IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Hello, is it me you looking for?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? EmptyCzw 09 Lip 2015, 16:54

Opis wspomnienia
Trzeba przyznać, że Lucas ma pecha co do dziewcząt. Na powodzenie nie narzeka, każdej daje szansę, traktuje z szacunkiem, ale zawsze uważa, że to jednak nie to. Po burzliwym zerwaniu z Gwen postanowił wrócić do życia. Jedna ruda Gryfonka zwróciła jego uwagę, więc mijając ją na korytarzu zaprosił na randkę. Wieczorem. Nad brzegiem jeziora. Brzmi romantycznie, czyż nie?
Osoby:
Murphy Hatheway, Lucas Shaw
Czas:
Maj 1977
Miejsce:
błonia szkolne
Murphy Hathaway
Murphy Hathaway

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Re: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? EmptyCzw 09 Lip 2015, 21:27

Raz jeszcze spojrzała w lustro i upewniwszy się, że włosy są nadal w swym zwyczajowym, uroczym nieładzie opuściła dormitorium.
Przeskakując co drugi stopień myślała beztrosko o dzisiejszym spotkaniu. Nie żeby się denerwowała, czy coś - w końcu była troszkę obeznana w tych kwestiach. W końcu miała całe piętnaście lat na karku, nazwisko po najprzystojniejszym ze znanych temu światu Gryfonów oraz nieskończoną dozę butnej odwagi w serduszku. Niczego się bała, niewielu rzeczy żałowała i żaden z osobników płci niepięknej chodzącym po ziemskim padole nie napawał jej strachem, no chyba, że jej tata jak jest zły. Co nie zmienia faktu, że byłoby wspaniale gdyby spotkanie z najprzystojniejszym z krukońskich graczy quidditcha w wielowiekowej historii Hogwartu zaliczyło się do tych udanych. Żeby się chociaż przyjemnie zakończyło.
No dobrze, Hathaway nie ma sensu obiecywać sobie zbyt wiele, nie ma sensu obiecywać sobie cokolwiek pomyślała dobiegając do hallu przed Wielką Salą. Gdzie raz jeszcze poprawiła szarą, rozkloszowaną spódnicę, kwiecistą bluzeczkę i swą piękną fryzurę. Jak dla niej szczyt kobiecości ale bynajmniej nie stroiła się dla Lucasa. O nie, po prostu dzisiaj miała taki kaprys - chciała ładnie wyglądać. Dla siebie, nie dla świata a zwłaszcza nie dla jakiejś wybranej cząstki tegoż to świata.
W każdym razie - pewnie siebie przestąpiła próg ulubionej magicznej placówki Zjednoczonych Wysp, narzucając gdzieś po drodze sweterek, który w ostatniej chwili porwała z łóżka. Był co prawda ciepły i pewnie wystarczył na majowe chłody ale Murph zaopatrzyła się w ten cenny ekwipunek na wypadek. Gdyby Krukon nie dał jej swojej kurtki czy bluzy kiedy ona skąpana w blask księżyca i gwiazd odbitych od krystalicznie czystego jeziora nie powie „Ale mi zimno!”. Co byłoby swoją drogą, bardzo przykre.
Dość szybko dotarła na miejsce spotkania, jako, że jej krok był jak zwykle szybki, sprawny oraz żwawy. I choć minimalnie się spóźniła - minutę albo dwie - nie zamierzała dodatkowo go przyspieszać, widząc sylwetkę Lucasa, który już na nią czekał. Damy się zawsze spóźniają, tak często powtarzała jej mama.
- Cześć - przywitała się w końcu, trzepocząc lekko rzęsami. Tego dnia pachniała pomarańczą, słodką i świeżą - idealnie oddającą jej ówczesny humor. Była zadowolona, wielce zadowolona widząc go tutaj.
No dobra, nie oszukujmy się - majowy wieczór, ciche błonia, światło gwiazd. Motyle trzepotały i kołatały w brzuszku młodej Gryfonki, co dosadnie musiała teraz poczuć.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Re: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? EmptyPią 10 Lip 2015, 01:14

