IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Lot nad kuku... kruczym gniazdem.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Nathaniel Cole
Nathaniel Cole

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyPią 10 Lip 2015, 22:55

Opis wspomnienia
O tym jak Nathaniel i Lucas umówili się na wspólny trening manewrów quidditcha i o tajemniczym "gościu", którego Shaw zaprosił na boisko, niczego, rzecz jasna, o tym Cole'owi nie mówiąc.
Osoby:
Wanda Whisper, Lucas Shaw, Nathaniel Cole
Czas:
II połowa października
Miejsce:
boisko quidditcha
Nathaniel Cole
Nathaniel Cole

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyPią 10 Lip 2015, 23:21

Mimo że październik chylił się już ku końcowi, pogoda tego dnia naprawdę sprzyjała. Słońce mocno świeciło, a na niebie nie było widać nawet jednej chmury. Ponadto uczniowie Hogwartu mogli przynajmniej przez kilka kolejnych dni zapomnieć o mroźnym wietrze z północy. Nathaniel postanowił skorzystać z ukłonu ze strony matki natury, toteż wziął pod rękę swoją deskorolkę i czmychnął na dziedziniec, żeby pojeździć trochę po skalnym, twardym podłożu. Przywykł już do zdziwionych spojrzeń, szczególnie młodszych uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa, tak samo zresztą jak i oni pogodzili się już chyba z myślą, że ktokolwiek w tym zamku może śmigać na jakiejś mugolskiej, dziwacznej desce. Czego by natomiast nie powiedzieć o tym poobijanym już kawałku drewna, jazda na nim sprawiała Cole'owi ogromną przyjemność i pozwalała zapomnieć o codziennych problemach.
Chłopak wskoczył jeszcze raz na swoją deskę i przejechał długą prostą, by na koniec zakończyć "występ" wysokim, widowiskowym Ollie. W tym momencie zobaczył frunącą z oddali w jego kierunku sowę, a kiedy ta zbliżyła się do niego tak, by mógł ją zidentyfikować, bez problemu rozpoznał w niej pupila Lucasa. Wyrwał więc z jej pazurów kopertę i odczytał ukryty w niej list. Treść ograniczała się do krótkiego stwierdzenia, by chłopaki spotkali się na boisku. Nathanielowi zaś nie trzeba było dwa razy powtarzać. Biegł ile sił w nogach przez zamkowe korytarze, by trafić wreszcie do puchońskiego dormitorium. Schował do torby swoją szatę quidditcha z godłem Domu Borsuka, a do ręki wziął miotłę, którą zresztą dostał na urodziny od Shawa. Musiał przyznać, że jego kumpel się postarał. Miotła różniła się bowiem od innych srebrzystą obrączką zaciśniętą tuż obok rękojeści, a przez co wyglądała niczym unikatowy, kolekcjonerski egzemplarz.
Przygotowany do gry ruszył na boisko quidditcha, w głowie układając plan manewrów i zagrywek, które chciałby przećwiczyć. Problem tkwił w tym, że wedle listu Lucasa mieli być we dwóch, a niewiele zagrań tak naprawdę dało się przećwiczyć sam na sam. Nate żałował więc trochę, że nie zebrali się większą grupą, ale nie było też z drugiej strony powodów, by narzekać. Chodziło przecież głównie o dobrą zabawę. Treningów miał pod dostatkiem podczas wyjazdów na zgrupowania Zjednoczonych z Puddlemere.
Kiedy dotarł na miejsce, zobaczył Lucasa siedzącego na trawie i rozglądającego się dookoła. Najwyraźniej nie mógł się już doczekać, by wskoczyć na miotłę. Cole podbiegł więc do niego, uśmiechając się głupio od ucha do ucha.
- Siema, Lucas! - rzucił wesoło, a uśmiech wcale nie schodził mu z twarzy. Miło było się zobaczyć z krukońskim kumplem, a już w szczególności w tak sprzyjających okolicznościach. Nathaniel kochał w końcu quidditcha, jak i wiele innych sportów zresztą.
- To jaki mamy plan, kapitanie? - zapytał po chwili, szyderczo świecąc swoimi ząbkami białymi jak w reklamie Colgate. Szyderczo, bo jakby nie patrzeć, Shaw przewodził drużynie quidditcha, z którą on, jako Puchon, od zawsze rywalizował. Na szczęście obaj raczej należeli do tych, którzy akceptowali jedynie rywalizację zdrową, więc nie należało w tych kwestiach obawiać się o jakieś kłótnie, a co najwyżej przyjacielskie przytyki.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyPon 13 Lip 2015, 00:40

