IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
The author of this message was banned from the forum - See the message
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyPon 20 Paź 2014, 19:02

Wczorajsze spotkanie z Dorianem przyprawiło Carneya o poranny ból głowy. To ten moment, gdy ptaki za wysoko śpiewają, liście szumią głośniej niż powinny, a dreptające po ziemi, malutkie mrówki tupią porównywalnie do wielgachnych słoni.
Młody czarodziej siedział więc w salonie, przy zasłoniętych przez ciężkie poły materiału oknach, starając się unikać zbyt ostrego światła niczym Dracula. Miał na sobie szkarłatny szlafrok z logo swojego domu i patrzył tępo w przestrzeń. Diarmuid coś do niego gadał, ale Duibhne nie skupiał zbytniej uwagi na tym słowotoku. Jednym uchem wpadało, drugim wypadało.
Do czasu.
Odwrócił się powoli, jakby w zwolnionym tempie (albo faktycznie zrobił to z gracją ślimaka, biorąc pod uwagę jego stan) i wbił spojrzenie w brata.
- Że co, proszę? – zapytał, wyraźnie wymawiając każde słowo.
Chyba robił sobie jaja! Dobra, nie mieli zbyt dużo okazji, by pogadać w te wakacje (raz, że obóz, dwa, że Diar ciągle gździł się gdzieś z tą swoją Chantal), ale to jeszcze nie znaczyło, że mógł podejmować za niego takie decyzje bez konsultacji! No dobra, była to najnormalniejsza rzecz w świecie, ale dla Carneya to niemal jak koniec świata, bo chyba zapomniał wspomnieć starszemu, jak wygląda sytuacja.
- Musisz to jakoś odkręcić – zwrócił się do niego błagalnie ze spojrzeniem, którego mógł pozazdrościć mu sam kot ze shreka. – Dwa tygodnie, mój boże...
Gryfon już nie siedział, tylko stał przodem do brata i łapał się za głowę. Spanikował, po prostu. Co on jej powie? Jak ma się zachowywać? Przecież on ją kocha, a ona chce tymczasowej wolności, do diabła... Nieważne, że chłopak zgodził się na ten pomysł. Zrobił to dla niej, a teraz wszystko miało się obrócić przeciwko niemu! Miał mieć jeszcze czas, by się jakoś przygotować, do rozpoczęcia roku trochę brakuje, ale nie, po co! Mimo morderczego kaca żałował, że nie ma tu Doriana z butelką...
The author of this message was banned from the forum - See the message
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyCzw 23 Paź 2014, 16:18

Chłopak zastanawiał się, co gorsze - to, że jego brat zaprosił bez konsultacji Brooklyn, czy to, że tak cholernie głośno stukał tą cholerną łyżeczką, co było niezgodne z zasadami savoir-vivre'u. Miał ochotę podejść do niego, złapać za sztucieć i wetknąć go Diarmuidowi tam, gdzie ten zdecydowanie by tego nie pragnął.
- Szkoda, że nie pomyślałeś również o tym, by zapytać mnie w ogóle o zdanie - odparł naburmuszony i zmrużył oczy, bowiem wiadomo już było, czemu Diar tak usilnie łamał zasady dobrego wychowania, które wpajali im rodzice. Jeszcze do tej pory Carney sądził, że wracając ze spotkania z Dorianem zachowywał się dość cicho i poruszał się z gracją ninja, ale chyba nieco się przeliczył. Choć przynajmniej upiekła mu się pogadanka...
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia - uciął temat, bo dalsze prośby nie przyniosłyby rezultatu, a nie chciał się też spowiadać z tego wszystkiego. Może innym razem, jak już się sprawa unormuje. Młody Gryfon taki już był - radził sobie sam, a przynajmniej starał się na tyle, ile miał sił.
- O której ma się zjawić? - spytał jeszcze brata, by nie przywitać dziewczyny w szlafroku i z wyrazem twarzy, który prosił tylko o to, by zabić Ua Duibhne na miejscu i ulżyć mu w cierpieniach.
Skoro nie bardzo wiedział, jak ma się zachować, to spróbuje chociaż ładnie wyglądać.
Gość
avatar

