IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptySob 18 Lip 2015, 18:09


Teren domu i plantacji znajdujących się w jednym z irlandzkich lasów starannie otoczono zaklęciem odstraszającym wszelkich mugoli mogących przypadkiem pojawić się w pobliżu.


Spoiler:
*Dom - z wyglądu bardzo stary, od frontu i północnej ściany porośnięty gęstym bluszczem, który odpowiednio formowany nie ogranicza jednak dostępu światła do wnętrza budynku. Na parterze znajduje się nieduży salon, w których znajduje się kilka donic, gabinet oraz kuchnia ze spiżarką, w której magicznie ukryto przejście do rozległych piwnic. Piętro przeznaczono typowo na sypialnie.
Całego domu dogląda uprzejma skrzatka Kropka - nie radzimy jednak okazywać jawnego braku szacunku wobec jej pani, bo zamiast herbaty może przypadkiem zaparzyć trujące liście. Mary obdarzyła ją kiedyś zgodą na takie zachowanie.

Spoiler:


*Plantacja - oficjalnie, w jej skład wchodzą dwie szklarnie o sporej powierzchni, w których hoduje przede wszystkim mandragory i inne rośliny powszechnie wykorzystywane przez uzdrowicieli. W rzeczywistości w domowych piwnicach przypominających lochy radośnie rosną w większości nielegalne gatunki nie lubiące słońca. Ukryta w lesie jest jeszcze jedna, mniejsza szklarnia oraz kępa diabelskich sideł o odpowiednich rozmiarach, by po cichu pozbyć się niechcianego delikwenta.

Spoiler:

Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyPon 07 Wrz 2015, 21:04

STOP – fabuła z samego początku listopada (zgoda od Jasmine); kilka dni po balu duchów;

Odnalezienie domu otoczonego silnymi zaklęciami stanowiłoby problem nawet dla człowieka obdarzonego potężną magią, z którą zaznajomiony był od najmłodszych lat swego życia i z pomocą której zdobywał sukcesy, wykorzystując do własnych celów. Naginanie rzeczywistości nie należało nigdy do celów Harrego, uważającego się za wybitnie szarą jednostkę, niewystarczająco mądrą i silną do spełniania jakiejś górnolotnej myśli w szerokim świecie. Dlatego też zmuszony był przeistoczyć się w swoją ludzką formę, zrzucając z ramienia worek z najpotrzebniejszymi przedmiotami odnoszącymi się głównie do higieny.
Nie do końca świadomie zatrzymał się przed potężną barierą uniemożliwiającą dostrzeżenie plantacji ludziom pozbawionym jakichkolwiek zdolności magicznych, zabierając głębszy wdech chłodnego powietrza zbliżonego do jego rodzinnych stron. Jakkolwiek upodobał sobie Hogwart, osiedlenie się w Irlandii uznawał za wybór co najmniej dobry, widząc z tego o wiele więcej korzyści niż rdzenni mieszkańcy tejże krainy. Tymczasem przekroczył próg stanowiący ochronę przed niepożądanymi gośćmi dla Mary, w umyśle próbując doliczyć się lat od ich ostatniego spotkania.
Magia przepuściła go bez najmniejszych przeszkód, pozwalając wampirowi na stopniowe zagłębianie w mroczną scenerię gęstwiny leśnej, skrywającej całkiem zgrabny domek mieszkalny. Ilekroć próbował przypomnieć sobie rysy twarzy przyjaciółki, odczuwał przenikliwy dreszcz na widok bystrego spojrzenia przeszywającego duszę i rozdrapującego najdotkliwsze blizny. Po tylu latach nie potrafił odrzucić od siebie pierwszego wrażenia, jakie zrobiła na nim nastolatka kilka dekad wcześniej, pokonując dzielący ich dystans w zaskakujący dla obojga sposób.
Niewypowiedziane na głos porozumienie utrzymywało się między nimi przez lata, a wzajemne zaufanie nie posiadało ograniczeń związanych z narzucanymi przez ludzi jarzmem pytań. Dlatego właśnie nie miał obaw wkroczyć na teren należący do Mary, z przyjemnym uczuciem niepewności łaskoczącym tuż za klatką piersiową, wyczuwalną tuż za zmęczeniem wielogodzinnym lotem. Jego ciało wciąż nosiło ślady po upadku z pierwszego piętra, chociaż część siniaków została zniwelowana zaklęciami spod ręki szkolnej pielęgniarki. Rozcięcie tuż pod lewym okiem zasklepiło się wdzięcznie, podobnie jak to widoczne na czole, ale podpuchnięte oczy wciąż odzwierciedlały zmęczenie Harrego ostatnimi stresami.
Spokojnym krokiem przemierzał niewidoczną ścieżkę do drzwi frontowych domu zielarki, przekonany iż dzisiejszego wieczoru nie zostanie wyrzucony na bruk. Nie przez nią.
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyPon 07 Wrz 2015, 22:46

Wraz z nadejściem jesieni, dni na plantacji stawały się coraz bardziej monotonne. Jeśli wcześniej Mary nie wiedziała, w co wsadzić ręce na przestrzeni trzech szklarni, teraz zwyczajnie narzekała na nudę. Rośliny, które należało ściąć, już dawno suszyły się, lub leżały w skrzynkach, z krzewów i drzew zebrano owoce... Pozostało tylko zabezpieczyć niektóre okazy przed zimą, mniej lub bardziej uporządkować i przygotować ziemię do odpoczynku.
Choć stanowiło to naturalną część cyklu rozwoju, było też dla kobiety przyzwyczajonej do wzmożonej pracy niezwykle frustrujące. Całe szczęście, że w piwnicach znajdowało się kilka okazów wymagających bezustannej opieki, bez względu na aktualną porę roku. Zmniejszona ilość obowiązków i zajęć pozostawiała zbyt wiele miejsca na niechciane myśli – takie, które zwykle czekały posłusznie w tyle głowy na swoją kolej, cierpliwe, nieprzemijające. Podnosiły łby dopiero, kiedy najmniej się tego spodziewano, było się nieprzygotowanym na atak. Jak idealnie przystosowany do polowania drapieżnik dopadały ofiary, mentalnie rozdzierając ją na strzępy. I choć z ciałem wszystko pozostawało w porządku, złe myśli potrafiły zostawiać głębokie rany na umyśle z gatunku tych, które nie goiły się tak łatwo ani szybko. Na swoje własne szczęście, pani Watts zwykle nie pozwalała się w ten sposób zaskakiwać, doskonale zdając sobie sprawę, że była zdana tylko i wyłącznie na siebie. Obok nie stał nikt, na kim mogłaby się wesprzeć, oddać na chwilę obowiązek przytrzymania własnego ciężaru. Choć czasem stawało się to wymagające i trudne, chyba nie potrafiłaby jeszcze raz zaufać komuś na tyle, by powierzyć mu swoje bezpieczeństwo. Wystarczył raz – cień Archibalda, którego porzuciła tak dawno temu, wciąż lubił o sobie przypominać. Być może ignorowanie go, lub zapomnienie stałoby się dużo łatwiejsze, gdyby odcięła się od każdego aspektu przeszłości, budując życie na świeżych fundamentach, nieskażonych wcześniejszym bólem. Pytanie tylko brzmiało, czy w najgłębszych zakamarkach serca faktycznie tego chciała.
Dzisiaj przeszłość miała znów dać o sobie znać w dużo bardziej namacalny sposób.
Rozdzielając zaklęciem rzędy pustych donic, Mary podniosła się z klęczek, ocierając twarz wierzchem umazanej ziemią dłoni. Praca fizyczna przynosiła jej radość, nie bała się też pobrudzić i nie uważała tego nawet za odrobinę uwłaczające. Zmęczenie ciała było dobre. Przytrzymując zębami koniec sznurka, uwiązała w zgrabny bukiet krnąbrne liście skaczącej palmy, które usilnie próbowały chlasnąć czarownicę po twarzy – raz czy dwa im się to nawet udało, a ostre brzegi rozcięły jasną skórę na policzku, zostawiając na niej wyraźne pręgi.
- Macie szczęście, że jesteście tyle warte, bo napaliłabym wami w kominku – rzuciła ze zgryźliwą nutą w głosie, równym, pewnym krokiem opuszczając szklarnię. Uderzona zimnym podmuchem listopadowego wiatru, śmierciożerczyni zatrzęsła się nieco, czując gęsią skórkę wykwitającą na rękach. Pracując przy swoich roślinach ubierała się lekko, głównie w zwiewne lny, dobrze sprawdzające się w parnych, ciepłych warunkach, jakie panowały w szklarniach. Na zewnątrz niestety marzyła głównie o tym, by jak najszybciej dojść z powrotem do domu, nakazać skrzatce zaparzyć herbatę, a samej zarzucić koc na ramiona i usiąść przed kominkiem. Jeśli sądzić tylko po ciemniejących gwałtownie chmurach, zbierało się na deszcz – może drzemka przy rozpalonym ogniu nie była takim złym pomysłem? Tak czy siak, wraz z dostrzeżeniem męskiej sylwetki, Mary porzuciła wszelkie plany relaksu – klient czy natręt? Z różdżką zatkniętą za pasek tuż pod ręką, kobieta zwolniła kroku, obserwując rosnącą w oczach postać w sposób tak intensywny, że słabsi na umyśle mogliby poczuć się zawstydzeni. Dopiero, gdy ruda czupryna zamajaczyła w sposób ciężki do podważenia, niebieskie oczy pani Watts rozszerzyły się nieco. Czyżby? Nie nawdychała się aby jakichś oparów powodujących halucynacje?
- Spójrzcie, kogo wiatry wyrzuciły na brzeg pod moimi drzwiami – rzuciła, unosząc nieco głos, by zwrócić na siebie uwagę przybyłego. Serce mimowolnie zabiło jej nieco mocniej, a kąt ust uniósł się lekko, gdy głowę zalały wspomnienia.
Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyWto 08 Wrz 2015, 10:22

