IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Sala kominkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
AutorWiadomość
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 8 EmptyCzw 30 Sie 2018, 22:01

W słowach Nessy wybrzmiewało sporo prawdy, a przede wszystkim rozsądku, którego ostatnimi czasy tak bardzo brakowało Resie. Zawsze była raczej lekkomyślna, w swojej kolejce działań zazwyczaj stawiając działanie przed myśleniem, ale zaręczyny były dowodem otępienia, które nawet dla Gryfonki było niecodzienne. A mimo to nie potrafiłaby postąpić w żaden inny sposób, kierowana sercem, na własne życzenie wyzbyła się rozumu. Były chwile, w których dopadało ją zwątpienie, tak jak w tym właśnie momencie, ale koniec końców była zadowolona z takiego obrotu spraw. Czyżby waga wypowiedzianego „tak” miała do niej dotrzeć dopiero w chwili, gdy w białej sukni i z ciążącą na palcu obrączką zostanie przeniesiona przez próg? Raz się żyje.
Zrobiło jej się głupio, że rzuciła jej tymi obrażonymi, pełnymi wzburzenia pytaniami kiedy usłyszała odpowiedź Krukonki, słowa równie smutne co prawdziwe. Chciała móc zaprzeczyć, ale zdawała sobie sprawę z tego jaka była prawa, i że jej słowa w tym temacie niczego nie zmienią.
Przyglądała jej się uważnie kiedy ta wygłaszała swoją długą mowę w dość poważnym tonie, zastanawiając się czy to aby na pewno ta sama Agnes Temple, z którą umówiła się na plotki. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć, dziewczyna namieszała jej w głowie, dlatego Anderson postanowiła uciec się do najprostszego w tej sytuacji rozwiązania – uśmiechnęła się z powodu żartu z kazania, który faktycznie ją rozbawił i ucięła temat.
Masz rację – wiszące nad tymi słowami „ale” przybrało niemalże fizyczną, namacalną formę – ale to już postanowione.
Uśmiechnęła się znowu, jakby tym grymasem miała uspokoić zarówno Nessy, jak i swoje myśli. Na to drugie nie podziałało na pewno, dlatego poczuła wdzięczność, kiedy Krukonka zaczęła opowiadać o spotkaniu, które w przypływie energii, głupoty i dobrego humoru własnoręcznie zaaranżowała. Prychnęła cicho już przy pierwszym zdaniu, aż nadto wyraźnie mogąc sobie to wyobrazić. Spodziewała się zresztą jaka była reakcja dziewczyny, czy wyrażona na głos, czy też nie. Niebieska róża, cóż za zagranie. Choć może to lepsze niż czerwona... faceci robili naprawdę dziwne rzeczy kiedy pragnęli zaimponować kobietom.
Właściwie to trochę był żart. – wtrąciła, szczerząc przy tym zęby z nadzieją, że w nie nie oberwie. Oberwała, ale nie w twarz, a w bok i było to całkiem sympatyczne. – No i chciałam sprawdzić jak się zachowa po tak głupim liściku. Znam go, a jednocześnie nic o nim nie wiem...
Postać Sharewooda była dla Resy irytującą tajemnicą, której nie umiała rozwikłać. Może gdyby patrzyła na niego inaczej niż na kumpla z drużyny, gdyby dopuszczała choćby minimalną możliwość by pójść z nim na randkę i poznać go z tej strony, której zdawała się nie zauważać... może wtedy udałoby jej się zrozumieć co takiego kłębi się w tej głowie pokrytej gęstymi włosami.
Przewróciła znacząco oczami, co miało oznaczać dokładnie „oni wszyscy chcą żeby ładnie wyglądać i wiele nie mówić. A przynajmniej dzika większość”, choć zapewne nie dało się z tej miny wywnioskować co tak właściwie miała na myśli. Ach ten Nico, bywał strasznie patetyczny, co Resa na początku znajomości zwykła kwitować śmiechem. Z czasem przyzwyczaiła się do tego, albo to on przy niej znormalniał, właściwie to nie wiedziała. W każdym razie już nie śmiała się z co drugiego zdania, które wypowiadał. Zazwyczaj...
Podniosła znad poduszki zaskoczone spojrzenie, kiedy powiedziała o byciu kimś innym. Po raz drugi udało jej się zaskoczyć Resę, na kilka sekund wprawić ją w nostalgiczne wręcz zamyślenie nad szeregiem słów, które wyszły z jej ust. Nie miała jednak wiele czasu, bowiem pocałunek, który nagle wkradł się w opowiadaną przez nią historię zauważalnie ożywił Anderson, przywołując jej początkową ekscytację na myśl o ploteczkach. POCAŁOWALI SIĘ?! No nie. Była cholernym kupidynem. Amorem. Boginią miłości! Ale zaraz... jak to bez fajerwerków? Zapał pojawił się i zniknął, pozostawiając po sobie pustkę i uczucie niezadowolenia. Tak bardzo liczyła, że ten głupi żart okaże się czymś więcej, ale najwyraźniej się przeliczyła. Przez moment uwierzyła w swoją nieprzeciętną intuicję, lecz mylnie. Niechętnie pokręciła głową, nie mając pojęcia co dziewczyna rozumie przez „grę w tchórza”, szczególnie w takiej sytuacji.