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyPią 24 Paź 2014, 13:16

- Właściwie, to jestem tu już od jakiegoś czasu. Ale jeśli moje towarzystwo uwłacza twojej czci, ze źle skrywanym żalem wrócę do domu, Car.
Jeszcze poprzedniego dnia widziała się z Regulusem w Londynie, spacerowała po zalanych słońcem ulicach, starając się nie troszczyć o nic, nie przejmować niczym. Obóz pozostawił po sobie przyjemne echo zmęczenia i niedosytu, choć wiedziała, że jej kompani z domu Węża byli w większości znudzeni i poirytowani, gdy wybierali się do domów za pomocą świstoklików. Teraz zaś stała w drzwiach prowadzących do salonu, opierając się nonszalancko o framugę i z uśmiechem wyrażającym wymieszane w nieproporcjonalnych ilościach rozbawienie i kpinę przypatrywała się młodszemu z braci, uprzednio puszczając do Diarmuida oczko. Ze starszym Ua Duibhne zawsze miała o wiele lepszy kontakt niż ze swoim narzeczonym, dlatego też przyjęła jego zaproszenie bez zastrzeżeń. Zawsze spędzała w Fiannie ostatnie dwa tygodnie wakacji, od kiedy tylko pamiętała bawiła się w ogrodach posiadłości, w stajni, wspinała się na mury i chowała w komnatach, uciekając przed Carem. Z młodszym z braci... Cóż. Lubili się z Carney'em, nie mogła zaprzeczyć, jednak ich charaktery i spojrzenie na świat rozmijały się w punkcie, do którego nie można było już zawrócić. Przez jakiś czas sądziła, że go kocha, szybko jednak zorientowała się, że jest to jedynie lustrzane odbicie uczuć, jakie chłopak żywił do niej - lub chciała, by właśnie tak wyglądała prawda. Utknęli więc w tym dziwnym układzie, który nie był na rękę przynajmniej jednej ze stron, ale czy mieli inne wyjście?
Brooklyn odetchnęła głęboko, zakładając ramiona na piersi i podchodząc bliżej; w miarę, kiedy się zbliżała, Diarmuid powoli odsuwał się od stołu, składał gazetę i podnosił się z krzesła, by jedynie przelotnie musnąć wargami czoło dziewczyny i opuścić salon, zostawiając młodych samym sobie.
Nim dziewczyna zdążyła zająć zwolnione przez aurora miejsce, powietrze zafalowało, a po chwili, z głośnym trzaskiem, tuż obok niej wylądował skrzat w eleganckim uniformie, dzierżąc tacę z dzbankiem, filiżanką i talerzykiem ciastek. Dzwonek na jego czapce kiwał się zawadiacko.
Nalał Amelii herbaty, skłonił się nisko, zostawił ciasteczka i tyle go było widać. Brooklyn uniosła brwi, rozbawiona, a później - słodząc herbatę - uniosła wzrok na Carneya. W jej brązowych tęczówkach migotało to samo rozbawienie, które wcześniej obejmowało niebieskie oczy Diarmuida; wierzyła aurorowi na słowo, jednak nie podejrzewała, że najmłodsza latorośl zamieszkująca posiadłość naprawdę doprowadziła się do tak opłakanego stanu.
- Wypiję herbatę i wrócę do siebie, jeśli moja obecność sprawia ci przykrość, kochanie - powiedziała, wyraźnie akcentując ostatnie słowo, a potem - obdarzywszy osłupiałego Gryfona słodkim uśmiechem - zamieszała herbatę dzwoniąc łyżeczką o delikatną porcelanę.
Bardzo, bardzo głośno.
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyWto 28 Paź 2014, 12:07

Znajomy głos przyprawił go o dreszcz – tyle, że sam nie był pewien, czy to dreszcz przerażenia, czy ekscytacji. Odwrócił się i ujrzał opartą o futrynę ciemnowłosą piękność, na której widok serce zabiłoby mu mocniej, gdyby tylko właśnie nie przeszło zawału i nie zatrzymało się tak samo, jak jego dech. Niewątpliwie sprawiła to uroda dziewczyny, ale też zaskoczenie, jakie wywołała nagłym pojawieniem się.
- Ja nie... to nie tak jak... – urwał, gdy brat wstał z siedziska, przywitał się z Brooklyn i wyszedł, pewnie bardzo rozbawiony i dumny z siebie, że zrobił Carneya w takie jajo. – ... myślisz – dokończył po tym, jak Lowsley zajęła miejsce jego brata.
Sam też usiadł, trochę zbyt gwałtownie, przez co rozległy, ale trafny niczym dźgnięcie igłą (właściwie, milionami igieł) ból dotarł do jego czaszki. Cholera jasna, czemu dał się wczoraj namowić Whisperowi na tę ‘drobną’ libację? Musiał sobie zanotować w tej umęczonej i zbolałej mózgownicy, żeby więcej nie dać się na to skusić, a przynajmniej nie z nim. Oczywiście, notatka obowiązywała do momentu, aż młody Ua Duibhne dojdzie do siebie i będzie czuł się jak młody bóg - wtedy stare obietnice nie są już takie wiążące.
Ale jeśli jesteśmy już przy przysięgach...
Amelia była dziewczyną, za którą Carney dałby się pokroić. Jej bezpieczeństwo oraz dobre samopoczucie były dla niego priorytetem. Kiedyś sądził, że będzie to kobieta, z którą spędzi swoje życie, a sama myśl o tym przyprawiała go o miłe uczucie kotłujące się w brzuchu niczym motyle. Najpierw była jego przyjaciółką, potem ukochaną. A teraz...?
Teraz to on już sam nie wiedział.
- Nie o to chodzi... – wpadł w łagodny, niemal przepraszający ton.
Brooklyn była chyba jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że krnąbrny i uparty Gryfon pokorniał i nagle okazywało się, że w jego słowniku istnieje takie słowo jak „przepraszam”. Oczywiście do czasu, bo przy zderzeniu dwóch tak silnych charakterów bywało czasem różnie, ale to Carney był tym, który wyciągał pierwszy rękę na zgodę.
- Zostań, ile chcesz – dodał, bo naprawdę tego chciał. Ale z drugiej strony obawiał się, że zrobi ruch, którego będzie żałował. Coś, co złamie zasady, jakie ustalili. A przecież nie mógł tego zrobić, panna Lowsley zresztą umawiała się obecnie z Blackiem, więc Car nie miał żadnego pola manewru.
Westchnął głośno i zlapał się za głowę, co dla obserwującej go osoby mogło wyglądać jak cierpienie z powodu rozsadzanej czaszki, katowanej ponownie dzwonieniem łyżeczki, ale było to spowodowane zupełnie innego rodzaju bólem...
Gość
avatar

