IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyCzw 18 Wrz 2014, 21:23

Gdy Joe wspomniała coś o zjeżdżaniu po poręczach w domu Dwayne'a uśmiechnęła się lekko, nie odpowiedziała nic. Jeszcze nie zdarzyło jej się by kiedykolwiek tak bawić. Jej zabawy z Samuelem zazwyczaj wyglądały nieco inaczej, bawili się tylko w miejscach gdzie nie było nikogo dorosłego. Przy jego rodzicach lub jej ojcu nie przeszłyby te wszystkie numery które razem wykręcali. Zresztą według pana Jonsona jego córka jest spokojna i nigdy w życiu nie zrobiłaby niczego głupiego. Gdyby teraz ją zobaczył, była niemal pewna, że bardzo by się zawiódł. Zaczęła się głośno śmiać, wyobrażając minę ojca, który stałby pod drzewem i kazał jej w tej chwili stamtąd schodzić. Po czymś takim na pewno zabroniłby jej mieć jakikolwiek kontakt z dwójką Puchonów. Prychnęła głośno i wyraźnie, tak by chłopak usłyszał. Może i są drobne, ale to nie oznacza, że nie dadzą sobie z nim rady, ich jest dwie, a on jest sam. Podejrzewała, że jego brat nie będzie chciał brać w tym udziału, a nawet jakby to była pewna że Jolene bez problemu przeciągnęłaby go na ich stronę. Autobusy? Owszem wiedziała o ich istnieniu, przecież jakoś radę sobie da. Zginąć nie zginie prawda? To może być nawet całkiem ciekawe przeżycie, byłaby to jej pierwsza taka podróż tego rodzaju pojazdem, przez tak długi czas. U niej w domu zdecydowanie stosowano magiczne środki transportu - teleportacja, sieć Fiuu itd. Chłopak miał rację, gdyby rano nie zastał jej w kuchni w trakcie posiłku na pewno zorientowałby się, że kogoś brakuje, a ona w tym czasie mogłaby zwiedzić Cardiff, na pewno by się nie nudziła. Clary parę razy również rozważała czyby nie zaprosić przyjaciółki do siebie, ale zawsze gdy chciała poruszyć ten temat z ojcem, wypadało mu coś ważniejszego. Wszystkie szyszki które podała jej dziewczyna kładła można by powiedzieć koszyka, który utworzyła z sukienki. Pokiwała tylko głową i obserwowała uważnie dziewczynę, gdy dziewczyna na palcach pokazała trzy rzuciła kilka szyszek w Puchona. Jedną trafiła go w ramię, pozostałe niestety chybiły. Szeroko uśmiechnięta i śmiejąca się Clarie w dalszym ciągu atakowała Dwayne'a. Gdy chłopak zeskoczył na niższą gałąź, Clarissa zachwiała się nieco i spojrzała na niego z oburzeniem wypisanym na twarzy, a gdy zaczął ją atakować dołączyło do niego jeszcze zaskoczenie. Nie pozostała mu jednak dłużna i zrywając dodatkowy zapas szyszek zaczęła go atakować, czasami trafiła w niego, a czasem chybiła. Wstała i niebezpiecznie się zachwiała, odzyskując jednak równowagę po chwili. Szyszki, które leciały w jej stronę wcale nie pomagały. Lewą ręką złapała się gałęzi znajdujące się obok, na wysokości jej bioder. Jej sukienka nieco się uniosła, w końcu dziewczyna nadal przytrzymywała ją lewą dłonią, by mieć tam miejsce na szyszki. Prawą ręką cały czas rzucała w chłopaka, niech sobie nie myśli, że podda się tak szybko. Zbliżała się w jego stronę, a szyszki coraz częściej trafiały prosto w chłopaka, ale również on coraz częściej trafiał w nią, kilka razy zabolało ją i to nawet bardzo. - To boli - jękneła , miejąc nadzieję, że chłopak postanowi się nad nią ulitować i wtedy wykorzysta sytuację. Zerknęła na Joe, miała nadzieję , że zacznie atakować go z drugiej strony.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySob 20 Wrz 2014, 11:52

Chichotała przejęta całym wydarzeniem. Szyszek nie brakowało, a samo drzewo ucierpiało dźwigając na sobie troje Puchonów walczących na śmierć i życie owocem rośliny. 
-  Wojownikiem lasu jestem ja, bo mam pióra, a ty nie!  - zawołała równo wojowniczo, śmiejąc się z roli jaką odgrywała. Poprawiła opaskę na głowie, odgarniając pióra na skronie. Łaskotały jej nos, przez co kichnęła cicho kilka razy. Lepszy efekt walki byłby na drzewie na podwórku przed domem Dwayne'a, ale to później przedstawią Clary ich własnoręcznie zrobioną willę. Schowała się za pniem, plącząc swe jasnobrązowe włosy w liściach. Uniknęła w ten sposób kilka szyszek. Zmrużyła powieki groźnie obserwując cierpliwie zmianę pozycji Dwayne'a. Zdziwiła się, oczekując kontrataku. Chłopak w mniemaniu Jolene, omal nie spadł na ziemię przeskakując na drugą gałąź. Obserwowała go z daleka, zaciskając palce na szyszkach i otworzyła szerzej oczy przewidując plan przyjaciela. 
-  Jesteś wredny.  - szepnęła, choć nikt nie mógł jej usłyszeć. Wyprostowała kolana, stawiając stopy stabilnie na gałęzi. Na jedną z wyższych zarzuciła ramię, obejmując ją i asekurując się nią. Nie czekając na zachętę, posłała szyszkę jedną za drugą w plecy Gęgającego Pióra wybawiając Clary z opresji. Dawała jej kilka sekund na uzupełnienie amunicji i przystąpienie do szturmowania. Nie miał z nimi najmniejszych szans. Joe nie była drobną dziewczynką, ale też nie miała krzepy w ramionach. Wieczne bieganie, spieszenie się i wymijanie przeszkód wyrobiło jej kondycję fizyczną pozwalając teraz dziewczynie trafić pięcioma szyszkami w różnych miejsca na plecach przyjaciela.
- Poddaj się, nie masz z nami szans, Opalona Twarzo! - zawołała chowając twarz za liśćmi, tłumiąc chichot. Wtem ktoś zakłócił ich bójkę. To ochroniarze rezerwatu wskazali sobie ich palcem. Joe słyszała z tak daleka ich nawoływania - Ej, dzieciaki, złazić z drzewa! - panienka Dunbar zakryła usta ułożone w wielkie "o". 
- Kryć się! - szepnęła do puchonów i wspięła się na jeszcze wyższą gałąź, czyli w odwrotną stronę niż życzyli sobie panowie ochroniarze. Joe niczym małpka pokonała przeszkodę i ulokowała swój tyłek ozdobiony różowym majtkami na trzeciej gałęzi nad ziemią. Wyciągnęła się przed siebie i wyciągnęła rękę do Clary. O Dwayne'a nie martwiła się, był lepszy we wspinaczce od niej. Pojawiała się szansa na jeszcze większą zabawę. Jeśli ochroniarze ich odkryją, mogą we troje zaatakować ich szyszkami z indiańskimi okrzykami. Kto jak kto, ale Dwayne musiał myśleć podobnie jak ona.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyNie 21 Wrz 2014, 20:18

