyklofrenia! Też mi coś. Nie mają chyba czego ludziom wciskać. Zacisnąwszy pięść na opakowaniu tabletek, które trzymał przy sobie, zagęścił kroki i już po paru chwilach znalazł się w pokoju wspólnym Puchonów. Było bardzo późno, toteż nastolatek nie zdziwił się, kiedy po wejściu w głąb pomieszczenia, nie zobaczył nikogo. Chociaż tyle dobrego, że nie muszę z nikim dzielić się tlenem. Usiądę sobie w fotelu, otworzę książkę i może uda mi się niczego nie rozwalić do rana… Targały nim przeróżne emocje. Bynajmniej nie były one wywołane żadnymi traumatycznymi przeżyciami dnia dzisiejszego. W końcu nic niezwykłego przez te kilkanaście godzin od momentu wstania się nie wydarzyło. Truizmem zatem byłoby stwierdzenie, że nastolatek nie ma najmniejszego powodu do tego, by źle się czuć. To podsunęło mu myśl o tym, że negatywne emocje nie biorą się z otoczenia, jak dotąd zakładał, a mają swoje królestwo gdzieś w jego psychice. Nie. To na pewno wina… wina… aaaa! Pieeeerdy takie, lepiej skupię się na tej książce… Niestety, zbiór kartek papieru zapisanych literami tworzącymi słowa układające się w zdania stanowiące elementy opowieści nie cieszył się zbyt długą atencją naszego Greka. Blondyn po przeczytaniu kilku linijek tekstu, rzucił książką w ścianę i wrzasnął potężnie. Jak zwykle nie przejmował się tym, że może kogoś obudzić. Właściwie, to po tylu latach udało mu się nawet przyzwyczaić osoby zmuszone do przebywania z nim w zamknięciu do tego, że czasami mu się krzyknie. Gówno głupie, ygh… Wstał. Podniósł książkę. Położył tom na stoliku i wpadł ponownie w fotelowe objęcia. Przegryzł nerwowo wargę, wyglądał trochę jakby zaraz miał eksplodować. Spokojnie idioto, spokojnie… Czym Ty się właściwie denerwujesz… Niestety, rozsądna część Allanowej umysłowości nie miała już dzisiaj nawet cienia szansy na przejęcie steru. Jedynym mądrym i możliwym wyjściem z tej sytuacji był czas, czas płynący do momentu, aż stan paranoi – chociaż tym razem i tak bardzo delikatnej – sam minie. Ile to mogło trwać? Dla Puchona czas teraz płynął zupełnie inaczej. Tkwił teraz gdzieś w próżni własnej osobowości, przytłoczony toną irracjonalnych lęków, które wręcz robiły z niego miazgę. Był więźniem własnego umysłu. Siedział w fotelu ze skrzyżowanymi nogami, patrząc się w pustą przestrzeń niczym zahipnotyzowany, starając się przetrwać…
Jason Snakebow
Jason Snakebow

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Re: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  EmptySro 19 Sie 2015, 18:52

„… A gdy spojrzałem w głąb samego siebie, ujrzałem mrok nieprzenikniony, którego ciernie oplotły me serce…” - werset z wiersza Bartka z dnia 10 maja 2008 roku

