IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Łaźnia

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Lily Evans
Lily Evans

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Łaźnia   Łaźnia EmptyPon 29 Cze 2015, 21:00


Łaźnia 29dxmqq

Wyjątkowo zimno, zdecydowanie tak jest w tej obszernej łaźni, której centrum stanowi pojedynczy, skromny ale dość głęboki basenik. Podłoga zdaje się być wykuta z lodu, ale woda w zbiorniku aż paruje w porównaniu z otoczeniem. Jeśli któryś z gości pokona chłód, dotrze do wody i zanurzy w niej dłoń poczuje wszechogarniajace ciepło i poczucie senności. Czasami zdaje się, jakby coś kapało, niekiedy głośniej, niekiedy ciszej, w dalszej, zaciemnionej części pomieszczenia, ale kto miałby dostatecznie dużo odwagi i sił, żeby to sprawdzić?


klik
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptySob 12 Wrz 2015, 19:52

[STOP]

Nowe skrzydło, które zasiliło szeregi murów Hogwartu znikąd i nieoczekiwanie, stało się ulubioną lokacją siedemnastoletniej Ślizgonki zaraz po tym, kiedy dzięki niemu udało jej się zdobyć eliksir prawdy. Miejsce tajemnicze, puste, w swej starości przerażające i wypełnione przedziwną atmosferą grozy, skutecznie odstraszało od siebie większość przeciętnych uczniów szkoły, pozwalając Rose zapuszczać się i zadomowić w dziewiczych terenach zbudowanych setki lat temu; co poniektóre pokoje niemalże przypisała własnej osobie, przywłaszczając to, co niekoniecznie chciało być przywłaszczone - jednym z tych miejsc w lochach było pomieszczenie, które o ile chłopcy jej nie zawiodą, miała w zamiarze im pokazać. Coś, co może okazać się wyjątkowo pomocne działalności, z zamiarem którym zwołała ich tu, by przedsięwziąć.
Nie zamierzała nikogo prosić ani o pomoc, ani o łaskę. Ostatnie miesiące tylko utwardziły ją w swojej niezależności, uszczerbionej wcześniej przez szarpiącego ją Lloyda na trybunach, na oczach wszystkich, poczuciu indywidualności i przekonaniu o przewadze, którą zdobyć mogła najprostszymi i najbardziej banalnymi sposobami. Niebywałe, jak łatwe rozwiązania w rękach odpowiednich osób rosły do rozmiarów nie do przeskoczenia! Faceci zwykli mieszać w jej głowie i upośledzonych uczuciach, od czego powinna się zdecydowanie odciąć chcąc osiągnąć zamierzone sobie cele. Miłość w wypadku panny Rabe nie miała prawa powodzenia, pociągała za sobą nieprzyjemne konsekwencje i to nie tylko wyłącznie dla niej samej. Niemniej jednak, Rosalie, wyrastająca powoli ze swojej ślepoty i głupstwa, uświadomiła sobie, jak ważnym jest mieć sprzymierzeńców - pewnych sprzymierzeńców - w domyśle oczywiście obrazem dalekim od przerysowanych, bezsensownych, pustych i płytkich przyjaźni niedojrzałych dziewczynek. Kobiety w większości dużo mówią, mało robią, posiadają żałosne skrupuły i nie są w stanie przeskoczyć pewnych spraw; właśnie dlatego blondynka wyselekcjonowała wyłącznie męskie jednostki.
Nie ufała ludziom - z miliona osób mogących być branym pod uwagę, jedno nazwisko jawiło się jaśnie i wyraźnie, a wspomnienie kontaktu i nić chorego porozumienia tylko uświadczyły Rosalie w przekonaniu, iż będzie to partner idealny. Część umiejętności zaprezentowanych na transmutacji stanowiło zapewne przedsmak siły chłopaka, który nie dawał spokoju biednej pannie Rabe. Vincent Pride, aromat mięty, sztorm i siniaki na ramionach - co do niego nawet nie musnęły jej najdelikatniejsze wątpliwości. Duet zdawał się być opcją wspaniałą, ale zdecydowanie niewystarczającą. Nie należało lekceważyć przeciwnika, zwłaszcza, kiedy nie do końca było wiadomo jaką siłą i liczebnością dysponuje. A ambicja Rose niekoniecznie skupiała się na najbardziej żałosnych i słabych jednostkach; chciała władzy i potęgi, doskonalenia umiejętności, zapracowanego autorytetu i szacunku. Aprobaty pani Lestrange, bycia godną walczenia w imię własnych przekonań i zasad, mocy, dzięki której będzie mogła uwolnić swoje szaleństwo i krwawe fantazje. Dość bycia dyskryminowaną, słabą kobietą, czas wziąć sprawy w swoje ręce.
Siedziała więc, ubrana w prostą, czarną sukienkę. Na ramiona zarzuciła rozpinany sweter w tym samym kolorze, który okazał się być niewystarczającą barierą przed przeraźliwym zimnem panującym w łaźni. Nie wyglądała elegancko, raczej prosto i schludnie, nawet z wargami pociągniętymi nieodłączną, czerwoną pomadką. W dłoniach ściskała wykonaną z ostrokrzewu, ukochaną różdżkę, gładząc ją leniwie kciukiem i palcem wskazującym, w pełnej gotowości do użycia jej w razie konieczności. Nie znała mężczyzny, którego jako pierwszego zaprosiła w te skromne progi, a przezorny zawsze ubezpieczony. Gorąca woda zaraz za jej plecami bulgotała cicho, leniwie, uderzając co jakiś czas o lodowate ściany basenu; para była nieco usypiająca, kojąca zmysły i uspokajająca - tylko kusiła, by zdjąć ubrania i zatracić się we wszechogarniającym cieple. Niestety, Rose miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie; lazurowe spojrzenie wbite było w drzwi, ze zmrużonymi powiekami i niebezpiecznym błyskiem, by od progu powitać oczekiwanego gościa opadającą na ramiona kaskadą blond pukli. Cóż, jaka komnata, taki bazyliszek.

(Bilokacja dla Rose i Pride'ów od admina kluska)
Envy Pride
Envy Pride

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptySob 12 Wrz 2015, 22:45

Każdego czasem nachodzi to dziwne, martwe, wyczerpujące uczucie że niebawem coś się wydarzy. To coś, co wysysa z człowieka wszystkie siły i nakazuje leżeć na dywanie, bez celu wpatrując się w sufit. Envy jednak uprzyjemniał sobie ten moment, gdy leżał na zimnej posadzce Pokoju Wspólnego, obserwując wskazówkę swojego złotego zegarka. Parę godzin wcześniej, "wypożyczył" sobie, nielegalnie poukrywane zapasy alkoholowe piątoklasistów - dość dużych, by mieć ochotę na whisky i zbyt małych, by mógł się przyglądać bez...bólu w sercu i smutku w oczach, jak będą go spożywać. A może po prostu był złośliwy - niezależnie od tego, ostatnią godzinę spędził z workiem, równo co minutę rozbijając kolejną butelkę o kamienne podłoże kominka, wzniecając ogień. I czekał, po prostu czekał, choć czas ciągnął się w nieskończoność. Nie zważał na nieprzychylne spojrzenia innych Ślizgonów - dumny syn Durmstrangu miał gdzieś, co pomyślą sobie na temat jego obejścia z alkoholem te Hogwarckie psy. Nie był z ich bajki, nie był ich ligą, a jeśli którykolwiek byłby z nich na tyle głupi by zapragnąć dowodu, mógł mieć pewność że jego facjata wyląduje w kominku, gdy wskazówka wyznaczająca sekundy spocznie na dwunastce.
Gdy pozostały mu już zaledwie trzy kwadransy do wyznaczonego spotkania, powoli i spokojnie podniósł się i otrzepał, wędrując do dormitorium z rękami w kieszeniach szaty, całkowicie ignorując otaczające go niedobitki uczniów, zbyt trzeźwe i wypoczęte by iść spać, jednak zbyt zmęczone i nie w stanie by zabrać swoje tyłki na eksploracje zamku. Nim wszedł na schody, obrzucił jeszcze przelotnym spojrzeniem wszystko wokół - jak to możliwe, że ten zamek, nawet w "najlepszym" domu, był tak paskudnie gorszy? Tęsknił za poprzednią szkołą - tutaj wszystko było...nudniejsze. Jednakże zaraz miał poznać kolejny ze "skarbów Slytherinu". Rosalie Rabe. Lepiej dla niej będzie, jeśli nie zawiedzie jego oczekiwań odnośnie swojej osoby - zbyt wiele miał w sobie Pride'a, żeby to było mądre posunięcie go rozczarować.
Gdy wreszcie znalazł się w dormitorium, przyszedł jeszcze czas na przebranie się. Zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie wybiera się na randkę, niezależnie od tego co mogliby sądzić postronni. Nie zamierzał więc przesadzać - ubrał się w ciemne spodnie, szary podkoszulek, wszystko zwieńczając rozpiętą, czarną, skórzaną kurtką. Poczęstował jeszcze swoje ciało dawką perfum, przywodzących na myśl grzane wino, z mocną nutką cynamonu. Do kieszeni wziął kilka zwyczajnych rzeczy, które każdy powinien zabrać na tajemnicze spotkania w środku nocy. Pióra Feniksa (papierosy), skropione mocną dawką olejku wiśniowego, różdżkę i małe pudełeczko, przygotowane wcześniej...co więcej mogłoby być mu potrzebne? Wyszedł bez słowa i wyruszył na nocną eskapadę po zamku, mając świadomość że prawdopodobnie nie jest to mile widziane. Jednakże gdyby przejmował się kiedykolwiek szkolnymi przepisami, prawami, kodeksami...cóż, prawdopodobnie ostatnie dwa lata spędziłby w bardziej przyjemnej scenerii, prawda?
Na miejscu spotkania, a konkretniej przed wejściem, zjawił się równo dwie minuty przed czasem spotkania - prawdą jest, że zabłądził po drodze, lecz był świadom że może się to zdarzyć, więc na poszukiwania wybrał się wcześniej. Do tego jakiś paskudny kocur zabiegł mu drogę i patrzył na niego oskarżycielsko, więc musiał sprzedać mu kopniaka, który nauczy to wstrętne stworzenie gdzie jego miejsce. Nim wszedł do środka, odpalił papierosa końcem różdżki i zaciągnął się kilka razy, zostawiając w powietrzu mocny zapach tytoniu, o zabarwieniu wiśniowym, po czym wszedł do środka bez słowa. Od razu ją zauważył - mimo ciemnego odzienia, dla niego jaśniała na tle otoczenia, zupełnie jakby wszystko inne było mniej istotne. Trzeba jej przyznać - była niesłychanie pociągająca. Wystawił przy wejściu wcześniej przygotowane pudełeczko i otworzył je, a ze środka wystrzeliła sztucznie stworzona, czarna róża, przekwitająca w zadziwiającym tempie, gubiąca płatki. Wszystko było wyliczone - gdy ostatni płatek spadnie, wówczas upłynie równe pół godziny. Jeśli do tego czasu, jego wnioski na temat towarzyszki spotkania nie będą zadowalające, wówczas - czas minie, a on ją zostawi samotną pośród parującej wody. Zbliżył się powoli do Rosalie, cały czas dumnie wyprostowany, z nieprzeniknionym, chłodnym obliczem - prawda jest taka, że już od pierwszej chwili kalkulował.
- Całkiem urocze miejsce - zauważył powoli, podchodząc na tyle blisko by stanąć nad nią i spojrzeć na nią z góry. Ni to wrogi, ni przyjacielski wzrok - chłodny, kalkulacyjny, w pewien sposób wysublimowany. Przez moment zawiesił oko na jej wyciągniętej różdżce - ostrożność godna pochwały, jednakże z całym szacunkiem, nie sądził by w ogólnym rozrachunku miała coś zmienić, gdyby zamierzał zrobić jej krzywdę. Pomimo że ostatnimi czasy jego zdolności podupadły, to w dalszym ciągu był na trochę innym poziomie niż Hogwart. Był na trochę innym poziomie niż Durmstrang. Niż Vincent. Był Pride'm z krwi i kości. Mimo najszczerszych chęci zaprzeczenia temu - jedynym, jaki zaszczycił swoją obecnością mury tej szkoły.
- Wyglądasz na zmarzniętą. Przykro by było gdyby po Hogwarcie, rozeszła się plotka że nie potrafię nawet rozgrzać kobiety na randce - powiedział, jadowicie podkreślając ostatnie słowo, sondując wzrokiem zbiornik wodny w pobliżu. Ta dziwna, parująca woda wydawała się jakaś taka...nietypowa. Być może niebezpieczna.
- Mój rod z kolei, nigdy nie należał do najrozważniejszych - dodał cicho, po czym uśmiechnął się cynicznie, a w jego oczach zapłonęły lekko złośliwe ogniki. Nim dziewczyna zdołałaby się zorientować co właściwie zamierza zrobić, ujął ją pod boki i wykonał stanowczy ruch całym ciałem. I wlecieli, do parującej wody, która mogła okazać się czymś niebezpiecznym i zgubnym. A znając magiczny świat, wskoczenie na hurra do parującej, dziwnej wody...cóż, brzmi trochę jak Suicide.
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyNie 13 Wrz 2015, 00:37

