IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Obrzeża

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Edgar Bones
Edgar Bones

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptySro 01 Kwi 2015, 19:21

Edgar był w pełni szczęścia. Został pochwalony, był lepszy od Wandy i jeszcze dostał punkty! Puchoni do boju, ha! Ekhem...dobra, profesor chce więcej. Ale nie będzie on się cały czas zgłaszał nie? Chłopak postanowił chwilę poczekać, i dać się wykazać klasie. No i popełnił błąd. Milton wkurzył się i zadał im pracę domową. Co za matoły, chodzą na zajęcia, w siódmej klasie, i nie są wstanie nic powiedzieć...no nic, Bones musi być aktywny za wszystkich.
Wysłuchał co do powiedzenia miał profesor. Każdy powinien wiedzieć jak się zachować przy gryfie, najwidoczniej jednak po ostatnim pokazie wiedzy Milton wolał dmuchać na zimno. Edgar przyglądał się zwierzęciu ukradkiem, ciekawy co będą robić. Nie wiedział też, czy ma się odezwać czy zachować milczenie. Po chwili stwierdził, że wypadałoby przeciąć ciszę nawet czymś głupim. Wypadło na:
-Bardzo ładny gryf, panie profesorze.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptySro 01 Kwi 2015, 23:21

Lekcja powoli się rozkręcała – spóźnialskich przytaszczył ze sobą Hagrid, na którego widok twarzyczka panny Whisper się rozjaśniła. Pomachała olbrzymowi jednocześnie zerkając na nowo przybyłe osoby. Nie zawracała sobie jednak nimi głowy, bo miała coś ważniejszego do roboty – mianowicie materiał, który przekazywał im profesor Milton sam do głowy się nie wbije. Skupiła wzrok na rudzielcu i notowała jego słowa w główce, co by po powrocie do szkoły móc je przelać na papier i zapamiętać. Wbić do jednej z szufladek z nazwą odpowiedniego przedmiotu.
Cóż, jak widać Wanda aż takim orłem nie była skoro nie potrafiła przypomnieć sobie nazwy odpowiedniego zwierzaka, który miał cechy wymienione przez nią. To Bones zgarnął dodatkowe punkty dla domu, przez co Whisperówna poczuła się niewiarygodnie głupio i pusto. Nie odezwała się jednak i nie skomentowała tego nijak, tylko rzuciła jedno spojrzenie Edgarowi, które mówiło więcej niż tysiąc słów. Nie zauważyła nawet kiedy Ben pojawił się zaraz za nią – owszem, wyczuła ruch za plecami, ciepło drugiej osoby, ale dopiero gdy łokieć wysokiego młodzieńca jej dosięgnął, ta podskoczyła jak oparzona.
- Jej, omal nie umarłam, Watts. – Pisnęła z przejęciem wymalowanym na jej jasnej buzi. Uśmiechnęła się półgębkiem i przysunęła do kolegi z klasy, co by słowa, którymi będą się wymieniać nie doszły do uszu osób nieupoważnionych. Gdy pytanie nauczyciela pozostało ponownie bez odpowiedzi Krukonka tylko wywrócił patrzałkami malowniczo i pochyliła się ku swemu towarzyszowi, z którym choć nie rozmawiała za często, nie chadzała na randki ani nie gwałciła mu siostry to i tak darzyła go dużą dozą sympatii. Tej niewypowiedzianej, która wisiała między nimi.
- Bardzo mi przykro z tego powodu, że to właśnie my, Krukoni dajemy fatalny przykład innym uczniom. – Zaczęła konspiracyjnym szeptem, nie spuszczając wzroku z nauczyciela. Miała dobrą podzielność uwagi, bo to co ten mówił jej nie umykało, a jednocześnie mogła bez przeszkód przekazać swoje spostrzeżenia koledze.
- Nie mam pojęcia jak ja przeżyję jeszcze… kilka wypowiedzi Bones’a. – Stłumiła w sobie chichot i zaraz spoważniała, bo ich oczom ukazał się gryf. Wanda automatycznie skuliła się odrobinę i zacisnęła usta mierząc wzrokiem zwierzę, które mogło zareagować na każdy, nawet najmniejszy i niepożądany bodziec. Przełknęła ślinę i odchrząknęła. Trzymała odpowiedni dystans, starała się uspokoić rozedrgane serce i oddech, który nieco przyspieszył. Czyżby panna Whisper zaczynała się bać? Bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę jej awersję do wszelkiego robactwa i dużych zwierząt, których zwyczajnie się obawiała.
Zwróciła swoje ciemne spojrzenie na Edgara, który… naprawdę to powiedział? Wykrzywiła wargi w uśmieszku i pokręciła głową.
Harry Milton
Harry Milton

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyCzw 02 Kwi 2015, 07:49

Lekkie zdziwienie poruszyło mięśniami twarzy Miltona, który skrzyżował spojrzenie z dowcipnym Puchonem. Zapanował nad mimiką dopiero po chwili, unosząc w słabym rozbawieniu kąciki ust. – Mówiąc o ciekawostkach, miałem na myśli fakty – sprostował wcześniejszą wypowiedź, a dopiero po chwili odwrócił się przez prawe ramię i sięgnął po jedną ze skrzyni (bez krępacji, obrzydzenia czy czegokolwiek życzyłaby sobie młodzież) wyciągając średniej wielkości kawałek mięsiwa.
Desiree spędziła wiele dni w towarzystwie połowicznie oswojonego gryfa na tyle, aby prowadzić go bez żadnej uprzęży i rzucać mu odpowiednie – poznane przez niego wcześniej – komendy. Również i Milton miał osobisty, indywidualny wpływ na stworzenie wyczuwające w jego towarzystwie zagrożenie, przez co ewidentnie było rozdrażnione. Dlatego też zadanie nauczyciela było stanowczo cięższe niż reszty uczniów, którzy nie mieli żadnych podstaw odczuwania obaw czy lęków przed atakiem.
Masywne szpony zaorały głęboko w ziemię, pozostawiając po sobie ślady widoczne przez kilka najbliższych dni, kiedy mężczyzna zbliżył się na odległość czterech kroków od zwierzęcia. Utrzymując kontakt wzrokowy ze zwierzęciem pochylił łeb tak jak on i nie próbował walczyć o dominację, mimo iż mieli do czynienia z samicą (co było ułatwieniem dla Miltona, który wybrał zwierzę z premedytacją). Widywał ją kilka razy, ale nie czuł większej potrzeby zaznajamiania się z gryfem. Stworzenie zarzuciło łbem i wydało ostrzegawczy bulgot, przez który mężczyzna zatrzymał stopy i unieruchamiając sylwetkę, wyprostował ramię z surowym kąskiem. Zwierzę wyraźnie wykazywało wahanie czy powinno sięgnąć po jedzenie (w końcu Milton dał dokładne wytyczne Desiree, aby nie karmiła go przez ostatnie dziesięć godzin), czy zaatakować czy uciekać. W kilka dramatycznych sekund, w umyśle stworzenia rozwijała się walka, powoli przechylająca na korzyść nauczyciela, ponieważ zwierzę uczyniło dwa pośpieszne kroki, sprawdzając opanowanie wampira. W końcu capnęło ostrym dziobem zdobycz i wycofało się czym prędzej do stażystki.
Milton odszedł i odwrócił się do uczniów. - Każdy z was, po kolei bierze kawałek mięsa. Jeden nakarmi, dopiero drugi podchodzi. Niekiedy możecie spotkać groźne zwierzęta, to akurat jest oswojone i nie zaatakuje was dopóki ja i panna Desiree jesteśmy w pobliżu. Musicie opanować reakcje swojego organizmu, a jako czarodzieje oczekuję od was naturalnej ciekawości badania własnych granic. Dlatego…zapraszam – jego głos brzmiał dziwnie po tak napiętej ciszy, a Milton chwycił ubrudzoną dłonią kolejny kawałek, z zamiarem ofiarowania go pierwszemu z ochotników.