Jason nie wiedział, co ze sobą zrobić przez resztę dnia. Czas, który przeznaczył na poukładanie pewnych faktów i rzeczy w głowie zajął mu praktycznie całe popołudnie, więc pod wieczór wybrał się na spacer. Samotny, jak zwykle. Ostatnie dni dla Jasona były dosyć… ciężkie. Zaczęły wracać koszmary, choć myślał, że się ich pozbył. W związku z tym ponownie pojawiły się bezsenne noce, natłok niepotrzebnych myśli i uczuć, które Jason skrzętnie chował za gruby mur w swojej podświadomości. Kosztowało go to wiele siły, był często wyczerpany, ale opłacało się. Wracał po tym wszystkim do swojej ulubionej, kamiennej maski bez choćby grama uczuć. Uwielbiał w sobie ten mur, który ciężko przebić. Uwielbiał w sobie tą ciszę, która był jego drugim imieniem. Uwielbiał patrzeć, obserwować, wyciągać wnioski. Był niczym cień, sunący po szkole w barwach Hufflepuffu, był jednym z jego duchów, blady, wyciosany w marmurze chłopak o ciemnobrązowym spojrzeniu, które prześwidruje każdego na wylot. I które mało kto ten wzrok wytrzymuje. analogicznie w mitologii jego spojrzenie było niczym spojrzenie meduzy. W tym jednak wypadku nie zamieniało w kamień, jednak świdrowało do samego wnętrza, jakby był drapieżcą chcącym zapolować na Twoją duszę. Nie mniej jednak postanowił wcześniej się położyć. Zasnął szybko.
Obudził go trzask na dole w Pokoju Wspólnym. Miał króliczy sen, więc łatwo można było go obudzić. Wygramolił się z łóżka niechętnie, przeciągając się mocno tak, że aż czuł wszystkie stawy i mięśnie w górnych partiach ciała. Westchnął ciężko
Jego włosy to totalny chaos, ale zbytnio się tym nie przejmował. Założył jakiś podkoszulek, spodnie i zszedł na dół, do Pokoju Wspólnego, skąd dobiegały dziwne dźwięki, niemalże krzyki. W razie czego zabrał różdżkę. Być może był to jakiś żart pierwszoroczniaka łamiącego regulamin. Być może rzucił ktoś jakieś zaklęcie, o działaniu którym nie miał zielonego pojęcia. Schodząc po schodach Jason pokręcił głową i westchnął w myślach. Oby to nie okazało się prawdą, bo chyba pozabija parszywych gnojków.
Prawda była jednak inna. Jason nie wiedział, jak pamiętny będzie to wieczór.
Gdy Jason wszedł do Pokoju Wspólnego zauważył dobrze znanego mu Greka, Allana. Zmarszczył brwi podejrzliwie, ponieważ Allan zachowywał się dziwnie, jakby był pod wpływem jakiś środków odurzających. Jason nie miał z nim dobrego kontaktu, raczej się mijali. Gdy jednak na siebie wpadli wymieniali nie tyle obojętne spojrzenia, tylko w stylu :"Nie odzywaj się, nie zaczepiaj, bo stracisz łapy". Teraz odwrotu nie było. Byli sami w Pokoju Wspólnym, reszta domowników głęboko spała. Atmosfera była gęsta, to było wyczuwalne. Jason miał wrażenie, że ktoś wyjdzie stąd połamany. Zacisnął mimowolnie palce na różdżce, a swoje ciemnobrązowe tęczówki wlepił w obecnego tu Puchona.
- Co Ty tu jeszcze robisz...? - zapytał cicho, zdziwiony bardzo. O tej porze każdy normalny człowiek spał. Zegar pokazywał około godziny pierwszej w nocy. Każdy już był w objęciach Morfeusza... No..może poza Allanem i nim samym, dzisiaj był wyjątkowo zmęczony po całym dniu, dlatego też zasnął jak dziecko.
- Człowieku... - zaczął nieprzyjemnym tonem, bardziej z bezsilności niż złośliwości, choć ta też była lekko wyczuwalna. Tak naprawdę Jason był typem obserwatora i parę razy obserwował Greka. Wbrew wszelkim pozorom byli bardzo do siebie podobni, poza paroma istotnymi niuansami. Jason ruszył w jego stronę, przysunął sobie taboret i usiadł naprzeciw niego, opierając się łokciami o nogi, łącząc dłonie w palcach. Bawił się różdżką, a jego ciemnobrązowe spojrzenie utkwione były w blondynie.
- Posłuchaj, nie wiem co Ci jest i nie mam ochoty się dowiadywać, więc z łaski swojej idź do łóżka, bo otrzymamy pasjonującą karę mycia nocników Filcha, a tego bym nie życzył ani sobie ani Tobie...
Siedzieli tak naprzeciw siebie, dwaj Puchoni tak bardzo podobni, a jednak tak różni... Nordycka bogini Hel miała dwa oblicza - jasne, piękne i lśniące oraz mroczne, szkaradne i straszne. Który z dwóch Puchonów był skąpany w świetle, a który chował się w mroku? Odpowiedź jest prosta.
Obydwoje żyją w ciemności własnych lęków i słabości.
Gość
avatar

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Re: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  EmptyCzw 20 Sie 2015, 13:26

