IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ben Watts - legilimencja

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Ben Watts
Ben Watts

Ben Watts - legilimencja Empty
PisanieTemat: Ben Watts - legilimencja   Ben Watts - legilimencja EmptyWto 18 Lis 2014, 22:21

(wykorzystanie postaci Sama zostało przedyskutowane i zaakceptowane przez jego gracza)


Gdyby zapytać Bena, od czego się to wszystko zaczęło, pewnie zmarszczyłby brwi, pogrążając się na chwilę we wspomnieniach, szukając tego, które najbliżej odpowiadało początkowi jego fascynacji tą dziedziną magii. Wreszcie podniósłby głowę, wciąż z wyrazem skupienia na twarzy, odpowiadając powoli, uważnie dobierając słowa:
- Pamiętam, jak moja matka zawsze zdawała się wiedzieć, kiedy ktoś kłamał. Nie uchował się przed nią żaden sekret, przeszywała cię spojrzeniem i nie potrafiłeś powiedzieć nieprawdy. Nie mam pojęcia, czy nauczyła się gdzieś leglimencji, czy może była to tylko jej wrodzona charyzma, ale w naszej domowej biblioteczce było o tym kilka tomów. Zniknęły razem z nią i wszystkimi rzeczami, tylko... Wcześniej zdążyłem jeden wyciągnąć i trochę poczytać. Chyba na swoje nieszczęście.
Właśnie tak rozpoczęła się opowieść, którą w półmroku wspólnego pokoju Ravenclawu Ben Watts opowiedział Samuelowi Silverowi w styczniu 1977 roku.

-
Koniec czerwca na obrzeżach Oban w pięknej, zmiennej jak dziecinny kalejdoskop Szkocji, był tego lata nieubłaganie gorący. Wszystko zdało się zwolnić, powietrze wibrowało od temperatury, a dzikie zwierzęta, tak dobrze zauważalne dla kogoś, kto mieszkał z dala od większych skupisk ludzi, zdały się jak jeden mąż pochować do swoich nor. Chyba właśnie dlatego sowa niosąca gruby rulon pergaminu okazała się tak wielkim zaskoczeniem, gdy z impetem wpadła przez otwarte okno do sypialni czternastoletniego wówczas Krukona. Chłopak poderwał się z łóżka, na którym próbował przeczekać najgorszy upał i powoli, z pewną ostrożnością zbliżył się do ptaka. Nigdy nie widział z bliska tej odmiany - sowy śnieżne nie były najpopularniejszym wyborem na wyspach i nie znał nikogo, kto taką posiadał. Bez wątpienia jednak przyleciała do niego, bo posłusznie, choć z pewnym trudem wystawiła nóżkę, dając Benowi do zrozumienia, by odwiązał przesyłkę. Rulon zapieczętowano lakiem z odbitym na nim herbem, nim jednak chłopak zabrał się do studiowania jego treści, wystawił z klatki swojej płomykówki miseczkę z wodą – bestialstwem byłoby zmuszać ptaka do lotu z powrotem w taką pogodę bez odpoczynku. Pieczęć złamała się z łatwością, choć temperatura sprawiła, że pozostawiła na palcach Bena czerwone ślady. Pergamin zapisany był równym, eleganckim pismem, jakby nadawca nigdzie się nie spieszył i poświęcił temu zajęciu całą uwagę.