Post pojawi się w piątek, 3.04.2015 około godziny 16 i będzie on kończący całe zdarzenie. Zastrzegam sobie prawo dania dodatkowych fasolek dla osób, które pojawiły się po „odwieszeniu lekcji” i pisały posty (liczba do uzgodnienia z administracją).
Piszcie bez kolejki z zaznaczeniem, że jak X odszedł, to podszedł Y i lecimy. Reakcję gryfa odpiszę w końcowym poście, ale możecie zasugerować jak stworzenie się zachowywało.
Edgar Bones
Edgar Bones

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyCzw 02 Kwi 2015, 10:06

Widząc minę Miltona nie wiedział, czy ma się śmiać czy lepiej uciec z wrzaskiem. Przecież nie powiedział nic strasznego, ba, nawet pochwalił profesora za posiadanie dobrej ręki do zwierząt (bo to wcale nie było oczywiste, dyrektor ze starości przyjmował byle kogo, nie?) Uśmiech Miltona przyjął z ulgą, jeszcze za kare musiałby tańczyć przed tym gryfem, co nie byłoby dobre ani dla niego, ani dla żołądka zwierzęcia.
Ich zadaniem było karmienie. No proszę, na prawdę, tylko tyle? Nie będzie latających kończyn i wrzasków? No chyba, że gryf pomyli sobie mięso z ręką, co w przypadku niektórych rówieśników mogło się przydarzyć. Postanowił być aktywnym za całą grupę, podszedł więc jako pierwszy. Wziął do ręki kawałek surowego, khrwisto czerwonego mięcha, normalnie prosto z jakiegoś biednego zwierzęcia i podszedł mniej więcej na taką samą odległość co przed chwilą profesor, no może stanął nieco dalej by mieć cień szansy na ucieczkę w przypadku akcji zjedz Bones'a. Skłonił się z szacunkiem, cały czas obserwując reakcję gryfa starając się nie mrugać, po czym powoli wyciągnął w jego kierunku jedzenie. Jeśli wszystko poszło dobrze, to gryf capnął mięso, a Edgar dumny wrócił do reszty klasy. Natomiast gdy gryf zaczął się rzucać, przekazując coś typy:"taki ładny człowieczek, mniam, daj się gryfkowi zjeść, proszę" wycofał się tak prędko jak wskazywało bezpieczeństwo, odrzucił mięso na swoje miejsce i ze smutną miną wrócił do reszty klasy.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyPią 03 Kwi 2015, 16:01

Z tego co się orientowała lekcja nabierała niezwykłej dynamiki. Wprowadzone zwierzę tylko spoglądało na nich jakby oburzone ich zachowaniem i brakiem aktywności. Ale cóż się dziwić zmęczonym uczniom klas ostatnich, nad którymi tak naprawdę wisiało widmo nadbiegających wielkimi krokami egzaminów. I nic dziwnego, że teraz wszyscy obecni łącznie z Benem, do którego gładko zagadała milkli pod czujnym okiem profesora Miltona, do którego nic a nic nie miała. Był jaki był, rudy i niepozorny, aczkolwiek słuchało się go z ciekawością i wytchnieniem. Mimo tego, że Wanda bała się jakichkolwiek stworzeń i naprawdę odczuwała lęk, gdy przychodziło co do czego to samego nauczyciela darzyła sympatią, tak samo jak Hagrida, którego chyba będzie musiała nauczyć piec ciasteczka, skoro na ostatniej porcji serwowanej przez olbrzyma prawie połamała sobie zęby.
Obserwowała z uwagą jak nauczyciel wyjmuje kawał mięcha i z zachowaniem wszystkich wytycznych podchodzi do zwierzaka i rzuca mu ów padlinę. Przez ciało panny Whisper przeszedł bliżej nieokreślony dreszcz, a jej patrzałki natychmiast zmrużyły się podejrzliwie. Nie wiedziała co począć, czy podejść jako pierwsza, czy sprawdzić jak inni sobie poradzą w takiej sytuacji? Postawiła na chwilową bierność, by w krótkim czasie przekonać się jak radzi sobie Edgar – forumowy śmieszek, persona zgoła inna od swojej siostry Amelii, która teraz powinna się tutaj znaleźć, a najpewniej zamiast tego wypatruje gdzieś Stewarda.
Nic to. Skoro Bonesowi się udało, to dlaczego jej miałoby nie? Podniosła zaraz rękę, chcąc tym samym zaznaczyć, że i owszem, zgłasza się na kolejnego ochotnika. I chociaż serce jej łomotało w młodzieńcze piersi i ręce drżały, a nogi miękły to nie cofnęła się, a raźno wyszła przed szereg. Obejrzała się za siebie widząc rozentuzjazmowane twarze swoich kolegów i koleżanek z roku uśmiechnęła się wreszcie, starając się z całych sił opanować strach, który na moment ją obezwładnił. Podeszła hardo do nauczyciela i zanurzyła swoją łapkę w pojemniku ze świeżym i krwistym mięsiwem, które pochwyciła jednocześnie wyłapując łagodne spojrzenie Harry’ego, które mówiło jej samo za siebie, by się nie spieszyła, na spokojnie podeszła do swojej ofiary. Tak też zrobiła – skinęła głową sorowi i podchodząc przez wydeptaną ścieżkę stanęła naprzeciwko gryfa. Wyprostowała się nieznacznie, podczas gdy jej piwne tęczówki badały zachowanie zwierzaka, jego postawę i inne czynniki, które mogłyby jej pomóc w wykonaniu zadania. Po chwili dopiero skłoniła się z gracją i zaraz po tym wysunęła swoją rękę z padliną – minę miała poważną, a jej ciemne oczy tylko rozszerzały się niebezpiecznie, kiedy sama sylwetka panny Whisper drżała z przejęcia.
Harry Milton
Harry Milton

