IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyNie 02 Lis 2014, 23:34

Opis wspomnienia
Przecież każdy lubi się przytulać! A Puchoni to istoty naprawdę majestatyczne w swej puszystości. Może jednak warto sprawdzić to przekonanie?
Osoby:
Allan Callas & Jolene Dunbar
Czas:
Chwila przed wakacjami.
Miejsce:
Błonia



I oto żyję w mroku, w cieniu, w przeklętym, ponurym więzieniu, gdzie przez szkieł barwnych zator wpada, jasność zamglona, brudna, blada. Połykałem kolejne wersy dramatu, który odnalazłem pod materacem łóżka w swoim dormitorium. Ile lat doktor Faustus mógł tam leżeć? Nie pamiętałem nawet, kiedy  ów książkę w odmętach łoża umieściłem! To chyba jednak nie miało aktualnie żadnego znaczenia. Byłem w cudownym świecie ramię w ramię z człowiekiem, który jako jedyny mógł mnie zrozumieć! Nie schlebiając sobie, oczywiście. Najlepszym miejscem-portalem dla tego typu podróży w czasie i przestrzeni były bez wątpienia, urodziwe Błonia. Nie byłem do końca pewny, czy sam nie znajduję się aktualnie w takim cieniu, chociaż przemierzałem skąpane w słońcu tereny zamkowe. Nawet ohydne istoty ludzkie, które się tutaj przewijały nie były wstanie zepsuć mi humoru. W końcu udało mi się opuścić te najbardziej "zaludnione" obszary i znaleźć swe miejsce pod dużą jabłonią. Cień, cisza, spokój, interesująca książka! Czego w tym zestawieniu brakowało? Alkoholu, oczywiście. Niestety, nie mogłem sobie pozwolić na spożywanie napojów wyskokowych publicznie. Mało to, czekających na najmniejsze moje potknięcie harpii dookoła? Łypiących oczyma, szczekających żuchwą i syczących plugawymi jęzorami swymi! O, nie nie! Nie mi w głowie tak nielogiczne działania. W sumie, już zaraz koniec szkoły. Jeszcze jutro i następne jutro... I chyba następne jutro. Oczywiście, że nie byłem zadowolony z powrotu do domu, dobrze wiedziałem, co to będzie znaczyć! Piekło na ziemi. Jednakże w tym szaleństwie była metoda. Nikt, absolutnie nikt nie zabraniał mi spędzić całego tego czasu w stanie skrajnego upojenia alkoholowego, czyż nie? A przy takim obrocie spraw to wszystko było do zniesienia. Na myśl o ojcu zrobiło mi się niedobrze, wspomnienia wyrwały mnie z tłumu, w którym właśnie stał doktor Henry... Rozejrzałem się dookoła, mając przeczucie, jak gdyby człowiek, który mnie spłodził, obserwował mnie gdzieś z drzewa, czy absolut sam jeden wie skąd. Serce przyspieszyło, oddech się zagęścił... Demony przeszłości? Strach? Rozpacz? Poczucie zagrożenia? To wszystko i jeszcze więcej. Potrząsnąłem głową, wprowadzając uśmiech na swą twarz, a raczej wystawiając go do wali ze złymi tworami umysłu. Ogarnij się... Nie jesteś już mały i bezbronny. Nieświadomie zacisnąłem dłoń na mojej różdżce. Już bardziej zrezygnowany powróciłem do lektury i chociaż bardzo starałem się powrócić do wspaniałego świata, w którym mogłem poznać sekrety samego szatana, to nie udało mi się to... Na dziś koniec.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyWto 04 Lis 2014, 15:00

To był piękny dzień! Idealny, aby komuś okazać najszczersze uczucie. Ubrana w mundurek szkolny i spódniczkę poprawioną wyszytym złotym wzorem u brzegu, żwawo przechadzała się przez błonia. Szukała Claryssy i Dwayne'a, a niosła w ramionach papierową torbę. Ze słodyczami. Dużo słodyczy. Rodzice przysłali jej na zakończenie roku odrobinę większe kieszonkowe (jest czarownicą, ma duże wydatki, to oczywiste) i zakupiła dużo słodkości. Laski cukrowe, cukierki wybuchające w buzi, gumy do żucia zmieniające kolor zębów, babeczki lukrowe i ciastka z konfiturami. Niebo dla języka. Widziała tę dwójkę otoczoną fanami Indianina schodzącą po schodach z trzeciego piętra. Zanim poszła do dormitorium po słodycze, straciła ich z oczu. Zatem żwawo i energicznie ruszyła na poszukiwania. I kogóż napotkała? Allana.
W pierwszej chwili otworzyła usta, aby do niego krzyknąć, lecz w porę się powstrzymała. Zauważyła, iż Allan znikał z pola widzenia, gdy tylko pojawiała się na horyzoncie. Rano chciała do niego zagadać, ale zanim podeszła na eliksirach do jego stolika, on wyszedł jakby sam diabeł deptał mu po piętach. A to była tylko Jolene. Tym razem skręciła w boczną dróżkę i na około przeszła jabłoń, pod którą siedział. O tej pięknej porze jej nie ucieknie. Przecież panienka Dunbar od zawsze miała dobre intencje, a dzisiaj wyjątkowo wszystkich kochała. Musiała przelać swą miłość i radość na wszystkie żywe osoby wokół. Kilku ślizgonów nauczyło się omijać ją szerokim łukiem. Doprawdy nie rozumiała dlaczemu.
Cichuteńko zakradła się od tyłu.
- Allan! - krzyknęła mu wesoło nad uchem. Położyła torebkę ze słodyczami na trawę, oparła ją o drzewo i nim Puchon miał szansę zrobił w tył zwrot bądź się ochronić, zarzuciła mu ręce na szyję i mocno wyściskała.
- Przyniosłam słodycze! Masz taką nietęgą minę... chcesz słodycze? Świeże, dostałam nawet promocję w Miodowym Królestwie za to, że tak systematycznie u nich kupuję. - nie dała mu dojść do głosu, tylko zgarnęła ręką torebkę i wygrzebała stamtąd babeczkę z konfiturami. Wcisnęła mu do rąk ciastko i samym spojrzeniem nakazywała konsumpcję. Sama wpakowała od ust kawałek i z miną pełną rozkoszy i szczęścia, delektowała się idealnym, delikatnym smakiem kruchej babeczki niedawno wyjętej z piekarnika.
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyWto 04 Lis 2014, 17:29