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyWto 28 Paź 2014, 14:57

- Och, planowałam, ale nie jestem do końca przekonana, czy mój pobyt tutaj jest absolutnie tym, czego chcesz, Car. Jesteś jakiś blady, wymęczony... Czyżby pięć minut w moim towarzystwie odbierało ci wszelką chęć do życia? - ciemne łuki brwiowe uniosły się lekko, nadając twarzy dziewczyny uprzejmy wyraz zaskoczenia i troski, choć jej dłoń wciąż obijała łyżeczką filiżankę, wygrywając na niej potępieńczego marsza dla tych, co nie znali umiaru - Może naprawdę wyjdę? Albo wezwiemy magomedyka? Nie można pozwolić, byś w tak młodym wieku zapragnął kłaść się do grobu, a dokładnie tak wyglądasz - dodała po chwili, wyciągając dłoń i pocieszająco gładząc Gryfona po ramieniu, z trudem próbowała zapanować nad wybuchem wesołości.
Nie wytrzymała wreszcie, odłożyła łyżeczkę i schowała twarz w dłoniach, zanosząc się przepełnionym najprawdziwszym rozbawieniem śmiechem; radosny dźwięk unosił się w pomieszczeniu, wirował energicznie w powietrzu, wypełniał wszystkie kąty, a Brooklyn chichotała jak szalona przez kilka długich chwil. Gdy wreszcie się opanowała, na jej policzki wstąpił rumieniec, a brązowe oczy zwilgotniały wyraźnie od łez; posłała Carney'owi krótkie spojrzenie i znów zachichotała.
- Nie wiem, ile wczoraj wypiłeś, ale sprawiasz wrażenie kogoś, kto jedną nogą jest po drugiej stronie - wykrztusiła wreszcie z bezlitosną szczerością, wkładając rękę do kieszeni sięgającej kolana, ogniście czerwonej spódnicy. Po chwili podsunęła chłopakowi pod nos fiolkę; szkło powitało drewniany blat stołu z cichym stukotem, a uwolniona stanowczym ruchem kciuka zatyczka odskoczyła posłusznie, wyswobadzając intensywny zapach ziół.
- Łyknij. Będzie ci lepiej. I na litość Merlina, idź pod prysznic - powiedziała, nieco już spokojniejsza, choć na jej wargach wciąż krążył drwiący uśmieszek.
Carney nie wyglądał na kogoś, kto miał doświadczenie z alkoholem; Gryfoni zdecydowanie bawili się grzeczniej niż Slytherin, w ich ukrytym przed światem dormitorium. Ślizgoni wiedzieli co znaczy dobra zabawa i wiedzieli, że jeśli dobra ma być wyśmienitą - trunki muszą być obecne. Nikt poniżej VI rocznika nie miał co prawda wstępu na te radosne libacje, jednak wystarczył rok regularnego imprezowania w gronie najbardziej rozbestwionych mieszkańców Hogwartu, by Lyn nabrała wystarczająco dobrej odporności.
I konkretnego mistrzostwa w przygotowywaniu odtrutki na kaca.
Jeszcze przez kilka chwil przyglądała się chłopakowi, który wiele lat temu został jej przyrzeczony, a później wstała od stołu i - poświęciwszy moment na siłowanie się z przeraźliwie długimi, ciężkimi zasłonami - wpuściła do salonu sierpniowe, południowe słońce. Długie włosy zatańczyły na jej plecach, gdy podskakiwała, próbując dosięgnąć do zawiasu, przytrzymującego okiennice w zamknięciu, a kiedy wreszcie z okrzykiem triumfu wyswobodziła go z potrzasku, do pomieszczenia zawitał powiew ciepłego, świeżego powietrza z zewnątrz.
Zadowolona usiadła na parapecie, wychylając się niebezpiecznie do tyłu by zobaczyć co ciekawego dzieje się na dziedzińcu, a potem znów przeniosła wzrok na młodszego z dziedziców, unosząc brew.
- Jeszcze tu jesteś? Mam iść z tobą?
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyCzw 30 Paź 2014, 10:51