Ciążyło na nim odpowiedzialne zadanie. Musiał zbudować na nowo drużynę Krukonów i poprowadzić ich do zwycięstwa. Chciał tego dokonać, skoro to był jego ostatni rok w tej szkole. Oczywiście miał na uwadze fakt, że inne drużyny są równie mocno zdeterminowane, aby zdobyć Puchar. Dziewięćdziesiąt procent drużyn stanowili właśnie siódmoklasiści. Lucas godzinami siedział nad książkami z opisami technik i manewrów. Dodatkowo nie opuścił w czasie wakacji żadnego ważniejszego ligowego meczu. Przyglądał się na każdym spotkaniu graczom z jednej pozycji. Dzięki temu wychwycił wiele manewrów dla ścigających, oraz że ich współpraca musi być nienaganna. Pałkarze powinni potrenować celność, aby móc wybijać przeciwnikom kafla z rąk i uniemożliwić złapanie znicza przez szukających. On sam, będąc obrońcą nie mógł nawet mrugać, aby czerwona piłka była zawsze w zasięgu wzroku. A szukający? Każdy miał mu pomagać na wszelakie sposoby, by dorwać znicz przed tym drugim. Dodatkowo musiał poćwiczyć zwrotność i refleks. Będzie musiał zaproponować Skai, by poczytała i popróbowała manewr Wrońskiego. Miał nadzieję, że odbędzie się bez złamań nosa czy innych części ciała.
Teoria teorią, ale nawet po paru godzinach wypadało zająć się praktyką. Chciał wyprostować krukońskie kości. Tyle, że większość jego drużyny gdzieś zmyło. Chwycił skrawek pergaminu i napisał do Nathaniela – chłopaka, którego poznał podczas przeprawy łódką przez jezioro i Ceremonii Przydziału. Było mu żal, że nie trafili do tego samego domu, ale nie przyczyniło się to jakkolwiek do zerwania ich przyjaźni, która trwa po dziś dzień.
Kiedy tylko posłał sowę, poleciał po miotłę, która czekała schowana pod łóżkiem. Taką samą podarował Nathanielowi, tyle, że ta sprezentowana była bardziej spersonalizowana niektórymi dodatkami. Wychodząc z dormitorium natknął się na Wandę. Uśmiechnął się do niej lekko.
-Lecę na boisko, ale jakbyś nie mogła wytrzymać z tęsknoty to zapraszam. –cmoknął ją w czubek głowy i pobiegł na murawę. Tak, zapomniał jej wspomnieć o obecności Puchona.
Pojawił się na boisku pierwszy, więc usiadł po turecku na trawie i zaczął się rozglądać za przyjacielem. Nie mógł się już doczekać, aż poczuje wiatr we włosach. No i gdzie ten Puchon?!
Usłyszał w końcu jego głos, więc poderwał głowę. Uśmiechnął się łobuzersko.
-Nath, jak zwykle spóźniony. –wstał, podając mu dłoń na przywitanie. Przywołał miotłę do siebie.
Parsknął śmiechem, słysząc słowo „kapitanie”. Wyjął z kieszeni coś, co okazało się szalikiem Krukonów. Zarzucił go Nathowi na szyję, po czym wskoczył na miotłę i się odbił od podłoża.
-Najpierw rozgrzewka, gramy w berka! –rzucił i śmignął w górę. Jako obrońca to on się za dużo nie nalata, ale teraz miał okazję. Zrobił slalom wokół pętli, okrążył wieżyczkę, ciągle pochylając się dość nisko nad drążkiem. Spodziewał się, że Nath go dogoni, ale póki co – zabawa trwała.
Nathaniel Cole
Nathaniel Cole