Ciekawskie rozglądanie się dookoła nie było w stylu Harrego, który preferował więcej skrytości z daleko posuniętą ostrożnością podczas poznawania nowych miejsc. Nie podejrzewał, aby ktokolwiek czyhał tutaj jego zdrowie. Mógł więc pozwolić sobie na rozluźnienie zesztywniałych lotem mięśni karku i rozmasować je wolną ręką, wykonując niespiesznie krążenia głową. Pełną piersią wdychał unoszące się aromaty roślin, ledwo co dotknięte ludzką dłonią i zerknął na ścianę domu porośniętego w naturalny sposób przez bluszcz. Z początku podejrzewał Mary o wykorzystanie odpowiednich zaklęć, aby przyozdobić swoją siedzibę wedle upodobań, zbliżonych w najbardziej z możliwych sposobów do … roślin właśnie. Atmosfera tego miejsca z niezwykłą mocą oddziaływała na przemęczonego wampira, którego myśli krążyły po podobnych torach co kończącej pracy kobieta. Odpoczynek w szerokim fotelu, aby uzyskać wewnętrzny sposób, chłonąc sielankowy nastrój tego miejsca.
Melodyjny głos wyrwał go z potrzasku myśli, zmuszając równocześnie do odnalezienia źródła, a zarazem i przyczyny przybycia w to zapomniane przez resztę świata miejsce. Przyjemne ciepło rozlało się po zdrętwiałych członkach mężczyzny, kiedy dostrzegł dumną postawę czarodziejki, która jak mało kto potrafiła połączyć elegancję umorusana ziemią i odziana w strój typowo roboczy. Z daleka nie był w stanie dostrzec zbyt wielu szczegółów, jednak pierwszym była świadomość nieubłagalnie mijających lat odcisnęło swoje piętno nawet na niej. Na twarzy naznaczonej w wielu miejscach troskami emanowała wciąż siłą, jaką dostrzegł już pierwszego dnia ich znajomości i w skrytości serca doceniał, pozbywając wszelkich przejawów nadmiernej troski.
Wyszedł ku niej na spotkanie, dostrzegając kątem oka niepewnie zbliżającą się testralkę, zatrzymującą tuż przy krawędzi magicznej bariery i z niepokojem upatrującą w sylwetkę opiekuna. Unicorn jednak posiadała wystarczająco wiele rozsądku, aby nie pchać się tam, gdzie nie została zaproszona i potrafiła poradzić sobie zdecydowanie lepiej w gęstwinie leśnej niż przydomowej stajni. Dlatego też mężczyzna z pełną premedytacją porzucił przejawy troski na rzecz zbliżającej się damy.
- Mary Sterling.. – rzucił pod nosem bardziej dla posmakowania tych słów w spękanych od wiatru wargach, przypominając sobie właściwe brzmienie wspomnienia, niż do samej zainteresowanej. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z małżeństwa, w jakie została wplątana kobieta, wydarzenia sprzed dekady zdecydowanie przekreśliły postanowienie Herberta co do używania nazwiska męża.
Czy rzeczywiście minęło już tyle lat?
- Ciebie również miło widzieć, niewiele się zmieniłaś – jego głos nie zmienił się aż tak bardzo od ich ostatniego spotkania, podobnie zresztą jak cała aparycja pozostawiająca dość sporo do życzenia. Niebieskie spojrzenie musnęło świeży ślad rozcięcia na porcelanowej twarzy jasnowłosej, a Harry nie mógł odgonić od siebie natarczywych myśli na temat wyniosłości Mary, przyprószonej w pełni pozytywnymi komentarzami. Ilekroć uzyskiwał pewność siebie w jej towarzystwie, nie mógł wyzbyć się kąśliwej nutki nieprzewidywalności młodej kobiety, która pozwalała mu na bezowocne poszukiwanie klucza do jej osobowości. Pozbawienie jej aury tajemniczości leżało jednak poza zasięgiem możliwości wampira, dlatego postanowił nie narzucać sobie pierwszego dnia pobytu sztywnych zadań do wypełnienia – nawet, jeśli brzmiały ono tak kusząco. Teraz jednak komplement zabrzmiał z naturalnością godną pozazdroszczenia, ponieważ przenikliwe spojrzenie blondwłosej pozostało wciąż hipnotyzujące.
Ciemne oczy mężczyzny wypełnione były czymś na kształt pustki, która charakteryzuje osoby docierające do ostatecznego celu swojej wędrówki: radość przebytej drogi i dotarcia do celu mieszał się z poczuciem goryczy, związanych z porzuceniem jednostek potrzebujących jego obecności. – Chyba nie odmówisz strudzonemu podróżnikowi kubka ciepłego trunku? – zagadnął z delikatnym uśmiechem, który poruszył skamieniałe mięśnie na twarzy Harrego po raz pierwszy odkąd popadł w pułapkę żelaznego spojrzenia kobiety. Powstrzymując się od natarczywego poprawienia worka ciążącego na przedramieniu przemknął wzrokiem w stronę magicznej bariery, przy której kilka chwil wcześniej stała oswojona testralka. Nie chciał ujrzeć w oczach Mary nakazu wyjaśnień.
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyWto 08 Wrz 2015, 17:33