Nietrudno było się domyślić, że kiedy bramy cudownego świata literackiej fikcji zostały przede mną zamknięte, to jedynym sensem mojej egzystencji pozostało patrzenie się w przestrzeń rozmarzonym wzrokiem. Tak też miało pozostać! Naprawdę, nie miałem najmniejszej ochoty na dzielenie przestrzeni społecznej z jakąkolwiek inną istotą z gatunku Homo Sapiens. Niestety, chyba nikt nie liczył się z moim zdaniem. Los po raz kolejny pokazał mi, że od ludzi nie mogę się uwolnić, a zwłaszcza tych, którzy przyjęli sobie za cel wdzierać się w rzeczywistość innych z zaskoczenia i po cich… Nie, nie po chichu, a z wielkim, przytłaczającym, uniemożliwiającym jakąkolwiek obronę hałasem i wyrazem radości. Stało się… Kiedy Jolene podniesionym głosem wypowiedziała moje imię, podskoczyłem w miejscu, przeszły mnie ciarki, poczułem jakby ktoś właśnie zdetonował bombę atomową kilka centymetrów nad szklaną kulą z podpisem „Allan’s world”. Serce zaczęło bić szybciej, zimny pot objawił się kilkoma kropelkami mikroskopijnych rozmiarów na czole, przerażony wzrok wyrażał chęć ucieczki. Innymi słowy, Puchonce udało się uruchomić te reakcje, które informują nas o zagrożeniu! O nie… Przeszło mi przez myśl. Doskonale wiedziałem czym może się skończyć pojawienie się dziewczyny, a nawet nie może, a czym się skończy! Tym razem jednak nie mogłem się obronić, uciec, wymyślić sobie śmiertelnej choroby, z powodu której nie mógłbym dotykać absolutnie nikogo i przez absolutnie nikogo być dotykanym.

- Yyyyyghh… Poczułem ogromne pokłady szczęścia, które zaatakowały moją cielesność i wnętrze. Przyjemny, aczkolwiek niepożądany zapach dziewczyny i jej dotyk na mnie. Nieopisana tragedia! Proszę, już, błagam… Skomlałem w myślach, chciało mi się po prostu płakać, bynajmniej ze szczęścia.  
- Już, już Jolene, naprawdę, wystarczy… Mówiłem do niej, próbując choć trochę się oswobodzić. Przyniosła mi słodycze. Mi słodycze! Słodycze! To było z jej strony urocze, lecz jednocześnie bezsensowne. Co chciała przez to osiągnąć? Sprawić mi przyjemność? Zarazić radością? Mogła przyjść z alkoholem, o czym zresztą ją poinformowałem.
- Domyślam się, że nie masz tam w tej swojej cudownej torbie żadnych napojów choć-trochę-wyskokowych? Szkoda, że znałem odpowiedź na to pytanie! Wziąłem głęboki oddech, a następnie, wzruszając ramionami wypuściłem powietrze.
- Mam nietęgą miną, bo i niby z czego mam się cieszyć? Rozejrzałem się dookoła, po czym poprosiłem ją z ironią w głosie o to, żeby pokazała mi cokolwiek z czego można by się było radować. Miałem świadomość, że za chwilę wymyśli coś głupiego i dla siebie rzeczywiście wprawiającego w dobry nastrój…  Nie mogłem sobie darować docięcia jej…
- Wiesz, jaki jest idealny kształt w naturze? KULA. Jeżeli nie zerwiesz swojego nałogu, to niedługo będziesz idealną... To może rzeczywiście nie było szczególnie miłe, nawet przez chwilę pomyślałem o tym, że powinienem to „cofnąć”, no ale cóż. Słowo się rzekło. I dobrze, niech jej pójdzie w pięty! Odezwał się mały chochlik w mojej głowie. Jakaś druga natura…  Chciałem wyrzucić babeczkę przed siebie, ale… Jakaś nieznana mi siła sprawiła, że zacząłem ją konsumować. Ooo… Bardzo przyjemnie na duszy i sercu mi się zrobiło, kiedy już pierwszy kęs wylądował w żołądku. Cudnie!
- Co… Tutaj robisz? Zapytałem beznamiętnie.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptySro 05 Lis 2014, 16:30