Jakkolwiek pragnęłaby zachować powagę w towarzystwie Jolene oraz Dwayne’a, musiałaby prędzej porzucić ich na korzyść bardziej stosownego zachowania, które zazwyczaj było miażdżone pod wpływem pomysłów dwójki nastolatków wychowujących się pozornie w normalnych domach. Chłopak od zawsze wyczuwał pewną zależność swojego zachowania od poczynań stosowanych podczas wakacyjnych wariacji, puszczony samopas nawet w chwilach, kiedy sąsiadka zmuszona była siedzieć w domu czy odwiedzać dawno nie widzianą ciotkę na drugim końcu kraju. Nie pozwolił sobie na rozkojarzenie w tak kluczowej chwili obrzucając szyszkami biedną Clarissę pozostawioną jedynie chwilowo przez swą towarzyszkę broni, nadstawiając się tym samym na ostre i bolesne ciosy.
- Każdy złodziej próbuje się wybielać w chwilach sądu! – Odkrzyknął Jolene, nie wysilając się nawet na to, aby odwrócić twarz w jej stronę i zerknąć na swoją biedną przepaskę stanowiącą nieodłączny element jego wyglądu od niespełna roku. Pół roku temu usłyszał od Chantal kwiecisty komentarz na ten temat, dlatego też nauczył się go zdejmować przez każdymi zajęciami z eliksirów, chcąc umniejszyć powody do zarzutów nauczycielki.
On sam przez moment nie próbował nawet unikać coraz to dotkliwszych uderzeń, zmniejszając dystans równomiernie z dziewczyną aż w końcu byłby w stanie dotknąć jej ramię - szczególnie, że dziewczyna zbliżała się z każdym krokiem wykorzystując niezwykle słaby punkt Dwayne’owskiej uwagi. Znieruchomiał na krótki moment przerywając ostrzał, a spojrzenie wpatrywał niewybrednie w gładkie udko koleżanki z klasy, nie próbując nawet powstrzymać się przed głupkowatym uśmiechem wypełzającym na twarz. Z pewnością wykorzystała tę chwilę na dodatkowy ostrzał, podczas którego chłopak skulił ramiona i próbował ustawić się bokiem, zmniejszając w ten sposób ewentualną powierzchnię ciosów, jednak niewiele to zdziałało skoro zahipnotyzowany był odsłoniętym fragmentem ciała nastolatki. W tym też momencie wygiął się niezbyt pięknie w przód, kiedy cztery celne szyszki trafiły chłopaka jeden po drugim bez żadnej przerwy, co skumulowało się wraz z atakiem Clarissy. Przez dwie sekundy słyszały przytłumione „au” i „auć”, ale nie wyglądało wcale na to, ażeby Dwayne miał zamiar rezygnować. Kiedy już przezwyciężył chęć przyglądania się nogom koleżanki wyprostował się i trzymając ręce uniesione na wysokość barków przeszedł ostrożnie po gałęzi w stronę biednej Puchonki. Akurat w tym samym momencie, kiedy Jolene przerwała bójkę i zmuszony był unieść twarz w chowającą się twarz Dunbarówny, podczas gdy miał zamiar pochwycić wroga i unieruchomić go, traktując niczym żywą tarczę. Zerknął w stronę zbliżających się ochroniarzy, a przed oczyma mignął mu wyraz twarzy niezadowolonego ojca nakładającego mu kolejny szlaban podczas mijających właśnie wakacji i skrzywił się wyraźnie z niezadowoleniem.
- Joe! – Krzyknął do dziewczyny, widząc zbliżające się w pośpiesznym tempie sylwetki ochroniarzy, w mgnieniu oka wcielając się w rolę bohatera i rycerza na białym koniu, który pragnie poświęcić swą osobę dla przyjaciół, ułatwiając im ucieczkę. Jego plan był iście genialny! Odwrócił się ponownie w stronę Clarissy i wysypał z dłoni resztki szyszek, kucając na gałęzi na jakiej oboje się znajdowali i przysiadając na niej, szepnął: - Zejdźcie z drugiej strony drzewa i biegnijcie pod dom Joe. Tylko weźcie ze sobą Collina, a ja ich odciągnę. – Podzielił się z Puchonką planem i nie czekając na jej protest czy aprobatę, ześlizgnął się z gałęzi przez moment wisząc niczym małpa, zaczął wydawać okrzyki mające przywołać ochroniarzy właśnie w jego stronę. Brzmiały one mniej więcej „uuu-u-u-u-u-u, a-a-a-a-a-a!”, obleczone zginaniem nóg i ramion, czyniąc z Dwayne’a główny obiekt zainteresowania ochroniarzy Rezerwatu. Gałąź, którą trząsł była tą samą, na jakiej znajdowała się Clarissa. Jeśli dziewczyna nie spadła (oby nie spadła!), Puchon w końcu zeskoczył i zgarbiony wytknął język ochroniarzom, grając palcami na nosie coraz bardziej zdenerwowanym stróżom prawa. Nie mniej, nie więcej, musieli puścić się biegiem za chłopcem. A przynajmniej jeden z nich, rozpoczynając szaleńczy bieg wraz z Dywanem po trawniku Rezerwatu, wzbudzając zainteresowanie turystów. Co jednak z drugim ochroniarzem?
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySro 24 Wrz 2014, 16:24