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyPią 03 Kwi 2015, 16:07

Z naprzemiennie odczuwanym spokojem i lękiem, przypatrywał się poczynaniom tych kilku uczniów, którzy zdecydowali się podejść w pierwszej kolejności do niebezpiecznego stworzenia. Poszerzając horyzonty swoich doświadczeń, zdobywali również szacunek nauczyciela, chociaż nie okazywał tego w należyty sposób. Jako pierwszy wystartował Edgar i mężczyźnie, przez krótką chwilę, zaświtała myśl, że chłopak chce mieć jak najszybciej tę lekcję za sobą. Zbył to dobrym wrażeniem, jakie uczynił kompletną i precyzyjną odpowiedzią na wcześniej poruszony temat.
Przyglądał się niepewności gryfa, która pękła pod naporem śmiałości Puchona. Stworzenie wygłodniałe i spragnione pożywienia zerknęło najpierw na stażystkę, a dopiero potem podeszło, mało delikatnie zabierając kawałek mięsiwa. Na szczęście, Bones miał wszystkie palce na swoim miejscu.
- Dobra robota – skomentował bez patosu, bez jakiejkolwiek górnolotności, jakiej się od niego oczekiwało. Odprowadził spojrzeniem chłopca, przenosząc je na podchodzącą pannę-logiczno-myślącą. Skinął jej głową, doceniając rękę uniesioną w górze i zachęcił gestem ręki do podniesienia jednego z uszykowanych kawałków.
Obserwował uważnie dziewczynę, która wyraźnie obawiała się podejść do ogromnego stworzenia i w myślach dodawał jej otuchy, nie wybijając z podjętych działań. Gryf również wyczuł jej zdenerwowanie, dlatego przystąpił niecierpliwie z łapy na drugą i machnął łbem nieco zdezorientowany.
- Spokojnie rzuć mu kawałek – łagodnym głosem przerwał ciszę, pozwalając dziewczynie wykonać polecenie i oglądać tylko chwilkę pałaszującego smakołyk gryfa.

Po kilku minutach reszta uczniów nakarmiła już gryfa. Desiree odeszła ze stworzeniem, a Milton nie przeciągając nużącej dla dzieciaków lekcji – zabrał ich wraz z Hagridem do zamku.

Fasolki:
Wanda: + 10  +5 + 20 (nagroda za aktywne uczestnictwo w lekcji) + 10 = 45
Edgar: + 10 + 5 + 10 + 20 (nagroda za aktywne uczestnictwo w lekcji) = 45
Dante: + 5 = 5
Ben: + 5 = 5

Ravenclaw: 5 (Wanda) + 5 (Ben) + 5 (Dante)
Huffelpuff: 10 (odpowiedź Egara) + 5 (Edgar)
Slytherin: 0
Gryffindor: 0

Praca domowa do 22.04: Magiczne zwierzęta nocne: wymień I scharakteryzuj przynajmniej dwie. (z wyłączeniem śmierci otuli)


LEKCJA DOBIEGŁA KOŃCA
Kenneth Watts
Kenneth Watts

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyWto 24 Maj 2016, 23:29

*sesja przed eventem w Wrzeszczącej Chacie*

Pierwszy raz od paru tygodni śnieg przestał prószyć, więc Kenneth postanowił spełnić swoje szkolne obowiązki. Chciał przyjrzeć się szkolnym stworzeniom. Zima nie była najlepszym dla nich czasem, więc wymagały szczególnego traktowania. Salamandry potrzebowały, aby ktoś natarł ich łuski pieprzem, aby nie zgniły od tej wilgoci. Nieśmiałki należało otulić sianem, aby nie zmarzły. Testrale i hipogryfy z chęcią przyjęłyby dodatkowe porcje mięsa, tak trudne do zdobycia w zimie. Szpiczaki chociaż tak podejrzliwe, w końcu dały się namówić na ciepłe mleko. Ken, który na co dzień miał do czynienia z istnymi potworami typu chimery, garborogi czy nawet smoki odczuwał pewne odprężenie w przypadku, gdy miał się opiekować mało groźnymi w obyciu stworzeniami. Wąsik przybył razem ze swoim panem, porzucając ciepły kominek na rzecz białego puchu. I ogniska, które Ken rozpalił aby wrzucić tam salamandry. Wygrzewały się z lubością, osuszając swoje łuski.
Profesor Watts przyglądał się przybyłej na miejsce parze psidwaków, które z zaciekawieniem machały swoimi podwójnymi ogonkami. Znały już Kena dobrze i wiedziały, że dostaną coś dobrego i nie będzie to stara opona. Kughuar prychnął na widok stworzeń, ale upomniany głosem Kena zawinął się w kłębek i powrócił do cichych obserwacji z nad rudego futra.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptySro 25 Maj 2016, 06:32