Cytat :
Drogi Benie,
Nazywam się Peter Hawkins – nie bądź zaskoczony, że moja godność nic ci nie mówi. Ostatni raz spotkaliśmy się, gdy właśnie zaczynałeś naukę chodzenia. Nie to jest jednak najważniejsze. O wiele bardziej istotną rzeczą, jest powód, dla którego otrzymujesz ten list. Dawno temu, choć dla mnie te lata wydają się ledwie chwilą, twoja matka Mary była jedną z najbliższych mi osób. Złożyłem jej obietnicę, której nigdy nie zostało mi dane spełnić i nawet z biegiem czasu potrzeba dotrzymania słowa nie zgasła. Chciałbym wywiązać się z obowiązku, jaki na siebie nałożyłem w pełni świadom konsekwencji, wyświadczając przysługę tobie, jedynemu synowi Mary.
Wiem, że interesujesz się leglimencją – przekaż wujowi, by nieco ostrożniej kupował księgi traktujące o dziedzinach magii, których przeciętny obywatel nie potrafi zrozumieć i docenić. Ja, na szczęście dla nas obu, zgłębiłem tajemnice tej sztuki. Jestem skłonny przekazać ci moją wiedzę, jeśli jesteś gotów na intensywne i wymagające ćwiczenia. Jako dowód dobrej woli dołączyłem do tego listu trochę osobistych zapisków, przejrzyj je proszę.
Merkury zaczeka, aż nie odeślesz go z odpowiedzią.
Jeśli zamierzasz komuś pokazać ten list, nie trudź się – jego treść ukazuje się tylko dla ciebie.