Mało co i mało kto potrafiło zdenerwować Lucasa. Z kategorii coś: przegrana w meczu. Z kategorii ktoś: Gwen. Oczywiście to były nieliczne jednostki, ale jednak ich kompilacja spowodowała, że raptem parę tygodni temu skończyło się to burzliwą awanturą i jeszcze gorszym zerwaniem. Lucas chodził jak struty przez bardzo długi czas, ale może tak musiało być? Starał się, a czasami nie mógł już inaczej z charakterem tej Krukonki. Oboje byli nader spokojni, nieco szaleni. A jednak okazało się, że razem tworzyli związek wybuchowy. Całkiem dobrze się w tym odnajdywał, ale tłumione pokłady zazdrości i złości, które gdzieś krążyły od paru dni spowodowały, że Lucas nie wytrzymał. I ona też.
I tak oto ten raz Shaw podniósł głos i wyraził swoje zdanie w gniewie. Tylko tyle, a tak zmieniło mu życie. Nie chciał się jednak zamykać na wszystko i wszystkich. Udawał, że wszystko jest okej, Gwen unikał i jakoś dawał radę. Zaczął nawet oglądać się za dziewczynami i podczas przejścia przez korytarz, mignął mu całkiem interesujący rudy pukiel. Nigdy nie rzucał się na dziewczyny, nie obiecywał im złotych gór i bezdennej miłości. Nawet one wiedziały, że nie zawsze randka znaczyła coś więcej. Jednak jak się miał przekonać czy aby nie, jak nie spróbuje? Dlatego odwrócił się na pięcie i poszedł za nią. Zaczepił kulturalnie i zagadał, prowadząc rozmowę o wielu, nieistotnych sprawach. Aż padło pytanie, czy pójdzie z nim na randkę. Umówili się na wieczór nad jeziorem. Dlatego przybył nad brzeg już dziesięć minut przed umówioną godziną. Założył biały T-Shirt, a na ramiona luźno narzucił niebieską koszulę. Nie stroił się, ale wyglądał inaczej niż zwykle. Patrzył w niebo odbijające się w tafli wody. Tak, mieli idealne warunki do spotkania sam na sam. I chyba pierwszy raz od dawna nie był poddenerwowany. Odwrócił się w kierunku zamku, gdy wybiła godzina zero. No tak, kobiety.. ale zawsze im się to wybacza. Uśmiechnął się do Murphy, gdy przyszła. Lekko ujął jej dłoń i złożył na wierzchu lekki pocałunek.
Poczuł zapach pomarańczy, rześki i energetyzujący.
-Kurczę, masz tutaj coś... poczekaj... -udał, że coś zauważył na jej ramieniu. Sięgnął dłonią i pokazał to dziewczynie. Zaplanowany ruch. Podarował jej mały bukiecik polnych kwiatów, głównie stokrotek.
-Proszę. A teraz chyba ruszamy na spacer? -zaproponował. Zaczęli iść naokoło jeziora. -Chyba musiałaś pomyśleć, że jestem szalony, skoro zapraszam dziewczynę, którą znam tylko z widzenia... ale chyba tak, jestem szalony. -uśmiechnął się do rudej. Ładnie wyglądała, ale lepiej nie przeginać z komplementami.
Murphy Hathaway
Murphy Hathaway

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Re: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? EmptySob 11 Lip 2015, 01:11

Widzą jego szeroki uśmiech w tym nikłym świetle, jej serduszko radośnie zadrżało. Bardzo miło było być adorowaną, Murph wprost to uwielbiała. I choć takie nastawienie z jej strony mogło zostać uznane za wielce egoistyczne oraz… aroganckie - to sprawiało jedynie takie wrażenie. Dziewczyna po prostu wiedziała, że niektórzy uznają ją za ładną co zawsze doceniała i sprawiało jej radość, tak zwyczajnie. Nie czuła się przez to lepsza od innych, no chyba Rosalie Rabe. Zresztą, sami wiecie.
Czując ciepło jego rąk i delikatny dotyk pocałunku, wyprostowała się nieznaczne. Delikatny rumieniec oblał piegowate policzki.
Od razu wiedziała, że Lucas był szarmancki! Hogwarckie korytarze pełne plotek nie skąpią wiadomości, których potrzebujemy znaleźć. Oraz ciekawych historii, opowiadanych mimochodem w pokojach wspólnych. Jak na przykład opowiastki o związku Shawa oraz pacynkowatej laleczce, do której Murph żywiła poniekąd niechęć. Gwen. Jak jej się udało przekonać do siebie kapitana krukońskiej drużyny, przecież był całkiem w porządku.
W każdym razie - te same półszepty dostarczyły jej wiadomość o ich zerwaniu. I choć wtedy nie znała się specjalnie dobrze z Lucasem, poprawiło jej to poniekąd humor. Bo tak dobrze wiedzieć, że twój ewentualny przyszły mąż chodzi po tym świecie wolny i nieskrępowany, niby ten sokół latający w przestworzach. Czekający rzecz jasna na swoją towarzyszkę.
A jeśli pan Shaw takowej dzisiaj poszukiwał (miejmy taką nadzieję razem z Murphy) to podarowanie tego skromnego, aczkolwiek uroczego bukieciku był wielce trafionym posunięciem.
- Dziękuję - rzuciła beztrosko, ogarniając chaos swoich włosów na ucho. Stokrotki, nawet pomarańcza pachniała przy nich teraz trochę słabiej. A może się jej tylko wydaje? - Chyba tak - dodała po chwili, po czym raz jeszcze obdarowała chłopaka wielce przychylnym spojrzeniem. Ładna koszula, niebieska. Lubiła, gdy mężczyzna miał na sobie koszulę a kolor krukolandii ponoć wzbudza u człowieka zaufanie. I to sprawdziło się także w przypadku Hathaway, przynajmniej częściowo.
- Nie, dlaczego szalony? W sumie to całkiem normalne, w tej szkole. Tu się wszystko dzieje - mruknęła patrząc mu się prosto w ledwie dostrzegalne oczy. Okazując zarówno zrozumienie jak i zainteresowanie - A zresztą, wolę tych szalonych niż przeciętnych. Ty przeciętny nie jesteś - rzuciła niby mimowolnie wyciągając szyję gdzieś przed siebie. Nie patrzyła na niego, a na gwiazdy. Były takie piękne, prawda?
- Widziałam jak grasz. Obrońca, kapitan Krukonów. Mam rację?
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Re: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? EmptyPon 13 Lip 2015, 23:01