Pomimo nieprzerwanego nawet dłuższym mrugnięciem kontaktu wzrokowego z wejściem do łaźni, to zapach tytoniu wyczuła najpierw, tak bardzo wrażliwa na tę woń. Niezaprzeczalnie wiśniowy, przywodził jej na myśl tylko jednego osobnika płci męskiej, o którym najchętniej w świecie po prostu by zapomniała - gdyby chodził po tej ziemi człowiek, któremu by ufała, już dawno poprosiłaby o wyczyszczenie pamięci związanej z Banjaminem Austerem. Ostry zapach dymu zbyt mocno jeszcze dusił, wiązał płuca i ściskał klatkę piersiową. Mimowolnie zmarszczyła odrobinę swój zadarty ku górze, zgrabny nosek, w którym przez moment zakręciła się tytoniowa nuta. Zanim jednak chłopak wszedł do pomieszczenia, jej twarz na powrót nie okazywała żadnych emocji - wciąż te same, zmrużone oczy z rzędem cienkich rzęs, zdobiących i podkreślających niebieskie tęczówki, wykrzywione w nieco kpiącym, ale nie nieprzyjemnym grymasie wargi, zabarwione przed wyjściem jedną z jej ulubionych, czerwonych szminek; czerwień na ustach poniekąd stała się jej znakiem rozpoznawczym, majaczącym jaskrawo między ciemną masą takich samych, hogwarckich jednostek. Nie drgnęła, kiedy leniwie się do niej zbliżał, w całej swojej męskiej okazałości; w duchu jedynie prychnęła na widok skórzanej kurtki na ramionach i przebijający się przez dym cynamonowy aromat. Z cichym świstem wciągnęła powietrze, przymykając powieki na krótki moment, by w zamkniętej, wewnętrznej samotności przez ułamki sekund rozkoszować się ulubionym zapachem. Kiedy jednak otworzyła je z powrotem nie zdradzały żadnych emocji, a jedyne, co można było z nich wyczytać, to niewielkie zadowolenie ze zjawienia się gościa o umówionej godzinie. Panna Rabe nienawidziła się spóźniać i nie znosiła osób, które to robią. Gdzieś na tyłach głowy, między drugoplanowymi myślami, na liście dopisała Envy'emu niewyraźny plus za tę cechę. No cóż, nie mogła spodziewać się niczego gorszego po kuzynie Vincenta.
Od razu dostrzegła ledwo dostrzegalny błysk drwiny w ciemnych oczach chłopaka na widok trzymanej przez nią różdżki; tym razem nie mogła odmówić sobie poszerzenia uśmiechu, unosząc przy tym tradycyjnie lewą brew. Kolejny osobnik skłonny do dyskryminacji - w przeciwieństwie do większości uczniów Hogwartu, Rosalie nie ograniczała się wyłącznie do nauki w szkole. Posiadała dojście do siły i potęgi, o którym innym się nie śniło, a przypłaciła to stawką, zdawałoby się, nie wartą poświęcenia. Nie zaprzątała tym sobie jednak główki, na której finezyjne loki opadały tu i tam, wchodząc jej czasem na oczy i zakręcały między uszy, przylepiały się do pomalowanych ust i gubiły między pociągniętymi mascarą rzęsami. Nie będzie przepraszać za to, czym się stała, gdyż życie nigdy nie przeprosiło ją za to, co jej uczyniło. I wszyscy byli kwita. A co do poczucia wyższości chłopaka, specjalnie nie wstawała. Niech myśli, że ma tak wielką przewagę, że może zrobić z nią co mu się żywnie podoba, że może dominować, manipulować kukiełkami i ustalać reguły gry. Na razie jedyną osobą, która ciągnęła za sznurki, była właśnie ona. Ale na pewno nie zamierzała tego szybko wyjawić, męska duma jest wszakże krucha jak kobiece serce.
Nie mówiła nic przez dłuższą chwilę; kiedy chłopak dopalił papierosa i upuścił niedopałek na lodowatą posadzkę, Rose przydeptała go swoimi koturnami, niezwykle dobitnie wgniatając go w ziemię.
- Nie narzekam na zimno, chłopcze z rodu Pride. Dziękuję za troskę - odpowiedziała z przekąsem, jednakże w jej głosie oprócz delikatnej nutki "subtelnego znudzenia" nie dało się wyczuć nic wrogiego czy nieprzystającego chwili, jak ta. Obserwowała i kalkulowała wszystko bardzo dokładnie, dlatego też, kiedy jego wzrok na nieco za długą chwilę spoczął na zbiorniku wodnym za nią, odwróciła się, pociągnięta jego spojrzeniem. I to był błąd, niewielkie potknięcie na samym początku spotkania, do którego dojść nie powinno, gdyż jak dwie klatki filmu śmignęły jej przed oczami dwie sceny - najpierw ona sama, sucha i faktycznie nieco zmarznięta, siedząca na murku z pofalowanymi włosami, następnie mokra, w przyjemnym cieple i z włosami niczym mokry pudel. A jakby tego było mało w ramionach tego z Pride'ów, który nie dotykał jej kolan kiedy nikt nie patrzył.
Normalna osoba, nie mająca problemów z emocjami i widząca świat niezwykle prosto i banalnie, zapewne wybuchnęłaby mniej lub bardziej nieokiełznanym gniewem - Rose natomiast, pocieszona gorącem przylegającym do każdej możliwej części jej ciała, nie potrafiła się zirytować. Trzymając różdżkę w zębach, jedynie zdjęła dłonie chłopaka ze swojej talii i przysiadła na schodku, odprężając się w wodzie sięgającej jej prawie do linii szczęki. Westchnęła przeciągle i uchyliła jedną powiekę by kontrolnym spojrzeniem prześlizgnąć się po rysach twarzy Envy'ego, ciekawa, czy dalej nie wyrażają niczego, poza chłodem i szarmanckością.
- A więc, panie Envy, cieszę się, że udało mi się z tobą spotkać w tych iście...ciekawych okolicznościach. Powiedz mi, lubisz brudzisz sobie ręce? - skupiła się teraz na nim całkowicie, zalewając go falą jednoznacznego szaleństwa wypływającego z błękitu jej oczu - bo ja, mój drogi, uwielbiam. - zaśmiała się niewinnie pod nosem i wróciła do ro(ł)zkoszowania się ciepłem, ściągając jeszcze wcześniej z ramion sweter i rzucając gdzieś w kąt łaźni, pozwalając, by zalewał posadzkę kałużą sączącej się wody. - Mam dla ciebie propozycję. Zaprzyjaźnijmy się.
Nie tłumaczyła nic więcej. Szczerze wierzyła, że chłopak wykaże się umiejętnością rzadko spotykaną wśród osobników płci brzydkiej, kiedy to ich kobiety mówią im "domyśl się".
Envy Pride
Envy Pride