Wiele razy dostała szyszkami od chłopaka, krzywiąc się co chwilę, a czasem nawet robiąc mu wyrzuty. Wiedziała, że chłopak nie przejmie się jej zażaleniami, skoro cały czas się uśmiechała, nawet gdy dość mocno dostawała z tych szyszek. Nie była pewna co się stanie, jak będzie stała z chłopakiem twarzą w twarz, wiedziała że jest od niej silniejszy i bez żadnego problemu da sobie z nią radę. Miała nadzieję, że ten ma łaskotki, tylko to jej przychodziło do głowy. Dość słaby pomysł na samoobronę. Miała równie głupi wyraz twarzy, gdy chłopak się zatrzymał. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę na co chłopak patrzy, było to jej udo, dziewczyna zawstydziła się nieco, ale nie spuściła sukienki, w końcu cała jej amunicja przepadłaby wtedy. Z jej twarzy można było wyczytać zaskoczenie, lekki wstyd, ale również zadowolenie. Przez te chwile nieuwagi chłopaka, oddała mu za te wszystkie siniaki, które następnego dnia, lub parę dni później się pojawią. Wykorzystała już całą swoją amunicję, przystanęła. Czyżby był to już jej koniec? Nie, niemożliwe. Nie mogą przez nią przegrać z chłopakiem. Z pomocą przyszła jej Puchonka. Pokiwała z wdzięcznością głową w stronę Jolene, gdy ta zaczęła atakować Dwayne'a. Miała uzupełnić zapas amunicji, ale nie udało jej się to. Otóż Puchon stał już przed nią. Clarie była świadoma tego że to już koniec, w końcu jest drobna, no i nie tak silna jak chłopak. Jednak przegrają i to przez nią. Uśmiech zszedł jej z twarzy. Spojrzała na Morisona, nie wiedząc czego ma się spodziewać. W myślach cały czas błagała by ten miał łaskotki. Nie trudno wyobrazić sobie ulgę jaką poczuła, gdy Joe przerwała bójkę, lecz gdy tylko zdała sobie sprawę o co chodzi dziewczynie nie była już aż tak spokojna. Jej ojciec ją zabije, jeśli ochroniarze ją złapią, a o tej dwójki będzie mogła już zapomnieć. Spuściła sukienkę i wzięła od chłopaka szyszki, kucnęła zaraz po nim. Chciała mu powiedzieć, że się nie zgadza w końcu mogą go złapać, a nie powinien brać całej tej odpowiedzialności na siebie. Było jednak za późno, chłopak wisiał już na gałęzi i nawoływał ochroniarzy. Zaśmiała się i pokręciła głową, szybko jednak odzyskała powagę i przeszła po gałęzi do Joe. Nie udało jej się to aż tak szybko, w końcu Puchon trząsł gałęzią na której się znajdowała. Była taka chwila, że niemal nie spadła, na szczęście jednak odzyskała równowagę i była już obok Jolene. - Dwayne powiedział, że mamy zejść z drugiej strony drzewa i spotkamy się pod twoim domem, mamy wziąć ze sobą Collina. - przekazała przyjaciółce słowa chłopaka. Obserwowała Dwayne'a jak uciekał przed ochroniarzem. - Wiesz w ogóle gdzie Collin mógł sobie pójść? - zapytała w międzyczasie. Dopiero po chwili zdała sobie, że tylko jeden ochroniarz pobiegł za Puchonem. Szturchnęła Joe w ramię, była pewna, że ta będzie wiedziała o co jej chodzi.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyCzw 25 Wrz 2014, 16:34

Ahoj przygodo! Żaden ochroniarz nie mógł popsuć im zabawy. Nawet w takich sytuacjach Jolene miała świetny humor mimo ryzyka złapania i kłopotów ze strony rodziców. Ha, Joe miała o tyle dobrze, że jej mama i tata byli przyzwyczajeni do ognistego temperamentu. Poza tym nikt szybciej nie biegał od Joe, której życie polegało na spieszeniu się i zręcznym pokonywaniu przeszkód w postaci ludzi.  Wcale, ale to wcale nie zmartwiła się o Dwayne'a. Odprowadziła go chichotem, gdyż nikt nie potrafił tak naśladować Indian niż on. I to na boso jeszcze uciekł! Przez chwilę go dopingowała, krzycząc z wysokiego drzewa Dwya-ne, Dway-ne!. Nagle przed nią znalazła się roztrzepana, wesoła twarz Clary. 
- Collin? Stoi przy budce z lodami, o tam. - wskazała palcem na kolorowy dach sklepiku położonego kilkanaście metrów dalej. Widziała nawet czuprynę małego Morsiona. Joe włożyła dwa palce do ust i przeciągle zagwizdała, nie robiąc sobie absolutnie nic z krzyków ochroniarza, aby natychmiast zeszła z drzewa. Collin odwrócił się w ich stronę, pojmując od razu o co chodzi. 
- Słuchaj, ten tępy miły pan na dole jest pewien, że jestem tu sama. - wnioskowała to po nawoływaniach Zaraz wezwę twoich rodziców, droga damo! Zejdź z drzewa natychmiast, ono jest pod ochroną!
- Zgubię go w tłumie, a ty potem zejdź i złap Collina. Spotkamy się przy bramie. Zaufaj nam, uciekaliśmy przed ochroniarzami już dziesięć tysięcy razy.  - wyszczerzyła się, mówiąc to tonem eksperta od uciekania. Dwayne był członkiem drużyny quidditcha, a Joe umiała bardzo szybko biegać. Żal nie wykorzystać tych umiejętności do zgubienia osiłków. Trochę adrenaliny do zabawy im się przyda, wszak nie ma nic piękniejszego niż ta niepewność i szybsze łomotanie serca. Wzięła od Puchonki kilka szyszek i rzuciła nimi o dziwo, celnie!, w głowę biednego ochroniarza. Zeskoczyła tak jak Dwayne z najniższej gałęzi, lądując zgrabnie na stopach i nim przedstawiciel władz zdał sobie sprawę, że go posłuchała, Joe już nie było. Złapała swoje policzki odsuwając je na boki i pokazując mężczyźnie język. Ta szesnastoletnia dziewczyna zachowywała się jak istne dziecko! Nic dziwnego, Dwayne tak na nią działał. Przy nim była taka wesoła i swobodna, bo oznaczał zabawę i radość. Kto by pomyślał, że już na koniec listopada zostanie pełnoprawną czarownicą? 
W podskokach wpadła w tłum ludzi, a za nią ochroniarz zbulwersowany od ataku szyszkami. Dziewczyna biegła tak jak robiła to w na hogwardzkich korytarzach, gdy dzwonek już zadzwonił, a następne zajęcia były prowadzone przez profesor Chantal nie cierpiącą spóźnialskich. Czyli tak, jakby zależało od tego jej życie. Przebiegła na boso (całkowicie zapomniała o pozostawionych pod drzewem sandałkach) po trawniku, napastując sklepik z balonami. Rzuciła w tył kilka kolorowych balonów, a oburzony okrzyk uświadomił jej, że ma teraz sporą szansę go zgubić. I zrobiła to. Wpadła w jeszcze gęstszy tłum ciał ludzkich, przedzierając się między nimi bardzo poplątaną drogą. Uśmiechnięta od ucha do ucha powoli kierowała się ku bramie, pewna, iż reszta Puchonów bez problemu dotrze w umówione miejsce.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyCzw 25 Wrz 2014, 18:42