Ironia losu zechciała, że pojawienie się w pokoju jeszcze jednej żywej duszy okazało się zbawienne. Mimo nienawiści, którą Puchon żywił do innych, musiał on przyznać, że gdyby nie wejście Jasona, to wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Gorzej? Lepiej? Szczęśliwie nie będzie nam dane się tego dowiedzieć. Chłopak zamrugał nerwowo, gdy nastolatek usiadł naprzeciwko. Nie zareagował na jego słowa. Zamiast tego, wbił tylko wzrok w siedemnastolatka i ściągnął usta. Gdyby był w stanie, to teraz zapewne poprosiłby go o pomoc. Opanuj się! Rachityczny obłok myślowy przemknął przez umysłowość Greka i odbił się echem w czaszce. Opanuj się! Mieszaniec wziął pierwszy od kilkunastu minut głęboki oddech. Otworzył usta, tak jakby bardzo chciał coś powiedzieć. Nie wydał z siebie jednak najmniejszego nawet szmeru. Zamknął buzię, przełknął ślinę i uśmiechnął się niemrawo. Głos drugiej żywej istoty, chociaż zazwyczaj był powodem niewypowiedzianej irytacji, bardzo pomógł mu wrócić do rzeczywistości. Fragment o Filchu był już dla niego całkowicie zrozumiały. Skinął na znak zrozumienia słów Jasona, ale nie poruszył się nawet o milimetr. Zaczął coś nieumiejętnie gestykulować, machać rękoma w jakimś takim zwolnionym tempie. Po paru chwilach machnął na znak rezygnacji i wzruszył ramionami. Wypuścił powietrze ze zrezygnowaniem, które niczym trucizna rozeszło się po pomieszczeniu.
- To nie tak, jak myślisz. Zaczął, chcąc usprawiedliwić swoje dziwaczne zachowania. Tylko co właściwie drugi Puchon mógł sobie pomyśleć? Ot, cały Allan. Dziwak, którego nikt nie jest wstanie zrozumieć i który żyje w swoim świecie, w którym wszystko opiera się na uprzykrzaniu innym życia. Takie przypuszczenia sprawiły, że chłopak darował sobie jakiekolwiek wyjaśnienia. Niby co miał mu powiedzieć? Nie wziąłem leków, jestem nienormalny, własny mózg próbuje doprowadzić do mojej samozagłady? Na twarz chłopaka znowu wpełznął specyficzny uśmiech. Miał on w sobie nutkę rozpaczy, nutkę bezsilności, ale też trochę uprzejmości i pogody ducha. Cała gama! Kolejny głęboki oddech i kolejne sekundy niezręcznej ciszy. Od czego zacząć? Może od samego początku…
- Przepraszam… No… Za to, że Cię obudziłem, bo pewnie spałeś, nie? Puchon przeczesał włosy dłonią, a następnie sięgnął po swoją różdżkę, chowając wcześniej opakowanie z lekami do kieszeni spodni. Pewniej czuł się z magicznym patykiem w ręce, niż z tabletkami robiącymi z niego roślinkę w żołądku. Właściwie to nie interesowało go, co ten tutaj siedzący przed nim robił do teraz. Jeśli spał – mógł spać dalej. Z drugiej strony to chyba nawet miłe, że zainteresował się tym wrzaskiem. Gdyby komuś innemu coś się działo, to właśnie on mógłby pomóc… Tylko to o czym ja mam z nim rozmawiać? Cała tajemnica sukcesu naszej znajomości tkwi w tym, że się unikamy, a teraz ten tutaj siedzi…
- Nie ulega wątpliwości, że słabo byłoby wpaść w łapy Filcha, tym bardziej, że mam u niego jeszcze zaległy szlaban, który jakoś tak przycichł i zaginął w akcji. Jakby mnie teraz zobaczył, to pewnie dowaliłby mi coś gorszego niż nocniki. Buchnął śmiechem o umiarkowanej intensywności, co i tak było dość diametralną zmianą humoru, biorąc pod uwagę, że jeszcze przed chwilą wyglądał, jakby przechodził jakiś atak albo planował kogoś zabić. Ułożył się wygodniej w fotelu i przeciągnął. Przyjemne zmęczenie ogarnęło jego ciało, czyżby dane miało mu być porządnie się jeszcze dzisiaj wyspać? Na razie zapowiadało się tylko na małą pogawędkę ze znajomym z roku…
- Niedługo kończymy szkołę, jak się na to zapatrujesz? Rzucił byle jakim tematem, dla przełamania pierwszych lodów. Nigdy nie rozmawiał z tym chłopakiem tak sobie o, luźno… O ile kiedykolwiek wcześniej rozmawiał z nim w ogóle, czego nie kojarzył. Cóż! Po siedmiu latach przydałoby się to nadrobić.
Jason Snakebow
Jason Snakebow

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Re: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  EmptyCzw 20 Sie 2015, 17:00

Muzyka do tego postu

Zanim Jason się obudził, by sprawdzić co się dzieje na dole, trwał we śnie. Wprawdzie lekkim, jednak to nie przeszkodziło mu w otrzymaniu pewnego obrazu utkwionym w jego podświadomości. Poprzez ten krótki sen z umysłu Jasona wylęgły się demony, które tak usilnie starał się trzymać głęboko w sobie, by tylko nie ujrzały światła dziennego. Czasami mu się udawało, wtedy był "normalny", jeśli można to tak ująć. Normalny, czyli wiecznie zamknięty w sobie milczący dziwak, który woli towarzystwo zwierząt i książek, niż, nie wchodzący nikomu w drogę oraz pełen nadziei, że nikt nie wejdzie w drogę jemu. Miał trudność w okazywaniu jakichkolwiek uczuć. Potrafił okazać jednak zainteresowanie w swój jakże nietypowy sposób. Obserwacja... To był klucz do wszystkiego. Owy sen, o którym wspomniałem na początku był jednym z "tych", z którymi Jason musiał zmagać się nie tylko w nocy, ale również i podczas dnia, w dodatku ze zdwojoną siłą walcząc z samym sobą. Ze swoimi lękami, tak głęboko zakorzenionymi w jego zniszczonej psychice.