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyNie 13 Wrz 2015, 20:24

Niektórzy postrzegali spotkania i nawiązywanie relacji, jako coś ważnego, niesamowitego a jednocześnie płonnego i ulotnego, jako chwile które należy chwytać i zatrzymać na dłużej, jednakże nie każdy miał tak ułomne spojrzenie na świat. Starszy z dumnego rodu Pride'ów (i de facto jedyny, który prawnie i w pełni do niego należał), doskonale zdawał sobie sprawę, że każde spotkanie to nic więcej jak kolejna rozgrywka, jak partia szachów - niezależnie od powodów i przebiegu, to jest jednostronna korzyść. Można wygrać, przegrać lub się poddać - nie było innych opcji i nawet jeśli nie było to słuszne, to wierzył w to. Nie potrafił przegrywać, jednakże gdy nagroda była niewiele warta, to nie zamierzał nawet się fatygować - dlatego właśnie w tej chwili, tu i teraz nie robił nic innego tylko oceniał - oceniał, czy Rosalie Rabe ma jakiekolwiek prawo bytu, czy jest tylko kolejnym beznadziejnym, bezwartościowym strzępkiem, z którym nie powinien nawiązywać relacji niezależnie od tego czy wygra, czy...wygra. W końcu nie dopuszczał możliwości przegranej. Oczywiście nie ułatwiał mu tego fakt że była atrakcyjna - jakby na to nie patrzyć, był mężczyzną, a to trochę zaburzało jego osąd w jej wypadku.
- To urocze, że wiedząc kim jestem, posądzasz mnie o troskę. Pochlebia mi to - odparł gładko, odrzucając jedną z najbardziej standardowych gierek, które zwykle miały na celu przekonać rozmówcę o tym jak niewinny z niego człek, któremu bliżej do jowialnego Puchona - zwykle to dobrze, gdy ludzie nie wiedzą jaki jesteś - wówczas nie biorą pod uwagę tego, że możesz być personą niebezpieczną, a to zwykle było mu na rękę. Zdawał sobie jednak sprawę, że Rose z jakiegoś powodu (co udało mu się zauważyć na trybunach) zadaje się z Vincentem (co swoją drogą świadczyło o jej wyjątkowo żałosnym i beznadziejnym guście), a co za tym idzie - wiedział że nie tylko nie uwierzy w pozory, którymi zwykle okrywał swoje jestestwo, ale również wymaga czegoś innego.
Gdy wydarzenia potoczyły się lawinowo i wylądowali w wodzie, na dłuższą chwilę dla własnej, małostkowej przyjemności zawiesił nieco mniej obojętny wzrok, na mokrych ubraniach przylegających do ociekającego wodą ciała jego rozmówczyni. Jeśli jednak chociaż przez chwilę, w jego spojrzeniu zagościła niewielka nutka pożądania, prawdopodobnie nikt nie byłby w stanie tego dostrzec - nie żeby go powstrzymywały bzdety jak wierność, czy moralność. Miał świadomość, że wystarczyłoby kilka zgrabnych słów i zwinnych czynów, a byłaby ogromna możliwość że zwyczajnie, bez ozdobników i słodkich słówek, rżnęli by się pośród wodnych miraży, tworzących się dookoła ich intensywnie poruszających się ciał, jednakże pytanie brzmiało - po co? A na nie, nie potrafił znaleźć wystarczająco przekonującej odpowiedzi, by podejmować jakieś działania w tym kierunku. Więc trwał, czekając na rozwój wypadków, ignorując fakt że woda jest wręcz nieprzyjemna, a papierosy prawdopodobnie już dawno mu zamokły - niech Rabe nie śmie nie docenić jego poświęcenia, bo dla tak drobnej gierki z nią, poświęcił swoje własne palenie, a to już wystarczająco dużo poświęcenia jak na niego.
Gdy dotarły do niego pierwsze słowa Rosalie, wpadł na kolejny sposób przesunięcia zagrywki na bardziej...złośliwe tory. Zbliżył się do niej i taksując ją wzrokiem, bez zbędnego pośpiechu przesunął dłonią pod jej spódniczką od kolana, do połowy uda, nie mogąc powstrzymać cynicznego półuśmieszku.
- Zgaduję, że niestety nie to miałaś na myśli mówiąc o brudzeniu sobie rąk - powiedział cicho i zabrał rękę. Nie obchodziło go, czy Ślizgonka zrozumie znaczenie jego zagrywki - jeśli będzie na tyle głupia, by wziąć ją za seksualne napięcie, zamiast za drobny, bezczelny akcent, to już jej wina że nie będzie go więcej obchodzić. Od swojego otoczenia wymagał wiele i nie widział tam miejsca dla osób, które nawet nie potrafią zrozumieć czemu robi to a nie co innego - tak zwana selekcja. Przy jej następnych słowach, a konkretniej dwóch ostatnich, doszło do tego co w końcu musiało się wydarzyć - trochę z zamiaru, trochę ze szczerej reakcji. Ochrypły baryton zniknął, zastąpiony gromkim, lekko psychicznym, typowym dla Pride'ów, szczerym śmiechem, który odbił się echem od ścian. Trwał zaledwie chwilę, jednakże zdecydowanie można go uznać za coś z gatunku rzeczy nieprzyjemnych dla ucha - nawet gdy się śmiał, za każdym najmniejszym tonem jego głosu czaiła się groźba. Nie był jednak szyderczy - nie wyszydził jej, po prostu naprawdę rozbawiły go te słowa. Przylgnął do niej, w najbardziej nachalny sposób, by nie pozwolić jej się odtrącić póki nie powie tego co zamierza, po czym nadgryzł płatek jej ucha i wyszeptał:
- Masz większe jaja od większości tych zafajdanych Ślizgonów. Doceniam to.
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyNie 13 Wrz 2015, 22:37

Wpół siedząc w gorącej wodzie, otoczona przyjemnym, nieparzącym skóry cieple, i nawet pomimo przyklejonych do ciała ubrań, przez głowę naprędce przeszła jej jedna, krótka myśl. Wróciła wspomnieniem do swojego pierwszego kontaktu z Vincentem, do chwili, w której oboje zaczęli analizować swój najsubtelniejszy ruch, wypowiedziane słowo czy gest. Moment, w którym miała utracić zmysły, równowagę i zapomnieć o ustalonych przez nią samą formach wisiał w powietrzu między nimi od samego początku, odkąd tylko Pride przysiadł się do niej w środku nocy, przy strzykającym w kominku ogniu i posmaku mięty na końcu języka. W tym wypadku, jeśli chodziło o starszego z kuzynostwa, nie zapowiadało się na nic z tych rzeczy; nawet abstrahując od gorącej atmosfery, która mimowolnie wtargnęła dzięki łaźnianym oparom, umysł Rabe pozostawał czysty, skuty grubą warstwą lodu i co najważniejsze - trzeźwy. Należało być ostrożnym, nie przez wzgląd na niebezpieczeństwo czyhające ze strony chłopaka czy możliwość krzywdy, jaką mógłby jej wyrządzić. Była pewna siebie, ale nie głupia, doskonale zdawała sobie sprawę, że niekoniecznie ze starcia z Envy'm wyszłaby w jednym kawałku - jednakże, gdyby nie ufała sobie, nie zaprosiłaby go pół godziny przed czasem do miejsca, w którym nikt nie mógłby usłyszeć jej choćby stłumionych krzyków i nawoływania o pomoc. Swoisty mrok błyskający gdzieś co jakiś czas nieznacznie w kącie oka czy uśmiechu jej kąpielowego kompana stawał się nie do zignorowania w takiej sytuacji, głównie przez profity. Uświadczające Rose w przekonaniu, że dobrze wybrała, zachowanie chłopaka radowało jakąś część jej zgniłego serca, ale również cofało do zachowania dystansu w podejmowaniu decyzji czy działań - więc jak tu pozostać sobą, ograniczając własne fanaberie? Niezaprzeczalne umiejętności i...wyrafinowana psychika chłopaka stawiały ją w sytuacji, w której mogłoby być przykro, gdyby się nie dogadali. Łez wylewać, by nie wylewała, ale strata silnego sprzymierzeńca zawsze bolała w specyficzny sposób. Wóz albo przewóz, przyjaciel lub wróg.
Tak samo jak zdawała sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, tak samo wiedziała, że nie należy do nieatrakcyjnych kobiet. Pomimo wielu wad, swoistej brzydoty, widocznie posiadała coś, co podobało się płci przeciwnej - oczywiście, zaakceptowała to dopiero, kiedy zorientowała się jak wielkie i ważne gry można ugrać jedną, banalną kartą. Nagie nogi czy wyeksponowany biust bywały argumentami mogącymi wygrać często to, czego nie załatwiłyby słowa i głównie do tego sprowadzała się potęga i przewaga kobiet. Jednakże - Rabe wyczuła, że jej fizyczność w tym wypadku nie jest rzeczą przeważającą szalę i że będzie musiała się bardziej napracować, by zyskać jego przychylność. Ucieszyła się, gdyż podwyższając poprzeczkę tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że warto. Oczywiście wątpiła, by chłopak odsunął się od niej gdyby zapragnęła owinąć się ciałem wokół jego i wpleść palce między blond włosy, ale niekoniecznie miała na to ochotę. Stety lub niestety, pochodne narkotyku nie zaspakajały głodu, a ona potrzebowała swojej własnej i jedynej odmiany heroiny.
Nie drgnęła nawet, kiedy postanowił szorstką dłonią przesunąć po jej udzie, podwijając odrobinę sukienkę - widocznie panowie Pride mieli wyjątkowo mocny fetysz na tę część ciała, skoro aż tak bardzo nie potrafili się powstrzymać od trzymania rąk przy sobie. W trakcie całego niewinnego gestu jak i po nim nie odrywała wzroku od ciemnych tęczówek, jedynie kąciki jej ust uniosły się nieznacznie ku górze; odsuwanie się w takich momentach dla Rose było po prostu żałosne i dziecinne, ukazujące słabości i zahamowania. Ona takich nie posiadała.
- Myślę, że nie dostaniesz tam tego, czego potrzebujesz - pozwoliła sobie na puszczenie mu oczka, zaśmiewając się przy tym krótko, gardłowo. Ton jej głosu stał się wyjątkowo niski ostatnimi czasy, wyraz twarzy odrobinę zmęczony, jeśli tak można by to określić, całokształtem wyrabiając w dziewczynie nieco za dorosły jak na jej wiek wygląd i aparycję. Reakcja na jej ostatnie słowa poskutkowała pojawieniem się w lazurze rozszalałych ogników zwiastujących sztorm i pioruny - wyprostowała się, bynajmniej nie spinając!, kiedy chłopak przysunął się do niej tak blisko, że nawet pomimo wilgoci czuła łaskotający nozdrza zapach cynamonu. Był kuszący, nie można mu było tego odmówić, ale na szczęście nawet w takim momencie nie dało się wyczuć między nimi seksualnego napięcia. Wręcz przeciwnie, bardziej miało się wrażenie, że to podwórkowe, rodzinne zagrywki znienawidzonych i kochających się jednocześnie członków rodziny, pragnących zrobić sobie na złość, ale i też wyciągając z tego pewien rodzaj przyjemności i satysfakcji. - Takiej odpowiedzi oczekiwałam, Pride.
Do tej pory nie wykonała żadnego gestu, mniej lub bardziej znaczącego, jednakże kiedy chłopak przygryzł płatek jej ucha najpierw cicho westchnęła, muskając opuszkami palców przedramię Envy'ego, by w następnej sekundzie podsunąć mu pod żuchwę trzymaną w dłoni różdżkę. Wciąż się uśmiechała, a uśmiech ten był taki sam jak uśmiech sprzed minuty, dwóch i pięciu.
- Jestem całkowicie przekonana, że wspaniale się dogadamy.
Envy Pride
Envy Pride