To nie brzmi jak udana randka... albo wręcz przeciwnie. Cholera, byłoby mi łatwiej gdybym znała się na randkach choć odrobinę. – wtrąciła zupełnie bez przekonania, unosząc brew na nazwisko „Horn”. Ale wszystko po kolei.
Złapała przyjaciółkę za ramię, przybliżając się znów do niej w chwili kiedy zakończyła swoją opowieść o randce z Nicolasem.
Rozum Ci odebrało? – wyrwało jej z się z zabójczą wręcz szczerością wypisaną na twarzy Gryfonki z taką dokładnością, jakby była to książka zapisana dużą czcionką. Czyżby uważała ją za cnotkę? Cóż, miała ku temu pewne podstawy, w końcu Anderson nie miała prawie żadnego doświadczenia z romansami, ale wynikało to nie z jej przekonań, a stylu bycia tak dalekiego od kobiecego, że zniechęcała większość potencjalnych adoratorów. Nie przeszkadzało jej to, dzięki temu mogła skupić się na treningach i sprawach, które bardziej ją interesowały, ale chętnie słuchała o wszelkich miłostkach jej koleżanek, o których zdarzało im się rozmawiać późną porą w dormitorium. – Jaką dziwką, byłaś na randce, nie w kościele. Merlinie. Zresztą to Nicolas, połowa dziewczyn w Hogwarcie chciałaby być na Twoim miejscu... choć bezpodstawnie, jeśli dobrze słyszałam? Aż tak źle całuje?
Nie potrafiła pojąć braku fajerwerków podczas pocałunku, na samą myśl o przedwczorajszym wieczorze dostawała dreszczy, a rumieńce nieśmiało rozlewały się na jej policzkach, tak jak zresztą w tym momencie.
I co, umówicie się na kolejną? I, na Godryka, co do tego wszystkiego ma Horn? W jednym z listów też o nim wspomniałaś, pokłóciliście się?
Wpatrywała się w nią intensywnie, jakby chciała wyczytać wszystko z jej twarzy, choć miała świadomość, że podobne zabiegi są w przypadku Temple zupełnie nieskuteczne. Nie wiedziała co ma myśleć zarówno na temat jej spotkania z Gryfonem, czy z jej opowieści wynikało, że było ono udane, czy wręcz przeciwnie? Nie potrafiła wysnuć nawet tak prostego wniosku! Dlaczego tak strasznie komplikowali coś, co w założeniu miało być proste jak drut?
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 8 EmptySro 05 Wrz 2018, 17:21

Co mogła jeszcze powiedzieć, że to szaleństwo i skończona głupota, że ślub w tak młodym wieku przypominał, lekkomyślną decyzję, podjętą pod wpływem alkoholu, której konsekwencje płaci się całe życie? Mogła, ba miała ogromną ochotę potrząsnąć dziewczęciem. Dodać, że ma jeszcze całe życie na podejmowanie głupich decyzji, nie musiała ich wszystkich podjąć jednego dnia, to nie był pieprzony mecz i mogła zostawić trochę głupoty dla innych. Już otwiera usta, już formułowa w myślach kolejne, jej zdaniem logiczne argumenty, według, których to wszystko było głupim pomysłem, ale nieruchomieje. Wpatrzona w twarz Gryfonki, gryzie się w język, po czym szybko zamyka na wpół otwarte usta. Wyraz twarzy jest inny, wątpliwości ciągle jeszcze zdają się prześwitywać w oczach, albo chować za uszami, ale pewność siebie, z jaką dziewczyna mówi kolejne słowa, ucinają ten temat na dobre. Nessy nie może się powstrzymać i wydaje jeszcze ciche prychnięcie, ostatni znak, że nie uważa tego wszystkiego z atak genialny pomysł. Nie ma jednak zamiaru wyjść na zazdrośnice, która nie potrafi się cieszyć szczęściem koleżanki. Dała upust swoim wątpliwościom, przekazała je w najbardziej cywilizowany sposób w jaki potrafiła i wszystko co mogła zrobić w tej sprawie nie posuwając się o krok za daleko już uczyniła. Teraz jedyne co mogła zrobić to przyglądać się z boku i cieszyć szczęściem, dwójki ważnych dla siebie ludzi, a za trzy miesiące rzucić w nich kupką ryżu i życzyć wiele szczęścia i miłości na nowej drodze życia.  