Auć – w taki sposób można było podsumować reakcję Dwayne’a na ataki obu dziewcząt licząc się z rychłą wygraną jeśli użyłby Clarissy jako żywej tarczy, zmuszając Jolene do porzucenia broni. Inaczej musiałby poświęcić dziewczynę przytrzymując ją i zmuszając do błagania o litość przy łaskotkach, jakie obmyślił zastosować samemu obawiając się własnych. Nawet nie podejrzewał, że Puchonka miała w planach zemścić się i bronić właśnie w ten sam sposób, wymuszając na nim krzyki radości zmieszane z bólem pod wpływem intensywności dotyku. Na szczęście i nie szczęście z odsieczą przyszli ochroniarze, rozdzielając się w celu złapania poszczególnych łobuzów przeganiając ich nie tylko z parku, ale wzywając rodziców do wymierzenia kary grzywnej za niszczenie mienia.
Dwayne jednak nie robił nic złego we własnym mniemaniu, odwracając się przez ramię w stronę całkiem postawnego ochroniarza z równie solidnym mięśniem piwnym, nad którym Puchon nie mógł się skupić tak bardzo jakby tego chciał. Gdzieś tam usłyszał dźwięki wydawane przez Jolene, odwracając się w jej stronę z szerokim uśmiechem i nie zwlekając pogratulował jej pomysłowości, doszukując się sylwetki Clarissy. Czyżby dziewczyna nie potrafiłą zejść z drzewa? Ta myśl była nieco irracjonalna skoro się wdrapała na nie, ale zabłysnęła tak ostro w głowie wojownika, że nie dostrzegł wystającego kamienia i stracił równowagę machając na wszystkie strony rękoma.
Popędzany wyzwiskami ze strony ochroniarza upadł na kolana przedzierając spodnie i skórę na kamiennej ścieżce, pośpiesznie zbierając się z niej z wizją kolejnego szlabanu nakładanego surową ręką ojca, który z chęcią wymierzy mu również solidne lanie za niesubordynację. Ileż to razy Dwayne obrywał za swoje pomysły a ojciec nie nauczył się, że ten sposób nie działa na chłopaka pogłębiając jego dziecinne zachowanie i beztroskę, za którą skrywał nieuświadomiony ból. Minął kolejne drzewo i zakręcił dookoła oczka wodnego bawiąc się z ochroniarzem w „złap mnie jeśli potrafisz” wytykając język pod krwistym pasmem pozostałym z nagłego podniecenia podczas zabiegów Jolene. Nawet słowa troski czy jest cały z ust wąsatego mężczyzny nie zatrzymały go, bo ruszył dalej, znikając już po krótkiej chwili w tłumie ludzi dążąc do zachodniej bramy – dając tym samym czas Clarissie i Jolene na ucieczkę, nie podejrzewając nawet, że którejś z nich mogłoby się nie udać!
Dopiero po siedmiu minutach udało mu się zgubić ogon, nie przekraczając jednak bramy, ale biegnąc wzdłuż płotu zamierzał wrócić do miejsca spotkania – czyli głównego wejścia, nie zwracając na siebie aż tak wielkiej uwagi jak przed chwilą. Przechodnie owszem, zerkali na niego, ale z mniejszą ciekawością i intensywnością, zajęci własnymi sprawami, nie zainteresowany uciekinierem. Dwayne zaś miał całkiem sporo czasu na dobrnięcie do drzewa i upewnienie się, że Clarissa zniknęła z niego a nie tkwi tam przestraszona, wyklinając dwójkę Puchonów pod nosem. Jolene nie było nigdzie widać i wierzył, że zabrał koleżankę z parku dążąc do mieszkań kilka przecznic dalej. Obszedł dookoła drzewo, w pośpiechu sięgając pozostawione przez dziewczyny buty i zanim zdążył dostrzec sylwetki zdyszanych ochroniarzy, popędził w stronę głównej bramy.
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyPią 26 Wrz 2014, 12:35

Taka przygoda mogła przydarzyć jej się tylko z tą dwójką. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się by jacyś ochroniarze ją upomnieli, a tym bardziej gonili. No, ale w końcu tylko raz się żyje prawda? Patrzyła z uśmiechem na przyjaciółkę, która przez chwile dopingowała Puchona uciekającego przed jednym z dwójki ochroniarzy, drugi stał pod drzewem nawołując, że mają zejść. Po zachowaniu przyjaciółki Clary była pewna, że dziewczyna zbytnio nie przejęła się ochroniarzami i zapewne nie pierwszy raz znajduje się w takiej sytuacji. Spojrzała w kierunku, który wskazywała Joe. Rzeczywiście brat Dwayne'a stał tam, a gdy tylko Jolene zagwizdała, chłopak już wiedział co się stało. Clarie nie umiała gwizdać za pomocą palców, a zawsze chciała się nauczyć. Sama wiele razy próbowała, ale jakoś nie wychodziło jej to zbytnio. No ale skoro Joe potrafi, to będzie mogla ją nauczyć prawda? Spojrzała na dziewczynę, dziwnie się uśmiechając. Nie zamierzała teraz jej o tym mówić, w końcu nie ma czasu na takie głupoty. Potem będzie męczyła dziewczynę. Zaśmiała się cicho, ona też po krzykach mężczyzny wywnioskowała to samo. Nie rozumiała jak mógł jej nie zauważyć, ale może to nawet lepiej.
- No dobrze, spotkamy się przy bramie. - zgodziła się.
Gdy ta powiedziała, że wiele razy już uciekali przed ochroniarzami, Clarie nie zdziwiła się ani trochę. W końcu tak też podejrzewała. Z jednej strony było jej głupio, że to przyjaciele wzięli na siebie odciągnięcie ochroniarzy. Natomiast jakby patrzeć na to z drugiej strony, to czy mogła być na sto procent pewna, że uda jej się uciec. W końcu była tu pierwszy raz, no i nigdy nie znajdowała się w podobnej sytuacji. Po chwili Joe nie było już na drzewie i uciekała przed ochroniarzem. Clary uśmiechnęła się i zaczęła schodzić z drzewa. Nie szło jej to jakoś za dobrze, przecież nie chodziła po drzewach tak często jak dwójka Puchonów. Zresztą nie wiadomo czemu, dziewczynie o wiele lepiej się wchodziło na drzewa, niż z nich schodziło. Po chwili jednak udało jej się i pobiegła w stronę Collina, całkowicie zapominając o butach. Podbiegła do małego Morison, bez słów złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Wiedziała w jaką stronę ma biec, jej orientacja w terenie była całkiem niezła, a i również zapamiętywanie dróg nie było dla niej problemem. W międzyczasie zorientowała się, że nie ma na sobie butów, "trudno" - pomyślała. Przecież nie było czasu by się wrócić i je zabrać. Dobiegli do bramy, znaleźli się tam jako pierwsi, co się dziwić w końcu oni nie musieli zgubić ochroniarzy. Clary puściła dłoń chłopca i uśmiechnęła się do niego, teraz przyszło im tylko czekać.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyPią 26 Wrz 2014, 15:44