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyPon 14 Wrz 2015, 06:27

Pośród parującej wody i chłodnych ścian łaźni, nawet w konfrontacji z jego własną niezbyt ciepła osobą, prawdziwą górą lodową był kto inny - Rosalie Rabe, interesujący okaz. I choć diametralnie różniła się od ludzi, którzy zwykle trafiali w jego gust i którym pozwalał startować w swoim otoczeniu z pozytywnego punktu, to trzeba było jej coś przyznać - na swój sposób była wysublimowana, niespotykana, nietuzinkowa. Czarna Róża Slytherinu, gatunek nie występujący w naturze bez ludzkiej ingerencji - zresztą nie podejrzewał, by kiedykolwiek, ktokolwiek mógł być tego rodzaju osobistością sam w sobie. Nie było wątpliwości, że gdzieś tam, jest ktoś lub nawet ktosie, którzy ukształtowali ten oto odmienny od wszystkiego przejaw swoistego rodzaju bytu, innego niż wszystkie. W pewien sposób, Rose zdecydowanie była wyjątkowa, nawet na tle takiej zbieraniny osobistości, jaką był dom Salazara, a tym bardziej różniło ją to od jej współbratymców to, że przeszła wstępną ocenę śpiewająco - nie nudziła go. Wręcz przeciwnie - można uznać że ta jej wyjątkowość, gdzieś, w głębi Envy'ego poruszyła pewną strunę, która sprawiała że był skłonny ją nawet polubić. Oczywiście nikt nie mówił nigdy, że można łatwo wkupić się w jego łaski, jednakże ta oto Ślizgonka zdecydowanie była na całkiem niezłej drodze do rozwidlenia, gdy droga pogardy już nie istnieje - przyjaciel lub wróg, zdecydowanie na ma innych opcji. Co ktoś taki robił w otoczeniu Vincenta? Ten mały skurczybyk zdecydowanie miał zbyt dużo szczęścia w życiu - wszystkie ciekawe osobistości skupiały się wokół niego, w jakiś sposób najwyraźniej przyciągane. Jasmine, Porunn, Rose...nawet ten furiat Avery, na swój sposób był zwyczajnie ciekawy, pomimo że starszy Pride chętnie wyprułby mu flaki, a potem kazałby mu je zeżreć i spytałby czy były smaczne. Abstrahując od sytuacji w jakiej przebywał, naszła go pewna myśl - dlaczego ten pieprzony gnojek, zawsze dostaje to co najlepsze? Przecież to Envy był starszy i był prawdziwym Pride'm, a nie ta Lacroixowa podróbka. Zazdrość trawiła go od zawsze, pomimo że nigdy otwarcie nie przyznał się do tego, że jest coś czego mógłby zazdrościć Mattiasowi. Prawda jednak była taka że był chory z zazdrości o kuzyna, nienawidził go jednocześnie kochając i dążąc do swojego największego celu. Zamierzał stać u jego boku, bo przyjaciół trzymał blisko, a wrogów jeszcze bliżej - a jeśli jest ktoś, kogo starszy z Pride'ów zamierzał zniszczyć, to był to na pewno Vincent, którego chciał pogrążyć w rozpaczy, odbierając mu wszystko na co nie zasłużył. Przecież nawet prawem starszeństwa, wszystko należało się właśnie jemu, więc choćby miał kłamać, atakować z zaskoczenia i manipulować, to zamierzał dojść do celu, choćby i po trupach. Jednego tylko był pewien - jego kuzyn nie może umrzeć, póki nie odbierze mu wszystkiego co mogłoby być dla niego ważne. Nic więc dziwnego, że gdy w końcu wrócił myślami do Rosalie, pierwsza odpowiedź która mu przyszła na myśl to:
- Myślę, że niewiele wiesz o tym czego mógłbym potrzebować - rzucił zaskakująco beznamiętnie, jak na sytuacje którą chcąc nie chcąc pomógł stworzyć. Jednakże to był tylko krótki moment zawieszenia, a jak wiadomo, za nieostrożność płaci się wysokie ceny. Nic więc dziwnego, że gdy podjął następne działania, był jeszcze leciutko rozkojarzony, a co za tym idzie - na początku nie wyłapał momentu w którym różdżka jego rozmówczyni znalazła się przy jego gardle. O proszę, czyli trzeba odnotować że dziewczyna ma zadziwiająco sprawne rączki i szybko potrafi sięgnąć do długich, użytecznych przedmiotów. Przez chwilę nie był pewien, jak właściwie powinien zareagować a jego oblicze pozostało nieprzeniknione - jednakże jego prawdziwa natura, została już dzisiaj rozbudzona, stąd też reakcja wypadła z niego sama - uśmiechnął się do niej, ale nie tak jak zwykle. Nie był to Pride'owy uśmiech, sygnalizujący rychły zgon i nadchodzący ból, dla osoby która go widzi - był to zwyczajny, szczery uśmiech. Bardzo mu się spodobało położenie w którym się znaleźli. Nie należy też zrozumieć tego źle - to nie tak że lubił, gdy ktoś groził mu różdżką. Po prostu uznał, że reakcja dziewczyny zdecydowanie powinna zostać odnotowana i pochwalona.
- Jestem całkowicie przekonany, że jest coś o czym zdążyłaś zapomnieć. A że złoty ze mnie chłopak, więc chętnie przypomnę Ci że... - zaczął spokojnym tonem i nagle urwał, jednakże nie po to by nadać efektu jego kolejnym słowom. Zwyczajnie uznał, że skoro już i tak ma różdżkę przy gardle w takich okolicznościach, to znaczy że faktycznie się dogadają, a dogadywanie się jednoznacznie oznaczało bezczelne gierki. Jego poczucie humoru fakt faktem było dość...autodestrukcyjne. Nie można go winić - w końcu wychowywał się z człowiekiem, z którym czarną magię trenowali na sobie nawzajem - zdecydowanie, po takim czasie znajomości obu im już od dawna brak piątek klepki. Dlatego też nachylił się i ucałował Rabe w usta. Krótko ale namiętnie, kończąc cały akt ugryzieniem jej dolnej wargi, w sposób ulokowany gdzieś pomiędzy przyjemnym a bolesnym. Następnie chwycił ją za nadgarstek i stanowczo przesunął jej dłoń tak, by różdżka była wycelowana prosto w jego serce. Dopiero wówczas dokończył swoją myśl, z rozbrajającym uśmiechem.
- ..że słowo którego Ci teraz brakuje, to Crucio
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyWto 13 Paź 2015, 23:38