Komuś, kto znał Mary jedynie powierzchownie, jej spokojna postawa wobec gościa wydałaby się lekkomyślna i dziwna. Zawsze pierwsza do odnajdywania jak najbezpieczniejszych pozycji, bez ogródek odkrywająca kolejne punkty cudzych planów, wobec przybycia wampira nie wykazała ani odrobiny nieprzyjemnego zaskoczenia czy wycofania. Na ładnie wykrojonych rysach twarzy utrzymywał się wyraz pewnej niedookreślonej łagodności, który dla wprawnego obserwatora nie sięgał jednak oczu – te pozostawały czujne, może nieco chłodne.
Pani Watts nie miewała wielu gości. Ci niezapowiedziani zwykle nie przybywali do niej z dobrymi intencjami i kończyli marnie w ten lub inny sposób. Być może właśnie dlatego, choć w pierwszej chwili poczuła euforię związaną z przybyciem kogoś, kto w pewien pokręcony sposób był jej bliski, zaraz skarciła się w duchu i przywołała do porządku. Nawet jeśli ktoś wyglądał jak Herbert, wcale nie musiał nim być. W magicznym świecie istniało gro sposobów na podszycie się pod kogoś zupełnie innego, pożyczenie sobie skóry obcego człowieka. Na służbie u Czarnego Pana, Mary często obracała się wokół wszystkiego co nielegalne, samej wymyślając wiele podstępów mogących zagwarantować jej lub innym śmierciożercom skuteczne zagarnięcie tego, na czym im akurat zależało. Nic więc dziwnego, że dobrze rozwinięta, obrzydliwie logiczna część jej samej poruszyła alarmowe dzwonki. Nie mogła czuć się w pełni bezpiecznie, o żadnej porze dnia lub nocy, nawet jeśli musiała martwić się tylko o siebie, nie posiadając rodziny ciągnącej ją systematycznie w dół. Bo czy właśnie nie tym były jakiekolwiek bliskie osoby? Kulą u nogi,  wisielczym sznurem i kubkiem trucizny jednocześnie?
Odgarnęła warkocz na plecy, poprawiając równocześnie ułożenie pęku ostrych liści w dłoni – odpowiednio wysuszone równie dobrze mogłyby służyć czarodziejom zamiast brzytew.
- Pomijając oczywiście te wszystkie zmarszczki – rzuciła w odpowiedzi na jego słowa, przemycając do własnego głosu nutę rozbawienia. Delikatne przygryzienie dolnej wargi na mgnienie oka upodobniło ją do niewinnej nastolatki, którą Milton poznał wiele lat temu w norweskim lesie. Rozpraszanie bądź całkowite odwracanie męskiej uwagi od rzeczy istotniejszych jednym gestem czy spojrzeniem, zawsze przychodziło blondynce z dziecinną łatwością. Obdarzając ją przyjemną dla oka i zarazem plastyczną twarzą, natura zrobiła śmierciożerczyni ogromną przysługę – świadomość własnych atutów i sposobów ich używania również nie bolała. W chwilowej ciszy, która zapadła między stojącymi naprzeciw siebie osobami, wzrok Mary przesunął się po twarzy mężczyzny, nie dostrzegając właściwie żadnych różnic w porównaniu do obrazu, jaki wciąż miała w głowie. Tylko te podpuchnięte oczy zdradzały zmęczenie.
- Strudzonemu podróżnikowi? – uniosła lekko brew, powoli podchodząc bliżej wampira. Z pewnym rodzajem zaskoczenia odnotowała, że byli tego samego wzrostu, choć pamięć zawsze dodawała mężczyźnie przynajmniej kilka centymetrów przewagi. - Tacy różnie kończą, jeśli nogi poniosą ich na próg mojego domu – mówiła spokojnie, z rzeczowością godną wieloletniego dyplomaty, ale nie sposób było zignorować odległego widma groźby czającej się tuż nad ramieniem czarownicy, gotowej kąsać, jeśli powiedziane zostanie jedno słowo nie tak, jak trzeba. Kobieta zatrzymała się obok Miltona na dystans krótszy niż sięgnięcie ręką, wchodząc prosto w linie jego wzroku, zmuszając niejako, by znów na nią spojrzał. Dłoń sięgnęła po sosnową różdżkę bez zawahania, jej koniec został przytknięty do boku wampira na tyle pewnie, że nie mógł go nie poczuć.
- Powiedz coś, o czym wiedziałby tylko Herbert. Jeśli się pod niego podszywasz, wypruję z ciebie wszystkie wnętrzności – powiedziała powoli, wyraźnie akcentując słowa.
Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptySro 09 Wrz 2015, 15:38

W świecie pozbawionym zaufania i niezliczonych możliwości podszycia pod czyjąś tożsamość, panował pewien przesąd iż każdy tak naprawdę może zdobyć odpowiednimi metodami równie odpowiednie informacje. Herbert nie był wyjątkiem, jednak przez cały czas od swojej podróży nie myślał o niebezpieczeństwie czyhającym na niego w sytuacji, gdy Mary nie uwierzy jego słowom. Tak naprawdę pobyt na plantacji oznaczał dla niego idyllę pozbawioną wszelkich zmartwień, jednak koniec magicznej różdżki przeszywający wełniany sweter, zdecydowanie wymazał wcześniejszą beztroskę.
Przyjemność jaką odczuwał podczas słuchania melodyjnego głosu kobiety nie była równoznaczna z zimnym potem, którego strużka spłynęła właśnie wzdłuż kręgosłupa wampira wprowadzając ciało w stan niepokoju. Śmiertelna powaga bijąca z oczu Mary przypomniała mu kogoś, o kim pragnął zapomnieć jak najszybciej i wymazać jakiekolwiek ślady wspomnień. Ostrzeżenie czające się pod zasłoną elegancji i dyplomacji przeszyło go na wskroś, zanim więc odpowiedział minęła przydługa chwila spędzona na walce spojrzeń. W mgnieniu oka bowiem rysy twarzy Herberta wyostrzyły się, kiedy zacisnął mięśnie dookoła szczęk.
- Pewna panna … – zaczął z wyraźnym gniewem podszywającym rozpoczynającą się dopiero wypowiedź, czując jak wszystkie szare komórki nawołują do wzmożonej pracy i wstrzymaniu narastających emocji. Westchnął w końcu przymykając powieki, przeczuwając iż wystarczy jeden nieodpowiedni ruch, jaki Mary uzna za zagrażający, aby oberwał niewerbalnym zaklęciem prosto w bok. Masochistą w żadnej mierze nie był, dlatego też rozchylając na nowo usta, ostrożniej dobierał słowa brzmiące zdecydowanie łagodniej niż poprzednie: - pewna panna stwierdziła, że nieelegancko byłoby zjadać kogoś, kto pomógł. – To zdanie niepomiernie wręcz rozbawiło go swego czasu, teraz wydawało się zupełnie adekwatnie przypominać o tamtejszej możliwości uczynienia krzywdy młodej nastolatce. Właściwie z pełną premedytacją przywołał właśnie te słowa, chcąc dostrzec choćby słaby przebłysk radości w lodowatym spojrzeniu, jakie Mary mu prezentowała. – Jeżeli potrzebujesz dowodu, mogę przyjąć formę, w jakiej mnie poznałaś – zaproponował bez znużenia w głosie, acz widocznego w błękitnym spojrzeniu, które kierował na marsowe oblicze kobiety.
Ani przez chwilę nie podejrzewał, że pani Watts może spełnić swoją groźbę.
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptySro 09 Wrz 2015, 16:33