Hopsaaa, hop! Przeskoczyła z gracją kilka kwiatków, nie mając serca ich deptać. Obróciła się wokół własnej osi, wyminęła pana Troglodytę z zakolami i czmychnęła w tłum, w krótkim czasie pozbywając się ogona. Ile to jej zajęło? Cztery minuty? Pięć? Była lepsza od Dwayne'a, gdyby wiedziała, ile razy obiegał wokół oczko wodne.
Zziajana, jak zawsze, dobiegła do bramy na boso. Po drodze napotkała z daleka rodziców, a więc im pomachała i na migi przekazała, że zaraz przyjdzie. Czy to zrozumieli - nie wiedziała, lecz nie mogli jej później zarzucić, że zniknęła bez słowa. Może i nie powiedziała nic, ale zameldowała się, że żyje i świetnie bawi w rezerwacie. Przybiegła jako ostatnia do bramy, rzucając się od tyłu na szyję Dwayne'a, zmuszając go do zniesienia swojego ciężaru. 
- Bu! - krzyknęła mu do ucha, posyłając szeroki uśmiech Clary i Collinowi. - Dobra robota, siostro! - puściła oczko do Puchonki, nadal okupując Dwayne'a swoimi pięćdziesięcioma kilogramami. A gdy dostrzegła przyniesione buty, pisnęła z radości.
- O, przyniosłeś je! Super, jeszcze pomyślą, że ich nie kocham. - zabrała mu sandałki i schylając się w pół (narażając również Dwayne'a na widok kawałka różowych majtek, ale tylko kawałka!), zapięła pasek na pięcie, wsuwając stopy do bucików. Klasnęła nagle w dłonie, podskakując w miejscu. 
- Misja Zgubić Ochroniarza wykonana! - przybiła piątkę Gęgającemu Piórowi, Clary i oczywiście Collinowi. Miała w tym wprawę. Bardzo wielką wprawę, tak samo jak w gwizdaniu, hałasowaniu, dopingowaniu, uwielbianiu wszystkiego i uciekaniu. Gdyby nie zdolność do psucia mioteł, wcisnęłaby się do drużyny quidditcha. Niestety kapitan nie chciał jej przyjąć. Żal było mu mioteł. Nie wiedział co tracił. 
- Widziałam tych nieprzystojnych panów przy wschodnim kasztanowcu za ogrodzeniem. - poinformowała ich. Złapała od pana sprzedawcy cztery wielkie balony i wręczyła towarzyszom. - Zakryjmy się za nimi i chodźmy do mojej mamy i taty. Wiecie... wata cukrowa. - szepnęła śmiertelnie poważnym tonem, jakby było to tajne hasło na słodyczową rozkosz. Nie obawiała się nawrotu stróżów rezerwatu, wszak mogą ich jeszcze raz wykiwać. Gdyby miała pewność, że Clary nie zanudzi się w ich towarzystwie, sama znalazłaby ochroniarzy i urządziła z nimi drugie wyścigi. Nie wygrają z czarodziejami, a więc ahoj przygodo, trwaj wiecznie albowiem to ostatni miesiąc wakacji i nadejdzie czas pani od eliksirów i kochania ślizgonów.
Joe schowała głowę za żółtym, unoszącym się pięknie balonem i pomarszowała wyprostowana dróżką ku rodzicom, ciągnąc za sobą troję przyjaciół. Takie wypady do rezerwatu uwielbiała, bowiem nie ma nic piękniejszego od najbliższych spotkanych niespodziewanie w tym samym miejscu i w tym samym czasie. To musi być przeznaczenie.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyPią 26 Wrz 2014, 16:50

Twarz Dwayne’a zmieniła się pod wpływem ulgi kiedy dobiegł zdyszany do Clarissy, wręczając jej lewy sandał dziewczyny i prawy – należący do Jolene. Obdarował ją szerokim uśmiechem satysfakcji mając nadzieję, że nie dostrzeże rozdartych portków na kolanach. Zerknął na przestraszonego Collina i już zamierzał podskoczyć do niego, aby rozczochrać mu włosy kiedy ktoś uwiesił mu się na szyi. Wypuścił oczywiście buty ze swoich rąk, wyginając się przy tym do tyłu i … parsknął śmiechem wślizgując się ręką na pas Jolene, aby ułożyć ją ostatecznie na plecach. Wprowadził niecny plan od razu kiedy przyszedł mu do głowy i już po chwili wszyscy turyści zwiedzający rezerwat mogli usłyszeć dziewczęcy pisk. Dwayne bowiem pochylił się i cofnął gwałtownie, chwytając ją niczym futbolista w pasie i z szeroko otwartymi ustami stwierdził:
- No. Mamy obiad na dziś, Clarissa. – Dodał z wyraźnym rozbawieniem, z trudem powstrzymując szczery wybuch śmiechu z powodu własnej genialności. Zerknął na przepaskę z piórami zsuwającą się z głowy tymczasowej blondynki, upadając gdzieś na ziemię z drugiej strony i zamiast ją podnieść, Puchon wykonał dwa teatralnie sztywne kroki w kierunku pierwszego skrzyżowania. Mieli się spotkać pod domem Jolene, a zamiast tego bawili się dalej przy bramie! Dopiero potem odstawił przyjaciółkę i zamiast przybić jej piąstkę, ze szczerym śmiechem odbiegł w stronę Collina, pchając go w ramiona przekochanej koleżanki. Nie zważając oczywiście na protesty młodszego brata, który – słabszy i mniejszy – bez przeszkód zmniejszył dystans dzielący go od sąsiadki. Sytuację wykorzystał Dwayne, chowając się (a raczej górując nad jej głową) za Clarissą, kładąc dłonie na przedramionach w ramach przygotowania na zemstę Jolene.
- Bestia wydostała się na wolność! Ratuj się kto może! – Krzyknął ledwo utrzymując swój głos w ryzach, spoglądając na ubierającą buty dziewczynę z odsłoniętymi majtkami. Palce znajdujące się na przedramionach Clarissy niemalże od razu zesztywniały w silnym uścisku, a sam chłopak przełknął z wyraźnym trudem ślinę, uśmiechając się przy tym - nie mniej nie więcej – jak przygłup. I nawet wizja waty cukrowej nie była aż tak kusząca jak podwinięcie sukienki stojącej przed nim Puchonki, aby ujrzeć kolor majtek jakich dzisiaj jeszcze nie widział, po gentlemeńsku odwracając się podczas wspinaczki. Nawet jeśli został przyłapany na spoglądaniu na pośladki Clarissy, niewiele było w stanie go oderwać od tego widoku.
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySob 27 Wrz 2014, 13:22