Czuła niejaką satysfakcję widząc, jak wyraz twarzy, a szczególnie błysk w jego oczach zmieniał się, dostrzegając bezszelestnie podsuniętą różdżkę pod mocno zarysowaną linią szczęki. Sprawiało jej to przyjemność, świadomość, że czasem może zagrać pierwsze skrzypce, że może pociągnąć za sznurek ten czy tamten, mniej lub bardziej istotny w spektakularnej, lalkarskiej maskaradzie. Czasami miała wrażenie, że jej potrzeba potęgi i władzy kiedyś ją zgubi, że zadrze z osobą, z którą zadzierać nie powinna - jak dotąd niemalże wszystko uchodziło jej na sucho. Ostatnie pół roku wytworzyło na jej skórze warstwę kolejnej, grubszej, przez którą ciężko się przebić, jednak to przeszłe trzy miesiące dostatecznie mocno skuło bijące w rytmie serduszko, by tak łatwo nie dawało się zranić, naciąć, przygnieść; potrafiła wyłączyć pesymistyczne myślenie, napady lękowe nękały ją coraz rzadziej, tak jakby nauki, które zdążyła posiąść dały jej poczucie bezpieczeństwa. Jednak jedyną rzeczą mogącą w pełni uspokoić jej obrzyganą duszę była oklumencja - zdolność mająca w przyszłości przy dobrych wiatrach zabrać wątłej blondynce sporo nerwów, zdrowia i czasu. Był to jednak jedyny możliwy sposób by pokonać swoje słabości, zgładzić bogina, uwolnić się od strachu, nakierować ostatnią prostą na przewagę i siłę. W oczach Rosalie Envy był inteligentnym i sprytnym mężczyzną, z tego co zdążyła dotychczas zauważyć, jednakże niewystarczająco czujnym, by dojrzeć to, co powinien, słabości, które łatwo mógłby wykorzystać. Albo może była to kwestia bardziej nowego przystosowania dziewczyny, nie dającej jej zdradzać się tak prosto jak wcześniej? Lewy kącik umalowanych finezyjnie ust uniósł się w górę, lazurowe tęczówki z zachłannością przyglądały się przeniesionej spod gardła na klatkę piersiowej różdżce. Było w tym wszystkim, w tym małym szaleństwie coś magnetyzującego, na pewno ciekawego i najzwyczajniej w świecie innego. Od pustych, naznaczonych piętnem upływającego czasu ścian odbił się krótki, aczkolwiek perlisty śmiech panny Rabe, wyjątkowo sympatyczny jak na jej chłodną aparycję, nie zmieniającej się nawet podczas pocałunku. Pride mógł niemalże poczuć, jak jej wargi twardnieją pod jego ciepłym dotykiem, jak sylwetka sztywnieje, upodabniając ją bardziej do posągu, do rzeźby stojącej na korytarzu wyrafinowanego teatru, aniżeli żywego człowieka. Gdy wreszcie odrobinę się odsunął westchnęła, z lekko zażenowanym wyrazem na twarzy kręcąc głową. Spodziewała się, że prędzej czy później chłopak ją pocałuje i to nawet nie w geście jakieś wymuskanej namiętności - tak po prostu. Kobieca intuicja czy coś w tym rodzaju, jak to mówią, koci, a nawet różany szósty zmysł.
- Panie Pride, onieśmiela mnie pan swoją postawą - powiedziała spokojnie, półszeptem, leniwie przeciągając samogłoski, jakby chcąc wpasować się w cichy, nieustający szum poruszanej przez ich ciała wody. Oparła głowę na dłoni wspartej na murku, mocząc sobie przy okazji twarz, której makijaż oczu delikatnie rozmazał się w kącikach; nie interesowało jej to jednak zupełnie, przekonana, że nieco mniej schludny wygląd tak czy inaczej niczego nie zmieni. Ziewnęła, nie spuszczając nadgarstka z różdżką w ręce i jawnie się zamyśliła, teatralnie, bo przecież teatr kochała. Gdyby nie była pisana Rose śmierć na wojnie, zdecydowanie wybrałaby karierę czarodziejskiej aktorzyny - Cruciatus to słowo zbyt pieszczotliwe, a samo zaklęcie zbyt intymne. Nie czuję się jeszcze z Tobą, panie Pride, na tyle blisko, by szeptać tak miłe słowa wprost do ucha. Ale może pójdziemy na kompromis, uda nam się wymyślić coś innego, hm?
W tym momencie niezwykle ucieszył ją fakt, że zdążyła nauczyć się już magii niewerbalnej - różdżce w końcu niepotrzebne były wielce rozłożyste machnięcia, by rzucić urok; wystarczyło subtelne, delikatne machnięcie ostrokrzewem, by niewidzialna mgiełka wsiąknęła głęboko przez gorącą, mokrą skórę, omiotła zmysły, niepostrzeżenie i subtelnie. Dercursus było zaklęciem, którego jeszcze nigdy w życiu nie wykorzystała w praktyce, toteż ciekawiło ją przeogromnie jaki będzie miało skutek. Nawet, jeżeli Pride zauważył drgnięcia nadgarstka, dzięki swoistej dyskrecji uroku nie powinien się zorientować co jest na rzeczy. Właściwie, Rosalie była przekonana, że obyłoby się bez używania czarów, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Tak jest większa zabawa, prawda?
Nachyliła się nad jego uchem, którego płatek owiał ciepły, pachnący miętą oddech i wyszeptała:
- Pamiętasz, że mieliśmy wspólnie skopać tyłek jednemu Gryfonowi? Obiecałeś, na samiusieńkim początku. Wiem, że pamiętasz. Mogę na Ciebie liczyć, prawda?
Zaklęcie co prawda nie było tak silne jak Imperius, działało w końcu całkowicie zresztą inaczej. Ale to zabawne, że można coś komuś wmówić, przekonać go do czegoś, co nigdy nie miało miejsca, a co jednym słowem niczym zapałka rzucona w litry rozlanej benzyny wzniecała pożar uczuciowy związany z tą daną rzeczą.
Uśmiechnęła się uroczo do Pride'a i rozłożyła wygodnie w basenie, cofając wreszcie różdżkę z powrotem pod podwiązkę pod czarnym materiałem sukienki.
Envy Pride
Envy Pride

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptySro 14 Paź 2015, 01:29

Opisanie jednoznacznie uczuć które przepływały przez Envy'ego w trakcie tego ich, jak dotąd, krótkiego spotkania, zdecydowanie było dość ciężkie, aż do tego momentu. "Panie Pride, onieśmiela mnie pan" zdecydowanie doprowadziło do dość prostego, aczkolwiek nie tak rzadko spotykanego u niego uczucia. Starał się za bardzo tego po sobie nie okazywać, jednakże był zwyczajnie rozbawiony. Nie żeby chciał wyśmiewać dziewczynę - to było ciepłe i zadziwiająco przyjemne rozbawienie jak na niego, pozbawione typowej dla niego dozy szyderczego spojrzenia. Po prostu zabawne było, że nawet w tej szkole znalazł się ktoś kto "potrafił się bawić" - w końcu Prajdy, zarówno jeden jak i drugi, byli dużymi dziećmi. Okrutnymi, bezlitosnymi i wynaturzonymi, jednakże dziećmi - czyż ich poszukiwania, posunięcia i gierki nie mogły być określone mianem zabawy? Zdecydowanie mogły i powinny. Duże, skuteczne i niemoralne dzieci, które przy większym wkładzie były w stanie utrzymać w szachu pół świata, każdy na swój sposób - czy mogło więc być coś piękniejszego, niż odnalezienie kolejnego osobnika skorego do zabawy? Świat z dnia na dzień łatwiejszy - powoli przestawał żałować że wybrał się kończyć swą edukacje właśnie tutaj. Wręcz przeciwnie - miał ochotę stanąć na najwyższej wieży i roześmiać się, po czym wykrzyczeć swoją radość - tyle możliwości, tylu sojuszników, tyle celi, TYLE UŻYTECZNYCH NARZĘDZI!
- A to tylko jedna z moich zalet - odparł z paradoksalnie chłodnymi ognikami w oczach, przywodzącymi na myśl ogień zamknięty w lodowcu. Co prawda w naturze nie ma to prawa bytu, ale chyba wszyscy zdołali już ustalić że Envy nie podlega niektórym prawom natury i logiki - jego styl bycia sam w sobie był pieprznięty, co ułatwiało mu branie z życia garściami.
- Zbyt intymne powiadasz? - wyszeptał, imitując szczere zdumienie - Nigdy nie kryłem się z faktem, że jestem rozpustnikiem - dodał ze swoim sztucznym uśmieszkiem japońskiego, mangowego dziecka. Na swoje nieszczęście przymknął oczy, przez co nie było mu dane zauważyć że Rose właśnie postanowiła zabawić się w króla marionetek - mimo że był już dość dobrze przyzwyczajony do testowania na sobie zaklęć czarnomagicznych, to  nie zorientował się że w jakikolwiek sposób postanowiła wpłynąć na jego wolę. Mimo to miał przeczucie, że coś jest nie tak, ale nie był w stanie zdefiniować ani o co chodzi, ani dlaczego właściwie się tak czuje - tym bardziej, dlaczego to dziwne przeczucie wydaje mu się tak paskudnie znajome. Nie miał jednak czasu na roztrząsanie tego co, jak i dlaczego, bowiem Rose już wspomniała o Gryfonie którego miał pomóc jej obić. Faktycznie, przypomniało mu się że obiecał coś takiego, nie potrafił jednak dostrzec czemu tak postąpił - wydawało mu się to nielogiczne i głupie, jednakże dałby sobie rękę uciąć że faktycznie jej to obiecał. Cóż, widocznie był pod wpływem jej uroku osobistego albo coś w ten deseń. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzał się z nią drażnić - nie był w stanie zdefiniować jak wywarła na nim taką obietnicę, ale co mu szkodzi "grać dalej" i iść w zaparte, że nic takiego się nie wydarzyło? Przybrał więc zamyślony wyraz twarzy, jakby faktycznie się zastanawiał.
- Hmm? Nie przypominam sobie, by coś takiego miało miejsce. - odparł w chłodny i niewymuszony sposób. Oczywiście nie miał nic przeciwko temu by jej pomagać, po prostu lubił się drażnić, nawet jeśli było to dziecinne. Lecz wtem wpadł mu do głowy pomysł.
- Zbyt jasno - mruknął jakby sam do siebie i wyciągnął różdżkę, mrucząc raz po raz Aquamenti, gasząc jedną po drugiej pochodni. Oczywiście nie taki był jego pomysł, jednakże zdawał sobie sprawę że ludzie bardzo często polegają na swoim wzroku - on nie koniecznie, miał inne przydatne zmysły, zaś to była tylko część. Następnie chował różdżkę, a uśmiech z jego ust nie schodził nawet na moment - zdawał sobie sprawę, że nie musiał strzelać strumieniami wody mrucząc, jednakże chciał dać Rabe do zrozumienia że magia niewerbalna nie jest jego mocną stroną - a raczej chciał, żeby sama tak wywnioskowała. Jednakże dopiero tutaj zaczynała się zabawa - chowając różdżkę uchwycił moment w którym była ona wycelowana w jego rozmówczynię. Mimo że nie był świadom że to "sprawiedliwa zemsta" typu "zaklęcie za zaklęcie", to i tak sądził że może się troszeczkę pobawić. Zsynchronizował swoje ruchy - jednocześnie ułożył lewą dłoń na jej policzku i wypuścił z różdżki niewerbalne "Calidus" o niewielkim natężeniu. Nie zamierzał doprowadzać jej do niebezpiecznej gorączki, jedynie upozorować scenę w której pod wpływem jego dotyku temperatura jej ciała wzrasta - ot, taki niewinny psikus. Wszystko to działo się w odpowiednim momencie i trwało nie dłużej niż sekundę. Ciekawe, czy jej umysł dalej będzie taki sprawny, w tych nie do końca korzystnych warunkach. Następnie dokończył "sekwencję chowania różdżki z powrotem do kieszeni" i przemówił:
- To o jakim Gryfonie mowa? - spytał, jednakże w tej wypowiedzi zaszyfrowane było niewerbalne pytanie "co będę z tego miał" i był prawie pewien że Rose zda sobie z tego sprawa. Chociaż bowiem był całkowicie pewien że jej to obiecał, do czego się oczywiście nie przyznawał, to za nic nie był sobie w stanie przypomnieć co niby dostanie w zamian, a czego by nie mówić - on zawsze dbał o swoje interesy.
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptySro 14 Paź 2015, 23:14