Pierwszy raz od paru dni można było bez oporów przyjrzeć się pięknej scenerii pogodowej. Hogwart i okolice były wyścielone białym puchem; ciężko było o wolny skrawek ziemi. Tylko dróżka główna została odśnieżona przez woźnego, dzięki czemu przejście z punktu A do punktu B nie musiało kończyć się bandażami i bólem. Kozaki Yumi dobrze radziły sobie na śliskiej powierzchni prowadzącej na obrzeża Zakazanego Lasu. Dziewczyna owinęła się po uszy krukońskim szalem i kroczyła przed siebie, trzymając w rękach owinięty rękawiczkami skarb zwany potocznie jeżem. W całym Hogwarcie tylko jedna osoba mogła być w stanie ocenić fachowym okiem stan zdrowia wszelakich zwierząt. Z tego co zasłyszała profesor Watts zajmował się głównie stworzeniami nade wszystko śmiertelnie niebezpiecznymi. Odchyliła kawałek rękawiczek i rzuciła okiem na sponiewieranego jeża. Nie wyglądał ani morderczo ani krwiożerczo. Yu ufała, że pan Kenneth zgodzi się nań zerknąć, wszak został jej polecony przez szkolną pielęgniarkę.
Przyspieszyła kroku, w oddali zauważając już nauczyciela. Im bliżej podchodziła tym dostrzegała zgromadzoną wokół niego faunę. Przystanęła na pół minuty pełna wahania czy ma prawo przerywać nauczycielowi spotkanie z magicznymi stworkami. Zacisnęła usta, zaczerpnęła tchu i przekonała samą siebie, że stan jeża musi zostać skontrolowany w trybie priorytetowym. Zdradził ją dźwięk podeszew odciskanych w trzeszczącym śniegu zmieszanym z piachem i solą. Zauważywszy kughuara, drgnęła i zwolniła kroku, niepewna czy zwierzę to jest bezpieczne. W ogniu widziała salamandry, z boku dwa malutkie pisdwaki, przy nogach nauczyciela nawet szpiczaki! Wszystek to przerabiali na zajęciach, jednak spotkanie wykładowcy w tak niecodziennym gronie miało prawo wpędzić panienkę Mizuno w zakłopotanie.
- Przepraszam, panie profesorze. - zakomunikowała swoją obecność, zapewne zdradzoną już przez dostojnego kughuara o dobrze rozwiniętych zmysłach. Spojrzała nań niepewnie i przeniosła wzrok na nauczyciela. Nie podchodziła bliżej zgromadzonej fauny, aby ich nie spłoszyć i nie naruszyć ich prywatności. Otworzyła usta, aby wyjaśnić powód swojej obecności, gdy na linii drzew oddalonej kilkanaście metrów zauważyła wychudzony bok kościstego konia. Zatrzęsła się ni to z obrzydzenia ni to ze strachu, widząc po raz trzeci w życiu cień testrala. Zamknęła oczy, wyrównała rytm oddechu i wróciła wzrokiem do nauczyciela.
- Pani Pomfrey zasugerowała, abym poradziła się pana. - przełknęła ślinę, czując skrępowanie w obecności nauczyciela. - Ja.. ja wiem, że pan zajmuje się bardziej... egzotycznymi zwierzakami, ale... - odwinęła kawałek jeża z ciepłych rękawiczek. - Mój przyjaciel dzisiaj rano dostał zielonej wysypki. Martwię się. - zniżyła głos, tak samo jak uciekła wzrokiem do drzemiącego jeżątka pokrytego na pyszczku, brzuszku i małych kończynach zielonymi kropkami. Yumi miała nadzieję tylko, że nie jest to zaraźliwe, bowiem wczoraj wieczorem jej przyjaciel przesiedział całe dwie godziny na grzbiecie sówki Arii, między wygodnymi skrzydłami.
- Może umiałby pan mi powiedzieć czy... czy mam zgłosić się do magoweterynarza. - dodała, wciąż błądząc wzrokiem to na jeża, to na kawałki ciał zwierzaków, omijając spojrzeniem przede wszystkim linię drzew oraz samego pana Kennetha Wattsa. Nie miała zielonego pojęcia o stopniu pokrewieństwa Bena. Nie pytała, bo z Benem nie przyjaźniła się i nie ma co ukrywać, nawet się nie lubili. Cicho westchnęła i stała pod spojrzeniem czarodzieja. Nie wykonywała gwałtowniejszych ruchów, bo nie chciała kontaktu z kughuarem. Jednego już widziała w życiu.
Kenneth Watts
Kenneth Watts

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyWto 31 Maj 2016, 00:14

Zajmowanie się mniej niebezpiecznymi stworzeniami niż smoki czy chimery odprężało Kennetha. Przypominało mu te beztroskie chwile w szkole, kiedy dopiero spijał sekrety życia tych najprostszych żyjątek. Mimo, że swoje powołanie dojrzał w tych bestiach, które mogły zrobić mu nie lada krzywdę, żeby nie powiedzieć kolokwialnie - zabić - tak wolał czasami przysiąść przy tych najbardziej bezbronnych okazach, przypatrzeć się im, dostrzec te ulotne zachowania i gesty, jakie były ich codziennością. Dlatego Ken cieszył się, że akurat dzisiaj mógł poświęcić trochę czasu dla salamander, szpiczaków, nieśmiałków i innych, niewinnych istot. Wąsik znalazł sobie ciepły kącik i nie reagował praktycznie na nic. Był nauczony przez swego pana, że póki ten nie wyrazi zgody, nie może dotknąć żadnego żywego stworzonka obok siebie. Poza tym gustował w martwym jedzeniu, a polował na pająki i okazjonalnie na panią Norris. To jednak mogło być uznawane za oznaki miłości.
Chociaż równie dobrze był to zryw zwierzęcej potrzeby przedłużenia gatunku.
Usłyszał skrzypienie butów w śniegu. To, że nie odwrócił się i nie zareagował nie oznaczało, że nie słyszał. Miał wyczulony słuch ponad wszystkie inne zmysły, ponieważ tylko to mogło go uratować kiedy wzrok zawodził.
Odwrócił się dopiero, gdy usłyszał dziewczęcy głos. Krukonka - co wywnioskował na bazie kolorów szalika, a koniec końców ktoś bardzo mu bliski należał do tego domu - zatrzymała się niepewnie, trzymając coś w rękach i spoglądając bacznie na kughuara.
-Spokojnie, Wąsik nie zaatakuje nikogo ani niczego jeśli mu nie pozwolę. -zapewnił Yumi i wstał, otrzepując kolana ze śniegu. Widząc otrzepanie się Mizuno, podążył wzrokiem za jej spojrzeniem.
-W zimie żerują bliżej granic. -odparł, jakby fakt widzenia testrali nie był niczym zadziwiającym. Widział śmierć więcej razy, niż by sobie tego życzył.
Podszedł do Krukonki, zaciekawiony jej problemem. Nachylił się lekko i przyjrzał się jeżowi.
-Mogę? -zapytał, kierując swoje nagie dłonie do jeża. Nie zabierając go z dłoń Yumi zaczął dotykać zielonych kropek, zaglądać w malutkie oczka i otwierając mały pyszczek. Uśmiechał się przy tym.
-Wygląda na to, że Twój mały przyjaciel złapał jeżową ospę. Głównie spotyka to te osobniki, które mają kontakt z magią, magicznymi stworzeniami i sowami, bo wiadomo - te spotykają się z sporą ilością zarazków. -zdiagnozował przypadek dość szybko. -Magoweterynarz nie będzie potrzebny, Twój pupil może zarazić tylko innego jeża, który jeszcze nie przebył ospy. Zalecam podawanie mu codziennie miseczki ciepłego mleka i okrywanie kocykiem. Niech nie wychodzi na mróz. A co do krostek, żeby go nie swędziały to trzeba sporządzić maść. Nie mam jej przy sobie, ale może masz ochotę pomóc mi w zebraniu składników? Będziesz mogła zrobić ją sama jak zabraknie. -zaproponował. Fauna wokół ogniska powoli zaczynała wracać do swoich siedzisk, jedynie Wąsik i salamandry korzystały z ognia paleniska.
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyPon 28 Maj 2018, 15:43