Chęć do życia Carney stracił już w momencie, gdy otworzył rano oczy i poczuł koszmarne łupanie w głowie oraz mdłości.
- Trzeba mieć jeszcze siły, by wykopać sobie ten grób. Raczej nie pójdzie tak gładko - zażartował, rozluźniając się nieco. Jej dotyk na jego ramieniu działał kojąco, a ból jakby wydawał się mniejszy. Ileż to potrafi zdziałać drobny gest.
- Też nie wiem - odparł rozbrajająco, gdyż jego pamięć dotycząca wczorajszego wieczora zatrzymała się mniej więcej gdzieś pomiędzy połową trzeciej a czwartą butelką. Powracała dopiero w miejscu docelowym, gdy młody Gryfon znalazł się już przy rodzinnej posiadłości, ale żeby nie było zbyt kolorowo - owa pamięć była podziurawiona jak ser szwajcarski.
Intensywny zapach ziół sprawił, że żołądek Ua Duibhne wykręcił się na drugą stronę i ścisnął się niemiło. Mimo to chłopak z wdzięcznością przyjął od Amelii fiolkę z płynem i szybkim ruchem wychylił ją do dna - prawie tak samo, jak jeszcze kilka godzin temu alkohol od Whispera. Wiedział, że kto jak kto, ale Ślizgonka znała różne sztuczki na to, by pozbyć się uciążliwych efektów przepicia. Na jej uwagę o prysznicu zmarszczył nos, czując się odrobinę urażonym. Choć miała rację - Carney zdecydowanie potrzebował kontaktu z wodą i mydłem. Wstał od stołu, czując, że magiczne ziółka zaczynają działać i nawet ostre światło, które właśnie wpuściła do pomieszczenia panna Lowsley, nie zakuło go w oczy tak bardzo, jak mogłoby jeszcze chwilę temu. Przynajmniej pozbył się już cech wampira.
- Umiem jeszcze obsłużyć prysznic, moja droga - odpowiedział z szelmowskim uśmiechem, dając jej do zrozumienia, że nie potrzebuje jej pomocy. Rzecz jasna bardzo by chciał, by dziewczyna poszła z nim... I to nie tylko po to, by umyć mu plecy.
No, ale było jak było, takie teksty wcale mu nie pomagały trzymać łap przy sobie - tylko kogo to obchodziło? Musiał sobie jakoś z tym poradzić, a nieprowokowanie podobnych sytuacji było jednym z wyjść. Zebrał się więc szybko, zniknął w korytarzyu i wrócił niedługo później - już piękny, pachnący i - co najważniejsze - kompletnie ubrany, a nie jedynie w majtach i szlafroku. Usiadł koło niej na parapecie i oparł się plecami o framugę okna.
- Jak minęły ci wakacje? Jakoś nie mieliśmy zbyt wielu okazji, by pogadać, nawet na obozie... - zapytał, choć trochę obawiał się odpowiedzi na to pytanie.
Poniekąd ją znał.
Gość
avatar

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyNie 09 Lis 2014, 14:40

Odwróciła głowę od Gae, wylegującego się leniwie w ogromnej plamie słońca na rozgrzanych kamieniach, gdy drzwi do salonu otworzyły się kilkanaście minut później, a Carney - aparycją i zapachem przypominający istotę zdolną do kooperacji z życiem bardziej, niż przedtem - wkroczył do środka. Na jej ustach zaigrał uśmiech, tym razem jednak oszczędziła chłopakowi złośliwego komentarza, przyglądając mu się leniwie; szczupłe, długie nogi, wąskie biodra, ramiona, które z czasem nabiorą odpowiedniej szerokości i siły, krótkie, ciemne włosy, wciąż jeszcze wilgotne i te niesamowicie brązowe oczy. Tak, młodszy Ua Duibhne mógł się podobać, a choć nie był uderzająco podobny do swojego brata, nie sposób było nie brać ich za rodzeństwo. Brooklyn dawno już zdążyła zauważyć, że obu braci cechuje pewnego rodzaju miękka zgrabność, jakaś subtelność w ruchach, gibkość, której ciężko było im nie pozazdrościć. Czasem zastanawiała się jak to możliwe, że ktoś o gabarytach Diarmuida potrafi poruszać się w ten sposób, w jego przypadku jednak można było usprawiedliwić ową anomalię sprawowanym z pasją zawodem. Carney z drugiej strony nie był w żadnym razie typem sportowca czy zabijaki, a mimo to potrafił powtarzać tą sztukę w sposób naturalny i swobodny.
Gdy usiadł obok podciągnęła kolana do klatki piersiowej i objęła je ramionami, odwracając głowę w bok.
- Obóz był szaleństwem. Prawdziwym szaleństwem. Nie miałam czasu na spokojny sen, a co dopiero na rozmowy... - urwała, przygryzając wargę, a potem uśmiechnęła się smutno - Właściwie na nic nie miałam czasu, jeśli mam być szczera. A wakacje? Cóż. Spędziłam je głównie sama. Później z Blackiem. Później na zaręczynach Carrowa, które były prawdziwą męką, ze względu na scenę, jaką Alecto pozwoliła sobie... Zresztą. Nieważne - parsknęła wreszcie, zeskakując z parapetu i zerkając na Gryfona.
- Myślę, że przebywanie w czterech ścianach w taką pogodę jest niewybaczalne. Przejdźmy się - zaproponowała, wyciągając do niego dłoń.
Wiedziała, że najprawdopodobniej spróbuje drążyć temat, choć w jej oczach wcale nie był taki istotny. To, o czym nie chciała mówić, to, co wyprowadzało ją z równowagi od lipca i kłuło najbardziej, schowane było o wiele głębiej. Liczyła jedynie na to, że uda się ominąć kwestię urodzin, których nie było i rozgoryczenia, jakie skrywała pod swobodnym uśmiechem, gdy wpatrywała się w chłopaka wyczekująco, a przeciąg tańczył w jej włosach jak gdyby nigdy nic.
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyCzw 13 Lis 2014, 20:44