Było całkiem miło patrzeć na ciągłe przemiany w zachowaniu chłopaka - jak na początku zdecydowanie przeważały wycofanie i chłodne podejście ze strony starszego z Pride'ów, tak teraz można było wyczuć coś na rodzaj najzwyklejszej w świecie sympatii do tej absurdalnej osobistości jaką była panna Rabe. Wyczuwała to bardzo dokładnie, najmniejszy błysk i najdrobniejsze pogłębienie zmarszczki w kącikach oczu, kiedy wyginał średniej wielkości wargi w szerokim, radosnym uśmiechu. Widząc go takiego, prawdziwego, który widocznie w jej własnym zachowaniu odnalazł coś swojego, coś, co nie było przeszkodą do pójścia z ich znajomością dalej. To nie tak, że obojga ich podejście zostało całkowicie pozbawione ostrożności - jedynie co poniektóre hamulce zeszły na dalszy plan w momencie, w którym i jedno i drugie po wydarzeniach takich, a nie innych nie zrobiło nic...głupiego. Bo i Pride mógł oburzyć się po przystawieniu doń różdżki, tak samo Rosalie po krótkim pocałunku. Widocznie Ślizgoni posiadali zbliżone do siebie poczucie humoru i ten sam rodzaj smaku, a zabawy tego typu tylko uświadczyło blondynkę w przekonaniu, że dobrze zrobiła wysyłając do Envy'ego list. Kto wie, może okaże się, że dogada się z nim lepiej niż z Vincentem? Nie mówimy od razu o znajdowaniu wspólnego języka, ale czy nie mogą zawiązać między sobą bardziej nietypowej więzi?
- Ja za to, w porównaniu do ciebie, rozpustnikiem nie jestem. A nawet niezwykle niewinna ze mnie osóbka. Nie krzywdzę, nie ranię, nie otwieram klatek piersiowych i nie całuję nowo poznanych osobistości - zachichotała pod nosem, w sposób wyjątkowo przyjemny dla ucha jak i chłodny i puściła perskie oko do wysokiego blondyna. Zdawała sobie sprawę, że chłopak doskonale zda sobie sprawę z niemożliwości tej wypowiedzi, nawet, jeśli wypowiedziana była bez krzty ironii. No, może poza ostatnimi kilkoma słowami - bo przecież się nie całuje!
Słysząc odpowiedź chłopaka Rosalie nie mogła uwierzyć, że zaklęcie nie podziałało - nie zmarszczyła jednak brwi ani nic podobnego, jej twarz dalej dekorował delikatny, nieco uwodzicielski uśmiech. Przecież nie mogła dać po sobie poznać, że coś jest nie w porządku; przez czas, kiedy Envy zgaszał palące się na ścianach pochodnie spróbowała przeanalizować dlaczego urok się nie udał - czy jest możliwe, że jest za słaba na tego typu zaklęcia? Delikatnie zakuło ją w piersi, w końcu nienawidziła przegrywać, postanowiła jednak przyglądać się dalszemu przebiegowi wypadków.
Teraz już tylko delikatne światło sączące się gdzieś z dna zbiornika oświetlało subtelnie ich mokre twarze, uwypuklało załamania brwi, wyrysowywało niewidzialnym pędzlem kości policzkowe oraz linie szczęki. Błyski w lazurowych i brązowych oczętach nabrały na sile, a Rosalie miała wrażenie, że nie wrzucono jej tylko do basenu, ale i do jakieś mistycznej chwili wyrwanej całymi kartkami z wyjątkowo udanej, jak na razie, powieści. Czy jest to powieść kryminalna, fantastyczna, romantyczna czy może horror - miało się jeszcze przecież okazać, ale do tej chwili Rabe nie mogła narzekać ani na nudę, ani na irytującego towarzysza. Właściwie, przez sekundę przemknęło jej przez myśl, że żałuje niemocy spędzenia na tych specyficznych pogawędkach sam na sam całej nocy. Było naprawdę miło, a Rose spotkać kogoś takiego przyszło w życiu naprawdę rzadko.
Z chwilą dotknięcia jej policzka mokrą dłonią wzdrygnęła się odrobinę - nie przez zły dotyk, czy czegoś w tym guście. Po pierwsze nie spodziewała się takiego gestu, jej myśli w końcu odbiegły na moment gdzieś daleko, a mrok spowijający ich sylwetki nie pozwolił jej na dostrzeżenie tego ruchu kątem oka, a po drugie - dlaczego, do cholery, nagle zrobiło jej się tak gorąco? Czyżby tylko wmawiała sobie, że jeśli chodzi o te sprawy młody mężczyzna jest jej obojętny, a ciało dosadnie pokazuje, że to nieprawda? Dotrzymując kroku chwili obróciła twarz tak, by dłoń Pride'a nie dotykała jej policzka, a smyrała zabarwione czerwienią wargi i złożyła na nieco szorstkiej skórze krótki pocałunek, nie przerywając kontaktu wzrokowego z lśniącymi ślepiami kilkanaście centymetrów przed nią.
- Och - wyrwało jej się, a westchnienie to zabrzmiało słodko i niewinnie. Czyli jednak zaklęcie podziałało, czy może to chłopak polubił ją na tyle, że i bez uroków był skłonny jej pomóc? - Eric Henley. Podobno trafił do Skrzydła Szpitalnego w ostatnim czasie - ułożyła się wygodniej, opierając głowę na murku i wbiła spojrzenie w ledwie widoczny sufit - w zasadzie nie zależy mi, by robić mu jakąkolwiek krzywdę...teraz. Chcę tylko sprowokować taką jedną wywłokę, a nic tak jej nie rozwścieczy jak kopanie leżącego. To słaby człowiek - zaśmiała się, kierując na powrót lazur na niknącą sylwetkę - ale chcę widzieć, jak cierpi. Mogłabym po prostu zaczepić ją na korytarzu, zawlec za kłaki do lasu czy cokolwiek, ale wtedy już nie będzie takiej zabawy. Nie chcę, by cierpiała tylko fizycznie. Chce patrzeć, jak w jej oczach maluje się ból, jak ten ból powoduje, że nie potrafi trzeźwo myśleć, zaślepiona nienawiścią. Och, jak bardzo jest słaba - pokręciła głową chichocząc; sama myśl na nadchodzące wydarzenia doprowadzała ją do wewnętrznej euforii. - A co do ciebie... - zbliżyła się, opierając podbródek na jego klatce piersiowej i zerknęła w górę, by dobrze widzieć wyraz jego twarzy - za znęcanie się ze mną nad tymi szlamami nie tylko dostaniesz sporą dawkę satysfakcji, ale również wszystko inne, o czym zamarzysz. Mogę dać ci wszystko, panie Pride, twoje doświadczenie, umiejętności a i charakterek są dla mnie bardzo cenne. Przyznaję otwarcie.
Normalnie uznałaby takie wyznanie za strzał w kolano, teraz jednak za mocno świadoma była swojej pozycji. Kto wie, może jej tatuś nie tylko narobił jej gównianego rodzeństwa we Francji, ale i wyhodował takiego oto apetycznego i drogocennego Bułgara? Ten tatuś to chyba lubił się puszczać na prawo i lewo, widocznie.
Envy Pride
Envy Pride