Pewna siebie, gotowa do odparcia ewentualnego ataku czarownica ani drgnęła, wypowiadając nie tak subtelną groźbę, poszukując w oczach stojącego obok mężczyzny zwątpienia lub iskry strachu. Czegokolwiek, co pozwoliłoby jej wstępnie osądzić, czy ma do czynienia z wyrafinowanym podstępem, czy wyjątkowo zaskakującym splotem wydarzeń, zanim delikwent otworzył usta. Był na terytorium należącym do Mary, na łasce lub niełasce zaklęć, po które mogła łatwo sięgnąć, czy innych środków rozrzuconych po całym terenie mających służyć obronie pojedynczej kobiety. Gdyby tylko tego chciała, prawdopodobnie potrafiłaby tutaj przemykając w cieniu pozbyć się całego oddziału nieproszonych gości, nawet pozbawiona różdżki.
Utrzymywała sztywną, niemal żołnierską postawę, póki mężczyzna nie przemówił – najpierw z cieniem gniewu, który smagnął delikatne struny, gotując do walki, by za chwilę wyraźnie stonować wypowiedź. Mądre posunięcie. Zdenerwowanie ukazujące się w mięśniach drgających na szczęce Mary przypisała jako reakcję na groźbę bolesnej wiwisekcji. Każdy zareagowałby w jakiś sposób na różdżkę przytkniętą do boku, szczególnie jeśli nie wiedział, jakim arsenałem zaklęć dysponował potencjalny kat. Wraz z przypomnieniem własnych słów, słów które wypowiedziała tak dawno temu, że pamięć niemal je straciła gdzieś pośród piasków czasu, zaciśnięte w cienką linię usta rozchyliły się lekko, wypuszczając wstrzymany oddech. Wystarczyło jedno mrugnięcie, by przegnać chłód znaczący błękit tęczówek stalowym błyskiem, by przywrócić im chociaż odrobinę miękkości. Ręka przytykająca różdżkę do boku wampira cofnęła się nieco, a potem bez ostrzeżenia objęła wdzięcznie jego szyję, inicjując krótki uścisk. Być może było to bardzo naiwne i śmieszne dla kobiety w jej wieku, z tym samym bagażem doświadczeń, jaki przypadł w udziale, ale poczuła muśnięcie ulgi, która nieśmiałym ciepłem rozlała się przy sercu. W pewnym sensie tęskniła za obecnością kogoś, kto nigdy nie życzył jej źle, a wręcz przeciwnie, udowodnił, że może na niego liczyć. Herbert był jedynym, który zaoferował pomoc w ucieczce, gdy sytuacja z Archibaldem zaczęła ją przerastać. Choćby za to miała u niego ogromny dług wdzięczności.
- Cieszę się, że to ty – powiedziała krótko, nim cofnęła rękę, uwalniając wampira. A jeśli dłoń, w której wciąż trzymała różdżkę, musnęła delikatnie jego kark, zrobiła to nieświadomie i bez złych intencji. - Musisz mi wybaczyć, nie miewam tu wielu gości. Ci, którzy się wcześniej nie zapowiadają, zwykle nie chcą dobrze dla samotnej kobiety – kąt ust blondynki drgnął lekko, choć ciężko było doszukiwać się w tym geście rozbawienia. Potrafiła o siebie zadbać, ale ciągła czujność bywała męcząca. - Chodźmy do środka, pogoda nie sprzyja pogawędkom na powietrzu.
Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptySro 09 Wrz 2015, 17:06

Jeśli zmusiłby się do odnalezienia słabych stron zaistniałej sytuacji, spojrzałby na własną głupotę.
Przesiąknięty do szpiku kości zmęczeniem nie zwracał uwagi na jasne sygnały wysyłane przez Mary i mógłby przysiąc, że jej ostrożność nabiera nieprawdziwego wydźwięku. Któż bowiem wiedział o ich znajomości? Próbując odnaleźć persony poinformowane o wydarzeniach sprzed paru lat, lawirował między nieznanymi twarzami i spojrzeniami uciekającymi prędzej niż zdążył im się przyjrzeć.
Chłodne muśnięcie palców przerwało tamę utrzymującą wzbierającą falę, a ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz odczuwalny intensywniej niż mógłby przypuszczać wcześniej. Spontaniczność na jaką zdobyła się Mary zaskoczyła go w pozytywny sposób, odbierając możliwość rozbudzenia w sobie gniewu za bezpośredniość groźby. Wraz z unoszącym się zapachem wilgotnej ziemi, do nozdrzy mężczyzny doleciały również aromaty świeżo ściętej skaczącej palmy i tego przynależnego do jednej osoby, przypisany personalnie aż po kres dni życia. Jako jedna z niewielu zasługiwała na wdzięczność Harrego, dlatego też sztywność gestów rozpłynęła się wraz z westchnieniem ulgi rozrywającej gęstniejącą atmosferę i nim się zdążył spostrzec, objął ją w talii i silnym uściskiem przekazał niewypowiedzianą nigdy tęsknotę. Słodki i ciepły podmuch zagubił drogę pomiędzy przydługawymi kosmykami rdzawych włosów a skórą, nadając sytuacji zbyt wiele znaczeń niż tego pragnął.
Tym razem powstrzymał drżenie ciała, przekonany że skrajności wprowadzane przez kobiety doprowadzą go kiedyś do szaleństwa.
Bez ociągania zsunął dłoń ze smukłej talii śmierciożerczyni, pozbawiając się dalszej przyjemności związanej z bliskością drugiego człowieka. – Powinienem wziąć to wcześniej pod uwagę – z wyczuwalną ostrożnością dobierał słowa, jak gdyby mówienie sprawiało mu problem. Przesunął opuszkami palców po kącikach obu oczu, przełykając równocześnie ślinę, aby odzyskać pewność siebie i śmiałość ruchów. Ponowił kontakt wzrokowy już po chwili, przyozdabiając twarz niewielkim uśmiechem rozbawienia zakrawającego prędzej o ironię niż prawdziwą wesołość. Namiastka kpiny widoczna w oczach wampira nie była równoznaczna z wypowiadanymi przez niego słowami, otoczonymi westchnięciem ulgi. – Na szczęście nie masz w zwyczaju miotać zaklęciami bez zadania wcześniej pytań.
Przelotnie zerknął na mocno spleciony warkocz odejmujący jej twarzy lat, usilnie powstrzymując ochotę głębszego spojrzenia na materiał odzienku, jaki dziś na siebie zarzuciła. Przeczuwał, że bardziej z potrzeby własnej wygody względem zapadającego mroku zaproponowała wejście do środka, a on nie przyjął tego z należytą uwagą. Skinął jedynie głową, wskazując dłonią w stronę drzwi , gestem próbując zachęcić gospodynię do oprowadzenia po swoim skromnym, acz w pełni bezpiecznym schronieniu. – Dziś czeka nas dłuższa rozmowa, Mary, nie pogawędka. – Naprostował jej słowa, ruszając ramię w ramię z kobietą i dotrzymując tempa kroków.
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptySro 09 Wrz 2015, 19:15