Brooklyn wymieniła całą listę rzeczy, jakie robiła w wakacje, a Carney musiał wyłapać tylko jedno - czas spędzony z Blackiem, tak jak sądził. Ponoć zadawanie pytań, na które nie chce się znać odpowiedzi, powinno być zabronione, ale Gryfon i tak drążył. Nie wiadomo po co, liczył na cud? A może chciał jakiegoś potwierdzenia, by się uwolnić? Ten układ coraz bardziej mu ciążył, ale koniec końców najbardziej liczyło się dla niego szczęście Amelii.
- Och tak, coś o tym wiem - wspomniał, gdy dopuścił do siebie reszte odpowiedzi dziewczyny. - To ostatnie zadanie, moja drużyna była o włos od zdobycia pucharu. Cios w samo serce, wciąż nie mogę się pozbierać - odparł pół żartem, pół serio. To niby tylko kawałek blachy, ale jednak miło byłoby mieć ją dla siebie wraz z całym 'splendorem' i dumą zwycięzcy.
Młodszego Ua Duibhne trochę zabolało, że Lyn nie interesowało, co on porabiał, ale może to i lepiej? Co miałby jej powiedzieć? Poza obozem spędził czas w domu, w irlandzkiej posiadłości, czasem wybierał się na spacer i tak naprawdę najjaśniejszym punktem wakacji, najbardziej rozrywkowym, było spotkanie Whispera. Introwertyczna dusza chłopaka nie potrzebowała zbyt wiele towarzystwa, wręcz przeciwnie. Mógł wreszcie odpocząć od tłocznego Hogwartu, choć wiadomo - najbliższych kumpli trochę było mu brak. Ale niedługo i tak się spotkają.
- Jak sobie panienka życzy - zeskoczył z parapetu, pozornie ignorując wyciągniętą dłoń Ślizgonki. Wiedział, że to przyjacielski gest, ale nie mógł sobie na niego pozwolić, jeśli chciał jakoś utrzymać dystans.
- Brooklyn... - zaczął spontanicznie, ale musiał to z siebie wyrzucić - Słuchaj, wyglądasz na szczęśliwą. A ja niczego bardziej nie pragnę jak twojego szczęścia. Jeśli będziesz chciała zerwać zaręczyny, daj znać. Da się załatwić.
Po tych słowach wyprzedził ją, ale na chwilę powoli się do niej odwócił.
- Nie musisz odpowiadać teraz. Zastanów się. I proszę, niech decyzja będzie ostateczna - powiedział jeszcze i zrobiło mu się trochę lżej na sercu, choć nie tak, jakby tego pragnął. Uśmiechnął się mimo to do Lowsley najcieplej, jak potrafił.
Otworzył drzwi i przytrzymał za klamkę, czekając na brunetkę, po czym zamknął je z lekkim trzaśnięciem i udali się razem na zewnątrz doładować organizmy endorfinami wytworzonymi przez złociste promienie słońca.
Kolejne dni mogą nie być takie słoneczne.
Gość
avatar