Zmarszczył brwi, poruszał nosem na prawo i lewo, z chwilą gdy poczuł, że coś niemiłosiernie łaskocze go w nos.  Leniwie otworzył powieki, bardzo szybko żałując tej decyzji. Nieoczekiwany widok jaki zastał go po otworzeniu oczu, zapewne skończyłby się upadkiem ze swojego niewygodnego posłania, gdyby nie jego spokój i opanowanie. Zamrugał kilka razy analizując obecną i nad wyraz dziwną sytuację. Krajobraz malujący się przed nim do normalnych i codziennych nie należał, toteż widok jakieś włochatej kulki, siedzącej na jego klatce piersiowej, w dodatku trzymającej dwie łapki na jego policzku i liżącej go po twarzy, przy okazji próbująca ugryźć go w nos, jak najbardziej uzasadniał jego obecne zdziwienie. Fretka o imieniu Rubin przyglądała się mu z wyraźną irytacją, jakby zarzucając mu zbyt długi sen, zwierzak należący do panienki Everett bardzo upodobał sobie panicza Sharewood, jednak nigdy dotąd nie przekraczał jego strefy osobistej. Co się zmieniło? Machinalnie złapał fretkę za grzbiet i ściągnął ją sobie z twarzy, zsuwając na brzuch. Prawie na wpół śpiący, z wolna podniósł głowę i bacznie rozejrzał się po pomieszczeniu w jakim się znajdował. Kojarzenie faktów szło mu z wyjątkowo dużym oporem i sporo czasu minęło nim uświadomił sobie, że jest w Pokoju Wspólnym Gryfonów, kolejną nowością był dla niego fakt, że leży na fotelu przykryty kocem, w dodatku różowym. To jednak był w stanie uzasadnić sobie tym, że po prostu nie doszedł do swojej sypialni i wyczerpany zasnął w pierwszym lepszym możliwym miejscu a najpewniej w niewyjaśnionym akcie dobroci serca, któraś z jego koleżanek go przykryła. Zwierzak, który jeszcze przed chwilą tak zacięcie walczył o jego uwagę zdarzył czmychnąć do dormitorium dziewczyn, zapewne w celu odnalezienia swojej właścicielki. Usiadł w fotelu ściągając z siebie koc i kładąc kota na podłodze, pochylił się od przodu opierając ręce o nogi, a głowę niemal bezwładnie pochylając w dół, przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy, przy okazji zaczesując brązowe włosy do tyłu i rozmasowując sobie kark, z cichym jednak ciężkim westchnięciem.
Po chwili, dźwięk budzika wypełnił całe dormitorium, dając znać i przypominając o śniadaniu i o dniu wypełnionym zajęciami. Przeciągnął się porządnie z ledwo widocznym grymasem bólu. Mimo wszystko fotel nie należał do wygodnych miejsc na sen, co niestety boleśnie odczuły wszystkie jego kości i mięśnie. Zresztą 3 godziny snu, po tak ciężkim oraz wyczerpującym zarówno psychicznie jak i fizycznie dniu, wieczorze i nocy, również nie dały mu szans na zregenerowanie się w wystarczającym stopniu. Leniwie pomaszerował do łazienki chcąc wziąć orzeźwiający prysznic. Po 15 minutach niczym młody bóg, wyszedł czysty, pachnący, elegancki, gotowy łamać kobiece serca. Co prawda zbytnio ochoty ani siły na nowe podboje miłosne nie miał, a jedyne co w obecnym czasie było go w stanie zadowolić i o czym skrycie marzył, było jego własne, wyjątkowo wygodne łóżko. Niestety dzień się dopiero zaczynał i był wypełniony masą wykładów, zajęć i długim treningiem.  
***
Wielka Sala powoli wypełniała zgłodniałymi mieszkańcami zamku, siedział, zajmując odosobnione miejsce przy Gryffońskim stole, z dala od reszty uczniów, nie miał dzisiaj ochoty na towarzystwo, w spokoju pochłaniając porcję jajecznicy z kiełbaskami i sok pomarańczowy. Pogrążony we własnych myślach nie zwracał uwagi na otoczenie. Dopóki jakby znikąd pojawiła się przy nim mała szkolna sówka, uniósł z wolna znudzony wzrok, a ta od razu wyciągnęła do niego nóżkę, do której wywiązany był kawałek pergaminu. Z lekkim ociąganiem odwiązał go, po czym pospiesznie rozwinął czytając treść listu, uniósł jedną brew zdziwiony wyznaniem jakie przeczytał, a delikatny uśmiech rozjaśnił jego posępną twarz. Czyżby ten dzień miał jeszcze szanse? pomyślał, , szybko skrobiąc odpowiedź. Ness T., przez kilka pierwszych sekund  próbował sobie przypomnieć skąd zna to imię, wtedy do jego umysłu napłynęło pewne wspomnienie, a imię dziewczyny rozniosło się echem wypełniając każdą  myśl, mimochodem skierował wzrok na Krukoński stół chcąc odnaleźć wzrokiem winowajczynie, jednak jego starania zakończone zostały fiaskiem, jeszcze nie wszyscy przybyli na śniadanie albo on zjawił się zbyt późno.  Wetchnął, po czym wstając od stołu pospiesznie opuścił pomieszczenie czekając na dalszy przebieg wydarzeń, a miał wyjątkowo dobre przeczucia.
***
Dzień obfitujący w intersującą wymianę korespondencji minął mu niezwykle  szybko, nawet wyczerpujący trening był dla niego bardziej znośny niż zwykle. Z niecierpliwością wyczekiwał spotkania z panienką Temple, pomiędzy zajęciami znalazł chwilę, by dowiedzieć się o dziewczynie jak najwięcej.
Obrzeża Zakazanego Lasu nawet zimą wyglądały pięknie, choć pogoda nie zachęcała do wyjścia poza mury zamku, mimo wszystko Nicolas bardzo lubił takie dni, kiedy miał pewność, że nikt nie zaburzy jego spokoju swoją obecnością. Brnął przez zachlapane błonia z parasolką w ręku, chroniąc się przed deszczem. Odziany w czarną szatę pod którą ukryty był oficjalny strój, jaki postanowił włożyć na spotkanie z Krukonką, włosy jak zwykle pozostawione w nieładzie, jednodniowy zarost, wszystko to dodawało mu nieodpartego uroku, a on sam przyciągał wzrok wszystkich. Mieszanka perfum z dymem papierosowym oraz ognistą, której szklankę wychylił przed wyjściem podrasowywała jego image bad boya. W drugiej dłoni trzymał niebieską róże, która miała służyć jako prezent, nie należał do romantycznych chłopaków, lecz sądził, że dziewczyna doceni jego gest.  Kiedy dotarł w umówione miejsce, jej jeszcze nie był, korzystając z okazji odpalił papierosa końcem różdżki, zaciągając się po czym z jego ust wydobyła się chmura dymu.
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyPon 11 Cze 2018, 21:38