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyPon 13 Lip 2015, 01:01

Po komentarzu Lucasa spojrzał na zegarek. Wcale nie było tak źle! Zmieścił się w tak zwanym kwadransie studenckim, toteż jego krukoński przyjaciel nie powinien narzekać. Nathaniel stwierdził jednak, że nie ma już sensu go upominać i tracić sił na bezcelową paplaninę. Szczególnie, jeśli mieli za chwilę wsiąść na swoje miotły i przekroczyć prędkość światła, a przynajmniej spróbować, skoro fizycznie nie było to możliwe. Młody Cole cholernie tęsknił za tym uczuciem... opór powietrza, wiatr we włosach - wszelkie doznania były piękniejsze, kiedy leciało się na zaczarowanej miotle. Zaś radość płynąca ze strzelonego gola, uderzonego tłuczkiem gracza przeciwnej drużyny, skutecznej obrony obręczy, czy złapania znicza... tego nie dało się opisać słowami. Każda rola na boisku była praktycznie tak samo ważna i przynosiła równie wiele zabawy oraz satysfakcji. Nate miał okazję potrenować na każdej pozycji, choć nadal nie był pewien, która z nich jest jego ulubioną. Najczęściej grywał jednak jako ścigający, bądź szukający z racji, że jego atutami na boisku były w szczególności szybkość, zwinność i pomysłowość. Na miotle czuł się po prostu jak małpka w swoim gaju. I chociaż nie brakowało mu też pary w łapach, ani wytrzymałości, wydawało się, że inni gracze z drużyny celowo nie zachęcają go do gry na obronie ani nie wciskają w jego ręce pałki, być może przez wzgląd na jego szczupłą budowę ciała.
- Niech będzie. Dam Ci się trochę nacieszyć gonitwą. - rzucił pewny siebie, z szerokim uśmiechem na ustach, kiedy Lucas zaproponował berka jako formę rozgrzewki przed właściwym treningiem. Wcale się obraził, że Shaw postanowił zacząć od takiej głupoty. Prawdę mówiąc, wręcz przeciwnie. Może i mieli swoje siedemnaście lat na karku, ale nadal w głębi serca byli dzieciakami i należało im się od życia trochę zabawy, chwili zapomnienia. Nie zawsze trzeba było w końcu do każdego tematu podchodzić śmiertelnie poważnie.
Puchon przewiązał na szyi szalik w barwach Ravenclawu, niezbyt mocno, jedynie na tyle, by wiatr nie zdołał go zerwać. Nie zamierał bawić się w skomplikowane wiązania, żeby potem móc z łatwością przekazać szalik kolejnemu berkowi, którym niewątpliwie zostanie niedługo Lucas.
Przez chwilę Cole obserwował zgrabny lot swojego przyjaciela, by mniej więcej pojąć jaką trasą zmierza, niejako przewidzieć jego kolejne ruchy. Następnie sam wzbił się na swojej miotle w powietrze, pochylając się nisko nad rękojeścią, by w tej pozycji nabrać zawrotnej prędkości i rzucić się w pogoń za Lucasem. Na próżno było szukać u niego takich emocji jak lęk czy obawa. Na miotle czuł się niezwykle pewnie, bowiem zdawał sobie sprawę z tego na jakim poziomie stoją jego umiejętności. Nic więc dziwnego, że powoli, sukcesywnie, zmniejszał dystans dzielący go od Shawa. Nie szczędził przy tym podobnych wykonywanym przez niego manewrów jak pętle czy ósemki. Starał się jednak wykonywać je po mniejszym okręgu, by zaoszczędzić czasu. Wreszcie, gdy Lucas nieco zniżył lot, Nate niemal przytulił się do rękojeści miotły, pikując wprost na niego. Kiedy znalazł się dostatecznie blisko, jedną ręką zerwał z siebie krukoński szalik i oplótł go na szyi kumpla, krzycząc "berek" i gnając w kierunku obręczy znajdujących się po drugiej stronie boiska. Nie zatrzymywał się ani nie zwalniał lotu nawet przez moment. Nie mógł przecież tak szybko dać się złapać.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyPon 13 Lip 2015, 01:55