Nie było powodu bać się Jolene Dunbar! Jak można bać się tej jasnej twarzyczki, uśmiechniętej od ucha do ucha, z delikatnym różem na policzkach i pięknie wymalowanymi rzęsami? Kunszt makijażu dopracowała do perfekcji, czym chwaliła się na prawo i lewo wśród koleżanek. Tylko jeden raz Filch na jej widok krzyknął i zapytał co ona ma na oczach, czy to nie jest kurza ślepota i czy to zaraża. Poza tym Joe była bardzo miłym stworzeniem, choć odrobinkę upierdliwym. Spędziła osiem lat swojego życia obok Dwayne'a Morisona. Przy nim nie da się dorosnąć mimo, iż w listopadzie stuknie jej siedemnastka.
Litościwie wypuściła z objęć Allana, gdy ten zaczął wydawać dziwne dźwięki. Przytulanie się jest bardzo zdrowe, działa rozluźniająco i relaksuje. Z medycznego punktu widzenia należy przytulać się przynajmniej trzy razy dziennie przez piętnaście minut, a jest pewność, że będzie się żyło dłużej. Joe wprowadzała ten szalony pomysł w życie. Nie daj Merlinie, aby napotkała na swojej drodze Ślizgona.
- MAM! - krzyknęła i zanurkowała nosem w papierowej torebce. Wyjęła dwie puszki gazowanego Jazzu z Miodowego Królestwa. Po prostu lepsze Pepsi nadymające policzki. W ten oto sposób zrozumiała "napój wyskokowy".
- Jak się napijesz to język skacze. Sprawdzałam! - zachichotała niczym chochlik kornwalijski i wcisnęła Puchonowi w ręce niebieską puszkę. O niebo lepsze niż mugolskie wytwory, oj tak.
- Z życia, z życia się ciesz Allan! - wyrzuciła oba ramiona w górę, jakby chciała objąć cały świat. W efekcie z jej torby wyleciały cynamonowe kuleczki i guma do żucia. Joe rozsiadła się przy chłopaku informując go werbalnie, że zostanie tutaj jeszcze trochę. Otworzyła napój i napiła się łyczek, uśmiechając się szeroko. Widziała jego radość z powodu słodyczy. Kto by się nie cieszył? Słodycze produkują szczęście!
Wydęła usta i pokazała mu język. Ach te jego poczucie humoru... musiał się zarazić nim od Filcha. Niestety Joe była odporna na kompleksy i uwagi, że mogłaby przytyć. Dbała o linię.. no dobra, nie dbała, bo nie musiała.
- Nie muszę. Powiem tobie w tajemnicy, że metabolizm mam po mamie, która ma talię wily, a po tacie apetyt. I słodycze to nie jest nałóg. Słodycze to jest pasja, mój drogi. - wyjaśniła mu tonem speca. Zjadła jedną babeczkę z konfiturami, mrucząc pod nosem coś, co miało wydźwięk szczerej aprobaty. Usiadła na swoich piętach - chudych piętach, wczoraj peelingowanych w wodzie morskiej i sproszkowanym ogonie jaszczurki leśnej - i zgarnęła do ręki kuleczki cynamonowe z nadzieniem toffi.
- Otwórz buzię, to cię nakarmię. - usiadła dosłownie przed nim, pół metra przed nim. Miał szczęście, że rozłożył na trawie nogi, które chroniły przed siedzeniem jeszcze bliżej. Niby słyszała plotki, że Allan stroni od ludzi i jest ponury, ale to zupełnie nie przeszkadzało Joe. Mało co jej przeszkadzało. Potrafiła dostosować się do każdego i nie zrażała się absolutnie niczym. Skoro ujrzała na jego twarzy coś na kształt radości ze słodyczy, to go nimi nakarmi aż zacznie biegać wokół drzewa z nadmiaru energii. Podrzuciła w dłoni kilka kuleczek cynamonowych i patrzyła wyczekująco na Puchona.
- Nie patrz tak, wiesz jakie one są słodkie? Rozpływają się w ustach i strzelają na języku. Kupiłam po promocji!  - zachęcała go i nie spuszczała z niego czujnego spojrzenia. Nie odpowiedziała co tutaj robi. Aktualnie przyszła go nakarmić, aby nabrał ciała i nie był taki chudy.
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptySro 05 Lis 2014, 20:37

Nie było powodu do obaw… Dobre sobie! Może rzeczywiście w przypadku osób, które lubiły ludzi, były towarzyskie i chciały znajdować się wśród innych, to stwierdzenie miało w sobie maleńki pierwiastek prawdy, niestety mój przypadek był – nie zachodząc pychą – wyjątkowy. Jasna twarzyczka, uśmiechnięta od ucha do ucha. Przecież to są właśnie te obrzydliwe, warunkujące strach przed ludźmi czynniki. Jeżeli ktoś się uśmiecha to znaczy, że milczy, jeżeli milczy, to znaczy że myśli, a jak myśli to na pewno coś złego i na szkodę społeczeństwa. Nikomu więc ufać nie można. W momencie, gdy Puchonka pokazała mi jakieś siki z miodowego królestwa, uniosłem jedną brew w geście najszczerszej pogardy i fuknąłem na nią pod nosem, dając jasno do zrozumienia, że z czymś takim to naprawdę nie do mnie. Niesamowite… Przeszło mi przez myśl, kiedy zdałem sobie sprawę, jak dużą dawką dobrej energii dziewczyna emanuje. Co gorsza, nie udawało mi się jej zwalczyć! Za słabo się starałem. Żarcik o kuli był zdecydowanie zbyt słaby. I nagle… IDEALNA OKAZJA!
- Pfff… Twój język skacze na zawołanie i bez tego. Wiedziałem, że jest ona na tyle inteligentną osobą, że zrozumie, iż ją obraziłem, a jeżeli nie, to lepiej dla mnie. W końcu największa satysfakcja płynie z faktu obrażania ludzi w ich zdebilałej nieświadomości. Odłożyłem puszę przed chwilą mi wręczoną na bok i wywróciłem oczyma. Z życia się ciesz…
- Mówisz, jak każdy, kto właściwie sam nie wie, z czego ma wieczną radochę, więc sprowadza wszystko do unikalnego ogółu. Nie, dzisiaj to było niemożliwe by poprawić mi nastrój, a każda próba mogła skończyć się tragedią. Ja wiele Jolene wytrzyma?! Zobaczymy.
- Jesteś niezdarna. Skwitowałem beznamiętnym tonem wysyp słodyczy z torby. Ohoho, hipokryzja mocno. Sam wiecznie wszystko wylewałem, przewracałem się, zrzucałem ze stołów, chyba że szło o eliksiry. Tam o dziwo potrafiłem zachować profesjonalizm. W pewnym momencie zacząłem klaskać, ironia i szydera w mych oczach aż zaiskrzyły.
- Dzięki. Bez tej tajemnicy moje życie naprawdę nie miało by sensu. O najwspanialsza, jak Ci się odwdzięczę za ten skrawek wiedzy tajemnej, której każdy na pewno chciałby być posiadaczem. Zaśmiecasz mi umysł takimi informacjami. Ostatnie pięć słów wypowiedziałem  z dawką jadu zbyt dużą nawet, jak na siebie. Przesada! Przesada, przesada, przesada! Co ona mi zaproponowała?! Że mnie nakarmi?! MNIE?!?! Mój wzrok otoczył ją w tej chwili ekspresją słów… „idiotka, kretynka, chyba Cię pogrzało”. Szczerze mówiąc nie byłem tego nawet do końca świadom, a w głębi duszy jakaś drobna cząstka mnie bardzo się ucieszyła. Nie było dyskusji w temacie, że to co robiła dziewczyna było nad wyraz słodkie i urocze. Nie wiedziałem jakim cudem [tak, jak przed chwilą], ale rzeczywistość ukształtowała się w ten sposób, że ostatecznie usta rozwarłem, dając się grzecznie nakarmić. Niestety, zraniona bestia we mnie, a nawet rzekłbym… Chwilowo poskromiona, dostała szału.
- Masz rację… To jest pyszne… Zacząłem z zachwytem w głosie oraz na twarzy, troszeczkę udawanym, ale byłem tak świetnym aktorem, że ona nie mogła tego wiedzieć. W następnej sekundzie przyjąłem pokerową twarz i dodałem…
- Tak pyszne, że wstrzymuję torsję… Wyplułem kawałki słodkiej pyszności. Właściwie, to zadawałem sobie w duchu pytanie, a raczej robiła to ta puszysta strona mnie… Czemu to zrobiłem? Co chciałem tym udowodnić światu? Co chciałem udowodnić sobie? Przecież to żałosne postępowanie. Potrząsnąłem energicznie głową, a moje włosy zaczęły miotać się, jak szalone. Chciałem wytrzepać z głowy pytania natury filozoficznej, by nie zadręczać się zbędnymi myślami, a przynajmniej teraz zbędnymi. W pewnym momencie poczułem, jakby czas stanął… Znak z niebios?!
- Emm… Zrobiło mi się po prostu głupio i to było bardzo widoczne. Szczery żal za grzechy to to może i nie był, ale coś mnie ruszyło…  Przeniosłem wzrok z niej na wyplutą babeczkę i znowu na Jolene…
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptySro 05 Lis 2014, 21:09