Wszystkie poranki w Hogwarcie wyglądają tak samo. Każdego dnia Nessy wstaje spóźniona, z włosami w nieładzie, nienawiścią i rządzą mordu w błękitnych oczach, wybiega z dormitorium, krzycząc i złorzecząc na swoje współlokatorki, które mimo wspólnie spędzonych siedmiu lat, nadal nie opanowały techniki obudzenia jej. Kiedy zbiega na szóste piętro jest już względnie uspokojona, przyglądaj się swojemu odbiciu w szybach poprawia szopę na swojej głowie, delikatnie podszczypuje policzki, by wydobyć na nich delikatny rumieniec, kiedy przechodzi obok znajomych obrazów, zawsze zamieni słowo lub dwa, by usłyszeć co nowego w szkole piszczy. Tym razem nikt nie ma dla niej żadnych interesujących informacji. Na ten fakt kręci z niezadowoleniem, zadartym noskiem. Następne piętra mijają jej szybko, poprawia mundurek, podkolanówki, raz czy dwa zatrzymuje się by zawiązać, ciągle rozwiązujące się sznurówki, aż w końcu dochodzi do Wielkiej Sali.
Nic nie zapowiada się by ten dzień, choć trochę miał się różnić od wszystkich innych. Chociaż? Nuda, jak ostatnimi czasy zapanowała na szkolnych korytarzach, była najlepszym dowodem na to, że w niedalekiej przyszłości wszystko będzie musiało pieprznąć. Tylko kto by się spodziewał, że akurat ona znajdzie się w samym epicentrum tego wybuchu?
Idąc w stronę stołu, szybko rzuca się jej w oczy ptaszydło, przechadzające się po nim w lewo i w prawo, jakby na kogoś czekając. Zwierzę zdaje się być znudzone długim oczekiwaniem i w próbie odegnania nudy, zagląda ciekawsko do porozstawianych to tu, to tam talerzy, do absurdalnego finiszu tego obrazka, brakuje jedynie zegarka na łańcuszku, trzymanego w ptasim skrzydle, monokla i cylindra. Po chwili wpatrywania się w dziwne stworzenie, Nessy zaczyna dostrzegać pewien, wcześniej umykający jej fragment, zwierzę to kręci się niebezpiecznie blisko jej zwyczajowego miejsca. Brutalna okupacja ptaszego dyktatora, zaczyna ją niepokoić, kiedy zbliża się w jego kierunku, szybko dostrzega jak nieudane próby odebrania mu korespondencji, przez otaczających go uczniów kończą się serią dziobnięć i podrapań. Czując mniejszą niż zwykle przynależność do swojego domu krukonka podejmuje decyzję zajęcia miejsca wśród Castiela, jeżeli ten w ogóle pojawił się na śniadaniu, jednak zanim obróci się i skieruje swoje kroki w stronę zielonego stołu, jej spojrzenie zostaje pochwycone przez diabelskie stworzenie, które z prędkością miotły wyścigowej rusza w jej stronę. Na jedną chwilę w niebieskich oczach gości przerażenie, jednak zanim mózg zdoła wydać rozkaz ucieczki, nazistowska sowa już jest przy niej. Siada jej na środku głowy i z prawdopodobnie wybitnie zadowoloną miną wyciąga chudą nóżkę. Agnes jak najszybciej stara się odwiązać wiadomość, by pozbyć się niechcianego kapelusza, z ulgą przyjmując chwilę, kiedy nowy ciężar wzlatuje z jej barków i znika. Z irytacją ale również pewną dozą ciekawości, spogląda na pamiątkę tego nieszczęśliwego wydarzenia, kartkę zaadresowaną do niej. Otwiera ją i czyta, a rozum oczom wierzyć nie chce, krew zaczyna szybciej buzować, kiedy dla pewności jeszcze raz czyta całą treść listu.
- Anderson, kurwa, zabiję Cię. – Wypowiada się ciut za głośno, skupiając w swoją stronę kilka ciekawskich spojrzeń. Nessy jednak ignoruje je, przenosząc własne spojrzenie na gryfoński stół, gdzie nie dostrzega poszukiwanej Gryfonki, a tym bardziej wspominanego w liście Gryfona. Cholera jasna, szepcze pod nosem, podchodząc do krukońskiego stołu i opadając na niego ciężko. Czym sobie na to zasłużyła w poprzednich życiach, no czym? Nie ma czasu się nad tym zbyt długo zastanawiać, bo już po chwili pojawia się przed nią kolejna sowa. W pierwszej chwili myśli, że będzie miała szansę wygarnąć Resie co o niej myśli, używając jej własnej sowy, ta jednak okazuje się inna.
- Proszę nie bądź od Sharewooda, proszę, cholera jasna, na gacie Merlina proszę nie bądź od niego. – Szepcze pod nosem, a jej twarz powoli przyjmuje kolor dojrzałej piwonii. Powoli jakby tracąc wszystkie zdolności manualne, odwiązuje wiadomość, by później przez kilka chwil przyglądać się jej z wyrazem tępego no właśnie czego zachwytu, irytacji, zastanowienia? Już chce odpisać, już sięga do torby po pióro i kałamarz, kiedy zwierzę zostawia ją z miną konsternacji i jakiegoś takie, wielkiego i co ja mam teraz ze sobą zrobić?
Reszta dnia mija dziewczynie na miłej korespondencji z Nicolasem i groźbach słanych pod adresem panny Anderson, która opanowała trudną zdolność unikania wściekłej panny Temple.
Kiedy przyszła wiadomość z zaproszeniem na spotkanie, twarz Nessy po raz drugi tego dnia przybrała dla siebie nienaturalny kolor czerwieni, oznaczający, że prawdopodobnie jest chora albo zaraz będzie, nikt jednak nie byłby na tyle odważny by nazywać tę zarazę miłością ani nawet szczenięcym zauroczeniem.
Od tego ostatniego listu, czas zdawał się płynąć wyjątkowo wolno, zajęcia się dłużyły, minuty długością trwania przypominały godziny, godziny lata, ale w końcu nadszedł moment spotkania. Nie wiedząc po co, dlaczego i po uj, Nessy nałożyła najlepszą białą spódnicę w wielkie czarne grochy i grafitową bluzkę z jasnym kołnierzykiem, do tego wszystkiego kremowe trzewiczki na delikatnym obcasie, które tydzień temu matka wysłała jej pocztą. Ubrana jak na siebie dobrze, z przeczesanymi włosami, z umieszczonym na twarzy firmowym uśmiechem, zmierzała w stronę umówionego miejsca.
Idzie powoli, wyprostowana, nie pokarze, przecież, że jej zależy, bo nie zależy, to wszystko jest przypadkowym zbiegiem okoliczności, potocznie zwanym Resa Umrę w strasznych męczarniach Anderson. Kiedy przed jej oczami pojawia się obrazek chłopaka, mimowolnie jeden z kącików jej ust podnosi się lekko do góry.
- Cześć, mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo? – Pyta posyłając mu promienny uśmiech, kiedy staje o krok, może półtorej od niego. Trudno jej się powstrzymać przed cichym parsknięciem, kiedy dostrzega w jego dłoni niebieską różę, kiczowata, ale urocza. Różne plotki chodzą po Hogwarcie na temat panicza Sharewooda, ale żadna nie może mu odebrać, tego, że potrafi być uroczy i całkiem, całkiem pociągający. .
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptySro 13 Cze 2018, 20:47