Niespodziewana odpowiedź na uścisk sprawiła, że usta kobiety utworzyły na moment maleńkie „o” w reakcji na ciepło, które rozlało się od miejsc, których dotknął wampir. Choć przyzwyczajona do radzenia sobie w pojedynkę i silna jak niewzruszona skała, najwyraźniej od czasu do czasu potrzebowała obecności drugiej osoby. Uwagi, życzliwego kontaktu. Może właśnie te nie do końca uświadomione pragnienia coraz mocniej popychały ją, by robiła kolejne kroki do odzyskania uczuć syna, który od pewnego czasu stał się nie dającą spokoju obsesją. Zbyt długo obracając się wśród ludzi, przy których chwila nieuwagi mogła kosztować życie, w pewnym, mocnym uścisku Herberta odnajdywała namiastkę spokoju. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby zdarzało jej się to częściej i w ten sam sposób. Z dziwną ni to irytacją, ni to zagubieniem, zgniotła w pył pomysł, by musnąć ustami policzek wampira, kiedy się odsuwał – była dorosłą kobietą a nie małą dziewczynką, ale przy nim w jakiś dziwny sposób czuła się młodsza. Jakby znów stała się tą samą, ciekawską i nie do końca ostrożną nastolatką, którą była w norweskim lesie, kiedy się poznali. Nie próbowała póki co roztrząsać, czy to dobrze czy źle.
Mary przekrzywiła nieco głowę, przyglądając się reakcjom mężczyzny z wyraźnym zaciekawieniem – czy mogła z nich wyczytać powód tej wizyty, dokładny stan psychiczny lub fizyczny? Może gdyby posiadła zdolność legilimencji. I bez tego ludzie zwykli twierdzić, że jej spojrzenie zdaje się odczytywać wszystkie sekrety ukryte pod czaszką – czarownica nigdy nie odpowiadała jednoznacznie, czy potrafi posługiwać się zaklęciem odsłaniającym umysł. Było jej na rękę, że niektórzy żyli w niepewności.
- Na szczęście – przytaknęła, choć bez wyraźnego uczucia w głosie. Wsunęła z powrotem różdżkę za pasek, ruszając, gdy wampir gestem oznajmił, że pójdzie za nią. Ścieżka prowadząca do drzwi frontowych nie została wysypana żwirem lub wyłożona kamieniami, była po prostu śladem wydeptanym w trawie. Nic eleganckiego lub zachęcającego, wręcz przeciwnie.
- Nie zakładałam nawet innej opcji – dodała po chwili, zerkając kątem oka na niespodziewanego gościa. - Zostaniesz na dłużej? – spytała, sięgając ku klamce, gdy pokonali dystans dzielący ich od wejścia. Niezależnie od odpowiedzi lub jej braku, popchnęła drzwi, puszczając Harry'ego przodem. Choć nie widzieli się tyle lat (dziewięć, podpowiadała pamięć), to samo przyciąganie, specyficzna fascynacja wciąż unosiły się w powietrzu, każąc Mary jak najdłużej zatrzymać gościa. Odkrywanie sekretów, z jakich się składał, nigdy jej się nie znudziło, zawsze znajdywało się coś nowego, jakby mężczyzna wewnętrznie się rozrastał, nigdy nie pozostawał statyczny. Jego umysł i osobowość kusiły wyzwaniem.
Czarownica zsunęła z nóg buty, bukiet ściętych liści wstawiając do pustego wazonu znajdującego się tuż przy wejściu do niedużego, przytulnego salonu pełnego przytulnych, ciepłych barw ziemi. I, ku niczyjemu zdziwieniu, roślinami. Na stoliku, podwieszone pod sufitem, czy ustawione na parapecie wyraźnie rządziły w pomieszczeniu – nie wszystkie spełniały też funkcję czysto dekoracyjną. W kominku palił się ogień, przyjemnie rozgrzewając zziębnięte ciała. Pani Watts wskazała wampirowi wysłużoną, ale wyraźnie zachęcającą kanapę, samej odwracając głowę w stronę uchylonych drzwi do innego pomieszczenia.
- Kropka, zaparz herbaty! – zawołała, a gdy piskliwy głos skrzatki poniósł się w powietrzu (Dobrze, pani Mary!), podeszła bliżej kominka, przysiadając na brzegu puchatego dywanu, bokiem do mebla, który odstąpiła gościowi. Krótko otrzepała o siebie dłonie, po czym sięgnęła do końca ciasnego warkocza, systematycznie go rozplątując. Pofalowane, jasne włosy z każdym ruchem dłoni coraz śmielej próbowały rozlać się na plecach czarownicy.
- To chyba taka tradycja, że spotykamy się, kiedy życie nie traktuje któregoś z nas za dobrze – stwierdziła, spoglądając spokojnie w ogień.
Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptySro 09 Wrz 2015, 20:53

Dostrzegł delikatny błysk w oczach kobiety, który był najprawdopodobniej tylko wynikiem odbijających się promieni słonecznych, jednak zrozumiał że spojrzała na niego uważniej. Jak gdyby próbowała przedrzeć się przez kotarę ustawionych przez niego zabezpieczeń przed nadmiernym odsłonięciem wnętrza i odebrać możliwość obrony, wykorzystując męską dumę do własnych potrzeb. Tym razem nie odsunął wzroku, ani nawet nie poruszył głową, w milczeniu delektując niezrozumiały posmak goryczy osiadły na spierzchniętych wargach i łagodniejszym blaskiem jasnego spojrzenia przyjaciółki.
Jedyne ślady jakie mogła dostrzec to świeżo zabliźnione rany na twarzy, pozostawiające bardzo wiele do własnej interpretacji – bójka, pojedynek, upadek, spotkanie z garbatorogiem? Błękit oczu Herberta był przysłonięty mgiełką niechęci, względem której pozostawał nieświadomy. Był pewien, że kobieta próbuje odpowiedzieć sobie właśnie teraz na pytanie dlaczego akurat teraz pojawił się na jej plantacji, nie znajdując wcześniej czasu do odwiedzin lub choćby przesłania skromnego listu z noworocznymi życzeniami. Porozumienie milczenia trwało od blisko dwudziestu lat, odkąd po raz pierwszy zerknął w oczy ambitnej nastolatki i dostrzegł coś, co dotychczas trzymało go tak daleko od Mary. Wraz z mijającymi latami odnajdywał u niej coś, czego nie potrafił jednoznacznie określić i chciał nazwać po imieniu, aby nie straciło kuszącego aromatu. Miał nadzieję, że w paragrafach niepisanego oświadczenia nie zostaną naniesione żadne poprawki, bowiem nie chciał utracić w jasnowłosej pewnego rodzaju oparcia.
Kiedy zmierzali do porośniętego bluszczem domu, mężczyzna zerknął raz jeszcze przez ramię, aby upewnić się czy sylwetka znanej mu samicy testrala odnalazła przejście przez barierę czy postanowiła poszukać bezpieczniejszego miejsca, które było bliższe jej dzikiej natury. Nie zauważając choćby cienia świadczącego o obecności omena śmierci w pobliżu, zmniejszył dystans dzielący go od Mary akurat w momencie, gdy zadawała bardzo istotne pytanie. Zdążył pochwycić ukradkowe zerknięcie, jednak nie zdołał w żaden sposób ocenić emocji czyhających za szklaną poświatą.
- Tak – lakoniczna odpowiedź miała większą wartość niż słowne przepychanki na temat uprzejmości odnoszącej się do życzliwości gospodyni przyjmującej zupełnie niespodziewanego gościa. Jakkolwiek zasady dobrego wychowania nakazywały zadać odpowiednie pytania, Herbert świadomie obrał zupełnie inną drogę – szczerości i bezpośredniości, która była mu zdecydowanie bliższa niż lawirowanie między skomplikowanymi tłumaczeniami. Przechodząc przez próg wyczuł gamę intensywnej mieszaniny dobrych smaków, zdradzających tożsamość właścicielki domostwa oraz jej upodobanie do roślin. W pierwszej chwili zaatakowały go zawroty głowy, jednak opanował je wraz z odstawieniem torby z ubraniami tuż pod ścianą.
Zostawiając buty tuż niedaleko niewielkiego dobytku (który de facto był wszystkim, co było mu potrzebne na kilka najbliższych miesięcy), wszedł do kolejnego pomieszczenia i nie potrafił powstrzymać gwizdnięcia. Cicha melodia rozpłynęła się po salonie i wniknęła w każdy element wystroju, kiedy mężczyzna stanął z rękoma podpartymi na biodrach. – Ładnie się urządziłaś – komplementował jej poczucie estetyki i produktywności, zerkając na nią gdy go mijała. Bezwiednie skinął głową, jednak nie obdarzył mebla wystarczająco uważnym spojrzeniem, aby docenić jego aparycję – a dokładniej wygodę kanapy.
Mary zdążyła usadowić się wygodnie na puszystym dywanie, ale dopiero kiedy zdążyła rozpleść połowę warkocza, gość zwrócił ku niej spojrzenie, w którym zewnętrza strona tęczówek została przyozdobiona złotą obręczą. Unoszący się zapach ziół pobudzał zmysły, wyostrzając je w nadmierny sposób i chociaż wolałby nie ukazywać Mary choćby jednego przejawu swej wampirzej natury, zrobił to bez udziału świadomości. – Musimy więc zmienić tę tradycję, przestała mi się ona podobać – te słowa w dziwny sposób rozgrzały wnętrze Harrego, który nie potrafił zapanować nad językiem i porę się opamiętać. Widok naturalności w zwykłym geście rozplatania włosów wyswobodził w nim dawno zapomnianą śmiałość, dlatego też uśmiech nadał jego twarzy pewnej miękkości, odbierając wcześniejszą surowość. Zdanie, które wypowiedział brzmiało jak kaprys nastolatka, jednak nie potrafił odczuć z tego względu żalu.
- Nie marzniesz? – Zagadnął spokojnie, acz głos zdradzał pewną ulgę i rozluźnienie mężczyzny, który zbliżał się w stronę kominka – nie zaś zaproponowanego wcześniej fotela. Ogień ochoczo skaczący w kominku wyglądał wystarczająco kusząco, zachęcał do skorzystania z oferowanych usług, a mniejszy dystans z jasnowłosą kobietą były wystarczającymi argumentami, aby wampir usiadł niedaleko płomieni. Wyciągając w przód zmarznięte długim lotem dłonie zaczął je energicznie rozcierać, dostrzegając niewielkie zaczerwienienia spowodowane nadmiernym przebywaniem w świetle dziennym. Zerknął kątem oka na Mary, a dokładniej na lekką koszulę przykrywającą ciało, jak gdyby próbował sugestywnym spojrzeniem wskazać źródło swojego niepokoju. Złotawy odblask w jego oczach zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyCzw 10 Wrz 2015, 21:37