Doprawdy Jolene nie stanowiła takiego zagrożenia jakie myślał Allan, że jest. Omijano ją szerokim łukiem, nazywano dziwaczką a wszystko przez to, że nie miała skrupułów przed radością i okazywaniem swoich uczuć. Allan miał rację twierdząc, że człowiek zasłania się uśmiechem i za tą maską milczy, ale niekoniecznie w głowie czają się złe myśli.
Nakarmiła go kuleczką kakaową, wrzucając mu do ust nawet dwie, skoro posłuchał - a czego się nie spodziewała. Miło ją zaskoczył, lecz jego późniejsze zachowanie było bardzo nieadekwatne do zachowania Joe.
Blask w oczach Puchonki przygasł. Zupełnie jakby ktoś zasłonił okno firaną, przyciemniając pomieszczenie. Niestety to było zbyt mało, aby jej dopiec. Uśmiech Joe zmalał, ale dalej utrzymywał się na ustach podkreślonych różowym błyszczykiem.
- Ja się cieszę, że jest ładny dzień, że kupiłam dobre słodycze i mogę się nimi podzielić. Cieszę się, że Emanuel pierwszy raz zapamiętał drogę od sali wróżbiarstwa do mojego dormitorium i cieszę się z Powyżej Oczekiwań z eliksirów - wyjaśniła łagodnie, chowając jego nienaruszoną puszkę Jazzu do papierowej torby. Tak samo zrobiła z babeczkami i kuleczkami z nadzieniem toffi. Schowała, ukryła.
- Ale tobie nie dam, skoro robi ci się od nich niedobrze i nie umiesz się z tego cieszyć. - wykrzywiła usta i usiadła na pupie na trawie. Poprawiła spódniczkę, aby nie odsłonić zbyt wiele nóg i na oczach Allana poczęła delektować się kuleczkami kakaowymi. Tym gestem i zachowaniem skrywała urazę, bo rzeczywiście ją uraził. Powinna wstać i sobie odejść, aby obdarować kogoś słodyczami, kto to doceni i będzie się również z tego cieszył. Zaiste Allan był trudnym człowiekiem, lecz widziała w jego oczach i twarzy pierwsze, szczerze rozluźnienie na smak słodyczy. Potem to zniknęło, zupełnie bez powodu. Jakby po ugryzieniu kuleczki poczuł jakiś nieprzyjemny smak. Włożyła do swych ust na próbę i sprawdziła. Pyszne. Przepyszne, świeże, miękkie. Mile rozpływające się na języku. Kremowe, rozpływające się toffi.
- Na torsje jest dobry eliksir pieprzowy, chociaż ja bym polecała miętowe cukierki. Są o wiele smaczniejsze, ale nie mam ich dzisiaj. - powiedziała poważnie i włożyła do ust kolejną kulkę. Celowo zamlaskała, zamruczała chwaląc w ten sposób wyrób cukierniczy i obracała w palcach maleńkie cudo, siódme niebo dla kubków smakowych. Skoro zbierało mu się na wymioty, nie będzie go karmić słodyczami. A ma ich tak dużo, więc zje trochę, a resztę da Dwayne'owi i Clary, a oni już na pewno ucieszą się z tego podarunku. Mogła dać jeszcze Samuelowi, masie innym osób, a mimo wszystko dalej siedziała obok Allana i przeszkadzała mu w biadoleniu na świat. Zawsze można pobiadolić razem. Co dwa biadolenia to nie jedno. Dostrzegła jego speszone spojrzenie, zupełnie jakby nie kontrolował swoich poprzednich słów. Jakby powiedział je nieświadomie, a przecież ton głosu wskazywał, że zrobił to celowo, aby ją urazić. Może chciał ją odpędzić? Niestety ślizgoni odpędzali się od niej codziennie i przywykła, że czasem ktoś próbuje jej dociec. Nieudolnie, potrzeba było czegoś więcej niż zwykłe słowa. Wciąż na jej ustach widniał uśmiech, gdy sięgnęła po cukrową chmurkę w pudełeczku. Wyjęła watę i westchnęła z radości czując delikatny, lekki smak słodyczy na ustach. Dla takich chwil warto żyć!
Wyprostowała nogi, dotykając butami pnia jabłoni i wciąż rozkoszowała się łakociami. Mogłaby spędzić ten dzień właśnie w takiej pozycji, z tym samym słońcem, z tą samą trawą i z tymi samymi słodyczami. Z Allanem, gdyby postarał się przynajmniej uśmiechnąć. Zdała sobie sprawę nagle. Że nigdy nie widziała jak pan Callas się uśmiecha, a mijali się niejeden raz.
- Jeśli będziesz chciał to znajdź mnie później to dam tobie te miętówki. Działają cuda, uwierz mi. - zagaiła niby to mimochodem traktując poważnie jego słowa. - Współczuję, że robi ci się niedobrze od słodyczy. To tak jakby zgasło słońce. Brak sensu życia. A przecież to pasja. - obróciła kawałek waty cukrowej przed oczami, traktując to jako eksponat, który trzeba zaraz zjeść, bo inaczej straci na swym smaku. Tak też zrobiła.
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyCzw 06 Lis 2014, 16:27