podpisano
Peter Elryk Hawkins

Wbrew zdrowemu rozsądkowi decyzja została podjęta szybko, z jawnym lekceważeniem dobrych rad i obaw prawnych opiekunów – Kenneth i Arturia Wattsowie do ostatniej chwili nie chcieli wyrazić zgody na nic, co zaproponował chłopakowi nieznany żadnemu z nich Hawkins. Faktem pozostawało jednak, że mężczyzna wreszcie pojawił się na progu ich domu, a po krótkim powitaniu zniknął z wujem i ciotką Krukona w salonie. Ben nie był pewien jak (a może nie chciał próbować się domyślać?), ale nim minęła godzina, pełen podekscytowania pakował się na dwutygodniowy wyjazd do posiadłości Hawkinsa. Nic nie było w stanie zmącić radości i przyjemnego oczekiwania – może i przypadkiem, ale wreszcie jego fascynacja miała znaleźć praktyczne odbicie, stać się czymś więcej niż marzeniami napędzanymi lekturą zakurzonych tomów. Dla czegoś takiego warto było zaryzykować i zrobić krok na nieznany grunt.
Wizyty w domu Hawkinsa szybko stały się wspomnieniami, których Ben miał nie zapomnieć do końca życia. Rozciągnięte w okresie trzech lat, odbywane niezmiennie w okresach, gdy chłopak opuszczał Hogwart na czas przerw świątecznych i wakacji. Zaczęło się pozornie niewinnie – Peter, mężczyzna z nikłymi oznakami pierwszej siwizny i przenikliwymi oczami potrafił bardzo łatwo onieśmielać elokwencją i zakresem wiedzy. A wiedzieć zdawał się absolutnie wszystko i to nie tylko z dziedzin magii. W jego niewielkim, finlandzkim dworku Ben miał przyjemność odwiedzić bibliotekę, pomieszczenie od podłóg po sufity wypełnione tomami napisanymi zarówno przez czarodziejów jak i mugoli. Hawkins nie mieszkał sam – ilekroć młody Watts pojawiał się na jego progu, w domu kręciła się dwójka dzieci, która dopiero miała poznać radość z pójścia do szkoły magii oraz żona, chłodna, milcząca kobieta. Gdyby nie zaślepienie i słowa Petera, który idealnie okręcał go sobie wokół palca, Ben już na samym początku zrozumiałby jej postawę. W końcu to on, czternastoletni gówniarz przyprowadzony pewnego pięknego dnia do domu, ćwiczył sobie w wolnych chwilach leglimencję na jej własnych dzieciach. Z perspektywy czasu nie był w stanie zrozumieć, jakim cudem jego moralność mogła tak bardzo ucichnąć, jak to się stało, że zgodził się na sugestie Petera – nawet uderzenie adrenaliny po poprawnie wykonanym zaklęciu i świadomość władzy, jaka została mu włożona w dłonie, nie powinny wystarczyć, by spał spokojnie.
Nauka nie była łatwa, nawet dla kogoś szczodrze obdarzonego intelektem i talentem do nauki magii. Ben szybko przestał liczyć, ile niepowodzeń oraz chwil palącego zwątpienia doświadczył, zanim po kilku tygodniach ćwiczeń wydarł córce Hawkinsa pierwsze, kompletne wspomnienie – obraz dziewczynki budującej z bratem krzywego bałwana tuż przed drzwiami dworku był po prostu piękny. Słodki w tyle gardła, jak łyżka miodu trzymanego w ustach przez długi czas.
Było to niezwykłe doświadczenie po tym, jak wiele razy miał jedynie sposobność oglądać oraz czuć strzępy niewyraźnych obrazów, urywanych dialogów. Wcześniej wspomnienia przeciekały mu przez palce jak dym, ulatniały się, zanim zdążył uchwycić ich koniec, nagiąć go w taki sposób, by móc się lepiej przyjrzeć. Przypominało to stanie w gęstej mgle, przepełniające frustracją aż do kości, wytężanie wzroku, choć czuło się, że nie przyniesie to żadnych skutków. Błądzenie jak głuchy ślepiec nie stanowiło najprzyjemniejszego z uczuć.
Ze spotkania na spotkanie szło mu coraz lepiej, czerpał garściami z dziecięcych umysłów, wciąż uparcie spychając na dalszy plan nieśmiałe szepty sumienia, próbującego przebić się przez ambicję i głęboką potrzebę udowodnienia sobie oraz światu, że był kimś więcej niż przeciętnym nastolatkiem.
Choć mógł poprzestać na podsuwanych mu obiektach ćwiczeń, w pewnym momencie bezczelnie posunął się dalej, rzucając zaklęcie na odwiedzającą dom Hawkinsów starszą czarownicę. Pierwsza próba tego typu skończyła się katastrofalnym niepowodzeniem i interwencją Petera z szybkim użyciem obliviate, usuwającym wspomnienie incydentu. Ku ogromnemu zaskoczeniu przerażonego porażką Wattsa, mężczyzna był zachwycony jego inicjatywą – zaczął nawet specjalnie zapraszać do swojego domu różnych gości, używając na nich zaklęcia zapomnienia niezależnie od powodzenia czy porażki Bena. Przecież nikt nie mógł poznać ich małego sekretu.
W Hogwarcie naturalnie nie próbował ćwiczyć swoich umiejętności, nie chcąc się nikomu zdradzić z tym, co robił. Nie miał wątpliwości, że grono nauczycielskie nie byłoby zadowolone, gdyby dotarły do nich słuchy, że któryś z wychowanków parał się dziedziną magii powszechnie uważaną za czarnomagiczną. Przez trzy lata więc Ben Watts szlifował zdolność leglimencji jedynie na terenie domu Petera, gdzie łatwo było wyjaśnić zakłócenia związane z wciąż nałożonym na niego namiarem, gdzie gorąco zachęcano do nauki i gdzie nikt nie kwestionował stosowanych do tego metod. A przynajmniej tak się chłopakowi długo wydawało. Miał posiadać ponadprzeciętną inteligencję oraz przenikliwość, a okazał się niezwykle, żałośnie wręcz naiwny.
Nie wiedział, jak to się stało, że zasnął pewnego wieczora w bibliotece z głową ułożoną na otwartych stronach – pewien był natomiast tego, iż obudziły go krzyki Hawkinsów. Kłótnia w tym spokojnym domu była zjawiskiem co najmniej dziwnym. Może właśnie dlatego, zamiast zostać na miejscu i zostawić dorosłych samym sobie, jak należałoby uczynić, Ben powoli podniósł się z fotela, biorąc do ręki różdżkę leżącą obok tomu, który jeszcze niedawno czytał. Hawkinsowie nie usłyszeli, jak zbliżył się do drzwi salonu.
- … własne dzieci, Peter! Znosiłam to wystarczająco długo, ale mam dość twoich wymówek! Rzucasz na swoje dzieci Imperiusa tylko dlatego, żeby przypodobać się bękartowi kobiety, która kiedyś coś znaczyła! Nie możesz wiecznie żyć przeszłością!
Krukon nie usłyszał formuły zaklęcia, ale dźwięk czegoś ciężkiego uderzającego o podłogę, nie pozostawiał wiele do wyobraźni. Serce dziko biło się w piersi chłopaka, jak ptak próbujący siłą wydostać się z więżącej go klatki – w jakiś niedorzeczny i całkowicie nielogiczny sposób był pewien, że to właśnie ten dźwięk ściągnął w jego stronę uwagę Petera. Głos mężczyzny, choć jak zwykle opanowany i niemal przyjacielski, sprawił, że wzdłuż kręgosłupa Bena spłynął lodowaty dreszcz.
- Wyjdź chłopcze, wiem, że tam jesteś.
Nie miał dokąd uciekać, nie było nikogo, kto mógłby udzielić pomocy. Został sam, uzbrojony w marną wiedzę uczniaka i kilka sztuczek przeciw dorosłemu czarodziejowi o rozległej, nieprzeciętnej wiedzy. To nie miało prawa skończyć się dobrze. Ciało Krukona zdało się poruszyć bez udziału jego woli, palce mocniej zacisnęły się na różdżce, która w tej chwili wydawała się niczym ponad bezużyteczny kawałek patyka. Stając przed Peterem, usilnie wbijał w niego wzrok, nie ważąc się spojrzeć w bok, gdzie pewnie leżała pani Hawkins – nie wiedział żywa czy martwa. Czy Peter mógł zabić własną żonę za sprzeciwienie się jego decyzjom...?
- No dalej, widzę, że chcesz coś powiedzieć – zaczął czarodziej, przekrzywiając lekko głowę. W kącie jego ust pojawił się delikatny uśmiech. - Wyduś to z siebie, zanim będę zmuszony permanentnie cię uciszyć. Szkoda, bo nasze spotkania były czystą przyjemnością, ale sam rozumiesz.
Niesprecyzowana do końca groźba zawisła w powietrzu jak ciężka chmura, powoli opadła na ramiona Bena, za jedyny cel swojego istnienia obierając sobie wzbudzenie w nim strachu. Strachu, który zdecydowanie niczego nie ułatwiał.
- Rzucałeś na nich Imperiusa, dlatego nigdy nie protestowali, kiedy wyciągałem z nich wspomnienia... - zaczął, ważąc słowa. - Dawno powinienem zauważyć, że coś było nie tak. Co jeszcze zrobiłeś za moimi plecami?
Pytanie zdało się wyraźnie rozbawić Petera, jeśli sądzić po zadowolonym wyrazie jego twarzy i sposobie w jaki jasne oczy rozszerzyły się, jarząc światłem odbitym od żyrandola.
- Wspaniałe pytanie! Czy nie rzuciłem zaklęcia na twojego wuja i ciotkę? A może na ciebie? Założę się o worek galeonów, że wiele byś dał, by się tego dowiedzieć – urwał na moment, pozwalając słowom z całym ich możliwym znaczeniem dobrze zarejestrować się w umyśle chłopaka. - Dam ci jedną szansę. Pokaż, czego się nauczyłeś i spróbuj wydrzeć mi tę wiedzę. Sięgnij po prawdę i zatrzymaj ją w dłoni.
Huragan panujący w myślach i sercu Bena zmienił się w szum, odległe dzwonienie, gdy koniec wiązowej różdżki został wycelowany w postać Petera. To była jedyna, ostatnia szansa, jaką miał kiedykolwiek dostać, jeśli zawiedzie – musiał zrobić coś o wiele więcej, niż tylko zobaczyć wspomnienie. Dla dobra rodziny Hawkinsa, być może nawet swojej własnej i innych ludzi, których nigdy nie miał okazji poznać. Nie dla siebie, nie zasługiwał na wybaczenie tak głębokiej ignorancji i krzywdzenia bezbronnych dzieci.
- Leglimens.
Prawda nie smakowała jak słodki miód – była gęstym, smolistym dziegciem, który wypełnił mu płuca i oblepił serce.
-