Prawdę powiedziawszy, choć naturalna ciekawość domagała się zaspokojenia, Mary nie zamierzała zasypywać Herberta lawiną pytań. Sytuacja nigdzie ich nie goniła, a nauczona doświadczeniem i jakąś naturalną, wrodzoną przenikliwością, blondynka wiedziała, że lepiej jest przeczekać trochę czasu, urobić sobie grunt. W porównaniu do większości swoich braci i sióstr w wyznawaniu ideologii Czarnego Pana, nie uważała, by najskuteczniejszą metodą wydobywania informacji były przesłuchania lub tortury. Zwłaszcza wobec kogoś, kogo niezaprzeczalnie darzyła szacunkiem. Wampir, którego poznała tak dawno temu, był jakąś szaloną niewiadomą mogącą nagle pojawić się w równaniu życia, całkowicie burząc wszystkie wcześniejsze wyliczenia analitycznego umysłu. Mogłaby darzyć go niechęcią za tę spontaniczność, ale jak dotąd z jego wizyt nie wynikło nic złego. Wręcz przeciwnie.
Gość poprowadzony do domu wykazał się znajomością społecznych konwenansów, nakazujących pochwalić coś w wystroju – czarownica uśmiechnęła się lekko, gdy Herbert obdarzył komplementem jej poczucie estetyki. Nieskromnie zawsze uważała, że ma dobry gust. Czy to do przedmiotów, czy też do ludzi. Tylko jej były mąż stanowił niechlubny wyjątek od reguły, ale akurat o nim starała się myśleć jak najmniej. Wspomnienia Archibalda zawsze zasiewały w niej uczucie niepokoju i chłodu, którego nie mogła przegonić narzucając koc na ramiona lub siadając przy kominku. Gdy usłyszała głos mężczyzny, na krótki moment przestała rozplatać włosy, podnosząc na niego spojrzenie – błysk złota w jego oczach był zbyt wyraźny, by go przeoczyć lub przypisać odbiciu płomieni. Przypominał, że ten kogo tak niefrasobliwie zaprosiła do swojego domu, nie był zwykłym człowiekiem. Świadomość ta w pewien sposób ją ekscytowała, jak wtedy za pierwszym razem w lesie. Potencjalne niebezpieczeństwo miało w sobie coś hipnotyzującego, czemu nie do końca potrafiła się oprzeć. Szczególnie gdy w tej konkretnej postaci samo jej szukało.
Milcząc, kobieta wróciła do rozplątywania warkocza, docierając zgrabnie do jego końca i rozlewając długie, jasne kosmyki na plecach oraz ramionach. Kątem ust dmuchnęła na jedno z pasm, które krnąbrnie załaskotało w policzek.
- Na dłuższą metę ponoć bywam niestrawna – odparła z nagłym rozbawieniem, przysuwając się bliżej kominka. - Nieznośna, złośliwa ponad miarę, sarkastyczna i kapryśna – kontynuowała, unosząc nieco brodę w geście, którego nie potrafiła z siebie wyplenić, a który zdawał się bezwiednie wyzywać cały świat do walki. - Myślisz, że będziesz w stanie to znieść w większym natężeniu? – spytała, kręcąc tylko lekko głową na nie, kiedy zwróciła uwagę, jak lekko była ubrana. - W szklarniach nic innego nie wchodzi w grę, przyzwyczaiłam się. Kominek też dobrze spełnia swoje zadanie. A Kropka... – urwała na moment, gdy do salonu weszła skrzatka niosąca tacę z dwoma parującymi kubkami i talerzykiem korzennych ciastek. - Idealnie parzy herbatę z imbirem. Dziękuję, moja droga – zwróciła się bezpośrednio do niej, kiedy taca znalazła się na dywanie tuż na wyciągnięcie ręki obojga rozmawiających. Skrzatka dygnęła wdzięcznie, wycofując się z powrotem do kuchni. Biorąc jeden z ciepłych kubków w dłonie, Mary odetchnęła z zadowoleniem, pewniej obejmując go szczupłymi palcami.
- Więc, nasza okropna tradycja – zaczęła po dłuższej chwili milczenia, po czym dmuchnęła na powierzchnię naparu. - Potrzebujesz czegoś poza miejscem do przeczekania burzy?
Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyCzw 10 Wrz 2015, 22:29