Skoro wokół Jolene krążyły opowieści, jakoby była dziwaczką, to znaczy, że dała otoczeniu do zrozumienia albo pokazała, że naprawdę tak o niej można sądzić! Tak samo, jak o mnie chodziły plotki, żem chory psychicznie – chyba nie mogłem zaprzeczyć, prawda? A, nawet jeżeli tak w rzeczywistości nie było, to dawałem się takim poznać innym. Czy kłamałem? Udawałem coś? Czy taki byłem naprawdę? Nie było na to czasu, nie było też chęci na podjęcie takich tematów. Uśmiechnąłem się w sposób dość ohydny pod nosem. Dało się zauważyć, że moje starania prowadzące do tego, by humor dziewczyny przypominał mój, odnoszą pewne rezultaty.
- To jest bolesne? Zapytałem pogardliwie, oczywiście chodziło mi o uwydatnienie głupoty tej dziewoi. Wiadomym było, że torsja mnie nie chwyciła, a może i ona prowadziła dalej tę grę słowną? Nie wyglądała na taką. Jak długo jeszcze to wytrzymam! Zawyłem w myślach, najgłośniej jak tylko mogłem.
- Czarną ospę też leczyłabyś słodyczami? Spytałem – znowu oczywiście z wielką dawką ironii w głosie. Mogliśmy rozmawiać o tylu wspaniałych rzeczach! W sumie, nie wiedziałem nawet, czym dziewczyna się interesuje. Nie skłamałbym, mówiąc że nie zawsze ją zauważałem. W sensie… Nigdy nie zwracałem na nią uwagi, toteż nie potrafiłem sobie przypomnieć na jakich lekcjach wykazywała największe umiejętności.
- O tak, nic innego nie zrobię, tylko pognam do Ciebie, po cukierki. Chyba naprawdę zacznie mi się zbierać na wymioty… Machnąłem na nią ręką, wyrażając w ten sposób swoją ignorancję, na przekór wykonanemu gestowi, zadałem pytanie…
- Co robisz kiedy nie jesz i nie molestujesz innych? – tak, chodziło tutaj po prostu o to, by ta wyjawiła mi informacje na temat swoich zainteresować, swojego hobby. Nie liczyłem na szczególnie lotną wypowiedź. Pewnie jakaś historia magii… Chociaż! Kto wie?!
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyCzw 06 Lis 2014, 16:47

Westchnęła ciężko. Chyba rozbawiłaby szybciej Filcha niż Allana. Albo co gorsza, dogadałaby się z Irytkiem niż poprawiła nastrój Allanowi. Był odporny chyba na wszystko, dodatkowo zachowywał się co najmniej dziwnie. Najpierw ją obrażał, potem pokazywał skruchę, teraz ponownie rzuca ironią na prawo i lewo, niemalże odpędza ją od siebie, aby następnie zadać pytanie na temat jej zainteresowań, przecząc swojemu zachowaniu sprzed pół minuty. Pulsowanie w głowie Joe oświadczało, jak bardzo gubi się w interpretacji tego Puchona.
- Nie, cudowne. - zmierzyła go wzrokiem matczynym, jakby miała do czynienia z chłopcem co najmniej jedenastoletnim, skoro nie potrafi sam sobie na to odpowiedzieć.. Zachichotała przy następnym pytaniu. Non stop o coś pytał, a więc starała się ignorować sarkazm. Ciekawe kto pierwszy wstanie i odejdzie. Joe nie należała do osób cierpliwych, ale za to prostych i spoglądających na świat przez różowe okulary. A to dodawało jej mnóstwo sił.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała udając niedowierzanie. - Przy czarnej ospie słodycze pomogą się odprężyć, ale raczej nie działają na bąble. Próbowałam testować słodycze na groszopryszce, ale nie podziałało. - stwierdziła z żalem przypominając sobie jak trzy lata temu zaraziła się tym choróbskiem od jakiegoś małego ślizgona. Spędziła dwa tygodnie w skrzydle szpitalnym i żadne słodycze nie pomagały. Próbowała nawet słodzić sobie leki, niestety w efekcie wymiotowała kilka razy i dostała reprymendę od pielęgniarki.
- Ja? Kiedy nie jem? - zapytała i znowu zachichotała, bo jeść uwielbiała. Dzięki wiecznym bieganiu zachowywała smukłą talię i nie przypominała żadnej pulchnej kulki. Próbowała przypomnieć sobie co ona też robi, gdy nie je. Wiele rzeczy, nieustannie jest w ruchu, gdyż taka jest jej natura.
- Robię dużo zdjęć. Gonię Emanuela i próbuję go wykąpać z Samuelem i Dwayne'm, przemycam zabawki od Zonka i podrzucam pani Norris obrzydliwe fasolki wszystkich smaków. - odpowiedziała płynnie, bez zająknięcia, bo tak też było. Puchonka przechyliła głowę i włożyła do ust kolejną kuleczkę kakaową o smaku toffi. Cudo.
- A ty oprócz marudzenia i obrażania wszystkich wokół czym się zajmujesz? - zapytała słodziutkim głosikiem. Nawet kokieteryjnie zamrugała długimi rzęsami, które malowała dzisiejszego poranka przez siedemnaście minut i dwadzieścia dwie sekundy.
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyCzw 06 Lis 2014, 18:05