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyPią 14 Lis 2014, 13:33

Zmarszczyła brwi, zerkając na Gryfona z zaskoczeniem, kiedy skurcz niezadowolenia przemknął po jej twarzy i przyciemnił czekoladowe tęczówki. Opuściła rękę powoli, zaciskając ją w pięść, jednak nie oderwała oczu od Carney'a, dokładnie wsłuchując się w tembr jego głosu, gdy nieuważnie, być może niepotrzebnie, acz stanowczo poruszał tą częścią jej myśli, do których wcale nie chciała wracać. Do których wracanie sprawiało, że zaczynała się zastanawiać, a to zwykle skutkowało nieprzespaną nocą.
Cofnęła się odruchowo, zakładając ramiona na klatce piersiowej w obronnym odruchu, choć uśmiech na twarzy chłopaka nie zwiastował ani ciosu, ani kolejnego żądania, które mogłoby wywołać chęć ucieczki. Ślizgonka zacisnęła zęby, odwracając wzrok w drugą stronę i przygryzła wargę, wzdychając z irytacją.
- Wyglądam na szczęśliwą, Car? Naprawdę? - spytała wreszcie, wbijając w niego ostre spojrzenie, robiąc kilka kroków do przodu, zmniejszając odległość między nimi do minimum. Zapach mydła i perfum uderzył ją w nos, źrenice rozszerzyły się nieznacznie, gdy zmarszczyła znów brwi, dostrzegając wyraźnie ślady nieszczerości w wygiętych wargach i oczach Gryfona.
- Doszedłeś do zaskakująco nowych dla mnie wniosków. Nie zerwę zaręczyn. Sam to zrób, jeśli chcesz - burknęła jeszcze, wymijając go i opuszczając salon przez drzwi, które uczynnie dla niej przytrzymywał.
Na schodach prawie biegła, czując duszącą, gryzącą od środka potrzebę by wydostać się na świeże powietrze. Pchnięcie frontowych drzwi z wystarczającą siłą wystarczyło, by zalała ją fala słońca, a zapach trawy, liści, wody i suchej ziemi dotarł do zmysłów z pełną siłą. Odetchnęła, wciąż czując buzującą w żyłach złość i obejrzała się, sprawdzając, czy Carney wciąż za nią podąża. Widząc, że brunet nie rezygnuje - co zresztą nie zdarzało mu się prawie nigdy - przewróciła tylko oczami, ale obdarzyła go krzywym uśmieszkiem. Nie zamierzała zgrywać urażonej primadonny, nie leżało to w jej naturze i byłoby krzywdzące względem chłopaka, który przecież tak się starał, by zapewnić jej to, czego chciała.
Tylko co to właściwie było?
- Sam zgodziłeś się na ten układ, Car - stwierdziła nagle, ni z tego, ni z owego, gdy zbliżyli się do pozbawionego balustrad mostku, wygiętego w łuk nad czymś, co w zamierzchłych czasach musiało być fosą. Woda była w niej czysta i krystalicznie przejrzysta, a wszelkie właściwości obronne zniknęły na przestrzeni lat, pozostawiając zbiornik wodny przed wyborem, który wyborem właściwie nie był - wyschnąć, albo ładnie wyglądać. Najwyraźniej wybrał to drugie.
Nachyliła się nad krawędzią, zerkając w swoje odbicie i znów przeniosła spojrzenie na Gryfona.
- Zgodziłeś się po tym, jak o mały włos się nie pozabijaliśmy. A teraz żądasz, żebym to ja podjęła decyzję? Dlaczego ty jej nie podejmiesz? - uniosła brwi, siadając na rozgrzanych kamieniach i zwieszając nogi w dół. Do powierzchni wody wciąż było dość daleko, a kiedy już się do niej dotarło, do dna wciąż pozostawało kilka metrów.
- Zresztą, może zanim wdamy się w dyskusję, która obojgu nam totalnie spieprzy cały dzień, opowiesz mi jak minęły twoje wakacje? Nie licząc oczywiście poranka w świcie tupoczących mrówek.
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyPią 14 Lis 2014, 14:25

Nagły wybuch Amelii był dla niego zaskoczeniem. Sądził, że dziewczyna prędzej odetchnie z ulgą, będzie mogła zająć się na spokojnie swoim życiem miłosnym, prowadzić je tak, jak powinno ono naprawdę wyglądać. Przecież gdyby chciała być z nim, to by była. Ich układ od początku nie bardzo mu leżał, ale zgodził się na niego – dla niej. A teraz ona robi scenę? Gdy on dał jej wolną rękę, możliwość wyboru, zerwania danej umowy bez konsekwencji?
- Gdy mijam cię ściskającą się z Blackiem, wcale nie wyglądasz na cierpiącą – wycedził przez zaciśnięte zęby, nie podnosząc jeszcze głosu, choć bliski był tego, by wybuchnąć. W środku zaczynało się w nim gotować.
Po tym wszystkim panna Lowsley wybiegła przez przytrzymane przez chłopaka drzwi, a on ruszył tuż za nią. Podążał za Brooklyn niczym cień, wciąż w pewnej bezpiecznej odległości, ale jednak blisko, na tyle, by nie stracić jej z oczu. Dopadł ją wreszcie na mostku, gdzie dziewczyna zwolniła, wyrzucając z siebie spowite pretensją słowa. Czego ona od niego chciała? Skoro zaangażowała się w jakąś relację, on to widział, patrzył na to każdego dnia, a serce pękało mu na pół słysząc perlisty śmiech ukochanej, którą dotykał i całował inny mężczyzna, który tulił ją inaczej, niż można by spodziewać się po przyjacielu, którym niby on miał dla niej teraz być, bo przecież o ukochanym nie było obecnie mowy. No, poza drobnym szczegółem – zaplanowanym ślubem, który najprawdopodobniej miał unieszczęśliwić ich oboje, a z czego ona, najwyraźniej, nie zdawała sobie jeszcze w pełni sprawy. Car chciał to jakoś rozwiązać, ale jak to zrobić, gdy nie otrzymuje się ani grama współpracy?
- Bo... – urwał, gdyż słowa ‘bo cię kocham’ ugrzęzły mu w gardle, wydając się być tak nieodpowiednimi w tej sytuacji, jak tylko mogły być – Jaki to ma sens, Lyn? – zapytał ją, próbując uspokoić oddech, by nie dać się zawładnąć nerwom i emocjom, które nim targały. – Zgodziłem się, sądząc, że damy radę, ale prawda jest taka, że coraz bardziej oddalamy się od siebie, mimo, że stoisz obok, równie rzeczywista, jak i nierzeczywista, jak zjawa, która pojawia się i znika. A ja nawet nie mogę jej dotknąć. – wyrzucił z siebie i spojrzał na nią zrezygnowanym wzrokiem.
A rano, gdy siedział skacowany nad kubkiem herbaty, miał wrażenie, że to najgorsza rzecz, jaka go dzisiaj mogła spotkać.
Gość
avatar