- Teraz widzisz, dlaczego nie mogę więcej korzystać z tej umiejętności – ton Bena był żarliwy, niebieskie oczy wydawały się płonąć gorączką, gdy uparcie nie przestawał patrzeć na Samuela. - Nie mogę skrzywdzić nikogo więcej dla swojej ambicji. Rodzinie Hawkinsa nic nie jest, a jego zesłano do Azkabanu za uprawianie czarnej magii w ostatnie wakacje, ale ilekroć myślę, że mógłbym podnieść różdżkę i powiedzieć to zaklęcie, widzę go tak wyraźnie, jak ciebie teraz. A co gdybym nie usłyszał tej kłótni? Jak daleko bym się posunął, żeby poczuć się wyjątkowym? – na twarzy chłopaka pojawił się grymas, a ostatnie słowo niemal wysyczał, pełen odrazy wobec samego siebie.
- Ale usłyszałeś. No i wyciągnąłeś z niego wspomnienia tak skutecznie, że padł, a ty powiadomiłeś kogo trzeba.
Sam wydawał się nie być aż tak poruszony wyznaniem Bena, jak zakładał wcześniej Krukon. Nie rozumiał tego spokoju i wyraźnego zamyślenia przyjaciela. Zanim zdążył jakoś odpowiedzieć na ostatnie słowa Silvera, ten kontynuował:
- Pomyśl, ile dobrego mógłbyś zrobić, gdybyś rozsądnie wyciągał prawdę. Łapię, że nie chcesz ćwiczyć na kimś, kto nie może sam zdecydować. Możesz na mnie.
Chłopak zamarł, bezgłośnie kręcąc przecząco głową.
- Zastanów się! Nikt mnie do tego nie zmusza, a ty masz okazję przejść nad czymś, co nie daje ci spokoju i może później zrobić coś dobrego.
- Wariat. Zadaję się ze skończonym wariatem.