Za trzy... TRZY MIESIĄCE! Boże to ma być za trzy miesiące!? Kiedy już świadomość, że czy tego chce czy nie uroczystość odbędzie się zaraz po zakończeniu szkoły, do Krukonki dochodzą kolejne związane z tym problemy. Nie ma sukienki, butów, ani najmniejszego z dodatków! Nie wiedziała kto jest świadkową, jakie będą mieli obrączki. Nic! Nic nie wiedziała, a przed młodą parą czasu było coraz mniej, a lista rzeczy do zrobienia wydłużała się niemiłosiernie.
- Reso – wykrzykuje szczerze przerażona. - Nie mam się w co ubrać, nikt mnie na to nie przygotował! Wy okropni, powinniście dać mi wcześniej jakiś znak, przygotowałabym się na to mentalnie i finansowo! – Wyrzuca z siebie przerażona, zastanawiając się, kiedy w swoim napiętym harmonogramie uda jej się znaleźć czas na wycieczkę do Londynu, do salonu Madame Malkin, by tam wybrać odpowiednią kreację do kościoła, urzędu, czy inną polanę jaką wybiorą sobie na miejsce swojego sakramentalnego tak. Właśnie, a z kim ona się tam pojawi? Bo, że się pojawi, była pewna i nawet nie dopuszczała do siebie możliwości, że mogłoby się to zakończyć bez jej obecności, ale nadal nie wiedziała kogo powinna ze sobą zabrać.  Musi wybrać kogoś, kto jest doskonałym tancerzem, jest od niej wyższy i wyglądać dobrze w garniturze. Nessy nawet nie chciała sobie wyobrażać, że pójdzie z kimś ubranym w wyjściową szatę, wystarczało, że ona nakładała sukienkę, nie potrzebowali dwóch. Mimowolnie przypomina sobie swój ostatni taniec, partnera, z którym wolno przesuwała się w tańcu, pod czujnym spojrzeniem księżyca. Nie! Z nim na pewno nie chciała tam iść. Powiedziała sobie w myślach, mimowolnie odpychając od siebie twarz pewnego Gryfona.
- Domyśliłam się, chociaż wizja ciebie pijanej jeszcze przed dziewiątą, wydawała się wyjątkowo zabawna, w chwilach, kiedy akurat nie planowałam cię zabić. – Nie rozumiała dlaczego Resa wpadła na tak głupi pomysł by umówić ją z Gryfonem i czego spodziewała się po tym spotkaniu. Chciała ją zdenerwować, zrobić sobie z nich kawał? Co nią kierowało, kiedy brała do dłoni pióro, a potem jego zmoczoną w atramencie końcówka przesuwała po pergaminie. - Odpisał i był w szoku, zastanawiał się co mnie skusiło do napisania czegoś takiego. Szybko cię wydałam.- Dwa dni temu Nicolas był jedynie całkiem atrakcyjnym Gryfonem,  wiedziała że posiada wierne grono fanek i ma całkiem ładny uśmiech, który raz czy dwa jej też zmiękczył kolana. Po wczorajszym dniu, wiedziała, że uśmiech, który kiedyś jej się spodobał był nieszczery, a osoba, której czasami przyglądała się z boku, nie tak dobra i prawa za jaką chciała uchodzić.
- To była dziwna randka. W zasadzie trudno ją nazwać randką, bo romantycznie nie było nawet przez chwilę. – A jednak ciągle wspomnienie Sharewooda błąka się w twoich myślach? - To było przejście po polu minowym z dodatkiem wymiany śliny i tańcem w świetle księżyca. – Kwituje swoja historię, a słysząc jak oburzona Gryfonka zaczyna jej tłumaczyć, że jej zachowanie w cale nie było tak moralnie wątpliwe, jak jej się wydawało, jedynie uśmiecha się pod nosem. Gdybyś znała całą prawdę. Mówi do siebie, w myślach opierając się o dziewczynę.
- No co ty. Umówienie się na kolejną świadczyłoby, że komuś się choć odrobinę zaczęło zależeć, a my traktujemy się jako obiekty obserwacji. Następne spotkanie nadejdzie, ale kiedy i gdzie dowiemy się, kiedy los albo ktoś inny znowu splącze nasze szlaki. – Jak już powiedziała i powtórzy pewnie jeszcze z milion razy, żeby dobrze zapamiętać, nie będzie wychodzić z inicjatywą. Znajomość z Sharewoodem, była niebezpieczna, a ostatnie na co miała ochotę to wpakować się w coś czego nie potrafiła przewidzieć.
- Horn? – Podnosi się na jednej ręce i spogląda zdziwiona na Anderson, skąd ty? Po chwili przypomina sobie list, który wysłała dziewczynie, po spotkaniu na korytarzu. Prawie o tym zapomniała. - Chyba się we mnie zakochał. – Mówi, a twarz jej jest blada i daleko jej od pełni szczęścia.