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyPią 14 Lis 2014, 14:43

Parsknęła jak kotka, zrywając się na równe nogi i zaciskając dłonie w pięści; jej oczy ciskały gromy, gdy stała naprzeciwko Gryfona, spojrzeniem łowiąc jego wzrok. Nie uśmiechała się już, a chociaż dzieliło ich jedynie kilka centymetrów wzrostu, chociaż musiała nieznacznie zadzierać głowę, by spojrzeć Carney'owi w oczy, nie wyglądała wcale na kogoś kto zamierza poddać się łatwo i bez słowa.
- Nie masz pojęcia, czy to ma jakiś sens, czy nie, więc próbujesz zwalić odpowiedzialność za ostateczną decyzję na mnie, tak? - syknęła, dźgając go palcem w klatkę piersiową; zmarszczyła lekko nos, pogardliwie, drwiąco wyginając wargi w parodii uśmieszku, choć nie objął on brązowych oczu - przypominam ci, to była twoja propozycja, twój układ, więc teraz to twój problem! Ja nie zamierzam przechodzić tego samego co Regulus, nie zamierzam zostać porzuconą narzeczoną, wysłuchiwać litościwych słów i zbierać kwiatów kpiących spojrzeń tylko dlatego, że próbowałeś dać mi wolność! I o dziwo, nie chcę tego też dla ciebie, chociaż czasem się zastanawiam, czy na to zasługujesz, skończony idioto! - cofnęła się, zaciskając usta, odwróciła, wplątując palce we włosy i robiąc kilka kroków przed siebie, jakby zastanawiała się, czy ucieczka nie jest dobrym wyborem.
Nie byłaby jednak sobą, gdyby teraz odeszła.
- Oddalamy się od siebie, bo nigdy nie ma cię w pobliżu. Taka jest prawda. Czy to Uriah, czy Black, byłeś gdzieś w okolicy? Zdecydowałeś się na zrobienie czegokolwiek? Tkwimy w tej... wspólnej decyzji od dobrych dwóch lat. Nie jestem dzieckiem, potrzebuję czegoś więcej niż koleżanek do paplania, a skoro ty nie przejawiałeś NAJMNIEJSZYCH nawet oznak zainteresowania, miałam czekać jak mniszka na zbawienie? - gdy znów na niego spojrzała, w brązowych oczach rozkwitała cała gama emocji, od irytacji, przez rozgoryczenie i nietypową dla dziewczyny bezradność. Opuściła ramiona, podchodząc bliżej, zaciskając palce na jego koszuli, opierając czoło o policzek Carney'a. Jej serce łomotało głośno i szybko.
- Przyszło ci kiedyś do głowy, że po prostu czekam aż coś zrobisz? Aż mnie dotkniesz? Zauważysz? - zniżyła głos do szeptu, przymykając oczy i wzdychając głęboko - Pomyślałeś, że może po takim czasie od ustalenia granic można spróbować kolejny raz? Jedyne, co dla mnie masz, to oskarżenia i pretensje, że jestem szczęśliwa z kimś innym. A jak mam być szczęśliwa z tobą, skoro nigdy nie wyraziłeś wprost chęci na to, by spróbować od nowa? Nie jestem wyrocznią. Nie czytam w myślach, Car.
Carney Ua Duibhne
Carney Ua Duibhne

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptySro 19 Lis 2014, 17:40

Młody Ua Duibhne doszedł dziś do jednego, zaskakującego go wniosku, chociaż dla wielu było to oczywiste - kobiety są z innej planety.
- Starałem się przestrzegać zasad naszego układu, to wszystko - odparł, gdy Amelia wyrzuciła z siebie to, co najwyraźniej leżało na jej sercu bardzo długi czas i strasznie ciążyło.
Przecież gdyby wiedział, gdyby dała mu choć znak, że to, co ustalili, można odrzucić i spróbować być razem, naprawdę RAZEM, zrobiłby to od razu! Nie chciał ingerować w jej, jak widać pozornie, poukładane życie uczuciowe. Nie chciał okazać się egoistą, a i tak wyszedł na tego złego.
Puścił mimo uszu uwagę na temat kpiących spojrzeń związanych z zerwaniem zaręczyn, choć w jego głowie na moment zakwitła myśl, że może o to jej własnie chodzi - o wstyd, którego chciałaby uniknąć, a nie tak naprawdę o niego i jego uczucie. Miał jednak swoje demony, swoje wątpliwości. Odgonił je tak szybko, jak było to możliwe. Trzeba spróbować wejść do wody, by nauczyć się pływać. Skoro ta rozmowa ma już miejsce, skoro jedno drugiemu wygarnęło, a panna Lowsley odsłoniła się z tym, co, jak sądzi, czuje, Carney postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Wóz albo przewóz, nie spróbuje, to się nie przekona.
Odsunął dziewczynę od siebie, delikatnie, po czym ujął jej podbródek w dłoń i spojrzał w ciemne tęczówki. Przysunął twarz do jej twarzy, początkowo trochę nieśmiało, by po chwili przyłożyć swoje usta do warg Ślizgonki i pocałować ją, z taką dozą czułości, jaka tylko w nim tkwiła. Obydwie ręce Gryfona spoczywały na jej talii w taki sposób, jakby nie zamierzał już nigdy wypuścić Lyn.
- Zostaw Blacka. - powiedział, gdy wreszcie się od niej odkleił. - Wróćmy do Hogwartu razem... - złożył jej propozycję i znów ucałował, tym razem dosłownie na sekundę, ledwie muśnięcie. - Dajmy sobie szansę.
Wziął Amelię na ręce, podniósł ją, lekką niczym piórko i usadził na balustradzie mostku. Objął ją ponownie i czekał na odpowiedź niemal jak na wyrok.
Gość
avatar