Koniec końców, Sam wreszcie zdołał przekonać przyjaciela do zmiany zdania i rozwijania umiejętności, choć Watts z początku mocno się przed tym bronił. Nie był w stanie w pełni zepchnąć wspomnień o Hawkinsie w głąb umysłu, ale podczas regularnie odbywanych z Silverem ćwiczeń zawsze traktował je jak przestrogę. Nie krzywdzić nikogo dla własnej korzyści, obnażać prawdę mogącą zmienić czyjś los na lepszy – te zasady wziął sobie głęboko do serca, już zawsze czując na ramionach ciężar odpowiedzialności idący w parze z tak niebezpieczną zdolnością.


Ostatnio zmieniony przez Ben Watts dnia Wto 19 Sty 2016, 18:42, w całości zmieniany 2 razy
Franz Krueger
Franz Krueger

Ben Watts - legilimencja Empty
PisanieTemat: Re: Ben Watts - legilimencja   Ben Watts - legilimencja EmptyPią 12 Gru 2014, 17:11

1. Wstęp jest dość krótki i nie obrazuje w pełni tego, od jakiego momentu Ben zaczął się legilimencją interesować. Wspomnienie o zdolnościach matki jest dość niejasne i niewystarczające. Szczególnie dodałabym tutaj jakąś wzmiankę o tym, gdzie Ben po raz pierwszy spotkał się z informacją o legilimencji. Później w liście Petera wspominasz o takim zainteresowaniu, ale nigdzie nie jest wyjaśnione w jaki sposób Watts zdobył taką wiedzę, ani jak trafił na jedną z ksiąg traktujących o tej dziedzinie magii. Myślę, że taki element powinien się gdzieś pojawić: czy Ben celowo poszukiwał takich ksiąg, czy może trafił na nie przypadkiem... a może matka sama wyjawiła mu prawdę i zaszczepiła w nim takie zainteresowanie?

2. Sama nauka jest opisana dość przejrzyście, choć brakuje mi opisu wspomnianych niepowodzeń. Na przykład tego, kiedy Ben próbował wtargnąć do umysłu dziecka, a zamiast wyraźnego obrazu, dostrzegł przemykające, niezrozumiane przez niego myśli ofiary, czy może jedynie zamglony obraz wspomnienia. Jedynie napomknąłeś o niepowodzeniach, a później już napisałeś o "zdobyciu" wyraźnego i pięknego wspomnienia, ten pierwszy etap traktując po macoszemu, podczas gdy można by było go jakoś rozwinąć.  

3. Opisałeś w zasadzie dwie sytuacje skutecznego zastosowania legilimencji. Podczas jednego z początkowych spotkań w domu Hawkinsów, a później już przeciwko samemu Peterowi. Dodałabym coś po środku, by zaznaczyć, że Ben czynił postępy w nauce.