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 8 EmptyWto 11 Wrz 2018, 19:02

Jej rozpaczania nad brakiem kreacji wywołały dziwny przewrót w okolicy żołądka. Od momentu oświadczyn nie miała chwili, którą mogłaby poświęcić rozmyślaniom, ani sekundy spokoju, wiecznie coś się działo. Dopiero teraz, podczas rozmowy z Agnes, kiedy zagrożenie sprzeczką ostatecznie minęło, mogła rozluźnić się na tyle, by wizja ślubu za trzy miesiące w pełni do niej dotarła. O rany boskie! Przecież Temple miała rację! Jeśli ona przejmowała się swoją kreacją, co miała powiedzieć Resa?! Na kilka sekund zrobiło jej się słabo. Przecież będą musieli załatwić ślub, uroczystość weselną, suknię ślubną, jedzenie, dekoracje... i pewnie wiele innych rzeczy, o których nie miała nawet pojęcia, a tymczasem nie powiedzieli jeszcze rodzicom! Wciąż ociągała się z wysłaniem sowy, wysługiwanie się korespondencją wydawało jej się niewłaściwe, nieodpowiednie do powagi sytuacji, a jednocześnie nie miała innych możliwości. Cóż powinna zrobić, wysłać matce wyjca, który prosto w twarz wykrzyczy jej „MAMO, WYCHODZĘ ZA MĄŻ”, po czym opluje kawałkami papieru? Jej rodzicielka pewnie umrze zanim jej córka zmieni nazwisko, albo na zawał tuż po otrzymaniu wiadomości o ślubie, albo z nadmiaru emocji kiedy będzie wybierać kolor lukru na torcie. Taka już była – nie za dobrze radziła sobie z faktem, że Resa wcale nie marzy o byciu księżniczką i w efekcie z nadmiernym entuzjazmem podchodziła do każdej, najmniejszej nawet okazji by zrobić z nią coś „babskiego”. To będą dramatyczne miesiące, pierwszy raz ucieszyła się z ogromu nauki, jaki czeka ją przed OWUTEMami, w razie czego zawsze będzie mogła wykręcić się obowiązkami.
Pojedziemy razem do Londynu, poproszę McGonnagall o pozwolenie, musisz pomóc mi w wyborze sukienki! – niemal wykrzyczała jej to w twarz, zupełnie przerażona. Znała się na modelach mioteł i faulach podczas meczów, ale o sukienkach miała bardzo mętne pojęcie. Gdyby nie naciskająca na nią matula, pewnie nie miałaby w swoim kufrze ani jednej sztuki. Mimo to czuła wewnętrzną potrzebę by na własnym ślubie wyglądać wyjątkowo i kobieco. Chociaż ten jeden, jedyny raz w życiu.
Wzięła głęboki wdech i przywołała się do porządku. Nie ona była teraz najważniejsza! Ślub pewnie z czasem pochłonie każdą wolną chwilę Resy, dlatego teraz powinna poświęcić uwagę przyjaciółce, by potem z czystym sumieniem móc zadręczać ją kolorem kwiatów w bukiecie i ilością perełek przy niebieskiej podwiązce.
Na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech kiedy pomyślała o liściku. Dowcip stulecia, wyżyny humoru i szczyt przebiegłości. Ciekawe czy kiedykolwiek zrozumie, że zaigrała losem dwójki ludzi, że w nieprzemyślany sposób splotła go na krótki moment, chwilę, która może być o wiele istotniejsza, niż ktokolwiek by się spodziewał. W każdym razie teraz tego nie pojmowała, niesiona na skrzydłach miłości, chciała zmienić się w amora, by wszyscy wokół czuli takie same motylki w brzuchu, jakie towarzyszyły jej od chwili, w której powiedziała „tak”.
Ciche westchnięcie wydobyło się spomiędzy jej ust kiedy Nessy przyznała, że nie było romantycznie. Wpatrywała się w jej twarz, szukając czegoś, co wydałoby ewentualne kłamstwo. Błysk w oku, zaczerwienione policzki, cokolwiek? Czasem była dla niej taką samą zagadką, jak Nicolas. Przez chwilę odniosła wrażenie, jakby Krukonka faktycznie nieco przekłamywała rzeczywistość, ale szybko je od siebie odepchnęła, ufając, że pozostaje z nią szczera. A więc nie wyszło. Cóż. Przynajmniej spróbowała, prawda? Choć taniec w blasku księżyca nie brzmiał jak coś nieprzyjemnego... sztampowego, przerysowanego i zupełnie nierealnego? Owszem. Romantycznego do takiego stopnia, że ledwo można było to znieść? Jak najbardziej. A jednak nie nieprzyjemnego. Czar prysnął w chwili, gdy zapytała czy spotkają się jeszcze i, o zgrozo, otrzymała odpowiedź. Przygryzła wargę, kompletnie nie pojmując ich sposobu rozumowania. Było w tym coś tajemniczo pięknego i pięknie tajemniczego, ale zupełnie nie wpasowywało się w ramy relacji, której mogłaby doświadczyć Resa. Anderson była prosta jak konstrukcja cepa, jeśli siliła się na jakieś intrygi, to głównie po to by osiągnąć zamierzony cel, skomplikowane znajomości prawie dla niej nie istniały. Lubiła kogoś, lub nie. A jeśli nie rozumiała, próbowała zrozumieć.