W jego wnętrzu ludzki Jason przybity był drewnianym kołkiem do jakiejś belki. Kołek przechodził przez brzuch, leciała krew, a Jason czuł jak powoli uchodzi z niego życie. Co gorsza, jego mroczna, bardziej nienawistna połówka stanęła przy nim, w całej tej swej potwornej krasie, przeistaczając się w najbardziej znienawidzoną osobę w jego życiu - jego ojca. W dodatku wszystko było tak realne jak w dniu, w którym miała miejsce awantura pijaczyny. Teraz jednak pijany ojciec mówił głosem Jasona, co jeszcze bardziej denerwowało go, zamkniętego w odmętach własnej psychiki.
-Mówiłem, że w końcu ja wygram, braciszku... - powiedział, poprawiając kołek w brzuchu swego ludzkiego oblicza, co spowodowało ogromny krzyk bólu. - Pysznie pachnie Twoja matka...moja żona...może dzisiaj z nią coś porobię?
- ZOSTAW JĄ! - krzyknęła ludzka część jego osobowości ostatkiem sił. Upiór zaśmiał się.
- Bo co mi zrobisz? - zapytał groźnie, a zaraz wyśmiał go. - No właśnie...NIC mi nie zrobisz, bo JA jestem TOBĄ! Żeby mnie zabić - musisz zabić siebie!
Po tych słowach nienawistnie patrzały na siebie dwie strony osobowości Jasona.


Jason prawie codziennie miewa podobne sny. Jego życie to nieustanna walka, w którą nie chce wplątać innych, dlatego pozwolił sobie wlepić łatkę dziwnego samotnika. Dla bezpieczeństwa innych. O siebie się nie martwił. Nigdy.
Wracając...Teraz, w Pokoju Wspólnym.  miał towarzystwo, od którego stronił na co dzień jak tylko się dało. Ta noc zdawała się być przygotowana przez los o wiele wcześniej, jakby złośliwie chciał skrzyżować ścieżki akurat tych dwóch Puchonów...tak różnych, a jednak tak podobnych. Jason siedział naprzeciwko Allana, obserwując go uważnie, bardzo uważnie. Poczuł lekki dreszczyk w lędźwiach, nie wiedział czy był przyjemny lub też spowodowany lekką niepewnością. Czasem przyjemność i strach zlewają się w jedno, ciężko je odróżnić. Przynajmniej według Jasona. Nie znał hierarchii wartości blondyna, ale... chętnie by poznał. Puchon uwielbiał zagadki, a rocznikowy znajomy był wybitnie jedną z największych. Zauważył jednak w jego oczach coś, czego nie chciał. Zobaczył swoje psychiczne odbicie. Przełknął gorzko ślinę czując jak jego czoło oraz skronie robią się mokre od powoli pojawiającego się potu. A może to kwestia ciepła? Tak. Być może. Chyba. W każdym bądź razie tak, jak Jason przewidział, Allan zaczął się tłumaczyć. Cała ta aura tajemniczości powoli zaczynała znikać, co bardzo Jasona rozczarowało. Czuł jednak, że Allan tak szybko nie powie mu, co tak NAPRAWDĘ się dzieje. Tak się zastanawiając głębiej, Jason zrobiłby dokładnie to samo będąc na miejscu Greka. Zbieg okoliczności?
To nie tak, jak myślisz.
- Mylisz się... - odpowiedział od razu, nie pozwalając mu nawet dokończyć. Jason odebrał to jako próbę obrony przed jego atakiem, nie wiadomo dlaczego. Jego psychika była zniszczona, a pewien ogląd na świat spaczony. - Doskonale wiem, co czujesz...