Gdy Dwayne pojawił się obok nich, Clray posłała mu szeroki uśmiech - I jak zgubiłeś go? - zapytała. Wiedziała jaka jest odpowiedź, ale zapytać zawsze można. Wzięła buty od chłopaka - Dzięki. - nieco ją zaskoczył, że miał jeszcze czas by zabrać ich buty. Musiał się zapewne wrócić i sprawdzić, czy z Joe zniknęły już z miejsca zbrodni. Kątem oka zauważyła jego rozdarte spodnie, lecz nie zwróciła na nie uwagi, nie widziała takiej potrzeby. Gdy Jolene pojawiła się znikąd i wskoczyła na chłopaka, odwzajemniła uśmiech dziewczyny i zaczęła się śmiać razem z przyjaciółmi. - Dzięki i nawzajem, rozumiem że ochroniarz nie miał z tobą szans - na jej twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech, gdy przypomniała sobie minę przyjaciółki, jak uciekała. - Myślisz, że będzie dobra? - zapytała, przybierając poważny wyraz twarzy, udając że się nad tym zastanawia. Zauważyła, że przepaska z piórami zsunęła się z głowy Puchonki, Clary podniosła ją z ziemi. Ściągnęła swój wianek i założyła przepaskę. - Teraz moja kolej - uśmiechnęła się do chłopaka i założyła mu na głowę jej wianek - Do twarzy ci w nim, co myślisz Joe? - zaśmiała się, a jej śmiech stał się jeszcze głośniejszy, gdy blondynka pisnęła na widok swoich butów. - No widzisz Dwayne już wiesz jak sprawić jej radość - wskazała głową na blondynkę, która ubierała właśnie swoje odzyskane buty. Przybiła dziewczynie piątkę, a gdy Puchon stanął za nią, spojrzała na niego pytająco. - Wiesz jeśli chcesz mnie wykrzystać jako żywą tarcze, to może być trochę kiepsko - zaśmiała się. Przecież chłopak był od niej wyższy mniej więcej o 15 centymetrów. Szczerze powiedziawszy ona sama również nieco się obawiała Joe, nie wiadomo co ta dziewczyna wymyśli. Chciała się ewakuować za Dwayne'a, ale ten w tej chwili jego uścisk na jej ramionach stał się mocniejszy. Morison mógł zapomnieć, Clarie nie zamierza nikomu pokazywać swoich majtek, a więc ich kolor nadal pozostanie dla niego zagadką. - Ja chcę czerwonego! - wykrzyknęła i wzięła od dziewczyny balona. - Do twoich rodziców? - zapytała - Nie wiedziałam, że oni tutaj są - uśmiechnęła się lekko i zaczęła poprawiać sukienkę, wygładzając ją z każdej strony, nie chciała źle się prezentować. Butów jednak nadal nie ubrała. Dobrze chodziło jej się boso, więc postanowiła tego jeszcze nie zmieniać. - Chodźmy, chodźmy - uśmiechnęła się, gdy usłyszała o wacie cukrowej. W końcu ona nie może czekać. Czym prędzej ruszyła za Joe, ciągnąc za sobą Dwayne'a. Nie kryła się za balonem, szła trzymając go w lewej dłoni, patrząc na niego z zadowoleniem. Clarissa nigdy nie nudziła się w ich towarzystwie, zawsze coś się działo, ale co się dziwić wystarczy tylko popatrzyć na tą dwójkę i od razu można mieć pewność, że z nimi czeka cię wiele przygód.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySob 27 Wrz 2014, 15:25

Przeciągły pisk zmieszał się z okrzykiem buntu. Uwieszenie się na szyi miało być tylko uwieszeniem się na szyi, a nie porwaniem na obiad. Joe byłaby bardzo dobrym, smacznym i zdrowym obiadem, ale teraz miała nadzieję, że Dwayne dostałby bólów żołądkowych za próby upolowania posiłku.
- Dwayneeee! - okrzyk ten niósł za sobą słodką obietnicę zemsty. Jak tylko stanęła na nogi podwinęła niewidzialne rękawy, wygięła palce aż pstryknęły i poruszyła smukłymi ramionami gotowa zemścić się słodko.
- Nie uciekniesz przede mną i poproszę mój pióro... - urwała, bo pasowało jej, że to Clary nosi pióra, a nie Dwayne. W wianuszku. Wybuchnęła gromkim śmiechem, absolutnie nie przejmując się jego przerażoną miną. Musiała przypadkiem chyba odsłonić kawałek majtek. Joe była zaskoczona, że chłopak tak reagował na czyjeś majtki. To przecież tylko bielizna, może zobaczyć jej mnóstwo na plaży, na którą notabene trzeba się przejść i korzystać z lata. Mieli tyle planów do realizacji i tyle dni do wypełnienia pięknymi wspomnieniami, iż w głowie się to nie mieściło! Może w końcu Joe upoluje sobie męża? Nigdy nie mogła wypatrzeć odpowiedniego materiału, co ją przygnębiało. Miała szesnaście lat i nie miała jeszcze nawet chłopaka. Jak tak można? 
- Nie paaatrz się taaak. - przeciągnęła samogłoski dopadając do Dwayne'a stojąc tuż przed niewinną Clary. Pomachała mu przed oczami, pstryknęła sprowadzając go na ziemię. Wtem uciekł i rzucił w jej ramiona Collina, czym ją uszczęśliwił, bowiem Joe przytuliła do siebie mocno trzynastolatka i wycałowała w oba policzki.
- Chodźmy kochanie, kupię nam wspólną dużą watę cukrową! W Hogsmade są takie duże w kształcie serca. Szkoda, że tutaj nie umieją tego wyczarować. - rozmarzyła się, przytulając do swych piersi biednego małego Collina. Nie wypuściwszy go z objęć ruszyła przodem, wytykając po drodze język Dwayne'owi.
- Byłam siku jak was spotkałam. Poszłam od rodziców, bo zachwycali się nad jakimś starym dębem. - wzdrygnęła się nie widząc w tym absolutnie nic ciekawego. Musi się coś dziać, musi trwać życie i emocje, zaś dąb ich nie posiadał. Już z daleka dostrzegła dwoje niewysokich ludzi w średnim wieku. Pomachała im, mrugając niewinnie podkreślonymi, długimi rzęsami. 
- Mamoo, zobacz kogo spotkałam! Tato, dasz nam drobniaki na watę cukrową? Będziemy stali tu, bliziutko. I przyniosłam dla ciebie balona, zobacz! - wręczyła rozbawionemu ojcu balon, odbierając jednocześnie kilka monet. Matka przywitała każdego z osobna Puchona, spoglądając podejrzliwie na córkę tulącą do siebie Collina. Jolene nie miała za grosz poczucia wstydu. Matka skomentowała długą nieobecność i liście wplecione w włosy córki, i dopiero uwaga ojca, żeby dzieci korzystały z wakacji uciszyła długie wywody na temat "Co należy robić w rezerwacie i dlaczego nie wolno wchodzić na drzewa".
Odeszli kawałek, a Joe podśpiewywała radośnie (fałszując) i przytulając do siebie mocno trzynastolatka. 
- Dwayne, kup nam watę cukrową. Ja chcę różową. Nie zdejmuj wianka, bardzo ci w nim do twarzy, wielki wodzu. - pokazała mu znowu język, wciąż rozbawiona jego speszeniem. Kupi mu kiedyś katalog z damską bielizną, aby zobaczył jak ona wygląda, a najlepiej będzie jak zaciągnie go na plażę, gdzie dziewczęta chodzą w bikini. A całe te knucie było wymalowane na jej piegowatej twarzy, co Clary mogła odczytać bez problemu.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySro 15 Paź 2014, 19:00