Filch przy mnie to były ciepłe kluchy! Zresztą, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jako jedyny uczeń w szkole mogę liczyć od niego na coś więcej, niż „spadaj do łóżka”. Może to były jakieś złudne nadzieje, a może po prostu się rozumieliśmy? Z Irytkiem za to świetnie mi się gaworzyło, tym bardziej, że byłem wstanie przewidzieć wszystkie jego złośliwe sztuczki, którymi byłby wstanie mnie uraczyć! Nie to, żebym był o krok do przodu, po prostu nie dawałem zostawić się z tyłu. Poza tym, złośliwy duszek nie był wcale taki zły. Poltergeist… Nie byłem zbyt dobry w takich pamięciowych sprawkach, ale jeżeli dobrze kojarzyłem charakterystykę złośliwych hałaśliwców, to… Irytek wpasowywał się idealnie. No nieźle. Trzeba było jej przyznać hart ducha, cierpliwość i ogromne pokłady dobrej woli. Co prawda nie wytaczałem najcięższej możliwej artylerii, chociaż też jej nie oszczędzałem. Dalej to już były tylko jakieś bzdury. Z zamyślenia wyrwałem się dopiero w momencie, kiedy dziewczyna zadała mi pytanie. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnąłem się wtedy od ucha do ucha, na sekundkę… Ale jednak. Gdyby to było możliwe, to zapewne teraz moje policzki oblałyby się rumieńcem, na szczęście tak się nie stało. Patrzałem na nią z niemałym zdziwieniem, a to dlatego, że nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Odpowiedzieć, nie kłamiąc, a jednocześnie nie tłumacząc się i nie opowiadając historii życiowych. Hmm…
- Obrzydzam życie zbyt wesołym Puchonkom. Puściłem jej oko, a i wypowiedziane przeze mnie słowa nie były – tak, jak te wcześniej – agresywne. Przeszło w zwykłą, nie-ofensywną grę słowną.
- A tak naprawdę…  To w wolnym czasie robię mnóstwo rzeczy. Od czytania ciekawych książek… W tym momencie podniosłem do góry Doktora Faustusa.
- … Przez namiętne trenowanie zaklęć, warzenie eliksirów, tak sobie dla przyjemności, na nocnych przechadzkach kończąc. Świat nocą wydaje się zdecydowanie bardziej przystępny. Można powiedzieć, że na chwilę się przed nią otworzyłem. Oczywiście nie cały, pokazałem jej maleńką, maciupeńką, ludzką część siebie. W końcu jeden z wielu testów wytrzymałości przeszła bardzo pomyślnie, dlatego też… Może nie była, aż taka zła? Zaśmiałem się… Tak.
- To może dlatego ta kotka jest taka… Emm. Specyficzna. Bo ma zszargane nerwy i niesmaczne życie. Czy to nie brzmi znajomo? Specyficzny Alan z niesmacznym życiem? Cóż, ona nie mogła chyba spojrzeć na to z tej strony, chociaż to ją tam wie, jakie zdolności czytania między wierszami i doglądania kontekstów miała!
- Ja nie umiem robić zdjęć, ani rysować. Śpiewać też… Nieszczególnie. Zachichotałem pod nosem, przypominając sobie wszelkie próby wokalizacji mowy.
- Ale ponoć nieźle tańczę! Lubisz tańczyć? Czyżbym się rozgadał… ?
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyCzw 06 Lis 2014, 19:46

Filch był słodki! Jeśli tylko się nie uśmiechał i nie otwierał ust ani również nie mówił, nie nosił na sobie namiotu i dziurawych butów. Jego kot również był uroczy. Joe kochała koty. Emmanuel, jej własne białe kocię, zaakceptowało ją jako stały element świata (a nie oddany sługa- otwieracz do konserw-sprzątacz-kuwety) z chwilą, gdy przyniosła go do Hogwartu. Wcześniej nie dogadywali się, tocząc zaciekłą wojnę o każdy kawałek łóżka. Na teraźniejszość, Joe kochała nawet panią Norris. Niejednokrotnie przysiadywała w bezpiecznej od niej odległości i podrzucała jej z kilkunastu metrów fasolki Bertiego Botta. Rzut Fasolką. To powinna być oddzielna dziedzina sportu i magii, w której Jolene Dunbar wiodłaby prym.
Wywróciła oczyma, powracając na ziemię.
- Przez ciebie Helga przewraca się w grobie, wesołku. - posłała mu szeroki uśmiech odsłoniwszy białe zęby z delikatnie zaostrzonymi dwoma siekaczami. Ledwie musnęła wzrokiem prezentowaną książkę, do których nie czuła takiego pociągu jak co druga osoba w Hogwarcie. Wysłuchała Allana i westchnęła odrobinę rozmarzona.
- Nigdy nie udało mi się wymknąć nocą przed Filchem. Stacjonuje niczym gargulec w lochach przez ślizgonów. Zabierz mnie kiedyś na taką przechadzkę, prooooszę... - wbiła spojrzenie w chłopaka, patrząc na niego niczym zasmucony kot, niesłusznie oskarżony o podrapanie kotar łóżka. Joe lubiła wyzwania, adrenalinę, lubiła uciekać i biegać, jednakże w nocy wątpiła czy uda się jej zmylić Filcha bądź wymyślić wiarygodną wymówkę na wycieczkę w piżamie po szkole. Dwayne był zbyt głośny, aby go ze sobą taszczyć o tej porze, poza tym on bardzo blisko przyjaźnił się z prefektem i bała się, że jej plan spali na panewce. W Allanie była szansa spełnienia swego małego pragnienia już niedługo, dlatego nie spuszczała z niego uroczego spojrzenia, pełnego przejmującego "proszę".
Ocknęła się na słowo "taniec".
- Umiem tańczyć tak dyskotekowo. W Cardiff raz zaciągnęłam do klubu Dwayne'a, ale uciekł po jednym drinku i nie umiał tańczyć. A jak umiesz tańczyć? Jak ci zamożni czarodzieje z arystokratycznych rodzin na balach i uroczystościach z błahych powodów? - zapytała na jednym tchu, pakując do ust następną kuleczkę kakaową. Wchłaniała wiele bodźców naraz. Zarejestrowała uśmiech Allana, który był godny sfotografowania, ale jak przypuszczała prędzej by zgodził się umówić na randkę z kotem niźli dał sfotografować i opublikować w jej albumie. Chichotał, co też było dziwne, skoro niedawno zachowywał się chamsko i nieprzyjaźnie. Doprawdy, Joe za nim nie nadążała aczkolwiek dalej prowadziła z nim konwersację, zastanawiając się jednocześnie kiedy ulegnie tym zapachom dobiegającym z jej papierowej torebki.
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyNie 09 Lis 2014, 15:41