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyCzw 15 Paź 2015, 00:35

No proszę - czyli dziewczyna była też zdolna do całkiem przekonującego mówienia czegoś, co nawet nie leżało w pobliżu prawdy - zawsze doceniał tą umiejętność, szczególnie że gdyby był totalnym idiota to zdecydowanie by jej w to uwierzył. Bezwiednie nabrał w dłoń tyle wody ile mogło się w niej tylko zmieścić i przesunął nią powoli od swojej szczęki wzwyż. Całkiem zwyczajny gest w wypadku gdy jest się w łaźni, prawda? Spod jego przesłoniętej dłonią twarzy przedarł się lekki uśmieszek, z gatunku tych "overly attached" - nie żeby chciał go ukryć, po prostu tak wyszło, co razem mogło stworzyć całkiem ciekawy efekt - nigdy nie krył się z tym, że bardzo lubił odgrywać. Teatralne gesty i wiele różnych innych przywar tego typu - to było wręcz wpisane w jego styl bycia.
- Rozpusta to zbyt płytkie słowo. Po prostu uważam że nie ma nic tak pięknego, jak agoniczna symfonia krzyków i jęków - odparł lekko i bez stresu, pozwalając sobie na otwarcie się troszkę bardziej niż do tej pory. Zdawał sobie bowiem sprawę, że dziewczynie w pewien sposób już udało się go rozszyfrować, a raczej tak mogło jej się zdawać. Starszy Pride był bowiem zakłamany i fałszywy nawet w swej szczerości - pod pozą normalnego, uprzejmego faceta skrywał się okrutny, pozbawiony skrupułów psychopata, jednakże...mało kto wiedział, że i jego "prawdziwa" natura jest tylko kolejną pozą, okrywającą go niczym dobrze dopasowany płaszcz. Envy bowiem w żaden sposób nie był zły - był tylko ucieleśnieniem zazdrości, którą objawiał na swój sposób, jednakże nigdy nie dawał tego po sobie poznać, w każdym razie nie w takim stopniu by ktokolwiek mógł go w pełni zrozumieć. Był świadom tego, że nawet Vincent nigdy nie zgłębił tego, co znajduje się pod maską, którą skrywał pod kolejną maską. Bowiem nie dało się ukryć, że od pewnego czasu starszy z Prajdów odstawał nieznacznie poziomem - był osłabiony, a jego umiejętności jeszcze nie powróciły do pełni świetności, dlatego też musiał nadrabiać sprytem i fałszem. W końcu, czy jakiekolwiek narzędzie było od tego potężniejsze?
Wysłuchał z uwagą jej odpowiedzi, a jego twarz stała się zadziwiająco lodowata - to nie tak, że w jakikolwiek sposób poczuł się nieukontentowany tym co powiedziała, wręcz przeciwnie. Zdecydowanie za bardzo mu się spodobało to co mówiła - odniósł dziwne, nietypowe wrażenie że nie doceniał jej do tej pory - owszem, uważał ją za kogoś wyjątkowo przydatnego, jednakże nie brał pod uwagę że dziewczyna może być aż tak fascynująca. Teraz jednak...zwyczajnie nagle uderzyła go świadomość, jak bardzo przypadła mu do gustu i to w tak krótkim czasie. Może i nie do końca była ukształtowana - w końcu była jeszcze młoda, młodsza nawet od niego, ale był już pewien że nie można odmówić jej charakterowi niesamowitego potencjału.
Prawdą jest, że zainteresował się z nią głównie ze względu na kuzyna - zawsze interesowali go ludzie, którzy są w pobliżu jego pierwotnego celu, człowieka którego chce zostawić z niczym po tym gdy ten w końcu osiągnie wielkość. To chore pragnienie trawiło go od zawsze, lecz samo spotkanie, niezależnie od jego motywów przerodziło to w coś więcej, zorientował się bowiem że Rosalie Rabe jest jedną z ciekawszych osób które dane mu było spotkać od bardzo, bardzo dawna - a to nie tylko "podnosiło jej wartość" w jego oczach, ale również wywoływało w nim swoistego rodzaju niezdrową pasję. Zorientował się, że zamierza pozostać w jej pobliżu i obserwować jak potoczą się jej losy. Idealnie przedstawiała sobą jeden z najbardziej pasujących mu typów ludzi - de facto były dwa. Ci, których przy pomocy własnych rąk i umysłu chciał doprowadzić do zguby, tacy jak Vincent i Ci których życie miało wpłynąć na jego samego i nawet gdy prowadziło do zguby (a jasne było, że wszyscy interesujący osobnicy kończą marnie) to zamierzał w tym być. Czerpać z tego przyjemność. Rozrywkę. Po prostu był pewien, że z tą Ślizgonką definitywnie nie będzie się nudzić.
- A więc reasumując, chcesz by ten maluczki robaczek został Twoim narzędziem. Rozumiem. To takie...typowe - odparł chłodno, stwarzając mylne wrażenie. To był tylko zabieg aktorski - to nie tak, że plan mu się nie podobał, jednakże nie chciał się przed nią przyznawać że jest inaczej. W każdym razie nie przy pierwszej wypowiedzi - zawsze warto zostawić na ułamek sekundy ryzyko, że rozmówca przyjął złe założenia - wówczas ostateczna przychylność dawała więcej satysfakcji.
- ...takie typowe...i takie pasjonujące, jak skuteczne mogą być najprostsze metody. Winszuję. - dodał po krótkiej pauzie i teraz już nie mógł się powstrzymać. Oblizał usta, a jego oczy przybrały wyraz okrutniejszy niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Samo planowanie posłania dwójki bogu ducha winnych ludzi w podróż przez mroczne krainy bólu i rozpaczy, sprawiała że czuł się usatysfakcjonowany na zapas. Jednakże nie to było najistotniejsze - najistotniejsza była nagroda, którą zaoferowała mu dziewczyna - prawdopodobnie sama nie była świadoma, z jaką łatwością właśnie oferowała mu to co było dla niego najważniejsze. Nie miała pewnie pojęcia, jak istotna może być w rozgrywce którą prowadził, nie wiedziała też raczej że może zaoferować mu więcej niż jest w stanie sobie wyobrazić. Z racji na pozycję w której byli, z jej podbródkiem na jego klatce piersiowej, miał ją zaskakująco blisko, przez co musiał powstrzymać odruchy własnego ciała. Gdyby nie to, że dbał o to by umieć nad sobą zapanować, prawdopodobnie zacząłby drżeć z podniecenia na samą myśl o tym, jak wspaniałą broń dostał do rąk. Do stanu wyższego pobudzenia doprowadzał go też fakt, że wystarczy jedna kobieta by ułatwić mu wszystkie możliwe cele, a konkretniej sam fakt że tak niebezpieczni ludzie istnieją. To nie jej umiejętności bitewne były czymś, czego potrzebował - wystarczył mu sam fakt, kim dziewczyna jest, ponieważ miała wysokie, strategiczne znaczenie w każdym nadchodzącym "starciu z codziennością". Pogłaskał ją po włosach, oczywiście bez przesadnej, nadmiernej czułości i sformułował w zgrabny sposób kwintesencję swoich myśli.
- W takim razie, niech tak będzie. Zostanę Twym sojusznikiem, a w zamian chce po prostu...wszystkiego. - powiedział cicho dziwnym głosem, w którym radosne podniecenie mieszało się z lodowatym chłodem a także wszelkimi złymi, mrocznymi odczuciami, tworząc wspaniały, wręcz przerażający, groteskowy efekt. Prawdziwa gra dopiero się rozpoczęła.
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyCzw 15 Paź 2015, 13:44

Teatralne zachowanie chłopaka mogłoby zirytować co poniektóre jednostki, w końcu ludzie poziomem o wiele gorszym od nich cechowali się brakiem wrażliwości na sztukę i ograniczonym myśleniem - jednakże Rose takie gesty wcale nie raziły, a wręcz przeciwnie. Od długiego czasu pasjonowała się teatrem, giętkością uczuciową i graniem na emocjach. Aktorskie umiejętności stały się tą formą wyrażania siebie, z którą  bądź co bądź Ślizgonka musiała się spoić w jedno, nie chcąc odkrywać przed ludźmi trwającej w jej wątłym ciele burzy. Uśmiechnęła się więc, może uśmiechem nie tak szalonym jak ten przedzierający się przez opadającą na twarz wodę i leniwym, niespieszącym się ruchem przeczesała długimi paznokciami zmoczone włosy starszego z Pride'ów, nie będąc w stanie odmówić sobie tej jakże przyjemnej czynności - końcem końców kto nie lubił, kiedy bawiono się jego włosami? Rosalie takie drobne pieszczoty stawiała niemalże na równi z oglądaniem wymalowanego bólu na niewymytych mordach zidiociałych szlam.
- Skłonna jestem rzec, że krzyki i jęki dzielą się na te intymne jak i zwykle randomowe. Słysząc je jeszcze przed chwilą z twoich ust zaliczyłbyś się raczej do drugiej grupy, a tego byśmy nie chcieli, prawda? Zostawmy ten rodzaj tym wstrętnym podludziom.
Nie spieszyła się z reakcjami. Dawanie ponieść się emocjom czy niepewnościom było w tym wypadku jak najbardziej nie na miejscu i dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę, niestety musząc opanować napady śmiechu czy czystej złości prawie do zera - ale już nie długo, na szczęście. Nie dało się ukryć, że kontakt między dwójką mokrych i podekscytowanych wizją zadawania cierpienia Ślizgonów dogada się lepiej niż przeciętnie, że właściwie mają zadatki na faktycznie zostanie kompanami idealnymi. Możliwe, że rodzaje zadawania bólu, sposoby i pobudki będą się różnić i zapewne tak będzie, ale czy to nie finalny cel zawsze spaja ludzi w jedno? Skoro jedno może być wsparciem dla drugiego i na odwrót czemu by się teraz wycofywać - w końcu tortury sam na sam ze swoją słabą ofiarą mogły być słodkie i urocze, ale to grupowe szaleństwa zaliczano do przeżyć niemalże na skalę duchową. W wypadku popadającej w obłęd Rabe z torturami było prawie jak z seksem - samej ze sobą też dobrze, ale to zabawy z partnerem zdają się być najmocniej satysfakcjonujące. W duchu nie mogła doczekać się wspólnego terroru, wprowadzenia w serca niczego niespodziewających się uczniów Hogwartu nutki strachu i przerażenia, nowej świadomości, że szkoła nie jest już miejscem bezpiecznym, a wręcz przeciwnie - pełnym gniazd żmij, mniej lub bardziej niebezpiecznych, że środowisko względnie wolne od popleczników Czarnego Pana wcale nie jest takie niewinne, jak co poniektórzy myślą. Ślepe, biedne dzieci, które wojna wykończy zanim zdążą po raz ostatni wtulić się w łomoczącą z przerażenia pierś własnej matki, zapewne równie brudnej co one same. Powolutku wydarzenia zaczynają zbierać swoje plony, a Rosalie miała w zamiarze posiadać wspaniałą, wyjątkową kolekcję swoich małych przestępstw.
Chłód chłopaka, przesiąkający przez jego skórę w trakcie wygłaszania wspaniałych planów przez dziewczynę nie zniechęcił jej do dalszego mówienia. Jak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zyskała jego przychylność, tak samo wiedziała, że przed nią jeszcze długa droga przed poznaniem go. Możliwe, że Envy cechował się tą samą cechą co ona sama - nie odkrywać środka przed nikim, zupełnie nikim na tym świecie, ale tak czy inaczej blondynka znała takie zagrywki lepiej niż większość przeciętniaków mijanych na korytarzach. W porównaniu do nich potrafiła analizować i wyciągać wnioski, to też ze spokojem zaczekała, aż Pride dokończy swoją myśl, kończąc ją krótką, aczkolwiek satysfakcjonującą dla niej pochwałą, znaczącą, że na żadnym etapie się nie pomyliła i wybór tej osoby był strzałem w dziesiątkę. Wraz z wymalowaniem się okrutności w jego oczach, zmienił się również wyraz twarzy Ślizgonki - do tej pory był on raczej spokojny i opanowany, tylko co jakiś czas w oczach błysnęła niebezpieczniejsza nuta czegoś tajemniczego, teraz natomiast w każdym centymetrze zdradzała, jak bardzo niebezpieczną i nieprzewidywalną kobietą potrafi być. Jak cała sytuacja ją cieszy, jak wreszcie wszystko układa się po jej myśli, jak stoi na prostej drodze ku potędze i zaspokajaniu własnych żądz. Roześmiała się, a śmiech roznosił się po niemalże pustym pomieszczeniu przez prawie pół minuty, doprawiając atmosferę kolejną dawką chorego szaleństwa. Na koniec, nie mogąc się powstrzymać, szybkim ruchem złożyła na policzku blondyna krótki pocałunek, świadczący o jej zupełnej przychylności, bynajmniej nie o jakiś romantycznych zamiarach. Zdobyła to, co chciała, dzisiejszej nocy nie zazna smaku porażki, co wywoływało w niej wybuch najczystszej i przepełnionej absurdem euforii.
- Dostaniesz wszystko, panie Pride, ale nie myśl, że przyjdzie ci to z łatwością. Wiele dostaniesz, ale i ja wiele wymagam - nachyliła się nad nim, wcześniej oblizując wargi i wyszeptała: - mam nadzieję, że się nie zawiodę, Envy. Tylko spróbuj mnie zawieść... - jej słowa były miłe, raczej czułe, tylko ostatnie wypowiedziała z niezwykłą lodowatością w głosie i grozą. To nie tak, że chciała go nastraszyć, wątpiła, że jest to w ogóle możliwe, chciała tylko podkreślić, że mimo wszystko ona to wciąż ona, a gra nie będzie usłana różami, jak mogłoby się wydawać. Tylko jedną Różą, Różyczką, w której piękno tkwiło nie w samym kwiecie, w samym owocu, jak w ostrych jak brzytwa kolcach umiejscowionych na łodydze, między liśćmi, ukrytymi i niewidocznymi dla niektórych.
Podparła się murku dłońmi i wyskoczyła ze zbiornika, czekając dłuższą chwilę aż nadmiar wody trafi z powrotem do basenu; szybko jednak zrezygnowała z siedzenia na brzegu mokra, z przylegającą ciasno sukienką do jej ciała, gdyż w pomieszczeniu panował wyjątkowo silny chłód. Wyciągnęła różdżkę zza podwiązki i celując w samą siebie wyszeptała ciche "Sicarre"; z końca ozdobionego wypukłymi różami ostrokrzewu zaczęło wydobywać się ciepłe powietrze, które niezwykle szybko osuszyło materiał sukienki i leżącego na ziemi swetra, jej skórę oraz włosy. Westchnęła przeciągle nakładając na ramiona nakrycie i z powagą zerknęła na znajdującego się wciąż w ciepłej wodzie Envy'ego.
- Koniec kąpieli, chodź - powiedziała nieco zbyt władczym tonem i stanęła na jednym końcu łaźni - walcz ze mną. Poćwiczmy trochę.
Oczywiście, dziewczyna nie miała na myśli pojedynku na śmierć i życie - ot, zwykły sparing. Chciała jednak trochę lepiej poznać jego umiejętności i zachowanie, zobaczyć, jak reaguje na różne bodźce. Zabijanie się nawzajem ciężkimi zaklęciami nie miało zupełnie sensu, w końcu ich celem był ktoś zupełnie inny. Posłała mu najbardziej uroczy uśmiech, na jaki ją było stać i rozprostowała kończyny, czekając na zajęcie pozycji przez blondyna.
Envy Pride
Envy Pride