Nie uwierzę, że nie chcesz spotkać się z nim znowu, chociażby żeby zobaczyć czy całuje trochę lepiej. Po co Wam ta zabawa? – zapytała, ale przy tym machnęła ręką, uznając, że może po prostu Temple bardziej podoba się droga do celu od samego jego osiągnięcia. O ile w przypadku Sharewooda istniał jakiś cel. Porzuciła ten temat, uznając, że już nasyciła swoją ciekawość, przynajmniej w tym temacie.
Dobrze, że nic nie piła w momencie, kiedy padły słowa odnośnie do Horna, z pewnością oplułaby Ness i jeszcze pół pomieszczenia. Zgłupieli, wszyscy zgłupieli.
Jesteś PEWNA?! – wydusiła z siebie, dla odmiany nabierając rumieńców, tak jakby tylko jedna z nich mogła mieć zdrowy kolor w danym momencie. – POWIEDZIAŁ Ci to? Tak wprost? A może źle odebrałaś jego intencje? Wiesz... to Horn, może tak sobie zażartował?
Wciąż miała przed oczami chłopaka z lekcji, który bez cienia zakłopotania zasypał ją komplementami. W dodatku przy Nessy. Może coś źle zrozumiała? Z drugiej strony... Ślizgon był przyjacielem Nessy, nie Resy, dlatego ta nie miała zielonego pojęcia co mogłaby na ten temat myśleć. Wiedziała, że przyjaźnili się od lat i nic nie zapowiadało tego, by ich uczucia (albo tylko jego, cholera wie) mogły ulec zmianie... z drugiej strony Lucas również był jej wieloletnim przyjacielem, prawda? Może coś wisiało w powietrzu? Może to jakaś epidemia wyznawania przyjaciołom miłości?
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 8 EmptySro 12 Wrz 2018, 13:26

Wzrokiem pełnym podziwu przyglądała się pewności i spokojowi wymalowanemu na twarzy Gryfonki. Ślub za trzy miesiące, wszystko w czarnej dupie, a ona potrafiła bez żadnego zdenerwowania siedzieć przed kominkiem i oddawać się ploteczkom. Krukonka była pod wrażeniem, braku zainteresowania, jakie jeszcze przez kilka sekund, będzie wyrażać twarz Anderson. Sama nie potrafiłaby okazać czegoś podobnego. Jako mała, bodaj pięcioletnia dziewczynka, dokładnie wyobraziła sobie jak powinien wyglądać jej wielki dzień. Jakie kwiaty będą przyczepione do krzeseł, jaki będzie mieć krój sukienki, wisiorek, kolczyki, jaka będzie grała muzyka i gdzie pojadą na miesiąc miodowy. Wybrała już nawet kościół, niestety pastor, którego kazanie chciała usłyszeć, umarł osiem lat później, ale na szczęście znalazła dla niego zastępstwo.  Widziała uśmiechających się do niej przyjaciół, błyszczący pierścionek na palcu i zaczarowane gołębie niosące jej welon (w tamtych czasach nie bała się jeszcze aż tak zwierząt). Wizje, która miała gdzieś z tyłu swojej głowy, o której skrycie marzyła, nie dałoby się spełnić w 90 dni, ba nawet 360 wydawało się zbyt krótkie, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. By było idealnie.
Nie zauważa, kiedy mina dziewczyn rzednie, kiedy bolesna prawda uderza ją prosto w twarz. Rumieńce podekscytowania znikają, zastąpione nienaturalną bielą. Ciche och wychodzi z krukońskich ust, kiedy uświadamia sobie, że Resa nawet przez sekundę nie zastanawiała się nad tym, ile pracy trzeba włożyć w udane wesele. Prawie robi się jej z tego powodu smutno, już chce zawołać, by się nie martwiła, na pewno wszystko się jakoś ułoży, najwyżej weźmie ślub w oborze, nikt nie wymaga przecież od niej nie wiadomo czego. Jednak zanim otworzy usta, zanim skłamie, że to przecież nie jest żaden problem, w tym stresie zauważa swoją szansę. Lukę, która pozwoli im wszystkim na przełożenie, tej uroczystości w choć odrobinę w czasie.