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] EmptyPon 22 Gru 2014, 10:14

Uniosła dłonie, wplątując je w ciemne włosy i odwróciła się do niego plecami ze śmiechem, który nie miał nic wspólnego z wesołością; pusty, gorzki grymas, reakcja na jego zapewnienia o kierowaniu się jedynie dobrem ich umowy.
- Tak uważasz? Tak sądzisz? To właśnie robiłeś? – spytała z rozbawioną drwiną, a w jej głosie rozbrzmiało coś tak boleśnie ściskającego gardło, że sama na moment zamilkła, opuszczając ramiona i wbijając w Carney’a niemal niewidzące spojrzenie.
Wiedziała, że ich życie nie jest tak łatwe, jak oboje mogliby tego chcieć. Że za zasłoną pozornie ułożonych emocji, zaszufladkowanych i posegregowanych uczuć, reakcji, zdarzeń, wspomnień, planów, każdego drobnego szczegółu, który udało się zarejestrować umysłem, kryje się studnia bez dna zawierająca te wszystkie słowa, których nikt nie odważył się nigdy wypowiedzieć, wszystkie gesty, których wykonanie kosztowałoby tyle poświęcenia, że nikt nie miał siły, by się na nie porywać.
Wiedziała, że najłatwiej byłoby wypuścić Carney’a z uścisku, pozwolić mu odejść tak, jak sobie tego życzył, zapomnieć o sprawie i skupić się na Blacku; stalowoszare tęczówki były tak różne od brązowych oczu, wpatrujących się w nią ze złością, wyczekiwaniem. Z nadzieją. Regulus i Carney stanowili swoje idealne przeciwieństwa, a jednak obaj twierdzili, że czują do niej coś więcej – co do Amelii, sama nie była pewna. Nigdy nie powiedziała żadnemu z nich tego nie-magicznego, a jednocześnie najbardziej zaklętego słowa na świecie; nigdy nie powiedziała, że kocha. Nie poważyła się na to, niepewna własnych uczuć, zagubiona pomiędzy nimi od kiedy tylko pamiętała, skupiona na próbach rozsupłania węzła, którego nie sposób było rozsupłać, a który zawierał wszystkie jej obawy, żale, nadzieje i szanse, jakie jeszcze można było stracić.
Zapewne bezpowrotnie.
Być może dlatego kiedy się odsunął, kiedy dotknął palcami jej podbródka i wreszcie; kiedy pocałował ją niepewnie, powoli, nachylając się i przysłaniając dziewczynie światło słońca, by podzielić się dawką czułości, Ślizgonka nie odepchnęła go.
Być może dlatego odetchnęła tylko cicho, gdy ich usta spotkały się w pocałunku, a później uniosła ramiona by wpleść smukłe palce w ciemne włosy Carney’a, wciąż jeszcze wilgotne po prysznicu, przyjemnie miękkie, pachnące świeżością.
A mogło zdarzyć się też tak, że jej reakcja była odpowiedzią na wszystkie podświadome modlitwy serca, które przy Gryfonie niespodziewanie zabiło mocniej, poderwało żołądek, opanowało kolana sprawiając, że zmiękły niczym na kartach jakiegoś wyjątkowo ckliwego romansu, pozwalając pannie Lowsley na poznanie uczucia zupełnie odmiennego od czystego pożądania i fascynacji, jakie czuła przebywając z Blackiem.
Odpowiedziała na pocałunek chętnie, z początku nieporadnie, zaskoczona i niezbyt pewna o stosowności tego zajścia; kiedy odsunął się, kiedy złożył jej propozycję, a w brązowych oczach nie pojawiła się nawet iskra rozbawienia, kiedy jego dłonie ujęły ją w talii i z zaskakującą siłą, o jaką go nie podejrzewała, uniosły szczupłe do góry, nie wiedziała już czy pozorne i niepozorne powinno być właściwe czy nie. Wiedziała jednak, że czuje do Gryfona więcej, niż podejrzewała, a kiedy pocałował ją kolejny raz, przesunęła palcami po jego karku i schowała twarz we włosach, pochylając się by objąć chłopaka, przytulić go do piersi.
- Daj mi czas. Po prostu daj mi czas. Uporam się z tym, przysięgam – wyszeptała jedynie, nim sama sięgnęła po kolejny pocałunek, niespodziewanie czując jak jej ciało opanowuje ulga, a umysł uwalnia się od tysiąca niepotrzebnych myśli.
- Kocham cię.

[z tematu]
(w prezencie na święta dla wszystkich szipiących tego szipa ;))

Sponsored content

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty
PisanieTemat: Re: Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]   Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia] Empty

 

Kwiat Fianny [Dublin - Irlandia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia
» Ruda Annie [Turloughmore, obrzeża Galway, Irlandia]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-