Zagryzł wargę mocno, niemalże przegryzając ją sobie. Zrobił niezrozumiały gest ramionami pokazując, że chciałby jeszcze coś dodać, ale jakaś wewnętrzna blokada nie pozwalała mu na to. Zamiast prostej odpowiedzi, zaczął mówić, jakby miał zamiar pisać epopeję, co też miało swój urok i też na pewno dawało do myślenia.
- Czy nie masz czasem wrażenia, że nie należysz i nie chcesz należeć do tego świata?...Że z każdą chwilą czujesz jak ciemność cię dopada, a zło okrąża...z każdej strony? - spojrzał ciekawie na swojego rozmówcę, obserwując jego reakcję.  - I nic nie jesteś w stanie z tym zrobić? Że to wszystko siedzi...w Tobie?
Byc może dotknął czułego punktu, zarówno swojego, jak i Allana. Nie wiedział. Zaryzykował. Skończył na chwilę swój wywód. Jason przyznał, że zabrzmiał aż nazbyt wyniośle. Nie wiadomo czy to dobrze, czy też nie. Ciemnowłosego Puchona niezwykle kręciły metafory. Potem Allan go przeprosił za obudzenie. Nie umknął mu fakt, że Allan chowa jakieś pudełeczko, prawdopodobnie z tabletkami. Udając, że tego nie widział, Jason posilił się na jedynie na lekkie drgnięcie wargami, co przypominało lekki uśmiech, bardzo lekki. Machnął ręką.
- Nie obudziłeś, ostatnio mało sypiam, prawie w ogóle... - spuścił na chwilę głowę i wypuścił powietrze z ust, powoli, jakby uspokajał cały swój organizm. Spojrzał na leniwie tykający zegar. Cholera jasna, zaraz po śniadaniu ma egzamin z zielarstwa. Jak nie uśnie to będzie fantastycznie. Potem Allan powiedział coś o Filchu, zaległym szlabanie, jednocześnie pokazując jak bardzo zróżnicowana jest jego psychika. W jednej chwili zamyślony, cichy, w drugiej zaś wybuchnął śmiechem. Jason ściągnął brwi w cichym roztargnieniu. Nie wiedział co też to może oznaczać. Znów ciekawy dreszczyk przebiegł mu po całym kręgosłupie.
Potem Allan zahaczył temat przyszłości jaka ich czeka. Jasona zaskoczyło to pytanie. Jakoś wszyscy tutaj żyją chwilę i mało kto zastanawia się nad tym, co będzie, a tutaj... miła odmiana, musiał przyznać. Wstał z taboretu i obrócił się tyłem do Allana. Podszedł pod ścianę, założył ręce na piersiach i odpowiedział.
- Nie wiem...jestem rozdarty... - W głębi duszy chciał zostać aurorem, ale jego drugie ja podpowiadało coś zupełnie odwrotnego. Powiedział tylko tyle, bo jednak jedna myśl nie dawała mu spokoju. Czuł jednak, że popełni błąd, jeśli oto zapyta. Z drugiej jednak strony czuł, że popełniłby większy, gdyby tego nie zrobił. W końcu jednak nadeszła chwila, w której każdy z nich musiał stanąć w prawdzie przed samym sobą.
- Co to za tabletki, Allan? - zapytał wprost, nie odwracając się do swojego rozmówcy. Zabrzmiał teraz jak nadęty, czepiający się wszystkiego prefekt. Przełknął ślinę i odwrócił się w kierunku Greka. Widział, jak jego źrenice rozszerzają się niebezpiecznie. Uderzył więc jeszcze bardziej. Jak swoisty masochista, czekając na cios lub grom, który zaraz padnie.
- Jeśli to coś w rodzaju narkotyku... to sprowadzisz na siebie piekło, Allan... - wziął głęboki wdech. - Piekło nie ma dna, nie licz więc, że zdołasz się od niego odbić…
Gość
avatar