To nie tak, że nie mogła żyć bez Lucasa – bo żyła, robiła to całkiem nieźle, nie wychodziła z wprawy. Nie chciała utrzymywać go w przekonaniu, że tam gdzie pojawia się i on zaraz zjawia się ona – jako wieczny cień kapitana drużyny Krukonów. Tak nie było i wiedział o tym każdy, kto znał naszą barwną dwójkę siódmoklasistów. Byli jak brat i siostra, jak dobrzy przyjaciele czy kompani.
Może dlatego, może przez tą nić porozumienia dziewczyna zaraz po tym jak zostawiła ciężką torbę z podręcznikami w sypialni, wybiegła chwilę potem by poczuć dreszczyk ekscytacji? Lubiła spędzać czas na boisku i chociaż była kompletną łamagą jeżeli chodziło o wszelkiego rodzaju magiczne sporty, to miała pewnego rodzaju zmysł taktyczny i organizatorski. W połączeniu z charyzmą Shawa i jej nieustępliwością tworzyli całkiem zgrany duet. Poza tym Luc jako jedyny kapitan posiadał osobistą asystentkę, czego zazdrościł mu skrycie Henry, co niesamowicie bawiło Krukonkę.
Dlatego zaraz po tym jak przebrała się w koszulę w błękitną kratę, a płaszcz przewiązała przez biodra wybiegła z zamku z zamiarem podręczenia swojego przyjaciela miliardem pytań na temat dziewczyny, którą od dawna powinien mieć. Gdzieś w torbie znalazła nawet listę panien, które szczerze były zainteresowane jej kapitanem, który prócz wcześniej wspomnianej charyzmy posiadał i przystojną buzię. Po krótkiej chwili, niezdecydowaniu i biciu się z własnymi myślami postanowiła mu ją wyrecytować, by przywrócić mu wiarę we własne siły.
Wcisnąwszy dłonie w kieszenie dziurawych spodni wkroczyła na teren boiska do quidditcha w oddali dostrzegając nie jedną, a dwie sylwetki odziane w barwy jej domu. Błękitny szalik mignął jej właśnie przed oczyma, kiedy zatrzymała się przed trybunami. Mały plecak, który zdążyła porwać przed wyjściem dryndał u dołu jej pleców, podczas gdy szatynka uniosła łepetynę i zmrużyła oczy nie potrafiąc skojarzyć z kim to właściwie Shaw się bawi w kotka i myszkę. Nie czekając na nic przysiadła na zielonej murawie rozkładając się ze swoim tobołkiem i wystawiając buzię do słońca, które nieśmiało wyglądało zza październikowych chmur. Ciemne włosy splątane błękitną kokardą dyndały wesoło na czubku whisperowej łepetyny, a długie nogi koleżanki z tego samego rocznika zajęły niemal pół boiska. Chwilę obserwowała ich poczynania, zastanawiając się jakim cudem nie bali się spaść z miotły. Nie czuli nic pod stopami, trzymali się drewnianego drążka i po prostu latali. Wanda poczuła nieprzyjemny skurcz w lewej łydce, którą odruchowo potrząsnęła i w końcu otworzyła usta.
- Starczy już tego latania! – Jej krzyk przebił powietrze, a piwne tęczówki z uwagą obserwowały każdy ruch dwóch zawodników przeciwnych drużyn.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyPon 13 Lip 2015, 23:42