Czy tylko ja w całym zamku nienawidziłem wiecznie łaszących się, zapchlonych futrzaków, jakimi były koty? Naprawdę, ze wszystkich zwierząt magicznych, to nawet trujące ropuchy wydawały się bardziej atrakcyjne. Filch słodkim… To był kolejny dobry żart, którym dziewczyna dzisiaj mnie uraczyła. Ciekawe, jak wiele jeszcze ich miała?
- Helga? Na początku nie załapałem i w umyśle szukałem jakiejś swojej znajomej, albo kogoś takiego, komu się umarło. Aaa! Chodziło oczywiście o założycielkę domu, do którego wspólnie przynależeliśmy. Skoro Tiara zdecydowała się umieścić mnie tutaj, to przecież nie mogła się mylić, no nie? Chociaż wielokrotnie już słyszałem, że zgryźliwością i jadem przewyższam nawet Slytherin. Co jeżeli to właśnie tam, tak naprawdę, miałem się znaleźć? Ale nie znalazłem… Bardzo spodobało mi się podejście Puchonki do ucieczek. Tylko dlaczego nigdy tego nie spróbowała?
- Ależ oczywiście, że będ… I przerwałem. W sumie, brać kogoś, kto nigdy nie robił takich rzeczy, to przecież samobójstwo. Nie zamierałem wylecieć ze szkoły. Chyba, że na miotle, po jej zakończeniu! He-he.
- No… Nie wiem w sumie. Jesteś głośna, wszędzie Cię pełno, narobisz przypału. Z drugiej strony, przecież okazja na zepsucie kolejnej duszyczki nie może pozostać niewykorzystania, czyż nie? Ech! Jakaż ona była problematyczna.
- W sumie, to potrafię tańczyć i tak i tak, chociaż wolę zdecydowanie w sposób bardziej elegancki… Ma to w sobie coś interesującego, w przeciwieństwie to bezwładnego miotania się po parkiecie w stanie upojenia alkoholowego, chociaż samo upojenie jest naprawdę świetne. Nie mogło przy spotkaniu ze mną, zabraknąć rozmowy o alkoholu, a raczej wysławienia tegoż związku chemicznego pod niebiosa!
- Hmm… Mogę? Zapytałem, kiwając głową w stronę torebki ze słodyczami! Skoro ta rozmowa zapowiada się na rozwinięcie, to nie mogłem przecież siedzieć tutaj o pustym żołądku! A cóż teraz znajdę lepszego, niż smakołyki z miodowego królestwa? No właśnie, nic!
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyNie 09 Lis 2014, 20:10

Nie skomentowała zapytania o Helgę ufając, że pojmie po chwili o kogo chodzi. Niemal widziała trybiki w jego głowie. Skinęła głową, gdy pojął już o kim to też mówiła, a było to proste do wywnioskowania. Joe nigdy nie twierdziła, że powinna należeć do innego domu. Dla Krukonów była zbyt leniwa, dla Gryfonów zbyt roztrzepana, a dla Ślizgonów... zbyt otwarta i spontaniczna. Twierdziła jednakże, że każdy człowiek jest inny, a tiara wie co robi, tak więc cieszyła się mocno, że Allan był w Hufflepuffie.
Wykrzywiła usta i wywinęła je w podkówkę urażona.
- Nie prawda, nie jestem głośna! - krzyknęła... głośno i donośnie aż jakiś uczeń się za nimi obejrzał. Zamknęła gwałtownie usta i uśmiechnęła się niewinnie.
- Umiem być cicho. Na prawdę. Umiem. - powiedziała już ciszej. Zamrugała rzęsami widząc w Allanie szansę na zabawę i łamanie regulaminu pod nosem woźnego. Prawie się zgodził, a Jolene jak coś chciała to gotowa była zrobić wszystko i się do tego przyłożyć. Jak już coś zaczynała, to kończyła. Oczywiście, jeśli nie chodziło o wypracowania ani referaty, bo mając z nimi do czynienia pojawiało się tyle obowiązków i spraw do załatwienia. Czasami udawało się jej nie szeptać na lekcjach czy w bibliotece, ale zastępowała to latającymi liścikami. Potrzebowała być w stałym ruchu i w stałej komunikacji z ludźmi.
- Poza tym wykiwałam nie raz i nie dwa Filcha, bo nie umie biegać tak szybko jak ja. Mówię poważnie. Niemal codziennie biegam z Benem wokół szkoły i jestem w bieganiu najlepsza. - powiedziała śmiertelnie poważnie, prostując się i prezentując z jak najkorzystniejszej strony. Wspomniała kilka takich Wielkich Ucieczek, gdy woźny nie potrafił przeskakiwać co trzy stopnie schodów ani nie znał tajemnego przejścia, które Joe miała przyjemność poznać poprzez śledzenie jednego z Huncwotów.
- Tańczenie jest fajne, ale nie znam żadnych walców ani polonezów. Mugole aż tak się tym nie interesują. - uśmiechnęła się pomimo to i odrzuciła dłuuugie włosy na plecy. Opadły miękko na jej ramiona, mieniąc się swym ciemno blond kolorem.
Panna Dunbar spojrzała na Allana jakby powiedział coś niesamowicie pięknego. Jakby sprawił jej największy komplement świata prosząc o coś słodkiego, czym chętnie się podzieliła. Twarz Joe pojaśniała, rozchyliła usta w szerokim, ciepłym uśmiechu i wyciągnęła papierową torebkę ku Puchonowi. Wrzuciła do ust dwie kuleczki kakaowe i otrzepała rękę o spódniczkę, poprawiając ją przy okazji.
Gość
avatar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptySob 15 Lis 2014, 17:47