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Re: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  EmptyPią 21 Sie 2015, 13:32

Allan znał już doskonale ten scenariusz. Teraz właśnie miał zacząć się moment, kiedy kolejna osoba zacznie go przekonywać o tym, że go rozumie i nie tylko on ma źle w życiu, a właściwie to jest ono usłane różami i nie ma się czym przejmować. Ewentualnie zacznie się licytacja na to, kto przez siedemnaście lat przeszedł większy obóz przetrwania. Chłopak nieświadomie wywrócił oczyma i ściągnął usta. Spojrzał na niego zdziwiony, a następnie uniósł ręce, machnął dłońmi olewawczo i z głębokim westchnięciem powiedział…
- No już, cicho. Tylko nie zaczynaj opowiadać o tym, jak bardzo mnie rozumiesz, bo puszczę pawia śniadaniem. O dziwo, dalej Jason mówił już trochę bardziej sensownie i Puchon nawet mógłby się dać temu przekonać. Stawiane przez drugiego nastolatka pytania były dość trafne. Nie zmieniało to jednak faktu, że Allan znał wiele osób, które czuły się tak, jakby urodziły się w złym czasie. Za późno lub zbyt wcześnie, po prostu w złym momencie. On należał do tej grupy. Na fragment o wszechogarniającym złu i ciemności blondyn tylko zachichotał. Nie był on fanem przesadnego dramatu, a i za księcia wszelkiego zniszczenia się nie uważał, chociaż kto go tam wie.
- To zależy co rozumiesz przez "nie chcę należeć do tego świata". Uważam po prostu, że ludzie są głupi i zepsuci. Nie tylko mugole, czarodzieje – a zwłaszcza oni – także. Myślimy, że jak mamy magiczne różdżki i umiejętności pozwalające nam kreować rzeczywistość za pomocą tajemnych formułek, to jesteśmy lepsi… Już miał zamiar wspomnieć o swojej mugolskiej matce, która była naukowcem, ale na rozmowę o rodzinie nie był gotowy, więc wolał nawet nie sugerować takiego wątku.
- A wszystko siedzi we mnie, bo gdybym to wypuścił to musiałbym chyba wysłać połowę tego zamku na przymusowe, ciężkie roboty, a za terror mogliby mnie zamknąć w przemiłym pokoju nafaszerowanym dementorami… Znowu zachichotał. Ciężko było stwierdzić kiedy jest poważny, a kiedy żartuje i jakie fragmenty powinno odbierać się jako rzeczywiste to, co Allan uważa, a jakie za to, co tylko sobie mówi. Ja pierdziele, miałem się uczyć do tej zasranej obrony… Jak tak dalej pójdzie to zdam szkołę z wynikami totalnego przeciętniaka i będę musiał się dokształcać na własną rękę, a już za to nikt mi nie da papierka… Chłopak bardzo lubił ćwiczyć zaklęcia i warzyć eliksiry, zwłaszcza przy profesor Lacroix, której gargantuiczna wiedza pozwalała mu robić ogromne postępy. Będę musiał ją zapytać, czy nie zechciałaby mi poświecić trochę swojego czasu i pomóc się przygotować, muszę mieć przynajmniej trzy wybitne…
- Ja jak na razie skupiam się tylko i wyłącznie na tym, żeby skończyć Hogwart z maksymalnym wynikiem, a potem się zobaczy. Już niewiele czasu zostało, żebym mógł się tutaj czegoś nauczyć, więc chcę wyciągnąć z kadry i murów jak najwięcej tylko będę w stanie. Rzucił jowialnie, a potem trochę się zamyślił. Korki sam na sam z Lacroix… Ciekawe, czy to już samobójstwo czy jeszcze tylko zapędy masochistyczne. Mimo, że bardzo lubił tę psorkę, to nie mógł nie przyznać, że była niewypowiedzianie ciężką osobą.
- Wiedziałem, że w końcu o to zapytasz. To nie są żadne narkotyki, oszalałeś? Wrodzona i nabyta inteligencja nie pozwoliłaby mi się parać czymś takim. Chociaż z dwojga złego narkotyki byłyby chyba lepszą opcją, człowiek po nich przynajmniej ma przekonanie, że może zdobyć świat, a to… W tym momencie zaszeleścił pudełeczkiem z drobnymi tabletkami, które robiły z niego roślinkę na rzecz spokoju psychicznego.
- …To działa zupełnie na odwrót. Allan zaczął zastanawiać się, jak ma dobrać odpowiednie słowa. Nie chciał wyjść na wariata, ale nie chciał też wyjść na kogoś, kto ignoruje sprawy tak istotne, jak zdrowie psychiczne. No i co ja mam mu niby powiedzieć? Jak już się rzekło a to przydałoby się i b. Problem w tym, że jak to się potem rozejdzie i ktoś rzuci docinkiem o psycholu albo wariacie, to nawet te tabletki go przede mną nie uchronią.
- Nie chwal się tym, że Ci to powiedziałem, ale to zwykłe neuroleptyki dla wariatów. Podejrzewałem to już dawno, a w wakacje potwierdziłem, że jakieś kabelki w mózgu mi nie stykają i jestem pierdolnięty. Wzruszył dziarsko ramionami, jak gdyby nigdy nic i kontynuował…
- Nie będę Cię zadręczał wykładem o tym co, jak, dlaczego i w jakim celu. W skrócie te leki robią z człowieka roślinkę po to, żeby nie stanowił zagrożenia dla siebie i dla innych. Noszę je przy sobie, bo szkoda mi wyrzucić, ale prędzej mi do polecenia na miotle w jakieś odosobnione miejsce, żeby pomedytować, niż do wzięcia tego ryjącego banię gówna. Jak mówiłem, nie puszczaj fermentu na zamek, bo ludzie tutaj mają mnie za wariata i bez świadomości tego, że naprawdę nim jestem, a dodatkowe atrakcje są mi w tej chwili naprawdę zbędne. Schował pudełko ponownie do kieszeni i uśmiechnął się zagadkowo.
- A Ty? Dlaczego twierdzisz, że jesteś rozdarty jeśli chodzi o plany na przyszłość? Tak wiele możliwych opcji przed Tobą stoi? To możesz się jakimiś podzielić… I znowu trzeba było się domyślać. Żartuje? Czy mówi poważnie?
Jason Snakebow
Jason Snakebow

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Re: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  EmptyPią 21 Sie 2015, 19:19