Krukon może miał się czym chwalić – jedne z lepszych ocen, kapitan drużyny, utalentowany zawodnik.. wszystko brzmi dobrze, ale pod względem uczuć zawsze miał pod górkę. Najpierw Resa, która pozostawała jego odwiecznym ideałem, który niestety nigdy nie był jego i nigdy nie będzie, a potem.. Gwen. Ta skromna osóbka, nosząca za duże ubrania chowając pod nimi cudowne ciało, które można podziwiać godzinami. Kiedyś miał okazję dojrzeć parę skrawków jej ciała, ale zapowiadało się to całkiem nieźle. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie zadziwiająca zdolność do podnoszenia Lucasowi ciśnienia. I wzajemnie. A oboje należeli przecież do osób nader spokojnych. Jak widać ich hormony buzowały jak szalone. Teraz może nadal tkwiły w nim wspomnienia ostatniego zerwania i nie myślał racjonalnie, ale cóż. Męska duma.
I to ona powiedziała mu, że należy żyć dalej i spróbować z kimś innym. I to robił. Czy dobrze? A to się dopiero okaże. Postawił wszystko na jedną kartę, rzucając propozycję spotkania Murphy. Dziewczyna była ładna, sympatyczna i inteligentna. Więcej coś trzeba na pierwszy rzut? Chyba nic. Był pełen dobrych przeczuć w związku z tym spotkaniem.
Podarowanie polnych kwiatów było symbolicznym, choć bardzo miłym gestem. Zawsze uważał, że te niepozorne stokrotki więcej mówią niż dumne róże. A przynajmniej widział to w oczach dziewcząt, chociaż gusta były rożne. Ruszyli w spacer naokoło jeziora, pozwalając by ich włosy rozwiewał nieco chłodny już wiatr. Marszczył spokojną dotąd taflę jeziora, przez co zniekształcał odbicie nieba.
Lucas na komentarz Gryfonki roześmiał się krótko.
-No tak, nie zapominajmy, że jesteśmy w Hogwarcie, gdzie są gadające portrety, lata hałaśliwy poltergeist, woźny pojawia się jak spod ziemi, a powozy ciągną niewidzialne istoty. Fakt, bycie szalonym to jest nic. –wyszczerzył zęby. Jakoś trzeba było ciągnąć rozmowę, aby nie wyszedł na nudziarza. A mogło się tak zdarzyć.
-Oh, zgadza się. Widzę, że moja sława mnie wyprzedza. Nie, żebym o nią zabiegał czy coś. –rzucił, tłumacząc się lekko. –Zawsze lubiłem quidditcha. Co zabawniejsze, moja mam urodziła mnie na finale mistrzostw. Wcale się tym nie przejęła, przynajmniej wygrała wtedy Irlandia. Pochodzę stamtąd. A Ty? –zapytał grzecznie, mając na uwadze, że nie można mówić tylko o sobie. Kobieta też potrzebowała się wygadać.
-Nie jest Ci zimno? –zapytał i zamiast czekać na odpowiedź zdjął swoją koszulę i narzucił ją na ramiona Gryfonki. Tym samym odsłonił koszulkę, jaką miał pod spodem. Jemu chłód nie groził.
Murphy Hathaway
Murphy Hathaway

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Re: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? EmptyCzw 13 Sie 2015, 01:13