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptyPią 16 Paź 2015, 04:15

Envy przestał się szczerzyć jak wybitny przykład kogoś komu czary dawno temu pomieszały w głowię i przyjął poważny wyraz twarzy. Pozwolił sobie również by zmarszczyć brwi, po czym przymknął oczy i przybrał na twarz delikatny półuśmieszek.
- Czy powinno zrobić mi się przykro, że cenisz mnie na tyle nisko że zakładasz iż zwykły Cruciatus jest w stanie zmusić mnie do manifestowania słabości? - spytał cicho. Mimo że był to żart, to brzmiało wyjątkowo poważnie - jego wypowiedź była przepełniona wręcz wyrafinowanym chłodem, dającym wyraźnie do zrozumienia że jeśli ktoś uważa że zaklęcie torturujące wystarczy by wydobyć z niego niebotyczne wrzaski, to zdecydowanie przecenia własne możliwości. Co prawda to nie tak że Envy nie czuł bólu - mimo że był do niego w miarę przyzwyczajony, to jednak on też przeżywał katuszę podczas zbytniego naciągania progu bólu który był w stanie znieść, jednakże przez parę lat w Durmstrangu nauczył się by zachować chłodne, nieprzeniknione oblicze, niezależnie od tego jak wielkie cierpienia szargają jego wnętrze. Po prostu miał tą świadomość, że szczere wyrażanie emocji i próba zostania otwartą księgą, mogła się skończyć dla niego tragicznie - nienawidził dawać przewagi komukolwiek, niezależnie od stopnia zażyłości. Dlatego też jego oblicze nawet w obliczu okrutnych, czarnomagicznych zaklęć pozostawało niezmienne, tak długo jak nie postanowił inaczej. To była dość przydatna umiejętność wbrew pozorom i odbierała sens poprzedniej wypowiedzi jego rozmówczyni, jednakże nie zamierzał jej tego zbyt otwarcie wytykać - nie widział powodu, a jeśli coś nie mogło przynieść korzyści to po co?
Jednakże, Rose miała racje - pomiędzy nimi była diametralna różnica. Jako rodowitego Bułgara zupełnie nie obchodziła go wojna szykująca się na wyspach - był prawie pewien, że nie dotknie ona jego rodzinnych stron, a tutaj zamierzał przebywać jedynie tymczasowo, stąd też miał definitywnie gdzieś to co się stanie z setkami, jeśli nie tysiącami anglików, walijczyków czy innych niekoniecznie obchodzących go nacji. Zdawał sobie sprawę, że personalnie nie tkną go niechybnie zbliżające się wydarzenia, jednakże...w pewien sposób, sam im hołdował. Bynajmniej nie dlatego, że jakkolwiek interesowało go powodzenie "misji" owego osławionego "Czarnego Pana". W jego sercu nie budził on ani strachu, ani przychylności i szczerze mówiąc Envy miał gdzieś zarówno status krwi, jak i krzewienie go, bowiem interesowało go tylko jedno - odbierać ludziom to, co dla nich najważniejsze. Czy były to osoby bliskie, rodzina, specyficzne przedmioty, własna cielesność czy też życie - to bez znaczenia. Mimo że jego najważniejszym "celem" był Vincent, to chłopak był na tyle ambitny by nie ograniczać się do jednej osoby. Nikt nie wiedział dlaczego, ale jego życiowym celem było doprowadzenie do bólu i agonii każdego, kto nie będzie mu potrzebny. W każdy możliwy sposób - miał pewność, że nie będzie mógł spokojnie osiąść na laurach tak długo aż wszystkie istoty ludzkie nie pogrążą się w rozpaczy. Dlatego właśnie był w pobliżu osób, z którymi było mu zwyczajnie po drodze - zostawiał je sobie na sam koniec. Jeśli założyć, że Vincent byłby początkiem, zaś cały świat rozwinięciem, wówczas wszyscy jego przyjaciele, narzędzia i bronie, musiały być zakończeniem, podsumowaniem jego dzieła. To było samo w sobie...pasjonującym celem. Pewnego zimowego dnia, zwyczajna kobieta wydała na świat ucieleśnienie zazdrości całego świata - ktoś taki musiał stać się wielki, musiał stać się kimś, kto nawet będąc w cieniu doprowadzi ten świat do upadku. To była myśl, która od zawsze go pocieszała.
Na następne jej słowa tylko się roześmiał - cicho i cynicznie. Do ostatniej chwili nie odpuszczała, zdobywając coraz więcej punktów - nie można bowiem ukryć, że doceniał jej charakterek.
- Nie przyjdzie z łatwością, huh? Mam nadzieję. Nie potrzeba mi kolejnej rozgrywki bez wyzwań. A już na pewno zdobycie zadowalającej nagrody bez grama wysiłku byłoby...żałosne i rozczarowujące - odparł beznamiętnie, przywdziewając swoją idealną maskę bez jakiegokolwiek wyrazu. To była jedna z najszczerszych i najbardziej otwartych jego wypowiedzi podczas tego spotkania - wymagał wyzwania, odczuwał bowiem silną potrzebę wykorzystania swoich umiejętności przy przekraczaniu barier których nie był w stanie przebyć. Bardzo mocno w jego psychice było zakorzenione sięganie po to, co jest poza jego zasięgiem - a ostatnimi czasy, nie był w stanie dostrzec niczego po co nie mógłby wyciągnąć swoich spragnionych łapek. To nie był dobry zwiastun - Envy nienawidził się nudzić. Nic więc dziwnego że "trudna droga do celu" którą oferowała Rabe, zdecydowanie była mu w smak.
Zanim wyszedł, wysuszył najpierw coś, co było dla niego zacznie ważniejsze od suchości jego ubrań, mianowicie paczkę papierosów. Odpalił jednego z nich końcem różdżki i dopiero wówczas, mrucząc zaklęcie osuszył siebie z resztek wody. Zaciągnął się z lubością, starając się nie zakrztusić na dźwięk słów "walcz ze mną". Sam nie wiedział czemu go to zdziwiło - w końcu już zorientował się że Rose, jest z gatunku interesujących osób, a co za tym idzie, mógł się domyślać że prędzej czy później do tego dojdzie. Jednakże była pewna zależność - Envy nie oszczędzał nie tylko wrogów, ale również sojuszników. Dla Pride'a nawet "treningowe pojedynki" powinny być prowadzone "na poważnie", dlatego też pomimo sympatii nie zamierzał oszczędzać Ślizgonki. Różdżkę na szczęście miał już na wierzchu.
- Nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł - powiedział, jednakże wcale tak nie uważał - to był tylko sposób na zajęcie jej uwagi na ułamek sekundy. Chcąc nie chcąc, prawdopodobnie nie ma osoby która chociażby przez krótką chwilę nie dałaby się nabrać na jego intencje. Rosalie była znacznie sprytniejsza od większości ludzi, dlatego też czas jej "dezorientacji" prawdopodobnie zostałby skrócony do minimum, jednakże to wystarczyło. Rzucił na nią niewerbalnie zaklęcie "Falcis". Oczywiście, mógłby ją unieszkodliwić już od razu, ale nie obchodziła go wygrana w tym pojedynku, bowiem nie po to był ten sparing. Chodziło o poznanie swoich możliwości i oboje o tym wiedzieli, a przyjrzenie się jak dziewczyna reaguje na ból zdecydowanie powinno znajdować się na liście priorytetów. Oczywiście, to było dość niehonorowe atakować z zaskoczenia - miał tylko nadzieję, że jego "przeciwniczka" to doceni.
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptySob 17 Paź 2015, 21:45

tu będzie post. coby było sprawiedliwie:

1-2 Rose nie zauważyła machnięcia różdżką i trafiło ją w samo serduszko
3-4 Rose zauważyła rzucane zaklęcie i spróbowała się obronić.
Huncwot
Huncwot

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia EmptySob 17 Paź 2015, 21:45

The member 'Rosalie Rabe' has done the following action : Dices roll

'SuperKostka' : 3
Sponsored content

Łaźnia Empty
PisanieTemat: Re: Łaźnia   Łaźnia Empty

 

Łaźnia

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: Na drugim końcu korytarza, który już istnieje :: Piętra
-