To było to. Poczuć wiatr we włosach, usłyszeć znajomy świst w uszach, który zagłuszał wszystko inne. Brakowało tego Lucasowi, bo ostatni ona treningach tylko wisiał w powietrzu i wszystkich pouczał, rozstawiał i oceniał. Nie było czasu na swoje własne ćwiczenia. Teraz mógł to nadrobić, ze swoim najlepszym przyjacielem. Czuł się jak małe dziecko, kiedy razem z ojcem ścigał się po ogródku. Omijali wtedy stare jabłonie, a jak któryś zahaczył o gałęzie to nie dość, że dorabiał się paru zadrapań to w okresie jesiennym dostarczali mamie Lucasa pełno jabłek. Jemu to nie przeszkadzało, w końcu szarlotka to było jego ulubione ciasto! Jak go nie kochać. Cierpko-słodki smak owoców był wart tych parę skaleczeń. Teraz co prawda nie gonili się w sadzie, a na prawdziwym boisku, gdzie przeszkadzały im tylko tyczki i wieżyczki od widowni, ale to nic. Wszystko mogło być przeszkodą, jeśli tylko odpowiednio wytężyło się wyobraźnię. Shaw specjalnie nie leciał na maksymalnych obrotach, gdyż chciał zamienić się rolami. Kiedy więc poczuł miękkość szalika na swojej szyi, roześmiał się cicho i zrobił ostry zwrot. Nawet nie dojrzał kątem oka przybycia Wandy, tak był zajęty gonitwą. Teraz dopiero mógł się rozkręcić z szybkością. Położył się na rączce, wpatrzony w cel, jakim był Nate. Już właśnie miał sięgać po szalik, gdy usłyszał krzyk Wandy. Taaak, pozna te wrzaski wszędzie. Skorzystał z faktu, że rozproszyło to Nate’a i rzucił mu szalik na szyję. Przystanął i wskazał głową na trybuny, gdzie siedziała Krukonka. Podleciał do niej, zeskakując dokładnie przed nią. Poczekał chwilę na kolegę.
-Ten ostry, piskliwy głosik wiewiórki wszędzie poznam. Wybacz, jeśli się jeszcze nie znacie, to jest Wanda Wiewióra Whisper, a to Nathaniel Cole. Puchon. Mój najlepszy kumpel. –padł na siedzenie obok Wandy. Przeczesał włosy, by wyglądały jakkolwiek.
-Już się stęskniłaś? Jesteś słodka. –wyszczerzył się do koleżanki.
Nathaniel Cole
Nathaniel Cole

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptyWto 14 Lip 2015, 23:46

Ci, którzy nie znaleźli się w pobliżu boiska quidditcha powinni żałować, że nie mogą oglądać tak widowiskowej gonitwy. Ani Nathaniel, ani Lucas, nie odpuszczali sobie, pragnąc pokazać się z jak najlepszej strony, a przy okazji potrenować technikę lotu ze znaczną prędkością. I chociaż Cole dość szybko przekazał swojemu kumplowi jego krukoński szalik, zdawał sobie sprawę z tego, że jego przeciwnik może się popisać podobnymi umiejętnościami i na pewno walka z nim nie będzie łatwa. Dlatego też śmigał po boisku, niczym mały samolot, mijając kolejne wieżyczki, obręcze... innym razem przelatując przez sam ich środek, licząc na to, że Shaw będzie miał nieco mniej szczęścia i rąbnie głową w metalowe koło. Niestety, nie należało liczyć na jego błędy, bo ten raczej niewiele ich popełniał, jeśli mowa o lataniu na miotle. Za to udało mu się wykorzystać element zaskoczenia, głos nieznajomej dziewczyny, który kompletnie zdezorientował młodego Cole'a. Puchon obejrzał się od razu w dół, a po chwili poczuł jak miękki szalik otula jego szyję.
- Niech Ci będzie, choć to nieczyste, iście ślizgońskie zagranie, kolego. - mruknął do niego niezadowolony z tego, że stracił swoją pozycję przez chwilę nieuwagi. Mimo tego, uśmiechnął się zaraz, bo nie należał do tego typu ludzi, którzy obrażaliby się o takie pierdoły. Poza tym, i tak chłopaki musieli na jakiś czas przerwać grę, skoro na boisku pojawiła się nowa osóbka. Rzecz jasna, Lucas nie raczył wspomnieć o tym, że będą mieli gościa, no ale czego się spodziewać po tym wiecznie nieogarniętym Krukonie.
Nate złapał nieco mocniej za rękojeść swojej miotły i poszybował w dół, zeskakując ze swojego magicznego "pojazdu" tuż przed Wandą. Oczywiście na równe nogi, jakżeby inaczej. Ponadto przyjął odpowiednią postawę, dumnie wypierając pierś do przodu. Wbrew pozorom nie wyglądał wcale komicznie, a raczej jak rasowy sportowiec. Przynajmniej dopóki na jego twarzy nie zagościł uśmiech szeroki od ucha do ucha.
- Nate. Miło mi panią poznać, panno Whisper. - powiedział spokojnym głosem, starając się powstrzymać od śmiechu. Bynajmniej nie wyśmiewał się tutaj z towarzyszki Lucasa. Właściwie nie wiedział dlaczego rzucił tak poważnym tonem. Być może swego rodzaju zakłopotanie związane z nieoczekiwaną rozmową z przedstawicielką płci pięknej kazało być mu nazbyt oryginalnym, co wyglądało dość groteskowo. Cóż, przynajmniej miał tego świadomość.
- Może chciałabyś się z nami przelecieć? - zapytał, przy czym dopiero po dłuższej chwili namysłu pojął, że to pytanie brzmi dość dwuznacznie, a to spostrzeżenie sprawiło z kolei, że jego twarz pokryła się szkarłatem.
- To znaczy z nami. Na miotłach. Tu. Na boisku. - rzucił więc szybko wyraźnie skonsternowany, by naprawić swoją pomyłkę,  choć trudno powiedzieć czy udało mu się zrealizować swój plan, czy może wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej się pogrążył.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptySro 15 Lip 2015, 00:48