Na wspomnienie o niestrawności przerwał pieczołowite pocieranie dłoni i przesunął wzrok na twarz towarzyszki, próbując dostrzec w jej sylwetce choćby namiastkę tego, o czym mówiła. Pod względem aparycji nie brakowało jej niczego, z powierzchownej oceny można dostrzec bez problemów krągłości będące na odpowiednim miejscu oraz zgrabność ruchów, odzwierciedlających wyniosłość i dumę wyniesioną z domu rodzinnego. Harry miał to niepodważalne szczęście przyglądania się Mary podczas nieustannego rozwoju, jakiemu ulegała w różnych fazach swojego życia i nie potrafił dostrzec w nieuchronnie starzejącym ciele choćby detalu umniejszającego wartości.
Pobieżne zagłębienie w rozmyślania na temat kuszącego kąska znajdującego na wyciągnięcie dłoni, w żaden sposób nie wytrącił Harrego z równowagi. Podejrzewał bowiem, że Mary na pewno nie miała na względzie wymusić na nim wyciągnięcie odpowiednich wniosków, ale coś zgoła innego – o czym przekonał się wraz z kolejnymi słowami. Nie potrafił powstrzymać delikatnego uśmiechu rozbawienia, który powiększał się z każdym kolejnym określeniem rzucanym przez kobietę. – Zawsze miałem cię za smakowity kąsek – rzucił zupełnie niezobowiązująco, nadając swojej wypowiedzi lekkiego wybrzmienia poprzez modulację tonu na bardziej beztroski i zadziorny niż dotychczas mu się to zdarzało. Utrzymując nieustanny kontakt wzrokowy dostrzegł niewielki ruch podbródka, przez który Mary uzyskała większej arystokracji niż mogła podejrzewać. Musiał przyznać, że w rozpuszczonych włosach wyglądała olśniewającą w prostocie, którą Herbert cenił nade wszystko.
- Wszystko będzie zależeć od tego, w jaki sposób będziesz objawiać te cechy. – Sprostował wcześniejszą wypowiedź, aby przypadkiem nie odebrała jego słów negatywnie i oceniła go jako gościa czyhającego w pewien sposób na jej zdrowie bądź życie. Odwrócił spojrzenie ponownie na kominek, rozsiadając się wygodniej na przyjemnie ciepłym dywanie i podsunął rękawy wełnianego swetra aż powyżej łokci, czując jak przyjemne ciepło wypełzające od ognia stopniowo rozlewa po ciele. Zaczynając od korpusu, który był najlepiej zabezpieczony przed silniejszymi powiewami wiatru podczas podróży. - Kapryśna i złośliwa mówisz… – powtórzył pod nosem szeptem, aby posmakować tych słów i spróbować odnieść do pewnej siebie kobiety. Zerknął przelotnie na jej twarz, kiedy do salonu weszła skrzatka z przygotowaną przekąską dla pani i jej niespodziewanego gościa.
- W sam raz na rozgrzanie starych kości. W przeciwieństwie do ciebie, okropnie przemarzłem – uderzył lekko dłońmi o skrzyżowane uda i zerknął na skrzata domowego, w podziękowaniu kiwając głową i wyrażając krótkim spojrzeniem swoją wdzięczność. Pogoda za oknem mogła przez wielu zostać nazwaną parszywą, jednak Herbertowi przychodziło na myśl zupełnie inne określenie, bardziej adekwatne do podróży: jesień. Początek listopada nie charakteryzował się jeszcze ostrymi mrozami witającymi ziemię podczas stycznia, dlatego lot z Hogwartu stanowił doskonałą formę fizycznego zmęczenia organizmu, które mogłoby wyprzeć psychicznie podniszczone nerwy. – Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie jakieś zajęcie w szklarni? – zagadnął, poniekąd podejmując wciąż tematykę cienkich ubrań i powiązania z panującymi tam temperaturami. Mieszkanie na koszt gospodarza uwłaszczało w pełni dumie wampira, który czekał na potwierdzenie ze strony kobiety i zapewnienie, że nie pozwoli mu się nudzić. Przez myśl przemknęło mu pytanie czy rzekome kaprysy Mary doprawią mu kilku siwych włosów na rudej czuprynie okroszonej pyłem podróżnika.
Niewiele później niż gospodyni, sięgnął dłonią po gorący kubek herbaty i przysunął do ust, przymykając przy tym powieki. W pełni delektując się zapachem aromatu wysłuchał pytania, świadomie przedłużając chwilę na odpowiedź. – Trochę.... – Mruknął ponownie pod nosem, odstawiając kubek na lewe kolano i przytrzymując je jedną ręką, spojrzał na rozmówczynię bez śladów kpiny. – Właściwie nie. Ujęłaś to w odpowiednie słowa. Potrzebuję miejsca do spania, jakiegoś zajęcia i twojego towarzystwa, kiedy zacznie doskwierać samotność.
Przy Mary nie czuł niepokoju związanego ze zbyt wybujałym nazewnictwem uczuć czy eksponowaniem ich w bezpośredni sposób, jak gdyby odbierała mu zdolność do logicznego rozumowania i ostrożności w podejmowaniu decyzji.
Gość
avatar

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyNie 13 Wrz 2015, 20:13

Odkąd osiedliła się na dobre w Irlandii, dom Mary zwykle był samotnią pozbawioną dźwięku głosów innych niż gospodyni i jej skrzata. Cichy, znajomy i pełen wszystkiego, co definiowało czarownicę, stanowił fort, niezdobytą twierdzę, do której nie zapraszało się byle kogo. Fakt, że tak łatwo zaoferowała komuś gościnę, był dla czarownicy nie tyleż dziwny, co nieco alarmujący. Zaraz jednak odzywało się w niej poczucie, że przecież znajdowała się na swoim terytorium, otoczona masą środków pozwalających pozbyć się delikwenta, który z gościa miałby czelność stać się niechcianym natrętem. Dawało jej to poczucie bezpieczeństwa i kontroli, jakich potrzebowała oraz pragnęła.
- Doprawdy? – spytała z lekkim uniesieniem jasnej brwi, nieco zaskoczona komentarzem odnośnie swojej rzekomej smakowitości. Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że mimo upływu lat wciąż była atrakcyjną i ponętną kobietą, ale głosik z tyłu głowy podpowiadał, iż wampir miał zupełnie co innego na myśli. Chyba próbował w ten sposób zażartować, pijąc do rodowodu, jakim mógł się pochwalić, ale fakt ten w pierwszej chwili umknął czarownicy, co w efekcie spaliło  skuteczność żartu. Bywa i tak.
- Przywykniesz – odparła krótko, gdy Harry próbował naprostować ewentualne nieporozumienie. Choć powiedziała tylko jedno słowo, ton jej głosu sugerował kontynuację gdzieś w okolicach lub opuścisz to miejsce. Okazała mężczyźnie rzadki przejaw troski i wiedziała, że jest mu coś winna, ale nie zamierzała też całkowicie zmieniać zachowania pod jego dyktando. Wyrosła z podporządkowywanie się cudzej woli, znała swoją wartość i broniła osobistej autonomii z zaciętością zakrawającą momentami o obsesję. Nie nadawała się na uległą kurę domową.
Z cichym zainteresowaniem doskonale widocznym w sposobie, w jaki na niego okazjonalnie spoglądała, Mary słuchała słów gościa, wyciągając z nich pewne oczywiste wnioski – dlatego też nie musiała pytać, by wiedzieć, że przebył długą podróż, zanim trafił na jej plantację. Uciekał przed czymś? Instynkt podpowiadał, iż postawienie kilku galeonów na tę opcję przyniosłoby zysk.
- Chcesz, żebym zapędziła cię do pracy? – spytała z delikatną nutą rozbawienia w melodyjnym, acz stanowczym głosie. - Szklarnie są już w większości uprzątnięte przed zimą, ale jest inne miejsce, gdzie twoja wiedza i umiejętności byłyby bardzo przydatne – urwała na moment, poprawiając pozycję przed kominkiem na wygodniejszą. - Mam kilka całorocznych okazów, przy których trzeba zachować większą ostrożność. Jeśli się nie boisz o swoje zdrowie, chętnie ci pokażę, co trzeba przy nich robić – dodała, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając się reakcji mężczyzny. Jakakolwiek by ona nie była, zaraz potem sięgnęła po swój kubek z herbatą, zadając pytanie o ewentualne potrzeby gościa. Pilnowała swoich interesów i komfortu, ale nie była też całkowicie bezduszna. Służba Voldemortowi zabiła w niej pewne pokłady naturalnego ciepła i delikatności, ale nie wypaliła każdego ich okruszka.
Powoli dmuchając na powierzchnię naparu, czarownica wzięła łyk, przymykając z zadowoleniem oczy, gdy ciepły płyn rozlał się po przełyku i zaczął rozgrzewać żołądek.
- Rozumiem – rzuciła, jedną dłonią sięgając ku kosmykowi blond włosów, którego końcem bezwiednie zaczęła się bawić. - Powiesz mi dzisiaj coś na temat tego, co się stało? Czy wolałbyś, żebyśmy udawali, że to tylko przyjemna, towarzyska wizyta i absolutnie nic nie czyha na ciebie gdzieś w cieniu?
Harry Milton
Harry Milton