- Wyborze sukni, biżuterii, bielizny, kwiatów… kochana nawet nie wyobrażasz sobie, ile rzeczy trzeba przygotować. Napisać odręcznie i wysłać zaproszenia, zarezerwować kaplicę, pastora, salę restauracyjną. Nie wiem czy wiesz, ale w niektórych miejscach trzeba rezerwować na rok z wyprzedzeniem, takie mają oblężenie. – Delikatnie, finezyjnie i z gracją stara się wbić malutkie igiełki zwątpienia. Skoro zdrowo rozsądkowe podejście nie działało na twardogłową Gryfonkę, to może zmierzenie się z twardą rzeczywistością organizowania przyjęć, pomoże. Ślub nie powinien być czymś z czym czarownica powinna się śpieszyć, chyba, że miała dwadzieścia trzy lata i żadnego kawalera u boku, ale one były jeszcze za młode na staropanieństwo. Po za tym za rogiem czekały na nie egzaminy, przyszłość, konieczność podjęcia kolejnych wyborów, studia czy staż, wyjazd za granicę czy pozostanie w kraju, wyprowadzka czy wieczne życie na garnuszku rodziców.  Dokładanie do tego wszystkiego problemów związanych z organizacją wesela, było emocjonalnym samobójstwem.
Łapie Resę za rękę chcąc ją w ten sposób delikatnie wesprzeć w jej wewnętrznej walce.
Kiedy temat Nicolasa po raz kolejny wychodzi na wierzch, delikatnie przygryza wargę, ile można było o nim gadać. Zaczynało jej to przypominać zdartą płytę. Koniec, nie chciała utrzymywać z nim więcej kontaktu, mimo, że niebieski kwiat i skórzana kurtka, ciągle przypominały jej o tamtym dniu.
- Lepiej nie, to nie jest relacja, która może się udać. – Na kolejne pytanie wypadające z ust brunetki zamyśla się na chwilę. Po co? Tak jakoś samo wyszło. Kiedy spotykasz kogoś, komu się wydaje, że jest lepszy w twojej zabawie niż ty, odruchowo chcesz mu utrzeć nosa, pokazać gdzie jest jego miejsce. W ich przypadku sytuacja była o tyle bardziej skomplikowana, że w grę wchodziły emocje i to tak silne jak pożądanie czy wzajemna fascynacja. Oboje chcieli być adorowani, chcieli dołożyć to drugie do swojej kolekcji, równolegle samemu nie trafiając na półkę z trofeami. Głupia to była zabawa, gra bez wygranych, gdzie prędzej czy później oboje musieli przegrać.
Odrzuca z pamięci kpiący uśmieszek Sharewooda, kiedy myślał, że jego ostatni żarliwy pocałunek ją kupił, że podrapane od kory ramiona, będą przypominać tamto spotkanie, wykwitając szkarłatnym rumieńcem na policzkach. Jeśli chciał ją kupić, to droga była przed nim jeszcze bardzo daleka.
Niepewnie przyjmuje zmianę tematu na Ślizgona. Po jego w miarę normalnej (jak na niego, reakcji na lekcjach), miała nadzieję, że całą sprawę uda się zamieść pod dywan. Chciała o wszystkim zapomnieć i wrócić do stanu z wcześniej, kiedy byli dla siebie jak wiecznie powracająca grzybica. Czasy kiedy mogli na zmianę wyzywać się od miernot, marudzić na wzajemną głupotę i obrzucać się nic nie znaczącymi podtekstami, to była piękna przeszłość, która teraz rozsypywała się przed nimi w drobny mak.
- To wszystko jest – robi zbolałą twarz, kiedy przed oczami widzi te wszystkie pełne głupoty wspomnienia. Odsuwa się od Gryfonki i kuląc się po przeciwnej stronie kanapy, z dłońmi na poduszce, zaczyna snuć swoją historię.  - Jakoś w zeszłym tygodniu mieliśmy krukońską popijawę na błoniach. Trochę się zlałam, zajarałam blanta z Susan i kimś tam jeszcze, no i jakoś tak się zrobiło miło i przyjemnie, że nawet nie pamiętam kto rzucił hasło butelki. – Między słowami, na jej twarzy pojawia się mimowolnie uśmiech. - Nawet nie wiesz jakie to było wtedy zabawne. Głupia gra w Prawda czy wyzwanie. W którymś momencie padło na mnie i Lucasa. – Uświadamiając sobie, że samo imię może wszystko niepotrzebnie skomplikować, pośpiesznie dodaje. -Nie twojego Lucasa, tylko Salvage’a. Mieliśmy wykąpać się w jeziorze nago. Nie jestem wstanie powiedzieć, o czym wtedy myślałam, ale stwierdziłam, że to wszystko brzmi turbo śmiesznie. Kąpiel nago w jeziorze, czy to nie jest komiczne? Przecież ja nie umiem pływać? Śmiałam się jak totalna kretynka, kiedy szliśmy na brzeg. Woda była zimna, wszędzie było zimno, jest przecież marzec, no ale alkohol i marycha, sprawiły, że i tak wydawało się to wszystko genialnym pomysłem, tak genialnym, że z rzuciłam z siebie wszystko oprócz bielizny i zaczęłam wchodzić do tego jeziora. Szybko jednak miałam tego pożałować, w ostatnich chwilach pijackiego szału, zła na Lucasa, stwierdziłam, że mam go dość i idę pływać. W tamtej chwili kompletnie zapomniałam, że nie umiem.