Nie dało się ukryć, że mój wiecznie alkoholizowany mózg nie działał już tak dobrze, jak kiedyś. To przykre ostrzeżenie o zdecydowanym nadużyciu. Co tam z mózgiem! Wątroba jeszcze młoda! Uniosłem jedną brew w geście politowania, cmokając po tym, jak dziewczyna się wydarła. Czy zrobiła to specjalnie? Czy jednak niespecjalnie, potwierdzając tym samym to, że po prostu jest niebezpieczna i nie można jej nigdzie ze sobą brać? Chyba właśnie to drugie… Zaśmiałem się, kiedy widziałem, jak słodka osobowość Puchonki próbuje wpłynąć na moją decyzję samym faktem bycia słodką. Powiedzieć jej, czy nie? Hmm… Niee, lepiej nie. Nie zmieniało to jednak faktu, że naprawdę, to jak bardzo była bez szans już na samym starcie, było niesamowicie śmieszne!
- Co da Ci bieganie, jeżeli potem ten staruch będzie Cię miał już na zawsze na celowniku? Popatrz, ja mam z nim totalnie neutralne stosunki, a przy tym, co mu zrobiłem, to już powinni mnie ze szkoły wyrzucić. Ona nie rozumiała, że prawdziwą sztuką nie jest pokazać, jakim to się jest zbuntowanym i ajć dorosłym, tylko zrobienie komuś czegoś złego tak, by ta osoba jeszcze potem Ci za to dziękowała! Nie wiedziałem oczywiście o jej przygodach, bo nie byliśmy ze sobą na tyle blisko, by powiedziała mi choćby o swoich podbojach z Huncwotami… Szczerze, to nawet mnie to chyba nie obchodziło. Wszyscy wiedzieli kto to, tylko nie ja?
- Jesteś przeurocza. Stwierdziłem, kiedy dziewczyna zarzuciła swymi włosami. Sam ich trochę miałem i akurat ta część ludzkiego wyglądu robiła na mnie jedno z większych wrażeń. Nie mogłem zatem przejść obojętnie obok tak ślicznej istotki, czy też jej tego nie powiedzieć!
- Hmm… Z tego, co mi wiadomo, to mugole „z wyższych sfer” preferują tylko takie formy rozrywki cielesnej i intelektualnej. Miałem tutaj na myśli oczywiście kilka znajomych z rodziny, którzy byli tak snobistyczni, nudni I wynieśli, że można było zwymiotować jeszcze zanim w ogóle się taką osobę zobaczyło…
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. EmptyPon 24 Lis 2014, 20:06

- Och, jestem chyba najszybsza w bieganiu w całym Hufflepuffie. Pan woźny nie złapał mnie jeszcze przez sześć lat i nie umiem sobie z niego nie żartować. Jest taki słodki, gdy się denerwuje! - odezwał się wredniejszy głosik w głowie Jolene. Nie chciała przekonywać się czy da się mieć neutralne stosunki z człowiekiem, który obrał sobie za życiowy cel tępienie i gnębienie każdego młodego człowieka z różdżką.
- Naprawdę? - zapytała zbita z tropu usłyszawszy pod swoim adresem komplement z ust Allana- niezrozumiałego. Zamrugała rzęsami zalotnie, nie mogąc powstrzymać się przed posłaniem Puchonowi jaśniutkiego uśmiechu pełnego radości z tych dwóch małych słów.
- Dziękuję! Ty też jesteś słodki, jeśli nie patrzysz na ludzi, jakbyś życzył im fasolki o smaku zgniłego jajka. - uznała, że to bardzo oryginalny komplement godny pochwały. Raz czy dwa widziała jego uśmiech i robił wrażenie. Szkoda, że był taką rzadkością, lecz nie mogła nic temu zaradzić. Ostatecznie narazi puchońskiego kolegę na liczne podwyższenie ciśnienia przez intensywną terapię słodkości i miłości aż do bólu brzucha. Jolene dalej wierzyła w wielką moc Przytulania i jego działanie odmieniające ludzi, wydobywające na wierzch same piękno. Allanowi mogłoby się to nie spodobać przez pięćdziesiąt pierwszych przytuleń, a zaakceptowałby to po stu dwudziestu następnych atakach miłości.
- Ja tam lubię dyskotekę. Ciekawe czy kiedyś w Hogwarcie zorganizują taką imprezę bez orkiestry i sztywnych kroków. - westchnęła i wrzuciła do ust jeszcze dwie kuleczki kakaowe. Marzyć nie zaszkodzi. Niemagiczni rówieśnicy w Cardiff w wakacje non stop jej opowiadali o dyskotekach szkolnych i chociaż Jolene nie zamieniłaby Hogwartu na nic innego, czasami zazdrościła, że nauczyciele organizują im potańcówki.
Powróciła na ziemię i dalej szczerzyła się do Callasa bez szczególnego powodu. Miły, niemiły, ale przeżył atak przytulania i jeszcze nie uciekł!
Sponsored content

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty
PisanieTemat: Re: Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.   Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan. Empty

 

Bez serc, bez ducha... A nie, to Allan.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Wzór Karty Ducha
» Allan Callas
» Allan aspołeczny

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-