Jason, przebywając z Allanem w Pokoju Wspólnym zupełnie stracił poczucie czasu. Wydawało mu się, że rozmawiają prawie całą noc. I pewnie owe wymienianie poglądów będzie trwać aż do świtu. Wtedy już nie będzie tak wesoło, a niewyspanym biegać po Hogwarcie i uczęszczać na zajęcia jest równe stuprocentowym wylądowaniem w Skrzydle Szpitalnym. Gdyby jednak tak się zastanowić, nie było to w zasadzie takie złe. Przed oczami ciemnowłosego Puchona przebiegła twarz nowej stażystki Pani Pomfrey, której spojrzenie było pełne profesjonalizmu, jak i również pewnej dozy wyższości nad innymi. No i skrywało coś, co Jasona zafascynowało bez reszty. W tym tkwiła jego słabość, o której nikt nie wiedział i na szczęście nie mógł wykorzystać tego przeciwko niemu. Miałby wtedy dość ciężki czas na pozbycie się tych naklejek, szufladkowania. Wszystkiego. Poukładać na nowo to, co jest wiecznym chaosem i swoistym piekłem? Samobójstwo. Wracając do tematu nowej stażystki. Nie miał okazji jej poobserwować, ani chociażby porozmawiać. Oczywiście w sumie nie powinien zanadto zbliżać się do takich osób poza sprawami hmm...szkolnymi. Wiąże się to ze złamaniem paru punktów regulaminu szkolnego i etycznego. Ale... zasady są po to, by je łamać prawda? Swoisty zakazany owoc kusi i smakuje ponoć najlepiej. Więc... może wystarczy jedno ugryzienie, by poczuć jak to jest zasmakować grzechu? Każdy ma jakieś swoje demony, straszne lub dziwne fetysze, które go nakręcają, złudzą i na końcu ciągną na dno po to, by potem utopić się myślami, do której nie chce się wracać. Szaleństwo, istne szaleństwo. Człowiek to jedna wielka zagadka.
Czy ta rozmowa byłą licytacją, który nich bardziej cierpi? Nie, skąd. I śmieszne było, że umysł Allana tak właśnie mu sprawę przedstawił. Jason myślał o tym trochę inaczej. W swojej spaczonej wyobraźni widział ich stojących naprzeciwko siebie w odległości paru metrów, w czarnych długich szatach i w czarnych maskach bez wizerunku. Pustka. Ciemność nie do ogarnięcia. I te dwa mózgi, których wyładowania neuronowe w niektórych częściach wyglądały niemalże identycznie, niektóre bardziej nasilone, inne mniej. Jednak powodujące prawie te same objawy, reakcje na ludzi i ich zachowanie, na pewne wydarzenia, w których dwaj Puchoni codziennie uczestniczą. Czy to zajęcia, odpoczynek, a nawet posiłek. Zmaganie się ze sobą, z własnym mrokiem czającym się w najbardziej oddalonych partiach naszej podświadomości ma miejsce niemalże w każdej chwili.
No już, cicho. Tylko nie zaczynaj opowiadać o tym, jak bardzo mnie rozumiesz, bo puszczę pawia śniadaniem.
Jason na jego odpowiedź uniósł brwi z lekkim...zażenowaniem? Nie. Rozczarowaniem - o, lepsze słowo. Spodziewał się jakiejś normalnej odpowiedzi od kolegi z roku, bądź co bądź nie byli już dziećmi i pewne poglądy na temat życia już zdążyli sobie wyrobić. W dodatku chichot wcale nie ułatwił sprawy, a wręcz tylko ją pogorszył. Jason wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze powoli czując, jak poziom adrenaliny powoli wzrasta. Mimo tego nadal był spokojny. Mało rzeczy było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Teraz nie będzie wyjątku.
Na kolejne sformułowanie Allana spojrzał w sufit Pokoju Wspólnego, jakby się nad czymś ciężko zastanawiał. Tak naprawdę w jego umyśle szalało teraz wszystko i mieszało się ze sobą. Normalnie nazwalibyśmy to burzą mózgów. Jason wiedział, że z nadmiaru myślenia zacznie mieć bóle migrenowe, a te są niesamowicie wyniszczające i wręcz paraliżujące. O, kolejny powód by pójść do Skrzydła Szpitalnego. Kąciki jego warg drgnęły niezauważalnie.
- Co rozumiem przez te słowa? Nic... zostawiam je w eterze, bo teraz może ciężko je zrozumieć na obecną chwilę, jednak kiedyś wrócą, a wtedy będziemy mieli odpowiedź... - powiedział szybko i niesamowicie cicho. Westchnął ciężko palcami masując sobie skronie. Opinię Allana wysłuchał ze spokojem i w ciszy. Oh. Grek nawet nie wiedział, jak bardzo zgodni są w tej kwestii. Jednak ciemnowłosy nie powiedział nic więcej. Nie chciał, aby blondyn spojrzał na niego jako tego, który za wszelką cenę chce podzielać zdanie innych, by w końcu mieć jakiś przyjaciół. Smutne, ale prawdziwe. Prawie wszyscy mają w szkole jakąś osobę, której mogą się zwierzyć z problemów, nie muszą przez to dźwigać brzemienia, poczucia winy. W przypadku tych dwóch Puchonów można powiedzieć o swoistej tragedii społecznej.
Przy kolejnej wypowiedzi na temat swojego wnętrza Jason poczuł się, jakby patrzał w lustro mówiąc do samego siebie. Spuścił wzrok w podłogę, a jego wargi wykrzywiły się lekko, jakby wpłynęła na nie cierpka nuta goryczy.