– Tutaj robi dramatyczną przerwę i zasłania zażenowaną twarz poduszką. Niech ktoś zakończy jej cierpienie. Załamana własną głupot, niechętnie opuszcza tarczę i wraca do przerwanej historii. - Nagle zaczęłam się topić, co w zasadzie nie było wielkim zaskoczeniem.  Szokiem było to, że nagle słyszę obok siebie głos nie Lucasa, a Castiela i on mnie jakoś wyciąga z tego jeziora. Potem bierze mnie na ręce i zanosi do zamku. Rozumiem, że jest zły, że się wściekł, ale to nie był normalny wściek, on gadał jak nakręcony, jakbym go tam zdradziła. To nie fakt, że prawie się utopiłam go denerwował, tylko to, że nie zrobiłam tego z nim, że bez ubrania widział mnie Salvage’a. Wtedy jeszcze nic nie rozumiałam. Zachowywał się nienaturalnie, ale brałam to na karb mojej głupoty, dopiero kiedy pierwszy raz w życiu mnie przytulił, poczułam, że coś jest nie tak, chociaż nie potrafiłam wtedy tego nazwać.- Przerywa znowu, starając sobie to wszystko ułożyć w głowie. Kolejne obrazy pojawiają się przed jej oczami, a ona niechętnie wzdycha. - Potem chyba się rozchorował, więc kilka dni miałam spokój. Łatwo było zapomnieć o wszystkich wątpliwościach, do czasu. W sobotę, jakoś strasznie rano przyszedł pod przejście do zachodniej wieży. Zaczął mnie nękać duchami, bredzić coś o folii bąbelkowej i znowu marudzić. Widziałam po nim, że stara się coś ode mnie wyciągnąć i jakoś ciągle jego dłonie próbowały mnie dotknąć. W pewnym momencie, jakiejś kolejnej gadki o przyszłości, prawie to powiedział, oczywiście owinięte w grube płótno z bawełny. Zaskoczyło mnie to, byłam w szczerym szoku, kiedy wszystko zaczęło mi się układać w jeden obrazek. Od razu chciałam powiedzieć, że tego nie widzę, ale on bardzo nieudolnie starał się to wszystko obrócić w żart.  Może to moja nadinterpretacja, ale on naprawdę zaczyna zachowywać się dziwnie. Powiedz mi, że się mylę, że on wcale tego nie zrobił, że to moje chore myślenie życzeniowe, że każdy facet w tym zamku musi się spuszczać na mój widok.- Przygnębiona spogląda na dziewczynę, po twarzy jej było widać, że prosi o to by dziewczyna ją wyśmiała i powiedziała, że jest jakieś racjonalne wyjaśnienie, nie zakładające choroby umysłowej chłopaka. Tylko trzeba przysiąść i je znaleźć.
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 8 EmptySro 19 Wrz 2018, 19:56

Uparcie próbowała przypomnieć sobie wszystkie informacje na temat Horna, jakie mogły kiedykolwiek dotrzeć do jej uszu oraz oczu. Nie było tego wiele, niestety. Postanowiła więc słuchać jak najuważniej i zapisywać wszystko w notatniku swojej pamięci, aby nigdy więcej nie dojść do wniosku, że nie jest na bieżąco. Nie znosiła tego wyżerającego uczucia ciekawości kiedy nie była w temacie, brr!
Zastanawiała się co powinna zrobić kiedy Ness odsunęła się od niej aby powoli snuć swoją opowieść. Czy jako dobra przyjaciółka powinna pogłaskać ją po głowie i przytulić? Anderson nie była zbyt dobra w tego typu dziewczęce zachowania, wolała ściskać dłoń niż cmokać się w policzki, pójść na piwo niż robić wspólnie paznokcie, porozmawiać wprost niż owijać w bawełnę. W takich chwilach niewiedza w sprawach kobiecych sprawiała jej dyskomfort. Postanowiła zachować się tak jak potrafiła najlepiej – okazać jej szczere zainteresowanie historią. Brwi Gryfonki zmarszczyły się gwałtownie zanim Krukonka wyjaśniła o którego Lucasa chodzi. W duchu odetchnęła z ulgą, bałaby się zakończenia historii, w której swój udział miałby Shaw.
Lucasowie z Ravenclawu to najlepsze partie. Szczególnie nago. – wtrąciła, mimowolnie się uśmiechając. Salvage też był niezły, szczególnie kiedy ćwiczył tę swoją szermierkę na szkolnych błoniach, Resa niechętnie przyznawała, że zdarzyło jej się parę razy powieść za nim spojrzeniem. W kwestii nagości właściwie żartowała, było jej dane zobaczyć jedynie półnagiego Shawa, a Salvage’a wcale, gdyby należała do Krukońskiej, nie Gryfońskiej drużyny Quidditcha, sprawy pewnie miałyby się inaczej. Kiedy w grę wchodził pośpiech i zmęczenie, nikt za bardzo się nie przejmował. Choć wolałaby wymazać z pamięci widok Atsu szukającego ręcznika będąc już PO prysznicu.