- Naprawdę ciągną je niewidzialne istoty? - spytała chłopaka z iskrą rozbawienia w oczętach. Tym dziwnym tonem, którym lubiła przyprawiać co poniektóre, ciekawsze rozmowy. Udając dziewczę niewiedzące, zbłąkane i naiwne - istotę, która nie była i nigdy nie będzie. Co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu stroiła sobie podobne żarty, wystawiając na ich próbę każdą nową znajomość. Chcąc zobaczyć, czy dana persona ma nosa do żartów, czy wręcz przeciwnie. Nie dostrzegłaby tonu kpiny czy autoironii, nawet jeśli takowy zmaterializował się przed się nią z czerwoną płachtą w ręku. A tacy ludzie, niestety są. I choć w umyśle piętnastolatki żart ten zabrzmiał śmieszniej niż zabrzmiał na błoniach, w towarzystwie Lucasa liczyła na jakąś wyrafinowaną ripostę.
Spojrzała więc na niego, tym rozbawionym spojrzeniem oczekując odpowiedzi. Przy okazji, rzecz jasna, podziwiała jego uśmiech. Taki szeroki, szczery i piękny. Tak, jej się bardzo podobał.
Lucas się jej podobał, może on tego zacznijmy i czy tego chce, czy nie, czuła się teraz wielce zauroczona. Jego… prostolinijnością, można by powiedzieć a przynajmniej wrażeniem owej prostolinijności, jakie roztaczał. Była to zaleta, którą Murph wielce ceniła, chyba jak każdy rozsądny człowiek. Podobnie jak poczucie humoru i bystrość, jakiej natura również nie poskąpiła chłopakowi. Oraz urody i talentu, również do quidditcha, Merlinie pobłogosław tę grę. Nie można nie patrzeć przychylnym wzrokiem na osoby, które budują związek emocjonalny ze swoją miotłą. No chyba, że jest ona Ślizgonem, na przykład takim jednym samozwańczym królem wiecznie nietrafiających pał. Albo nietrafionych, niepotrzebne skreślić.
- Sława? Och, nie schlebiaj sobie - zaśmiała się krótko, melodyjnie, filuternie. I choć czuła lekki rumieniec na policzkach, starała się ukryć kołatające w brzuszku emocje i trzymać je wszystkie na wodzy. Nie dając po sobie poznać pulsu serca przyspieszonego o sto procent normy - Ja po prostu mam dobrych szpiegów. Wszystko mi mówią. Niewiele się przede mną w tej szkole ukrywa - wzruszyła ramionami niby od niechcenia i choć był to tylko niewinny żart, krył w sobie ziarnko prawdy. Murph rzeczywiście należała do tych osób, które wiedzą wszystko o wszystkich. Jeśli chcą… chociaż. Jak widać daje się zaskoczyć w tej szkole, jeszcze.
- Naprawdę? Na finale? - spytała z nutą niedowierzania w głosie, nutą która potem przerodziła się w szeroki uśmiech zrozumienia. Już nawet nie udawała, że patrzy w gwiazdy - I nawet się nie przejęła, hmmm? Świetną masz mamę. Niech zgadnę, nazwała Cię na cześć ścigającego Irlandczyków? - rzuciła żartobliwe, w międzyczasie puszczając mu oczko. W sumie podobała jej się ta historia, a zresztą ona miała podobnie. Bo podobnie jak Lucas zrodzona była w nietypowych okolicznościach. Może nie na meczu, ale bynajmniej nie było wtedy wcale spokojnie. Zrodzona w burzy stulecia, niezapomnianej w rodzinnej mieścinie do dzisiaj. Całkiem zgrabnie to brzmi.
- Jestem ze Szkocji, z Aberdeen. Urocze miasto nad morzem, lubię je - odpowiedziała, przytulając polne kwiaty do siebie. Trzymała je oburącz, osłaniając tym samym tenże uroczy prezent od figlów płatanych przez zdradliwy wiatr. Który nie odbierze jej z nich ani jednego płatka, o nie nie nie.
Podobnie jak ona sama nie zapomni ani jednego szczegółu z dzisiejszego spotkania. Na przykład uczynności Lucasa, dobroczynnego i jakże romatycznego gestu, który wykonał wobec niej. Powinności, w jego mniemaniu a w jej ocenie… och, ona ma piętnaście lat! Czegoś po prostu super.
I choć wzbraniała się zewnętrznie, wewnętrznie przyjęła ów dar ufnie i z wdzięcznością. Dlatego też w motylami, kołatającymi nie tylko w wątrobie ale i w każdej co najmniejszej części jej ciała, jedynie udała wzburzenie - mimowolnie poprawiając na sobie niebieską koszulę. Oraz mimowolnie korygując zbyt duży dystans pomiędzy Murph a Lucasem. Zbyt duży.
- Aaale stop! Tobie będzie zimno, mnie jest dobrze - stwierdziła muskając delikatnie ramię chłopaka. Delikatnie i bardzo krótko - Mnie jest dobrze ale doceniam Twoją pomoc
Sponsored content

Hello, is it me you looking for? Empty
PisanieTemat: Re: Hello, is it me you looking for?   Hello, is it me you looking for? Empty

 

Hello, is it me you looking for?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-