Zimny, wiosenny podmuch wiatru zabawił się jego nieco przydługimi, wciąż niesfornymi włosami. Mimochodem odwrócił twarz w drugą stronę, przymykając przy tym senne powieki. Kąciki jego ust wręcz niemal niezauważalnie uniosły się ku górze, tworząc delikatny zarys lekkiego uśmiechu. Noc, choć chłodna dawał mu poczucie bezpieczeństwa, dla innych zapewne mogła wydawać się ponura i nieprzyjemna. Dla niego czarne niebo, usłane nielicznymi gwiazdami była piękna.
Nim udało się mu ocknąć z zamyślenia usłyszał przyjemny, dziewczęcy głos. Rozejrzał się, by po chwili ujrzeć uroczo wyglądającą brunetkę z przyklejonym do ust promiennym uśmiechem.
-Witaj, piękna Nessy odpowiedział na powitanie lekko zachrypniętym głosem, również obdarzając dziewczynę nieco bardziej stonowanym uśmiechem. Wizja spotkania z przedstawicielką domu Ravenclaw wydała mu się czymś interesujący, zwarzywszy na fakt, jak mało działo się ostatnio w jego życiu, które obfitowało w nudę. List otrzymany od panienki Temple wywołał w nim coś na wzór zainteresowania. Grono wielbicielek, które otaczało Gryfona za dnia od jakiegoś czasu zaczęło go irytować, a przede wszystkim nudzić, przy czym wymiana korespondencji z Krukonką wydała się ciekawa.
-Okazuje się, że niezbyt – dodał, po czym zmniejszył odległość ich dzielącą, wręczając dziewczynie piękną, niebieską róże –To dla ciebie – oznajmił. Schadzki z przedstawicielkami płci pięknej nie były mu obce, brunet posiadał w tym spore doświadczenie, jednak z jakiegoś powodu sądził, że tanie chwyty i głupie teksty na podryw nie zrobią na Nessy wrażenie, za to on sam oczekiwał od niej wyjaśnień. –Może się przejdziemy? – zapytał, użyczając jej swojego ramienia. Nie chciał przecież, by w tych ciemnościach zrobiła sobie krzywdę, gdy on sam znał prawie każdy zakamarek rozległych terenów otaczających Hogwart –Więc może teraz wyjaśnisz mi, co też skłoniło ciebie, tu na myśli mam Anderson, by napisać do mnie tak idiotyczny list w twoim imieniu? – zapytał, a rozbawiony uśmiech rozjaśnił jego zazwyczaj ponurą oraz pozbawioną emocji twarz.
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyNie 17 Cze 2018, 01:15

Piękna Nessy, brzmiało wyjątkowo dobrze, nieprawdaż? Na dodatek karmiło wszystkie wewnętrzne potrzeby atencji i przyrostu krukońskiego ega, mimo to, że pierwsza panna Temple, była gotowa za usłyszenie tych słów cała skąpać się w dorodnej czerwieni, zrobić fikołka, a nawet zapomnieć o wszystkich oczach nieustannie przyglądających się jej z spod kołdry mroku, to ta druga siedząca głęboko w środku tej pierwszej i pociągająca za wszystkie sznurki, zdobyła się jedynie na mentalne przewrócenie oczami i rzuceniem w swoim wnętrzu komentarza kolejny Czaruś.
W ramach szybkiego kompromisu, usta dziewczyny rozchylają się trochę, posyłając w stronę Gryfona, jeden z jej najładniejszych uśmiechów, zatytułowanych jeszcze jestem urocza i nieśmiała, mimo, że w oczach zaczęły pojawiać się niebezpieczne ogniki.
- Bardzo mnie to cieszy. - Jak przesadnie grzecznie się zachowywaliśmy, jak nienaturalnie, coś w osobie Nicolasa, sprawiało, że mózg dziewczyny nie potrafił ustalić, jak powinien się do końca zachować, jaką rolę przybrać, kim dziś być. Szybko więc obrał względnie najbezpieczniejszą drogę, która zwykle działała na tego typu spotkaniach. Wymagała ładnego uśmiechu, przytakiwania i udawania, że szczytem zdolności intelektualnych jest równoległe chodzenie i mówienie, na wizje takiego zachowania wewnętrzną Agnes przeszedł dreszcz obrzydzenia.
- Och - czyżby zbyt teatralne i przerysowanie? - Dziękuje, jest bardzo ładna.- Przykłada kwiat do twarzy by poczuć jego zapach. Przez chwilę zastanawia się, czy jej zapach będzie się różnił od tych sztampowych, czerownych, szybko jednak okazuje się, że nie różni się ona zbytnio, chociaż? Jeszcze raz próbuje, kiedy jednak nic nie wyczuwa, obniża ręką z kwiatem, po czym wykrzywiając usta w zaczepny uśmieszek pyta - czym sobie zasłużyłam na taki prezent?
Kiedy proponuje spacer, kiwa lekko głową ruszając za nim powoli, zbyt wolno jak na swoje normalne tempo.
Kiedy pada to pytanie, które w sumie było do przewidzenia, mieli do wyboru je albo rozmowę o pogodzie, w ostateczności jakieś pierdoły w stylu anonimowych alkoholików.
- Szczerze powiedziawszy nie mam pomysłu. W jej przypadku opcji jest wiele; nudziło jej się, pomyślała, że będzie to doskonały żart albo znowu próbuje mnie z kimś zeswatać, nie pytając się mnie o zdanie w tej sprawie. Przepraszam, że to ty stałeś się ofiara jej szalonego planu.- Przeciera twarz dłonią, na samo wspomnienie panny Anderson, rządza mordu jej wraca. Przez chwilę zastanawia się jak trudne może być zdobycie hasła do pokoju wspólnego Gryfindoru i włamanie do pokoju Gryfonki, a później ogolenie jej brwi, kiedy będzie spała?
- Chociaż może powinieneś uznać to za komplement z jej strony, uznała cię za godnego albo łatwego… to może ja skończę bredzić trzy po trzy... - W ostatniej chwili udaje jej się ugryźć w język zanim głośno stwierdzi, że jest to bardzo ładny wieczór.
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyPon 09 Lip 2018, 19:22