- Mnie prędzej zamknęliby w psychiatryku... - szepnął bardziej do siebie niż do Allana, aczkolwiek przez ciszę przerywaną jedynie trzaskiem ognia było to doskonale słyszalne. Pokręcił głową, jakby nie umiał czemuś dowierzyć.
Bywają takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy, które są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat. Nie możemy ich przewidzieć. Nie możemy się na nie przygotować . Czyhają gdzieś, zapisane w łańcuchu pozornych przypadków, nieuchronne jak świt po ciemności. Jak Jason czuł się podczas tej rozmowy? Dziwnie. Nie potrafił tego dobrze określić. Czuł się jakby brnął w ciszy głuchych ulic zaklęty jakby we mgle własnych słabości, niczym cień kołyszący drogę krzyżową jego własnego serca, który sam sobie nakłada koronę cierniową z tych słów, co wyszeptały cierpienia rolę. I mrok jest tam, gdzie stawia swe kroki.
Miał problem z opisywaniem swoich odczuć, bardziej próbował je analizować pod względem logicznym niż emocjonalnym, co oczywiście nie daje żadnych widocznych efektów. Potem już rozmowa zeszła na temat, którego niejako Jason obawiał się najbardziej. Tabletki.
Zauważył reakcje Allana, widział mimo wszystko te zdenerwowanie kłębiące się pod czupryną blond włosów. czyli jednak Jason trafił w czuły punkt. Po zdaniu:" Wrodzona i nabyta inteligencja nie pozwoliłaby mi się parać czymś takim" uniósł brew lekko kpiąco. Nie wiedział czego się po nim spodziewać. W zasadzie do teraz nie był pewien, czy Puchon mówi poważnie, czy kpił z niego jak z małego dziecka. Szczerze to wolałby pierwszą wersję, bo gdyby jednak byłaby to druga wersja mocno by się wkurzył. Przygryzł lekko wargę i zapytał, stawiając nieco na intuicję i licząc na łut szczęścia.
- Skoro te tabletki wiążą Cię niczym psa, posyłając na uśpienie zarówno ciało jak i umysł nie lepiej zapytać samego siebie, co tak naprawdę powoduje ten stan? - może trochę niezbyt dobre porównanie. Przełknął głośno ślinę. Zaschło mu w gardle, nienawidził tego stanu. To tak jakby jego dusza chciała mu w ten sposób powiedzieć :"Przestań już drążyć Jason, zostaw to, to zagadka i tajemnica nie do odkrycia". O nie, Jason potrafił być bardzo upierdliwy, jeśli chodzi o rozwiązywanie ukrytych przesłań.
- Czas nie leczy ran, nie przyzwyczaja też do bólu, bo wtedy byłby jak ta Twoja tabletka częściowo znieczulająca. Musisz przestawić swój zegar, Allan...Czas uczy jak żyć pomimo bólu i własnych słabości... - westchnął ciężko i nabrał powietrza powoli, ponieważ powiedział to na jednym, krótkim wdechu . - I Ty masz predyspozycje, by to pokonać...samemu...
Na prośbę o zatrzymanie tego dla siebie Jason kiwnął głową i powiedział.
- Nikt się nie dowie... - powiedział to bardzo pewnie i dobitnie. Ten ton miał uświadomić Greka, że jego "sekret" jest u ciemnowłosego bezpieczny. Zresztą, blondyn też jest typem obserwatora i też pewnie nie raz Jasona obserwował. Musiał zauważyć podobieństwo. - Możesz spać spokojnie...
Wtedy też towarzysz bladego chłopaka zadał pytanie. Jason nie wiedział zp oczątku jak na nie odpowiedzieć. Trwała więc głęboka i straszna cisza, przerywana trzaskiem ognia i przyspieszoną akcją bicia serca Puchona.
A Ty? Dlaczego twierdzisz, że jesteś rozdarty jeśli chodzi o plany na przyszłość? Tak wiele możliwych opcji przed Tobą stoi? To możesz się jakimiś podzielić…
Nie wiadomo dlaczego chłopak przyjął to jako atak na swoją osobę. Jego mięśnie napięły się lekko. Teraz to Allan mógł zauważyć, że trafił w czuły punkt. Rozdarcie wewnętrzne Jasona. Ponadto po tonie głosu blondyna nie wiedział, czy ten znowu żartuje czy jednak pyta się poważnie. Powodem wielu współczesnych nieporozumień i nie¬szczęść jest nieumiejętność zadawania logicznych pytań i udzielania adekwatnych odpowiedzi. Ciekawe czy to również ma tu miejsce?
- To prawda, ta szkoła otwiera mi mnóstwo możliwości... - zaczął i po chwili ściągnął brwi w zamyśleniu. - Czasem...czasem mam wrażenie, że mam rozdwojenie jaźni...choć tak nie jest. Po prostu moje dwie natury ze sobą walczą...wygrywa ten, którego karmię...co nie zawsze jest mądrym posunięciem...
Westchnął i powiedział po raz pierwszy to, co na zawsze miał zostawić tylko dla siebie. Skoro powiedziane było a, musi być i b.
- Chcę zostać aurorem...ale..z drugiej strony... chciałbym być tym, który z nimi walczy... - parsknął krótko śmiechem. - Ironia losu...
Najmądrzejszy będzie ten, który dotrze do nieosiągalnych horyzontów przestrzeni oceanu głupoty ludzkiej i je przepłynie...
Sponsored content

Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty
PisanieTemat: Re: Hufflepuff nie taki puszysty...    Hufflepuff nie taki puszysty...  Empty

 

Hufflepuff nie taki puszysty...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Oj, nie bądź taki.
» Nie taki ślizgon straszny...

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-