Nie przesadzajmy – Wanda owszem, podniosła głos, ale nie w taki sposób, by można było to nazwać wrzaskiem. Musiała jakoś przekrzyczeć ten wiatr we włosach, te emocje, szum w uszach i inne czynniki, które sprawiały, że chłopcom podnosiło się ciśnienie.
Czekała jednak cierpliwie, grzecznie jak przystało na Krukonkę i dalej obserwowała ich rozmazane sylwetki z dołu mając po cichu nadzieję, że ich lot nie będzie trwał wiecznie. Doczekała się! Zauważyła jak zgodnie ściągają rączki miotły ku ziemi i pochyleni lądują przed nią, jak jeden mąż. Dziewczyna wspaniałomyślnie dała im dosłownie kilka sekund na otarcie resztek łez, które najpewniej mogły się pojawić podczas dość szybkiego lotu i sama usiadła po turecku, bowiem na murawie właśnie tak powinno się siedzieć.
- Nie jestem wiewiórą, Lucas. Wypraszam sobie. – Odparła zaczepnie najpierw kierując piwne spojrzenie w stronę swojego przyjaciela, który zaraz też klapnął obok niej. Potem dopiero, kilka chwil dosłownie zerknęła na jego towarzysza, którego przytaszczył właśnie pod jej nogi. Sportowa poza, rozwiany włosy i iskrzące oczy. Chyba już go gdzieś widziała. Najpewniej nie tylko podczas meczów, rozgrywek, ale i mimochodem na treningach, kiedy dogadywał się z Henrykiem, który bądź co bądź był jego kapitanem. Szatynka odwzajemniła uśmiech i uniosła dłoń w geście pozdrowienia przyznając chłopaczynie kilka punktów za oryginalne pozdrowienia, które bardzo lubiła.
- Panie Cole. Nathanielu, mi również. – Używszy pełnej formy jego imienia, która wyjątkowo ładnie brzmiała w jej ustach oderwała wzrok od Puchona i zerknęła kątem oka na Shawa, który zarzucił jej bycie zbyt słodką z czym nie mogła się zgodzić.
- Nudziło mi się to przyszłam Wam poprzeszkadzać. Mam jedzenie. – Rzekła konspiracyjnym szeptem rozbawiona. Wiedziała, że Lucas ma praktycznie tak samo wielki apetyt co ona, więc prowizorycznie zabrała ze sobą ciut więcej niż powinna.
Już miała zaproponować poczęstunek, gdy zauważyła, że Cole zaprasza ją do wspólnej przejażdżki na miotłach. Nie byłoby w tym nic dziwnego czy zdrożnego, gdyby nie sposób w jaki to jej przedstawił. Zabawna literówka, lapsus językowy, przejęzyczenie chociaż w normalnej sytuacji przyprawiłoby ją o ból brzucha ze śmiechu, teraz jedynie sprawił, że rumieniec, który ujrzał światło dzienne pokrył nie tylko część jej szyi, ale i policzki dziewczyny. Przez moment nie mówiła nic tylko patrzyła czekoladowymi tęczówkami na speszonego Puchona, który starał się wytłumaczyć swój tok myślenia, co oczywiście mu się udało za pierwszym razem! Śmiesznie jednak wyglądał gdy tak bezradnie szukał pomocy wokół, gdy plątał się w zeznaniach co sprawiło, że krukońskie serce Wandy stopniało niemal natychmiast. Mrugnęła porozumiewawczo do Nejta i pokręciła głową klepiąc murawę obok siebie, by i on spoczął.
- Wiem, wiem o co chodziło. Wiem, spokojnie. – Roześmiała się w końcu mając nadzieję, że się już nie czerwieni jak piwonia. Głos jej lekko drżał, a skurcz w nodze ustąpił. Prawą ręką sięgnęła do pojedynczego kosmyka i zakręciła go wokół palca nie wiedząc jak powiedzieć o swoim problemie. Lucas, Henry jak i reszta znali jej lęk przed wysokością, jak i to, że z miotłą była na bakier. Rzadko jednak mówiła o swojej słabości, nie chcąc być uznawaną za gorszą. Dlatego po chwili przełknęła ślinę i skubiąc końcówki włosów westchnęła.
- Ja nie latam. To nie najlepszy pomysł. Ale dziękuję za barwną propozycję. - Wydusiła uśmiechając się bezradnie.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. EmptySro 15 Lip 2015, 15:41