Rozsiadła się wygodniej, czując, że to będzie jedna z tych naprawdę dobrych historii. Pijana Nessy, nagi Salvage, pytanie tylko gdzie do tego wszystkiego wcisnąć Horna. Niepożądany jęk współczucia wydobył się z ust Resy kiedy Ness zakryła twarz poduszką. To chyba dlatego wszyscy mówią by nie łączyć alkoholu z pływaniem, potem tonie się w morzu łez i oceanie żenady. Nie bardzo rozumiała gdzie w tej całej opowieści było miejsce dla Lucasa, co się stało z tym chłopakiem i czemu to właśnie Castiel uratował Ness. Nie wiedziała czy powinna teraz solidarnie nie cierpieć Krukona, czy może trochę mu współczuć, bo z całą pewnością spadł na niego gniew Ślizgona.
Przytulił Cię? Pierwszy raz? Tak... inaczej?! – wybuchła Resa, gestykulując jak szalona. Dziwna była ta ich przyjaźń, musiała to przyznać, choć nie skupiała na tym swojej uwagi. W gruncie rzeczy nie były to jej sprawy, jeśli taka relacja była dla nich odpowiednia. Wszystko jednak wskazywało na to, że wspaniała przyjaźń przerodziła się w coś innego, coś, co sprawiło, że Anderson wbiła wzrok w trzaskający leniwie ogień, zagryzając policzek. Poczuła się niezręcznie, najpierw opowiedziała jej jak doszło to tego, że najlepszy przyjaciel postanowił jej się oświadczy, a teraz słuchała jak przyjaciel Agnes postanowił wszystko zepsuć. Na moment zalało ją absurdalne poczucie winy, ale i złość. Na Castiela, na Nessy, na ich oboje. Dlaczego wszystko zepsuli? Dlaczego w ogóle ją to denerwowało?
Spokój? Ness, jaki spokój. Nie chcesz go? Wcale? – takie rozwiązanie nie mieściło się w głowie Anderson. Jeśli jakiś czas temu mogła wziąć je pod uwagę, tak teraz wcale nie rozumiała podejścia dziewczyny. Żyła teraz swoją wielką miłością, przekonana, że każda przyjaźń może skończyć się we właśnie taki sposób. – Ja... nie wiem co powiedzieć, Ness. Zachował się dziwnie, nawet ja to widzę, a przecież nie znam go za dobrze, ale może mimo wszystko powinnaś dać temu szansę? Czemu... – odważyła się znowu na nią spojrzeć, policzki miała zaróżowione, oczy wyrażały mieszankę smutku, złości i niezrozumienia. Zmierzyła ją uważnym spojrzeniem i... chyba zrozumiała. Czy naprawdę miała powody by być na nią złą? A jak sama zachowywała się jeszcze do niedawna? Ignorowała swoje uczucia do Shawa, starała się nie zauważać sygnałów, które jej wysyłał, a wszystko to brało się z panicznego strachu, że go straci. Pytanie tylko czy Agnes widziała to w podobny sposób? Odtrącała Horna bo tak jej na nim zależało, czy wręcz przeciwnie - dlatego, że nie zależało jej wcale?
Przecież ty musisz z nim porozmawiać, teraz to już za późno na ignorowanie sprawy! Mleko się rozlało, trzeba coś z tym zrobić. Chciałabym Ci powiedzieć, że to twoja wyobraźnia, Ness, naprawdę bym chciała. – westchnęła cicho, nie była już zła. To nie wina Temple. Czy w takim razie była to wina Horna? Może powinna zrobić jakieś małe śledztwo? Spojrzała na zegarek.
Nie jest jeszcze późno, weź go na jakieś piwo, pogadajcie. Albo po prostu przejdźcie się na spacer. Albo... Och, nie wiem, zróbże coś zanim stanie się coś złego. – wiedziona nagłym impulsem, przytuliła się do dziewczyny, uśmiechając się kiedy poczuła przyjemny zapach szamponu do włosów. – Uciekam, jestem umówiona. – puściła ją i wstała, zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia, ale zatrzymała się jeszcze i obróciła w jej stronę, celując w nią palcem. – A Ty obiecaj mi, że coś z tym zrobisz!
To mówiąc, energicznym krokiem wyszła z sali kominkowej.

Z/t x2
Sponsored content

Sala kominkowa - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 8 Empty

 

Sala kominkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

 Similar topics

-
» Sala z obrazami
» Sala posiedzeń
» Sala tortur
» Sala Tronowa
» Sala wejściowa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-