4. Problematyczna wydaje się dla mnie kwestia wyciągania wspomnień od osób będących pod wpływem Imperiusa. Imperius bowiem wyłącza ich wolę, ogranicza, bądź całkiem unicestwia zdolność samodzielnego myślenia, a to wbrew pozorom utrudniałoby proces zastosowania legilimencji. Wydaje mi się, że naukę tej umiejętności ułatwia "myślenie" po stronie ofiary. Ofiara bowiem, myśląc o jakichś wydarzeniach, osobach, czy wspominając je, sama niejako wystawia się na działanie legilimenckich praktyk. Wyciągnięcie czegoś od osoby, która tego nie robi przypominałoby niejako wyciąganie informacji od kogoś, kto broni się oklumencją. Jeżeli Peter przejął kontrolę nad umysłem swoich dzieci celem ułatwienia Benowi nauki, napisałabym na Twoim miejscu coś o tym, że sam Peter wzbudzał u swoich dzieci myśli na temat konkretnych wspomnień, "wystawiał" je na działania Bena.
Ale to takie moje luźne przemyślenia, bo nie wiemy tak naprawdę nic o zestawieniu legilimencji z Imperiusem. Chociaż, skoro Imperius pozwala przejąć kontrolę na umysłem ofiary, myślę, że w ten sposób Hawkings rzeczywiście mógłby ułatwić Wattsowi naukę, kierując niejako myślami swoich dzieci.

5. Sam język, styl pisania jest naprawdę dobry. Bogaty język i lekkie pióro sprawia, że podanie się czyta przyjemnie, więc w tej kwestii niczego zarzucić nie mogę i to jak najbardziej działa na plus.

6. Sam wspomniałeś jednak w podaniu, że Ben nie miał zbyt wiele okazji do rozwijania swych umiejętności w praktyce. Uczył się jedynie w domu Hawkinsów, w szkole nie ujawniając się ze swymi zainteresowaniami. Ta okoliczność wraz z młodym wiekiem na pewno wpływają na Twoją niekorzyść.

7. Brakuje mi także informacji o tym, czy Ben nadal szkoli się w zakresie legilmenckich praktyk. Z rozmowy z Samem wynikałoby bowiem, że zrezygnował z obiektu, na którym mógłby ćwiczyć. A jednak umiejętność, która nie jest pielęgnowana, traci na jakości. Rozumiem ciężar odpowiedzialności, i jeżeli Twoją decyzją jest rzeczywiście porzucenie praktycznej nauki, to nie mam nic przeciwko, ale taka decyzja na pewno wpłynie na skuteczność stosowania umiejętności w przyszłości.

8. Jeżeli dopisałbyś te parę wątków, rozwinąłbyś je, byłabym gotowa przychylić się nawet do wysokiego poziomu opanowania umiejętności. Dajmy na to, 50-60%.
Jest to wysoki poziom z racji tego, że ustaliliśmy wspólnymi siłami, przynajmniej wstępnie, że poziom opanowania umiejętności z podania nigdy nie wyniesie więcej jak 90% w przypadku czarodziejów dorosłych oraz 60% w przypadku uczniów. Taka umiejętność to jednak bardzo potężna siła, a uczniowie, którzy w ogóle poznali jej tajniki, czy rozwinęli ją do przyzwoitego poziomu, powinni raczej stanowić wyjątki, a nie regułę. Pewne jest także to, że uczniowie nie zyskają samym podaniem poziomu takiego, jak dorośli tą samą metodą z racji po prostu o wiele krótszego szkolenia, co oczywiście nie stoi na przeszkodzie byś rozwijał legilimencję fabularnie.

Przypominam także, że ostateczna decyzja i tak należy do Evana, a moja kontrola podania jest jedynie dla niego wskazówką.