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] EmptyCzw 17 Wrz 2015, 09:18

Pozostawił kobietę bez odpowiedzi, a tym bardziej bez jednoznacznej wskazówki potwierdzającej jego poprzednie słowa. W niedowierzającym tonie usłyszał znajome nuty, których nie odważył się w żaden sposób identyfikować. Z lekkim uśmiechem, jaki wypełzł na twarz stwierdził, że utrzymanie Mary w lekkim niepokoju pozwoli mu zachować resztkę tajemniczości i mroku, który swego czasu tak bardzo ją zauroczył. Wypicie drobnego łyka ciepłej herbaty było idealnym dopełnieniem naturalności gestów, dlatego Harry nie odmówił sobie podwójnej przyjemności.
Czujne zerknięcie na kobietę polegającym na poruszeniu gałkami ocznymi w zupełności mu wystarczyło, aby dostrzec nadchodzącą falę nieuświadomionego niezdecydowania podkreślonego wyostrzonymi rysami twarzy. Przed chwilą w pewien sposób wykazywała troskę niepokoju związanego z jej ciętym charakterem, a teraz unosiła poprzeczkę zdecydowanie wyżej, ewidentnie nakazując Herbertowi odpowiednie rozwiązanie z sytuacji. Miało ono w pełni ją usatysfakcjonować, a dało mu jasno do zrozumienia, że jakakolwiek odmowa mogłaby się wiązać z nieprzyjemnymi dlań konsekwencjami. Póki co, nie czuł się wystarczająco wypoczęty, aby mierzyć z oczekiwaniami Mary na swój temat, a trzeźwość umysłu przysłaniała rozkoszna aura zapachów roznoszących po salonie wypielęgnowanym kobiecą dłonią.
Zainteresowany szczegółami propozycji Mary odsunął kubek na podłogę, przytrzymując go obiema dłońmi, aby nie zamartwiać umysłu możliwością wylania wrzącego płynu na skórę i w pełni skoncentrować spojrzenie na smukłej blondynce. Gdzieś między powagą słów dostrzegł niewielki gest przechylenia głowy, ale jakaś cząstka w duszy Harrego drgnęła tak samo jak pukle włosów zsunęły z ramienia kobiety. – Rozbudziłaś właśnie moją ciekawość i, nie powiem, z przyjemnością zerknę na te rzadkie okazy – odpowiedział nieco dyplomatycznie, podtrzymując jednak rozmowę w żartobliwym tonie, jakby w obawie przed poważnymi tematami i odsłonięciem po raz kolejny swego wnętrza. Ostatnimi dniami zrobił to wystarczająco często, aby utrzymanie dystansu zaczęło go pociągać i w pewien sposób domagać skrycia przed zewnętrznym światem – jakkolwiek to fizycznie zrobił, obecność Mary burzyła część tego planu. – Nie zamierzam siedzieć bezczynnie i korzystać z wymuszonej gościny. – Uświadomił kobietę stanowczym głosem, który rzadko kiedy wychodził z ust Herberta z taką mocą i pewnością charakterystyczną zazwyczaj dla potężnych ludzi.
Nieśpiesznie poprawił kubek w dłoniach, ponownie unosząc go do ust i dopiero przy kolejnych pytaniach kobiety, odwrócił spojrzenie na płomienie, czując że gorąc wychodzący na twarzy nie jest wynikiem tylko i wyłącznie bliskości ognia czy ciepłego trunku. Upił pośpiesznie krótki łyk, w efekcie zdobywając delikatne podrażnienie podniebienia. – Dzisiejszą noc chcę spędzić bez trosk, Mary. – Rozdrażnienie w głosie Herberta odzwierciedlało pogorszenie się humoru, jednak on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Metaliczny posmak w ustach był przyjemny, jednak pod względem poparzeń – nie lubił ich. Dlatego chcąc zająć myśli czymś innym, odstawił kubek na bezpieczną odległość i postanowił ściągnąć z siebie gruby, wełniany sweter. Poradziwszy już sobie ze zbędnym elementem grzejącym ciało ułożył go niedbale po lewej stronie, aby nie budować muru między rozmawiającymi. Pod spodem nosił oliwkową koszulę, która z pewnością widziała już lepsze czasy – lekko wytarte rękawy, ślady zacieków czy też łata na wysokości łopatki. W pierwszej chwili poczuł przyjemny chłód uderzający w rozgrzewające się powoli ciało, jednak daleko mu było do wyeksponowania dreszczu przebiegającego po plecach.
- Może w inny wieczór. Obiecać jednak mogę, że nie przyniosłem do twojego domu niebezpieczeństwa. – Dopiero teraz przeniósł wzrok na kobietę, która owinęła wokół palca kosmyk włosów. I zamiast utrzymać kontakt z jej jasnymi oczyma, Herbert mimowolnie zerknął na drobny gest przezeń wykonywany dopóki nie poczuł goryczy atakującej umysł. Świeże wspomnienie ze spotkania z Carmen odbiło na nim swoistego rodzaju piętno, którego się obawiał. Nie sięgnął po kubek stojący spokojnie pod jego stopami, ale sycił się po swojemu zapachem imbiru.
- Pewnie zabrzmi to oklepanie – zaczął z kącikiem ust uniesionym w kpinie – ale jak sobie radzisz? Nie potrzeba ci niczego? – Tym razem w jego głosie nie brzmiało poprzedniej surowości, ale coś na kształt zawstydzenia. Jak gdyby Herbert dopiero teraz uświadomił sobie, że Mary przez cały czas próbuje dowiedzieć się czegoś o nim, a on zapomniał o tych minionych latach, jakie odbiły się na kobiecie.

W końcu zmęczenie odezwało się u dwójki starych znajomych i po krótkiej prezentacji gościnnego pokoju, rozstali się - każde w swoją stronę na małej, ukrytej plantacji.

[zmiana tematu 2x]
Sponsored content

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty
PisanieTemat: Re: Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]   Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii] Empty

 

Dom i plantacja pani Watts [las gdzieś w Irlandii]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Las [gdzieś w Irlandii]
» Ludzie pani Watts
» Gdzieś na Syberii - Port
» Ależ pani profesor!
» Kociarnia pani Silver

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-