Noszenie wianka nigdy nie było marzeniem Dwayne’a, który przyzwyczajony był do prezentowania swojej osobowości w sposób indiański, wiktoriański, kowbojski i jak najbardziej męski, zaś noszenie na głowie kwiatków nie sprawiało mu przyjemności. Dlatego zniesmaczenie rozlało się nie tylko po całej jego twarzy w formie uniesienia lewej brwi oraz zmrużenie powiek, przy równoczesnym zaciśnięciu warg w wąską szczelinę, ale również napięcie mięśni dłoni uwidaczniało tlące w jego ciele emocji. Ileż jeszcze można piorunować spojrzeniem nieoczekiwaną towarzyszkę zabawy, kiedy pseudo-indiański pióropusz nadawał jej twarzy większej niż oczekiwała radości? Gromki śmiech Jolene wystarczył, aby Puchon zapomniał odpowiedzieć na wcześniej postawione pytania Clarissy, uważając je za typowo retoryczne. Kiedy odwracał spojrzenie na koleżankę z dzieciństwa, próbował zmusić się do ułożenia ust na kształt uśmiechu, jaki wyszedł mu w rzeczywistości nie tylko niemrawy, ale przede wszystkim – sarkastyczny. Odsłonił nawet przednie zębiska (niemalże końskie zważywszy na te pierwsze), po czym ze zrezygnowaniem obserwował radość dziewcząt z widoku balonów.
Niespiesznie ściągnął z siebie nieszczęsny wianek, po czym podreptał niczym siódme nieszczęście za nimi, w kierunku obranym przez Jolene. Przy rodzicach nie stracił rezonu, ale też nie odzyskał wcale humoru, uśmiechając się jedynie półgębkiem podczas chowania zarówno balona jak i wianka za swoimi plecami. Collin najwyraźniej ucieszony był wizją słodyczy, bo nawet nie protestował zbyt mocno na zabiegi sąsiadki.
- Wódz indiański nie przyjmuje od nikogo rozkazów, tym bardziej od dziewczyny. – Rzucił naburmuszonym tonem, wkładając nieco zmiętoszony wianek na blond czuprynę Jolene, kontynuując coraz szybciej swój wywód niskim głosem. – Dla twojej wiadomości jestem wojownikiem, a nie wodzem. Wódz Apaczów był wybierany przez wojowników, musiał się wyznaczyć czymś szczególnym i zdobyć wiele umiejętności, a przede wszystkim doświadczenia. Potrzebował również akceptacji rady starszych, ot tak sam nie mógł stwierdzić „jestem wodzem”, więc jak widzisz- ja wodzem nie jestem. A pójdę po waty tylko dlatego, bo nie chcę słuchać jak się ze mnie śmiejecie. – Dokończył z ostrym zakończeniem chwytając drobne od Jolene i nie słuchając ich, odszedł dumnym krokiem w kierunku budki z watą cukrową.

/wybaczcie za zwłokę, niemałe zawirowanie miałem; poprawię się!
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySro 22 Paź 2014, 19:38

Wata cukrowa. Była to jedyna rzecz o której Clarie teraz myślała. Robiła się pomału głodna, w końcu od śniadania nic nie jadła, a trochę czasu od jej jedynego posiłku minęło. Nic dziwnego więc, że cały czas uśmiechała się do przyjaciół, jak i ludzi całkowicie jej obcych. Zadowolona poprawiła pióropusz na swojej głowie. Miała nadzieję, że nadal prezentuje się całkiem nieźle. Nie chciała bowiem, źle wypaść w oczach rodziców Jolene. Gdy usłyszała o wacie cukrowej z Hogsmade, przestała się już tym przejmować. Teraz myślała tylko o wacie, a na wspomnienie tamtej w kształcie serca, wydała z siebie ciche westchnienie. Dziewczyna ją uwielbiała i miała z nią dobre wspomnienia z dzieciństwa. Gdy znaleźli się przy państwu Dunbar grzecznie się przywitała i czekała, aż będą mogli iść po watę, jej żołądek dawał o siebie znać i zaczęło jej burczeć w brzuchu. Clary zrobiła się cała czerwona na twarzy i spuściła głowę, próbując ukryć zawstydzenie. Nie wyszło jej to zbyt dobrze. Była wdzięczna Joe, gdy ta zaczęła śpiewać. Sama zaczęła tańczyć w rytm piosenki, śmiejąc się. Spojrzała na Dwayne'a, ona sama uważała, że nie wygląda aż tak źle w tym wianku, co prawda śmiesznie, ale nie źle. - Wodzu nie bądź zły! - przytuliła go, chcąc by wrócił mu dobry humor. Gdy zdjął wianek, zrobiła smutną minę. - Ale wiesz, że ja ci nie oddam jeszcze pióropusza prawda? - zapytała, szybko odsuwając się od niego. - Ja chcę niebieską. - uśmiechnęła się i chwilę go obserwowała jak znikał w tłumie. Spojrzała na przyjaciółkę, widząc że ta intensywnie nad czymś myśli, zaśmiała się. Domyślała się o co chodzi i była tego samego zdania, a uśmiech który jej posłała, był na to dowodem.

/przepraszam, że tak długo ale miała dużo do nadrobienia w szkole ;)
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptyCzw 23 Paź 2014, 18:22

Joe wciąż wieszała się na ramieniu Collina, mocno go ściskając. Może to on będzie jej przyszłym mężem? Nie, nie! On nie jest czarodziejem, a jej mąż musi być koniecznie czarodziejem. Najlepiej arystokratycznym i przystojnym, gdyż Collin wciąż przypominał pucołowatego chłopczyka, zapoznanego osiem lat temu.
Przyjęła radośnie wianek, poprawiając go na głowie. Wyczuwała, że Dwayne się trochę obraził, ale znała go na wylot i wiedziała, że mu przejdzie.
- Jesteś wodzem, przecież Hufflepuff cię wybrał, głuptasie. - posłała mu jaśniutki uśmiech, prostując jego wypowiedź. Miała na myśli jego opowiadane historie przedstawiane młodszym uczniom. Sama Jolene siadywała na kanapie i słuchała opowiadań z ust samego Indianina czystej krwi. Nigdy chyba z tego nie wyrosła. Przez osiem lat się tak wiele w tym nie zmieniła. Lubiła go słuchać, bo miał bardzo bogatą wyobraźnię, której mu zazdrościła.
- Czy my się śmiejemy? - zapytała Clary, uśmiechając się doń szeroko i niewinnie. Zachichotała zaraz po tym jak Dwayne pokazał im swoje plecy i odszedł po watę cukrową. Otworzyła swoją torebkę i wyjęła stamtąd Magiczny kolorowy mazak. Niby nie mogła używać go przy mugolakach... ale przecież wszyscy ją znali. Niezbyt dobrze szło jej przestrzeganie zasad, tak więc bez wyrzutów sumienia namalowała na swoim balonie szeroko uśmiechniętą buzię bez przedniego zęba, z trzema włosami i jednym krzywym okiem.
- Buu, wyszedł mi Filch. - wzdrygnęła się i pokazała twór Clary. Kolor mazaka był obecnie czarny, aczkolwiek po przechyleniu balonu pod słońce, zmieniał swą barwę na zielony.
- Mamoo, może przyjść do mnie Clary i Dwayne i Collin? Obiecałam im, że zrobimy maseczkę pomidorową Emanuelowi. - zapytała rodziców o pozwolenie i je uzyskała bez zająknięcia. Puściła oczko do Clary, bowiem wcale nie Emanuela mieli kąpać. Joe kochała swoich rodziców. Pozwalali jej realizować szalone pomysły po przekonaniu się, że tej nie powstrzyma nic przed dopięciem do celu. Tak więc oferowali jej do dyspozycji zrobienie z łazienki w ich mieszkaniu pobojowiska o smaku pomidorowym. Jolene klasnęła w dłonie i stanęła na palcach, wyglądając głowy Dwayne'a. Na pewno poprawi się mu humor jak dowie się kto będzie ofiarą ich maseczki pomidorowej ujędrniającej ciało. Dwayne Morison będzie najbardziej ujędrnionym Puchonem w całym Hufflepuffie. Albo i w całym Hogwarcie!
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 EmptySob 25 Paź 2014, 15:51