Zawsze starał się o jak najlepsze relacje z każdą, napotkaną osobą. Co prawda zamiary mijały się z celem, ale przynajmniej miał tę satysfakcję, że próbował. Oczywiście w gronie jego znajomych były osoby, których nie cierpiał lub po prostu omijał z wrodzonej niechęci. Na szczęście Nate i Wanda się do nich nie zaliczali. Inaczej żywot Lucasa byłby prosto mówiąc - mierny.
Krukon zmierzwił włosy Wandzie, mimo jej pisków i oburzeń.
-Wiewiórka jak się patrzy. Masz taki sam malutki, ruszający się cięgle nosek. Prawda, Nate? -zagadnął kumpla, ale widząc spojrzenie Wandy ulegle zaczął gładzić odstające kosmyki i na końcu przytulił dziewczynę do siebie. Po przyjacielsku. Shaw podniósł wzrok i z uznaniem pokiwał głową.
-Zaiste, Twoja postawa zasługuje na zawodnika Zjednoczonych. Nie wiem czy wiesz Wandziu, ale stoi przed Tobą członek drużyny młodzików. Mój człowiek. -wypiął dumnie pierś, na prawdę będąc dumnym z sukcesu przyjaciela. To było miłe w Lucasie. Chociaż sam był ambitny to nigdy nie zazdrościł sukcesów innym. Zwłaszcza najbliższym. Nawet, gdy on sam chciał osiągnąć coś podobnego. Nate i Lucas byli bardzo podobni. Oboje jarali się magicznymi stworzeniami, zwłaszcza smokami i chcieli grać w qudditcha. Lucas miał wtyki co do hodowli tych ognistych bestii - jego ojciec się nimi zajmował. A Nathaniel dostał się do Zjednoczonych. Zawsze mogli sobie nawzajem pomóc. Z miłą chęcią.
Lucas klasnął w dłonie z radości.
-Jedzenie. Wiesz jak mnie kupić. Co dobrego przyniosłaś? -zagadnął, zainteresowany faktem, że może coś pochrupać razem z przyjaciółmi.
Podniósł głowę słysząc propozycję Nathaniela. Wiedział, że Wanda ma paniczny lęk wysokości. Jednak propozycja, jaką rzucił Puchon rozbawiła go. Nie tylko z powodu dwuznaczności, ale i reakcji obojga. Wstał i powstrzymał się przed głośnym śmiechem.
-Coś Słońce mocno przygrzewa przez te chmury. -zażartował, prostując plecy.
-Zgódź się Wanda, będę Cię ubezpieczał. Nie spadniesz. Poza tym nie musi to być wysoko. Co Ty na to, Nate? -zagadnął przyjaciela.
Sponsored content

Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty
PisanieTemat: Re: Lot nad kuku... kruczym gniazdem.   Lot nad kuku... kruczym gniazdem. Empty

 

Lot nad kuku... kruczym gniazdem.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-