Nicolas należał do chłopaków o dość dokładnie wyrobionej opinii wśród przedstawicielek płci pięknej. Uważany był za flirciarza, a jednocześnie łamacza kobiecych serc i choć wyobrażenie to było lekko nad wyraz, brunet nie wyprowadzał nikogo z błędu. Swoim zachowaniem jedynie je potęgował, mając dzięki temu możliwość ukrycia swojego prawdziwego ja. Tak było zdecydowanie łatwiej przetrwać, nie chciał niczyjej litości, spojrzeń pełnych wyrozumiałości i fałszywego zrozumienia, nienawidził, gdy ktoś patrzył na niego w taki sposób, dlatego zawsze udawał silnego, otwartego – tu szło bardziej opornie – oraz pozbawionego wyższych uczuć. Udawał, że wcale mu nie zależy, większość rzeczy robił od niechcenia, nie przykładając się, zwłaszcza do tych narzuconych przez ojca. Skrywana tajemnica była bezpieczna, dopóty dopóki on zachowywał się jak dupek, a to było dla Sharewooda najważniejsze.
Krukonka zupełnie jak większość uczniów będących w Hogwarcie nie miała pojęcia jaki naprawdę jest, to dawało chłopakowi przewagę nad nimi, lecz jednocześnie męczyło. Brak możliwości bycia prawdziwym sobą, bez udawania, bez ciągłej gry, kreowanej strachem męczyła go, dlatego często ukojenie odnajdował w szklance ognistej, a i ta często nie była dla niego zbyt łaskawa, choć stała się najlepszą przyjaciółką, często karała go kacem dnia następnego.
Nie był do końca pewny, jaka diabelska siła skłoniła go do spotkania z Nessy, po części liczył na chwilę oddechu po ostatnich wydarzeniach, jakie miały miejsce w jego życiu, ale również na rozmowę która będzie większych lotów, niż skupianie się jedynie na paznokciach, włosach czy innych mało ważnych aspektach życia. Jak każdy facet lubił piękno, zwłaszcza to emanujące od dziewczyn w otoczeniu Gryfona, jednak ostatnio potrzebował czegoś więcej, piszące dziewczyny – mimo, iż piękne – czy chichoczące na jego widok czy wypowiedziane słowa zaczęły go irytować.
Na spotkanie z panienką Temple przyszedł pełen nadziei na to, że dziewczyna jest nieco inna od swoich rówieśniczek, chciał by potraktowała go jak normalnego chłopaka, a nie patrzyła przez pryzmat plotek krążących w szkole. Dlaczego teraz czuł się nieco rozczarowany? Zachowanie Krukonki było takie typowe, wręcz nudne, a jednocześnie jakby nienaturalne dla niej. Miał okazję nie raz obserwować brunetkę z dalszej lub bliższej perspektywy i była wtedy zupełnie inna. Może to jego wina?
Zaplątany we własnych myślach zupełnie zignorował jej obecność oraz słowa padające z różowych ust, mimo bliskości. Potrząsnął delikatnie głową chcąc skupić się chociażby na jednym zdaniu przezeń wypowiedzianym. Nie chciał by poczuła się przez niego zignorowana, lecz nie odpowiedział nic po słowotoku, który dostała, zamiast tego zatrzymał się nagle stając twarzą w twarz z brunetką, wpatrując się w nią nieodgadnionym, stalowo-niebieskim spojrzeniem. –Dlaczego taka jesteś? – zapytał, mając nadzieję, że Krukonka odgadnie co ma na myśli.
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 EmptyPon 09 Lip 2018, 21:30

„Jakiż to Gryfon piękny i młody, jaka to obok Krukonka, nieświadom całego piękna przyrody, wędrują w promieniach słonka. Ona go słów zalewa potokiem, a on udaje, że słucha, myślą jest gdzieś za góry stokiem, bo przy niej traci tu ducha.” *1
Słowa płynęły nieprzerwanym strumieniem, dawały ulgę, bezwartościowy bełkot pozwalał zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Wichurze, która niszczyła wszystko na swojej drodze, przemierzając przez pozornie banalne życie Agnes Temple. Łatwo było o tym wszystkim zapomnieć, kiedy się to zagłuszało nic nie wartymi słowami. Nie było już Casa, który obdarzył ją swoim własnym rodzajem patologicznej miłości, nie było rodziny pełnej zawodu, kiedy usłyszą jej odpowiedź, nie było ludzi, którzy myśleli, że ją znają że wiedzą kim jest, nie było myśli, tylko szum nic nie znaczących słów, tak bezwartościowych jak osoba, z której ust się wydobywały.
Mogli tak iść i w nieskończoność, ona pozornie nieświadoma jego braku przy sobie, kroczyła by przed siebie, aż skończy by się świat, a jej udałoby się spaść w otaczającą go niezmierzoną ciemność. Duma ją trochę gryzła, kiedy zauważyła jego beznamiętne spojrzenie, zamyślenie, nie było go przy niej, a jej przy nim. Szli, a każde w swoim świecie, on jawnie zapominający o jej istnieniu, ona raz po raz przypominająca sobie o własnym, kiedy kończył się jej wątek, a usta mimo wszystko pragnęły iść dalej ku własnej zgubie.
Nagle jej monolog zostaje przerwany tamą. Trzy słowa. Ha, co to za tam, zdawać by się mogło, że jest to mizerna blokada złożona z trzech cieniutkich, wierzbowych gałązek, rzuconych pozornie od niechcenia w kierunku, ogromnej rzeki. Powinny zostać z łatwością zmiecione, porwane i zagubione przez prąd rzeki, a jednak zapada cisza, dłuższa niż byłaby wymagana. Dłuższa niż ta potrzebna do naczerpnięcia powietrza i dania odpowiedzi.
W tej chwili tak krótkiej, że w perspektywie wieczności po prostu nieistotnej, w głowie Nessy Temple, cichy głosik wybucha głośnym śmiechem. Przejrzał cię. Nie on pierwszy, nie ostatni.
W delikatnym piruecie obraca się do niego przodem, nadal powoli brnąc, tym razem jednak do tyłu. Przez kilka sekund przygląda się jego twarzy, na swojej nie pokazując nic.
- Sztuczna? – Na jasnych ustach Nessy pojawia się kpiący uśmieszek. Prycha cicho pod nosem, znowu obracając się przodem do kierunku spaceru. - A czy tak nie jest łatwiej? Każdy dostaje co chce i wszyscy są zadowoleni. Pilną uczennicę. Miłą koleżankę. Ciekawską małpę. Ładny dodatek. Tyle twarzy, a żadna nie jest prawdziwa. – Dodaje, a w jej zielonych oczach dochodzi do delikatnej zmiany, prawie kosmetycznej, źrenice delikatnie się rozszerzają, kiedy kątem oka spogląda na reakcję chłopaka.

*1 Parafraza Pana Severusa, aktu pierwszego
Sponsored content

Obrzeża - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 6 Empty

 

Obrzeża

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Obrzeża błoni [Patronus]
» Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]
» Ruda Annie [Turloughmore, obrzeża Galway, Irlandia]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: 
Zakazany Las
-