Serenada wydawana przez żołądek Clarissy zapoznał wszystkich z nowo objawionym talentem, odbijając się jednak od muru niezrozumienia dla właścicielki, prowadząc do wybicia wypieków na policzkach. Czyżby nie potrafiła docenić własnego organizmu i zamiast obrócić to w żart, wolała schować się we własnych ramionach? Monolog prowadzony w umyśle Dwayne’a nie był zbyt zawiły, jednak w wystarczająco sposób utrudniał mu dalsze boczenie się na dziewczyny na takim samym poziomie, jak sobie uprzednio założył. Spojrzał zdezorientowany na zbliżającą się Clarissę, która w niezrozumiały dla niego sposób postanowiła podzielić się czułym gestem beztroskiego przytulenia, jakie rzekomo miałoby zrekompensować dotychczasowe paradowanie w wianku na głowie. – Na razie możesz go mieć. – Powiedział ostrożnie, próbując dostrzec w zachowaniu Puchonki oznaki szaleństwa, bo zrozumieć w żaden sposób jej nie potrafił. Podobnie jak kwestie związane z noszeniem spódnic i sukienek przez inne dziewczyny, czy one robiły to specjalnie, bo chciały widzieć rumieńce zawstydzenia na twarzy Dwayne’a? Westchnął ze zrezygnowaniem chwytając drobianki, aby już po chwili ruszyć w głąb tłumu obserwującego nietypowo ubranego chłoptasia.
W zamyśleniu nad wykonaniem w przyszłości miniaturowych wersji pióropusza  dla najbardziej oddanych słuchaczy (w tym Jolene i Clarissa), jednak wzdrygnął się na samą myśl jak ostro zareagowałby Filch oraz panna Chantal, jeśli tylko dostrzegłaby kogoś z takim dodatkiem na głowie. Przecież od razu byłoby wiadomo kto stał się pomysłodawcą i kogo należy ukarać, a Dwayne z kolei nie miał zamiaru podkładać się już na samym początku nadchodzącego roku szkolnego.  Czekając w kolejce nie podejrzewał nawet jak niecny plan dopracowują dziewczyny, już po kilku minutach zajęty wybieraniem odpowiedniej wielkości waty cukrowej i jej koloru. Poruszenie jakie zapanowało niemalże od razu nakazało Puchonowi rozejrzeć się z rozbawieniem dookoła, w poszukiwaniu źródła hałasu, jednak nim zdążył obrócić się w lewą stronę woreczek z piasek spadł mu prosto na głowę wraz z głośnym jękiem.
Henry Lancaster napisał:
Pojawienie się sowy w takim rezerwacie wywołało małe zainteresowanie. Kilka głów zadarło głowę do góry i śledziło bielutką płomykówkę ze złotymi końcówkami piór. Co takie zwierzę robiło o tej porze roku w Walii? Odbijało się na niebie i płynęło... zatrzymało się nad gromadką ludzi - w tym troje czarodziejów. Oni jedni mogli wiedzieć o co chodzi, szczególnie jak pani Nero, sowa Henry'ego, zrzuciła na Colina zwinięty rulon pergaminu i jakąś sakiewkę z piachem. Sowa pomyliła adresata ale i tak spisała sie na medal, pokonując tak długą trasę. List był do Dwayne'a od Laurel Lancaster.
Puchon chwycił za kopertę zapominając chwilowo o watach cukrowych i przeczytał na szybko skreślone wyraźnie drżącą dłonią Laurel koślawe słowa dotyczące stanu zdrowia jego najbliższego przyjaciela. To tak, jakby zabrali mu starszego brata. Albo bliźniaka. Zbladł wyraźnie i sposępniał, zatrzymując spojrzenie na słowie „śpiączka” tak długo, aż w końcu właściciel budki z watą cukrową nie szturchnął go w ramię. Pośpiesznie wymamrotał więc wytłumaczenie, że zaraz młodszy brat podejdzie odebrać waty cukrowe i biegiem ruszył w kierunku konspirujących Puchonek.
- Ej, dlaczego ten balon wygląda jak ładniejsza wersja Filcha? – Zagadnął unosząc lewą brew w górę, celując palcem w balon należący do Jolene. Spojrzawszy dopiero na Collina przypomniał sobie o zakupie i podskoczył do niego, wyrywając go z objęć sąsiadki jednym, sprawnym ruchem. – Leć po waty cukrowe. No nie mazgaj się, weź sobie największą. W domu też Pryszcz coś smacznego ci przyszykuje. – Wykręcił się od marudzącego pod nosem chłopaka, który ociągając się (acz z lepszym humorem) ruszył odebrać zamówienie, nieświadomy wielkości wat jakie będzie musiał zaraz przynieść. Tymczasem Dwayne zrobił obrót dookoła siebie i nie tłumacząc się dziewczynom pędem rzucił się po leżący na trawniku woreczek z zielonym proszkiem sieci Fiuu. I z przejęciem rzucił do nich, przyciszonym, niskim głosem informując:
- Heniu jest znowu w Mungu, coś się stało na obozie. Joe, zostawię twoim rodzicom Collina, okej? Mam trochę proszku Fiuu, może by wystarczyło na dwie osoby. Może twoi rodzice mają go więcej przy sobie, co? – Zagadnął nieco… spanikowany? Kiedy pierwszy raz dowiedział się dlaczego przyjaciel trafił do szpitala był tak blady, że nieomal zemdlał z wrażenia. Powtórka z rozrywki przecież nie mogła być! Laurel i Henry musieli zostać w Hogwarcie, bo z Jolene i Clarissą przy boku to on przecież zbabieje. Wyciągnął rękę z listem od Laurel przed dziewczynami.
Sponsored content

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] - Page 2 Empty

 

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Dom państwa Everett - Walia
» Gard Manor [Swansea, Walia]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Świat
 :: Wielka Brytania i Irlandia
-