PS Ah, i pomimo tak obszernego postu i wielu uwag, uważam, że podanie, jak i sam pomysł na nie, są naprawdę bardzo dobre. W większości przypadków chodzi mi głównie o to b byś dopisał dosłownie po kilka zdań.
Cieszy mnie też to, że czytając podanie, nie odnosi się wrażenia, że ta nauka umiejętności wyszła z przysłowiowej dupy, a jednak ma jakieś fabularne uzasadnienie, które jest w pełni akceptowalne.
Evan Rosier
Evan Rosier

Ben Watts - legilimencja Empty
PisanieTemat: Re: Ben Watts - legilimencja   Ben Watts - legilimencja EmptyPią 12 Gru 2014, 19:29

Podanie ogółem mi się podoba. Podoba mi się język, jakim jest napisane, jego spójność, przemyślana forma, klamra, spajająca wszystko w całość. Na początek raz jeszcze przepraszam za oczekiwanie, miałem dylemat związany z umiejętnością legilimencji i musiałem poruszyć go w gronie administracji. Wiersz bardzo zacny, wzruszył mnie do głębi. ;)
Przejdę jednak do uwag, które poczyniła Franzowa. Do większości się przychylam, na temat części chciałbym się jednak wypowiedzieć.

Ad. 3. Wydaje mi się, że przedstawione sytuacje wystarczą, nie ma konieczności opisywania kolejnej.

Ad. 4. Myślę, że zaklęcie imperius może ułatwić wdarcie się do czyjegoś umysłu z tego względu, że osoba bezwolna, zobojętniała nie będzie się przed tym bronić, choćby nawet podświadomie. Z tego co mi wiadomo imperius nie sprawia, że dana osoba nie myśli, myślenia nie da się wyłączyć całkowicie w żadnym wypadku, jej wola jest zwyczajnie plastyczna, ograniczona. Takie ułatwienie wpływać będzie jednak oczywiście na poziom opanowania tej umiejętności przez Bena - skoro od początku miał ułatwione zadanie, nigdy nie musiał stanąć w zasadzie przed prawdziwym wyzwaniem, przed koniecznością wydarcia wspomnień z umysłu osoby, która może być temu przeciwna, w praktyce będzie miał z tym trudności.

Nie do końca rozumiem, czyli Ben zdecydował się rozwijać jednak w towarzystwie Sama? W każdym razie, tak jak mówi Franzowa, młody wiek, nieliczne okazje do szkolenia i szlifowania swojej umiejętności, ułatwienie w postaci imperiusa, no i, jak by nie patrzeć, dosyć młodych i niedoświadczonych obiektów do ćwiczeń wpływać będą na poziom opanowania legilimencji, który określiłbym na jakieś 40-50%. Odnieś się do tego, co napisaliśmy z Franzową, popraw kilka kwestii i wtedy pomyślimy.
Ben Watts
Ben Watts

Ben Watts - legilimencja Empty
PisanieTemat: Re: Ben Watts - legilimencja   Ben Watts - legilimencja EmptyPią 12 Gru 2014, 20:11

Cieszy mnie, że Óda się spodobała ;)

Wszystkie poprawki wprowadzone do podania zostały podkreślone, żeby łatwiej je było znaleźć w tym gąszczu słów. Do wypunktowanych spraw się odniosłam z wyjątkiem jednej - nauce tylko w domu Hawkinsów. Ta sprawa zostaje tak, jak wyglądała wcześniej, z późniejszym pociągnięciem ćwiczeń na Samie. Z rzeczy ważniejszych dodane zostały też próby na starszych czarodziejach nie będących pod wpływem imperiusa.
Evan Rosier
Evan Rosier

Ben Watts - legilimencja Empty
PisanieTemat: Re: Ben Watts - legilimencja   Ben Watts - legilimencja EmptyPon 15 Gru 2014, 18:51

Hmm, no dobrze, Benowa, teraz wszystko wydaje się w porządku. Łap tę legilimencję, poziom opanowania umiejętności określam na jakieś 50%. Możesz dalej rozwijać ją fabularnie pod czujnym okiem MG.

akceptuję.
Sponsored content

Ben Watts - legilimencja Empty
PisanieTemat: Re: Ben Watts - legilimencja   Ben Watts - legilimencja Empty

 

Ben Watts - legilimencja

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Ben Watts
» Ben Watts
» Mary Watts
» Watts Następny
» Kenneth Watts

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Genetyki
-